Sky nie mógł powstrzymać napływającego na usta uśmiechu. Jonah zmieszał się mocno. O co mu znowu chodziło? Czyżby szatyn powiedział coś nie tak?
A czarnooki za chwilę mógłby wybuchnąć gromkim śmiechem, udusić się normalnie. Czy dwudziestotrzylatek naprawdę myślał, że...
- Nie ma mowy! - stęknął brunet. Ledwo co był w stanie wypowiedzieć te trzy słowa, bo za chwilę mógłby po prostu zacząć płakać i pluć z rozbawienia. No, ale co jak co, tak niedorzecznej propozycji nawet się po „przyjacielu” nie spodziewał. Żeby go okiełznać? Usidlić Sky'a? O nie, nie, nie! Czarnooki zawsze robił to, na co miał ochotę! Nie będzie grał w żadne gierki-przebieranki, a już na pewno nie stanie się grzeczną suczką u nogi brązowowłosego mężczyzny!
Jonah spróbował objąć dwa lata młodszego chłopaka tak, aby nie był w stanie się ruszyć. Złożył kilka krótkich, ale namiętnych pocałunków na jego delikatnej szyi, po czym szepnął.
- Czasami absolutny brak władzy i kontroli też może być bardzo sexy... - potem zamruczał mu do ucha i przygryzł je nieco.
Sky już płakał, był cały czerwony i osłabiony tą nieludzką dawką rozrywki. Wypadł z objęć dwa lata starszego mężczyzny, a jak tylko grzmotnął na kolana, wybuchł tym swoim dziwnym, nieco histerycznym śmiechem. +
Brązowowłosy mógł teraz tylko stać jak słup soli. W ogóle nie wiedział co ma ze sobą zrobić. No, co co? Miał się obrazić? A może, dla frajdy, wypadałoby się pokłócić i poobrażać siebie nawzajem? Pobić się? Popłakać?
Jonah znał Sky'a już od trzech lat. No, może tylko od trzech, ale zakochał się w nim bez pamięci. Nawet nie miał pojęcia co go tak ciągnęło do tego chłopaka.
Prawie dwudziestojednoletni brunet (bo jeszcze mu brakowało miesiąca do urodzin) był zdecydowanie uosobieniem większości tego, przed czym swoje dzieci ostrzegali rodzice. Sky Whitton był po prostu narwańcem. Denerwował się i obrażał zdecydowanie za szybko, z dziką wręcz rozkoszą kpił sobie z ludzi i bywał tak szczery, że aż bezczelny. Pasowały do niego czarne, porozdzierane punkowe ciuchy, ciężkie obuwie, ciężki makijaż. Pasowały kilkukrotnie poprzekłuwane uszy i dwa kruki wydziarane na rękach. Jedyne, co było w nim dość dziwne, bo niepasujące, to jego drobna postura. Whitton miał okrągłe, ogromne oczy i długie rzęsy, delikatne usta, malutkie delikatne dłonie. Urodą nie odbiegał od stereotypu zniewieściałego szesnastolatka w obcisłych spodniach. Głos też miał raczej wysoki... Jedyna zapowiedź burzy tkwiła w jego niemal zupełnie czarnych oczach. Ciemne tęczówki miały w sobie coś drapieżnego, zresztą... Nie były zupełnie czarne tylko przez delikatny przebłysk soczystej czerwieni ( tzw. russet brown eyes ).
Jonah Arrow dopatrywał w nich dwóch tylko kilku podobieństw – sam chciał wreszcie potrzymać chłopaka w garści, zasmakować tej zupełnej samowoli, jaką reprezentował sobą brunet, a jakiej on sam za bardzo nie znał. Poza tym, też należał do szczerych ludzi. Może z tą różnicą, że jego akurat nie oskarżono by o chamstwo, a Sky potrafił, a nawet uwielbiał z tą szczerością przesadzać i bardzo często w większym towarzystwie brano go za zwykłego buca. Oprócz tego, że czasami zdarzało im się dzielić łóżko, łączyła ich już chyba tylko Alma Mater. No... I koniec listy.
Kiedy prawie-dwudziestojednolatek skończył już rżeć, brązowowłosy pochwycił go wpół i podniósł do pionu. Twarz Sky'a nadal wykrzywiał grymaśny półuśmiech, a policzki cały czas miał mocno zarumienione i wilgotne. Arrow pchnął go na łóżko. Brunet stęknął, gdy zbyt gwałtownie „spotkał się” z rozłożonym tapczanem. Zaraz potem został przyciśnięty do pościeli, szarooki unieruchomił mu ręce. Brunet jęknął starszemu w usta, gdy ten zaczął go zaborczo całować. Gdy tylko ciało młodszego straciło trochę na oporze, ręka szatyna zacisnęła się na jego kroczu. Kolejne jęknięcie.
No i może nawet zrobiłoby się romantycznie, erotycznie, ale Jonah przestał go całować. W tej samej chwili znowu rozbrzmiał niby złośliwy, niby histeryczny chichot tego małego gada.
Brązowowłosy zmarszczył brwi.
- Wypierdalaj pod prysznic.
Sky zdębiał momentalnie, słysząc „przyjaciela” tak zdecydowanego. Zaraz został złapany za biodra i zepchnięty z łóżka. What the hell?
- Idź się kąpać. - nakazał mu Jonah.
- Ej, o co ci chodzi? - spytał zmieszany, podnosząc się z podłogi. Szarooki nakazał mu gestem ręki, aby wyszedł z pokoju.
- Zawsze się kąpiesz przed spaniem. - oznajmił starszy. - Lepiej zrób to teraz, bo jak cię tu zacznę obracać, nigdzie cię już nie wypuszczę...
Po ciele Sky'a rozszedł się przyjemny, gorący dreszcz. Kurde, seksowna ta groźba... Zaraz, zaraz. Groźba?
Jonah wstał i wbił w dwudziestolatka mordercze spojrzenie.
- No dobra, dobra... - i wyszedł.
Arrow był z siebie dumny. Po raz pierwszy w życiu udało mu się Sky'a do czegoś zmusić. Do czegokolwiek.
* * *
Brunet wszedł z powrotem do sypialnie i westchnął ciężko. Chciałby teraz zapewne (tradycyjnie) usiąść przed komputerem i oglądać jakieś głupoty z Sieci do pierwszej w nocy, ale Jonah mu na to nie pozwolił.
- Nie będę patrzył – zaczął, podchodząc w stronę drzwi. - a ty przebierzesz się w to, co ci przygotowałem pod poduszką.
Sky uniósł nieco jedną brew? Co?
- Co? - powtórzył w głos za swoimi myślami.
- Masz pod poduszką, no dalej. Nie chce mi się czekać dłużej, niż to konieczne.
I gdyby Whittona po prostu nie zżerała ciekawość, pewnie nigdy pod tę poduszkę by nie zajrzał. Drobne rączki zaczęły miętolić jakiś czarny zwitek materiału, miejscami dość szorstki. Dopiero gdy rozwinął materiałową kulkę, dotarło do niego co właśnie trzymał w rękach.
- To damskie! - warknął z nieukrywaną złością.
Serio? Kurwa, serio? Czy Jonah poważnie chciał go w damskiej bieliźnie? W koronkowych majtkach, w pasie i cienkich pończoszkach? Co to, kurwa jest? Czerwone... Podwiązka? Pożyczył od siostry po studniówce czy kompletnie oszalał?!
- Żeś Amerykę odkrył... - mruknął starszy, ale zupełnie bez emocji. - Zakładaj.
Prawie-dwudziestolejdnolatek wypuścił szybko powietrze z ust. Bardzo dziwny i budzący dość niesmaczne skojarzenia dźwięk...
- Chyba se żartujesz! Może być mi jeszcze stringi kupił, co? - dodał pretensjonalnie.
Jonah uśmiechnął się nieco rozbawiony. Dobrze, że stał do młodszego plecami, bo ten jeszcze wpadłby w jakiś szał.
- Jeśli mnie ładnie poprosisz... - odpowiedział mu przymilnie, ale i trochę przekornie.
Ty chory skurwysynu! - Tak mu Sky chciał powiedzieć, ale w ostatniej chwili się powstrzymał i wydał z siebie tylko pełen złości syk. Szatyn rzeczywiście miał ciemnookiego w garści. Trafił w jego czuły punkt – ciekawość.
- Zakładasz to czy nie? - popędził bruneta starszy.
- Zaraz, kurwa, zaraz! Nigdy tego w rękach nie miałem. Daj mi w ogóle ogarnąć jak się to obsługuje, okej?
- Żadnych wulgaryzmów w sypialni. - upomniał go jeszcze.
Że co?
- Tak jest, kurwa!
Arrow zakaszlał ostentacyjnie.
- Ukarzę cię, jak będziesz klął. - poinformował go. - I jak będziesz nieposłuszny, przestanie ci się to podobać...
Sky'a zalała fala gorąca. Cholera, może jednak to całkowite ulegnięcie nie było takim złym pomysłem?
- Tak jest, szefie! - mruknął, dla odmiany, ochoczo i zaczął męczyć się z założeniem tych dziwnych szmatek.
W sumie nie szło mu tak źle. Majtki jak majtki z tym, że damskie, inaczej wyprofilowane – choć na jego, nieco zaokrąglonych biodrach leżały dobrze – niemożebnie uwierały w męskość. Koronka tylko ładnie wyglądała i w pewnym sensie zaczynał rozumieć dlaczego jego koleżanki z uczelni tak wyklinały tego typu bieliznę. To, co właśnie miało być delikatną i seksowną ozdobą było sztywne, szorstkie i gryzło jak cholera.
Potem pas do pończoch. Wiedział gdzie i mniej więcej jak to założyć. Dosyć się już naoglądał reklam jakiś sklepów z francuską i włoską bielizną... Z resztą, w galerii w sąsiednim mieście plakaty z półnagimi, cycatymi modelkami znajdowały się co kawałek od siebie i w zdecydowanie zbyt dużej ilości.
Pończochy – okej. Zwykłe skarpety, tyle, że długie. Kurwa, dlaczego ten szajs się zawija? Raczej powinien leżeć gładko, ale kurwa nie leży. Co jest?!
Chwilę mu jeszcze zajęło zanim przypiął je do pasa. Trudność w skali od jeden do pięć – no, może dwa. Dwa i pół, bo te majtki były (dosłownie) w chuj niewygodne.
- Zostawię włączoną tę małą lampkę na stoliczku nocnym, okej?
Sky mruknął na potwierdzenie.
- Zgaś duże światło i chodź do mnie. Chce cię obejrzeć...
Brunet natychmiast zalał się mocnym rumieńcem. Cholera. Było mu... Było mu jakoś głupio. Damska bielizna, hah... Nie był już taki pewny siebie. Nie umiał nawet powiedzieć, określić jak się czuje. Znaczy, czuł się nagi i skrępowany, choć nagi stricte nie był, a wstydzić się też nie miał czego, ale...
Dłonie szatyna przesuwały się powoli i pożądliwie po ciele młodszego, szare oczy dosłownie pożerały Sky'a. Po plecach Whittona przebiegł przyjemny dreszcz. Westchnął bezgłośnie, gdy starszy ścisnął jego pośladek. Myślał, że oszaleje, kiedy Arrow zaczął bezceremonialnie i dość intensywnie pieścić mu tyłek. Spodziewał się, że te dziwne szmatki, w jakie został wcześniej wciśnięty, zaraz zostaną gwałtownie zeń zerwane, ale niestety...
Został pociągnięty w stronę łóżka. Jonah pozbył się za razem spodni i szaro-niebieskawych slipów, po czym rozsiadł się w pościeli jak król.
- Na kolana. - nakazał.
Sky już był gotowy. Już był rozpalony, wilgotny i twardy jak skała. Patrząc na sterczącego grubego kutasa „przyjaciela”, zaczynał ślinić się jak niewyżyty. Wykonał to, czego starszy żądał natychmiast. Chciał pomóc sobie dłonią, wziąć go od razu, całego, ale ledwo dotknął językiem końcówki główki jego męskości, został podtrzymany. Arrow złapał jego głowę w dłonie i zabraniał mu spełnić to narastające pragnienie.
- E! - upomniał go, kurczowo trzymając mu głowę. - Powoli, kochanie. Samym języczkiem.
Sky wykonał następne żądanie. Może jeszcze nie mniej ochoczo, ale na pewno bardzo nerwowo. Brunet nie należał do osób cierpliwych, a już na pewno nie w sypialni.
Zaskamlał żałośnie, nie mogąc pokonać oporu Arrowa i drżąc z podniecenia i złości usiłował spełnić jego prośbę/rozkaz (?). Najpierw oblizał go ostrożnie, ale nie był w stanie się powstrzymać i co czas chwytał jego penisa łapczywie w wargi. Dopiero, gdy brunet zaczął mocno dygotać z nieopanowanego podniecenia, szarooki pozwolił mu się wziąć całego. Brał go łapczywie, ssał, lizał i pieścił. A w swoich pieszczotach był tak zachłanny, że parę razy sam się zakrztusił. Kilka drobnych łez ściekło mu po policzkach, ale to wcale mu nie przeszkadzało w kontynuowaniu zabawy. Miał nadzieję jak najprędzej przejść do „gwoździa programu”, no ale...
Nagle został lekko odepchnięty.
- Wstawaj. - usłyszał.
Od razu się poznał, ale jeszcze było zbyt wcześnie, żeby mógł się cieszyć. Zamiast zostać gwałtownie rozebranym i porządnie zerżniętym, dostał dość mocnego klapsa w tyłek. Westchnął z zaskoczenia, pół-boleśnie. Z jednej strony bardzo mu się podobała taka ostrzejsza zabawa, ale z drugiej, zdał sobie wreszcie sprawę, że czym bardziej będzie się starał to wszystko przyspieszyć, tym większa jest szansa, że może się wcale niczego więcej nie doczekać. Jęknął po raz drugi i zadygotał z nieopanowanego podniecenia. Mięśnie w jego ciele same gwałtownie kurczyły się i rozkurczały także i z nerwów. Sky nienawidził czekać. Nienawidził aż tak się z „tym” ceregielić, ociągać. Po co to całe przedstawienie? No, po co?
- Jeszcze raz, to nie będzie już leciutki klapsik. - oznajmił szarooki, przytrzymując mocno drobniejszego chłopaka. Nawet jego silne ręce nie były w stanie opanować drżenia ciała młodszego.
- Jezu, weź! - zaskamlał brunet. - Cały czas tak się ociągasz! Zaraz tu oszaleję!
- E! - kolejne ciche upomnienie. - Jeszcze raz, a uderzę cię mocniej.
Ciemnooki syknął cicho i spróbował się rozluźnić. Pozwolił się rzucić na łóżko, rozłożyć na czworaka, tyłem do kochanka. Jonah jeszcze go nawet nie rozebrał z tej przedziwnej bielizny, a on już cały się trząsł i ledwo był w stanie utrzymać się na nogach.
Szatyn pochylił się nad plecami prawie-dwudziestojednolatka i przesunął lubieżnie dłonią po jego talii. Zahaczył, niby przypadkiem, paznokciami o jego skórę, przesuwając się powoli, ale jakoś głodno w stronę jego ud. Wreszcie złapał Whittona za krocze. Młodszy aż pisnął. Mimowolnie pochylił się nieco i wypiął mocno biodra w jego stronę. Ta reakcja ucieszyła brązowowłosego. Jedną ręką nieustannie, ostrożnie ugniatał jego jądra i okolice męskości, w drugą złapał włosy chłopaka. Przyciągnął go trochę do siebie, zmusił, aby ten podniósł głowę wyżej.
Miał mocno zaciśnięte powieki i na moment przygryzł wargę. Twarz miał zaróżowioną, usta wilgotne i nieco spuchnięte. Cały czas drżały mu uda. Jonah wreszcie czuł się zaspokojony. Bardzo długo czekał aby zobaczyć go właśnie w takim stanie, wystarczająco rozpalonego, żeby błagał o jego kutasa. No, ale cholera coś tych błagań jeszcze nie było słychać...
- Wstań. - polecił znowu, zaprzestając pieszczot. Sky powoli dostawał już szału od naprzemiennego niewystarczającego mu macania i nagłego nakazywania odsunięcia się. Niewiele już brakowało, żeby po prostu zdzielił go w pysk i wyszedł z pokoju. Chuj. Z erekcją umiał sobie sam poradzić.
- Zdejmij to dziadostwo z siebie i chodź do mnie. - na te słowa, Sky prawie podskoczył z radości. Czyżby... - Powoli. - usłyszał jeszcze. - Chcę się jeszcze na ciebie napatrzeć, ale zdejmij już to.
Whitton skinął głową i nieporadnie, trochę agresywnie ściągnął pończochy.
- Nie rozedrzyj tego... - warknął zniecierpliwiony Jonah.
- Staram się! - parsknął w odpowiedzi młodszy, wkładając maksimum wysiłku w to, żeby nie dorzucić gdzieś zgrabnej kurwy. Jeszcze tego mu brakowało, żeby zamiast być pieprzonym, dostać wpieprz.
Odrzucił rzeczy gdzieś w bok i prawie że rzucił się w stronę kochanka. Ten jednak, po raz kolejny, próbował go ostudzić i sobie podporządkować.
Ułożył tego małego diabła w pościeli i przez chwilę przytrzymał, żeby ten przestał się wreszcie na siłę do niego dobierać.
- Cierpliwość...! - syknął w jego stronę, patrząc mu z udawaną złością w oczy. - ...to cnota. - dokończył, gdy wreszcie udało mu się go unieruchomić.
- Sky był doprowadzony do granic wytrzymałości.
- Nie jestem cnotliwy... - oznajmił, oblizując lubieżnie wargi. Spodziewał się, że w tej chwili zostanie przełożony przez kolano i dostanie prawdziwego klapsa, a nie miźnięcie ręką na zachętę, ale nic się takiego nie stało.
Szarooki rozrzucił mu nogi na bok. Sky ledwo łapał oddech. Niekontrolowanie wyrzucił biodra w górę, niemo błagając Arrowa, żeby ten wreszcie go zerżnął. Starszy z kolei nadal się z nim tylko bawił. Brunet zaczął skamleć jak dziwka, kiedy poczuł gorące usta na swoim przyrodzeniu. Chciał złapać go za włosy i wyruchać go w usta, ale silniejsze ręce starszego w porę złapały go za nadgarstki i przygwoździły drobne ręce do materaca. Ciemnooki prawie zawył.
- Jezu! Przestań mnie wreszcie męczyć! Weź mnie wreszcie! No, cholera, ile się będziesz ze mną tak cackał?!
Brązowowłosy uśmiechnął się lekko. Członek kochanka wysunął mu się z ust. Szkoda, że Sky nie miał bladego pojęcia jak bardzo taka postawa jarała Jonah'a. Tylko tego pragnął przez ostatni czas: żeby chłopak po prostu go błagał, by zrobił z nim co zechce. No, ale „co zechce” też jeszcze nie nastąpiło, więc zabawiał się z nim dalej. Chciałby chociaż mniej więcej powiedzieć, jak długo już się tak nad nim pastwił, ale tak go to rajcowało, że kompletnie stracił poczucie czasu. No, ale skoro Sky już nie wytrzymywał... Nie, to była zła miara - Sky potrafił dostać wariacji po niecałym kwadransie.
- Co już prawie doszedłeś, a ja ci nie pozwoliłem? - zgadywał Arrow.
Na dźwięk żałosnego skamlenia młodszego zrozumiał, że trafił. Uniósł wysoko brwi, ale widząc tę niecierpliwą buzię, tę swoją ukochaną buzię, na której malowało się coś pomiędzy furią, a bliskością orgazmu, zaniechał już znęcania się nad nim w takim stopniu. Złapał go za biodra i uniósł je lekko. Brunet chciałby wreszcie odetchnąć, ale Jonah jeszcze nie wbił się w niego. Zaczął natomiast delikatnie i powoli ocierać się o jego wejście sztywnym, grubym członkiem.
Brunet zasłonił sobie twarz rękoma i jęknął głośno. Przesunął sobie rękoma po ciele, po czym uniósł się i chwycił się bioder starszego.
- Przestań już! - jęczał do niego rozpaczliwie i ze złością. - Weź mnie wreszcie! Kurwa, Jonah, zerżnij mnie, bo zaraz zwariuję!
Skoro tak ładnie mnie prosi – pomyślał starszy i ostrożnie, także niespiesznie, zaczął wrzynać się główką w ciasne, wilgotne wejście czarnowłosego.
Dwudziestolatek opadł z powrotem na łóżko, jęcząc głośno. Złapał pościel w palce i zacisnął pięści. Przymknął oczy i chciałby już odpłynąć, ale nadal czegoś mu brakowało. Było przyjemnie, bardzo przyjemnie, ale nadal miał wrażenie, że mu mało. Mało?
Stęknął głucho, uchylając powieki. Spoglądał tęsknie w stronę Arrowa, niemo błagał go o przyspieszenie ruchów, pogłębienie pchnięć. Nie doczekał się. Chciał wierzgnąć biodrami, ale został po raz kolejny przytrzymany, przybity do łóżka. Jonah chciałby się już na nim nieco oprzeć, przygnieść tego łobuza swoim ciałem, wymusić to jednorazowe bezwzględne posłuszeństwo, ale nie udało mu się. Drobne ręce bruneta zaczęły go odpychać.
- Złaź! - mruknął młodszy, usiłując się uwolnić od rąk szatyna.
Szarooki mocno się zdziwił. Za moment jego członek wysunął się ze Sky'a, sam został dość brutalnie przewrócony na plecy. Ciemne oczy po prostu płonęły. Znał to spojrzenie, zapowiedź burzy.
Stęknął ze zdziwienia, ale i z rozkoszy, gdy znów poczuł jak niekontrolowanie wbija się w ciasne wejście kochanka. Brunet dosiadł go gwałtownie i zaczął szybko się poruszać. Zacisnął się na nim jeszcze bardziej i prawie krzyknął, gdy gruby penis Arrowa uderzył w jego prostatę. Odrzucił głowę do góry, ale zaraz potem zgarbił się nieco, pochylił się nisko nad twarzą szarookiego. Patrząc mu wyzywająco w oczy, musnął koniuszkiem języka jego wargi. Nie zaprzestając dziko go ujeżdżać, westchnął.
- Ty sobie możesz mi wkładać w dupę, ale to ja tutaj rządzę! - oznajmił stanowczo Sky.
Dygocące drobne ciało, mocno zaciśnięte na członku Jonah mięśnie chłopaka jeszcze bardziej go podniecały. I ten ogień w jego oczach... Brunet oblizał lubieżnie usta, po czym znowu niekontrolowanie krzyknął, gdy poczuł silne uderzenie w prostatę. Wygiął się w łuk, po czym znów opadł bliżej twarzy kochanka. Oparł dłonie na jego klatce piersiowej i warknął.
- Jeżeli cię chcę, chcę cię natychmiast. Chcę cię zaraz! Teraz! Rozumiesz?!
Jonah jęknął głośno. Był już blisko.
Ciało młodszego zaczęło drżeć coraz bardziej. Jemu też nie potrzeba było już dużo czasu.
Kiedy Sky zaczął głośno jęczeć jak dziwka, pozwolił się zupełnie obezwładnić. Jonah przewrócił go na plecy i wbił się w niego gwałtownie. W cale nie przeszkadzało mu, że „przyjaciel” stękał i wrzeszczał pod nim jak suka, błagał o mocniejsze uderzenia. Za chwilę dochodził. Chciał się wycofać z wejścia bruneta, ale ten złapał go za biodra i mocno przy sobie przytrzymał.
- Zostań.. Ah! - krzyknął, odrzucając głowę w bok. Zaraz jednak znów przylgnął do niego policzkiem, jakby się bojąc, że może nie starczyć mu siły, aby przytrzymać biodra starszego mężczyzny przy sobie.
- Zostań! - rozkazał i zaraz potem już tylko niekontrolowanie krzyczał od obezwładniającej go rozkoszy.
Później opadł na pościel, dysząc ciężko. Jonah ułożył się obok niego i zagarnął drobne ciało do siebie ręką. Przytulił go mocno do siebie i ucałował jego czoło.
Przez chwilę jeszcze nie byli nawet w stanie nic powiedzieć. Sky zakaszlał kilka razy, cały czas cicho pojękiwał, jakby samo wspomnienie tego, co działo się dosłownie przed chwilą było wystarczającym stymulantem. Arrow zaśmiał się do siebie w duchu, wyobrażając sobie, co by było gdyby ten narwaniec nagle znów był w stanie się kochać. Tego by chyba nie wytrzymał...
- Jak ciebie chcę... - powtórzył ciemnooki, tuląc się do rozgrzanego torsu szatyna. - ...to natychmiast. Nie mogę... - znów urwał, potrzebując oddechu. - ...sobie ciebie odpuścić, czekać... czekać na ciebie jak dziecko na deser.
Złapał go mocno za biodra i przylgnął do niego kurczowo całym ciałem. Nadal był spragniony. Może już kutas mu na zbyt wiele nie pozwalał, ale Sky'owi cały czas było mało obecności i bliskości kochanka.
- Cały czas jestem jakiś głodny ciebie... - wyznał, tuląc się do niego. Jonah milczał, przeczesując ostrożnie czarne włosy palcami. - Co ja poradzę, że jestem taki chciwy? Powinieneś się cieszyć!
Jonah zaśmiał się głucho. Zapewne Sky już zdążyłby się za to na niego obrazić i zacząć go wyzywać, ale starszy w porę zamknął mu usta namiętnym pocałunkiem. Brunet jęknął mu w usta.
- Kocham cię, mój mały diable... - wyznał.
Sky tylko parsknął niby to złośliwie w odpowiedzi, ale Arrow wiedział aż za dobrze, że znaczyło to tyle, co „ja ciebie też”.