****
Dwa dni poświęciłem, żeby zrozumieć naukowy bełkot ze zdjęć, które zrobiłem w mieszkaniu Sandry Novak. Poszło mi średnio. Wiedziałem trochę więcej, ale wciąż była to dla mnie magia. W końcu oderwałem się od tego, bo lekcje, nauka plus abrakadabra Otisa to było zbyt wiele. Miałem zresztą doskonały powód.
Minął niemal miesiąc od wypadku Zuzy. Tyle się działo, że nie zwróciłem uwagi jak szybko przeleciał ten czas. Tymczasem dziewczyna wydobrzała na tyle, że wypuszczono ją do domu. Niezwykle mnie to ucieszyło, ponieważ czułem się pośrednio odpowiedzialny za to nieszczęście.
Na drugi dzień po powrocie Zuzki w domowe pielesze postanowiłem ją odwiedzić, korzystając z okazji, że była sama. Towarzyszyła mi Kamila, która - w przeciwieństwie do mnie - odwiedzała przyjaciółkę w szpitalu bardzo regularnie.
Po wylewnych powitaniach, rozsiedliśmy się w salonie małego mieszkania Kownackich, otaczając kanapę na której leżała Zuza. Niby była w piżamie, ale zwinięta pod kocem bardziej wyglądała na leniucha niż rekonwalescentkę po ciężkim wypadku.
- Nie powinnaś zakopać się w wyrku? - spytałem z troską.
- Słodki jesteś Michałku i kochany, ale odpuść. - odparła młoda gospodyni, strojąc przy tym śmieszne miny. - Tyłek zrobił mi się płaski od leżenia. Muszę trochę się poruszać, bo oszaleję. Zresztą lekarze mówili, że naprawdę jest już dobrze, mam się tylko nie forsować.
- Ok., ja tylko się martwię o ciebie. - Poddałem się szybko.
- Wiem. Opowiadajcie, co tam nowego!
- Przecież Kama jeździła do ciebie przynajmniej raz w tygodniu. - Wzruszyłem ramionami. - Jesteś raczej na bieżąco.
- Naprawdę nic ciekawego nie zdarzyło się przez tydzień?
W myślach przyznałem się przed sobą, że dzieje się mnóstwo, ale to były sprawy, którymi nie chciałem się dzielić akurat z nimi. Zrobiłem więc niewinną minę i pokręciłem przecząco głową.
- Skoro jesteśmy w takim gronie, to mogę zdradzić świeżego newsa - Odezwała się milcząca do tej pory Kamila. - Emilka naraiła belferce dwie nowe dziewczyny, które mają uzupełnić brak Zuzki. Nie wiem skąd je zna, ale są już po debiucie i zachwyciły naszych klientów.
- No proszę - westchnąłem. - Nie miałbym nic przeciwko, żeby teraz wam odpuścili.
- Zuzie może tak, ale nie mnie - stwierdziła Kamila. - Ciekawe, że do tej pory Banaś i jego kumple pilnowali tego, żebyśmy były po osiemnastych urodzinach, a przy tych siksach zupełnie odpłynęli. Jedna z nich będzie miała osiemnastkę dopiero w maju, a druga za trzynaście miesięcy. Rozbrykali się totalnie i czują się bezkarni.
- Sorry, ale dla mnie to dobra wiadomość - przyznała Zuza, spoglądając niepewnie na przyjaciółkę. - Rzeczywiście jest szansa, że mnie skreślą z listy.
- No tak, a ja muszę dać się przejechać. żeby móc mieć szanse na to samo - uśmiechnęła się blado Kama.
- No co ty...! - Gwałtownie zareagowała Zuzka.
- Puknij się w czoło! Najlepiej czymś twardym - oznajmiłem oburzony, w duchu myśląc, że czas bezkarności przejrzałych amantów dobiega końca.
- Skończmy już z tym burdelem - zarządziła panna Kownacka. - Głodna jestem, może zorganizujecie jakieś kanapki, a ja korzystając, że was mam i czuję się bezpieczniej, wskoczę pod prysznic, bo mam wrażenie, że pachnę niezbyt ciekawie.
- Przesadzasz - pocałowałem Zuzę w usta, chłonąc zapach jej skóry. Na potwierdzenie swoich słów.
- Niemniej jednak tak zrobię - Dziewczyna z żalem oderwał się od moich ust.
Jak sobie umyśliła, tak zrobiła. Nie pozostało nam z Kamilą nic innego, jak zastosować się do słów młodej gospodyni. Do pewnego momentu szło nam sprawnie, ale pod koniec Kamie włączyły się pretensje. Gdybyście mieli wątpliwości, wiadomo o co.
- Kiedy zamierzasz łaskawym okiem spojrzeć na mnie i dogodzić mi jak tylko ty potrafisz? - zapytała nagle, gdy po raz kolejny otarliśmy się o siebie.
- Kami, mam ostatnio sporo do ogarnięcia. - Uderzyłem w żałosne tony. - Staram się i pamiętam o tobie, ale...
- Nie wpadaj w panikę. Czuję się teraz jak nawiedzona narzeczona. - Prychnęła wesoło Kamila. - Zdaję sobie sprawę, że masz własne życie i nie jesteś maszyną. A skoro kochanek u ciebie więcej, na co się oczywiście godzę, to masz prawo być... znużony. Jednak ostatnia przerwa doskwiera mi wyjątkowo.
W myślach przekląłem doktora Otisa i jego asystentkę. Narobili mi zamieszania z tymi swoimi eksperymentami. Aczkolwiek nie była to najlepsza chwila na złorzeczenie ich w duchu. Po pierwsze należało jakoś zareagować na słowa dziewczyny, a po drugie....
No właśnie, zwłaszcza drugi aspekt sytuacji nie sprzyjał rozmyślaniom. Stęskniona bliskości ze mną Kamila, bez skrępowania sięgnęła do mojego krocza, by po chwili zacząć pocierać je dłonią.
Od razu poczułem uderzenie podniecenia. Wzdrygnąłem się jednak, myśląc o Zuzce za ścianą, pod prysznicem.
- Kami, nie teraz! - jęknąłem cicho.
- Tylko troszeczkę, proszę - poprosiła dziewczyna, wtulając się w moje plecy. - Naprawdę, brakowało mi ciebie strasznie. Nie bądź taki!
- Jaki!? Przecież Zuza jest...
- Daj spokój! Wiele we dwie razem przeszłyśmy - Ofuknęła mnie panna Jarosz, rozpinając mi spodnie i rozporek. Fala ciepła wypełniła mnie od środka. - Nie jesteśmy o siebie zazdrosne, a do tego, gdy Zuzka leżała w szpitalu często prosiła mnie, żebym opowiadała jej jak się bzykamy.
- Poważnie!? I robiłaś to?
- Nie odmawia się przyjaciółce. Tym bardziej w takim stanie - Mrugnęła figlarnie Kamila, dobierając się do ukrytego w slipach kutasa, który stwardniał w jednej chwili.
- Ale, Kami... - Westchnąłem cicho, gdy dziewczyna obróciła mnie przodem do siebie, uwalniając fiuta z niewoli spodni i bielizny. Zapierając się o kuchenny blat zdałem sobie sprawę, że stoję na straconej pozycji. Przegrywałem z żądzą i samczym instynktem.
- Ciii..., pozwól mi proszę. - Zdążyła powiedzieć Kamila, nim otuliła wargami penisa. Wywróciłem zrezygnowany oczami, poddając się niemal bez walki.
Dziewczyna nie próżnowała. Jej usta i dłonie stały się jednością. Wspaniałym narzędziem zaspokajania żądzy. Patrząc na kiwającą się głowę Kamy, nie potrafiłem powstrzymać rosnącego podniecenia. Nie umiałem z nim walczyć. Mogłem tylko go czuć, chłonąc kolejne doznania. Subtelną grę miękkości i stanowczości w wykonaniu ciepłych warg i sprawnych palców. Im dłużej to trwało, tym bardziej zatracałem poczucie rzeczywistości. Zapomniałem gdzie jestem.
Nie zdałem się jednak całkiem na partnerkę, wśród kolejnych porcji przyjemności, zdobywając się na inicjatywę. Przerwałem na chwilę cudowne zabiegi Kamili i - niczym książę z bajki - wziąłem ją na ręce, by przenieść do salonu. W połowie dystansu przyszło mi do głowy, że w bajkach bohaterowie rzadko w takich sytuacjach potykają się o własne portki. Do tego świecą gołą dupą i sterczącym fiutem. Rozbawiło mnie to strasznie, ale powstrzymałem wybuch śmiechu.
Na kanapie w dużym pokoju mieszkania Kownackich nastąpił dalszy ciąg rozpoczętej w kuchni akcji. Oboje z Kamą pozbyliśmy się dolnej warstwy ciuchów, kontynuując grę zmysłów. Oparty na kanapie, półleżąc dopuściłem ponownie dziewczynę do swojego członka. Tym razem panna Jarosz leżała jednak wygodnie, wyciągnięta niczym struna z głową przy moim kroczu. Uniosła i podkuliła jedną z nóg, bym mógł swobodnie dostać się do ukrytego w czeluściach jej ud skarbu. Skorzystałem skrzętnie z tej dogodności, zatapiając palce we wnętrzu cipki.
Nie wiem co sobie w tym momencie myśleliśmy. Pewnie niewiele, zważywszy na emocje, ale stało się to, co musiało się stać. Podnosząc w pewnym momencie głowę ujrzałem stojącą nad nami niezadowoloną Zuzkę, owiniętą jedynie w kąpielowy ręcznik.
W odruchu obronnym odsunąłem od siebie Kamilę i ze skruchą zacząłem się tłumaczyć.
- O kurwa, Zuza przepraszam... nie powinniśmy, ale... to jakoś tak samo wyszło - wybełkotałem mało składnie.
- Nabrałam cię, co? - Mina młodej gospodyni zmieniła się w jednej chwili. Dziewczyna uśmiechała się szeroko. - Jedyne co mnie lekko wkurza, to, że nie poczekaliście na mnie. Teraz będę musiała was doganiać.
- O nie! Nie ma mowy o żadnych wspólnych zabawach! - Zaprotestowałem gwałtownie. - Jesteś świeżo po wyjściu ze szpitala. Cholera wie, jak by ci to zrobiło!
- Wyluzuj Michałku! Będzie dobrze - stwierdziła Zuza z przekonaniem, odwijając ręcznik. - Nie mów, że nie tęskniłeś za tym ciałem.
Po prawdzie to miałem tyle partnerek, że nie miałem czasu na tęsknoty, ale prawda nie zawsze wyzwala to co powinna. Czasem może to być burza z piorunami. Zaprzeczyłem więc, starając się unikać wzrokiem blizn na ciele Zuzki. Sam miałem jedną taką podobną, ale nie była tak świeża i ładnie się zrosła.
- Zuzka, głupio zrobiliśmy, proszę odpuść - podjąłem ostatnią próbę.
- Zwariowałeś!? Po tym co zobaczyłam - prychnęła młoda gospodyni. - Teraz wy dogońcie mnie w rozbieraniu i zabieramy się do figli!
Mówiąc to, dopadła moją koszulę i zaczęła ją rozpinać. Ubawiona setnie całą sytuacją Kamila ściągnęła z siebie bluzkę oraz biustonosz. Po chwili cały nasz tercet był niczym Adam i dwie Ewy w raju. Z pominięciem, oczywiście liści figowych. Po co komu zielsko, gdy zanosi się na świetne pieprzenie?
- Zuza, ale bzykanko sobie daruj, dobrze? - zaproponowałem polubownie.
- Ok., ale strasznie dziś marudzisz - zgodziła się panna Kownacka. - Idziemy do mojego pokoju. Na łóżku będzie nam wygodniej.
Zadowolony z częściowego zwycięstwa posłusznie ruszyłem za dziewczynami, z przyjemnością patrząc na ich gołe tyłki. Po chwili siedzieliśmy na łóżku. ty Przedstawicielki płci piękniejszej trochę się pieściły, ale szło im nieporadnie. Wyraźnie każdy z nas pragnął jak najszybciej przejść do bardziej konkretnych doznań.
- Moja myszka tęskniła za tobą - wyznała Zuza, odrywając się od przyjaciółki i kładąc na środku wyrka.
Przekaz był prosty i jasny. Na takie zaproszenie nie wypada marudzić czy zbytnio się ociągać. Nie zamierzałem tego robić. Bez słowa rozchyliłem nogi dziewczyny, by sięgnąć palcami do jej krocza. Gdy ja pieściłem różowe płatki, Kamila przycupnęła z boku, ssąc i obściskując piersi przyjaciółki.
Zuza była mocno wyposzczona po długim leżeniu w szpitalu. Tyle przyjemności naraz sprawiło, że niemal wybuchła podnieceniem. Drżąca, wiła się między nami, pojękując coraz głośniej.
Po tym krótkim wstępie, zaatakowałem cipkę Zuzki ustami. Przyssałem się do niej, językiem odnajdując guzek łechtaczki.
- Kurczę, jak dobrze - usłyszałem jęk zadowolenia właścicielki łóżka.
Skupiony na swoim zadaniu, zerkałem jednak co pewien czas ponad łono Zuzy. Kama wciąż pieściła piersi przyjaciółki, przykładając się do tego wyjątkowo. Musiała myśleć podobnie jak ja. Oboje chcieliśmy chociaż częściowo zrekompensować Zuzce cierpienia i rozłąkę.
Wspólna gra naszej trójki była tak ekscytująca, że moje podniecenie zaczęło się upominać się o swoją daninę. Dziewczyny były na tyle doświadczone, to wyczuły ten moment.
Nie chcąc mi się narażać Zuza zastosowała się do moich słów. Nie próbowała wbijać się na siłę na mojego fiuta. Po prostu, w pewnym momencie zostałem odstawiony od krocza partnerki. Zastąpiła mnie Kamila, wypinając wdzięcznie tyłek w moją stronę. Przez chwilę zdezorientowany, ale i zauroczony gapiłem się na ten widok.
- Potrzebujesz większej zachęty? - Cicho zapytała Zuzka, między jednym, a drugim głębszym oddechem. Miała rację. Aż prosiło się, żeby wsunąć się od tyłu w miękkość skarbu Kamy.
Zrobiłem to bez zbytniej zwłoki. Przytrzymując u nasady twardego kutasa, osadziłem go w wilgotnym gnieździe pieszczącej przyjaciółkę dziewczyny. Kamila zadrżała, jęknęła, ale nie przerwała swoich zabiegów. Ponad jej plecami mierzyliśmy się zamglonymi spojrzeniami z Zuzką, delektując głębokimi doznaniami. Parłem coraz mocniej w głąb szparki Kamy, czując, że wrze we mnie podniecenie. Przekroczyłem granicę, za którą jakiekolwiek znaczenie ma otaczająca rzeczywistość. Przebudzone raz demony nie chciały wrócić do leży bez zaspokojenia swoich apetytów. Żądza napędzała mnie, powodując, że coraz gwałtowniej wbijałem się w cipkę Kamili.
Zacisnąłem szczęki, starając się powstrzymać zbyt wczesne zakończenie. To Kama miała pierwsza odpalić fajerwerki. Jej ciało wysyłało sygnały, że jest tego bliska. Wreszcie, nastąpił ten moment. Nie mogąc sprostać sile ekstazy, opadła na łono przyjaciółki, poddając się mocy moich sztychów. Przed samym orgazmem zastygła, wyginając plecy w łuk, a Zuzka mocniej przytuliła ją do siebie. Rozpalone żądzą, drżące ciało Kamili poddało się w końcu sile orgazmu.
Zadowolony z siebie, spojrzałem z miną zwycięzcy w stronę Zuzy. Stan dziewczyny zdradzał, że była potwornie rozpalona. Fascynacja w jej oczach, ledwie przebijała się przez mglistą zasłonę podniecenia.
- Proszę, zrób mi to - wyszeptała błagalnie.
To nie było mądre, ale kto w takim momencie bywa rozsądny. Jedynym przejawem moich skąpych przemyśleń, było to, że obawiając się o stan Zuzki, postanowiłem, że będzie na wierzchu.
Oderwałem się od zaspokojonej Kamy, która bezwolnie opadła na łóżko, wciąż kontemplując przeżyty orgazm. Pomogłem unieść się Zuzce i położyłem obok jej przyjaciółki. Sterczący kutas był odpowiednią zachętą dla wyposzczonej i napalonej dziewczyny. Nadziała się na niego, by rozpocząć lubieżny taniec.
- Nie szalej - poprosiłem cicho, czując, że moja podrażniona żądza nie pozwoli nam na zbyt długą zabawę.
Na szczęście miłosna gorączka Zuzy była równie silna. Po kilku gwałtownych ruchach bioder zsunęła się za mnie i znieruchomiała. Jęcząc głucho, przyjęła uderzenie orgazmu. Niemal równo z nią dopadła mnie własna bestia. Przytrzymywany za kutasa przez Zuzkę, szarpnąłem ostatni raz biodrami, pozwalając popłynąć strumieniowi spełnienia. Uwolniłem strugi nasienia, które poszybowały w przestrzeń. Po krótkim locie, pokryły perlistymi śladami nasze ciała. Dopiero wtedy panna Kownacka opadła na mnie, nie mogąc znaleźć miejsca dla siebie na zbyt małym łóżku.
- Świetnie, że wpadliście. Jeszcze lepiej, że zaczęliście tą zabawę - wymruczała zadowolona Zuza, gdy minęła już największa ekscytacja. - Taka terapia czyni cuda.
Nie byłem o tym przekonany, czy akurat w jej przypadku, takie wygibasy są wskazane, ale nie chciałem psuć nastroju. Zresztą, dwie świetne dziewczyny obok mnie były zaspokojone i szczęśliwie. Ja też czułem się wspaniale. Rachunek wydawał się łatwy do ogarnięcia.
W myślach przywołałem ankietę i z satysfakcją, odhaczyłem przy każdym z nas krzyżyk w polu "świetny seks i spełnienie".
****
Kolejny dzień przyniósł nowe doświadczenia.
Jeszcze w szkole, przed ostatnią lekcją dostałem wiadomość na telefon od panny Novak.
" Koniecznie musimy się spotkać. Zapraszam na 18.00."
Sandra, chcąc uzmysłowić mi ważność tego spotkania, wyraz "koniecznie" i godzinę napisała drukowanymi literami, grubą czcionką, dodatkowo je podkreślając. Ok., Amerykanko, rozumiem przekaz. Będę, bo też ciekawi mi co cię tak nakręciło.
Kilka minut po osiemnastej byłem na Białołęce, pod znanym już sobie adresem. Przyznam szczerze, że celowo niezbyt się spieszyłem i stąd mały poślizg czasowy. Asystentka Otisa zasługiwała jednak na choćby szczątkową formę kary. Jej konszachty z szefem budziły mój niepokój, a tego co przeżyłem niedawno właśnie tutaj, na pierwszym piętrze prędko nie zapomnę. Niemniej byłem przygotowany na różne scenariusze, bo też usilnie skoncentrowałem kilka razy swój dar wobec osoby Sandry. Biorąc pod uwagę co robiła ze mną w ramach terapii Otisa, miałem gdzieś jej amerykańskiego narzeczonego i status naukowy, wojskowy czy jaki tam jeszcze. Panna Novak była atrakcyjną młodą kobietą, a ja miałem na nią ochotę i plan, by ją ukarać w ten sposób.
Gdy tylko przekroczyłem próg mieszkania Amerykanka nie omieszkała mi wypomnieć spóźnienia.
- Autobus mi uciekł - wytłumaczyłem, częściowo zgodnie z prawdą, pomijając fakt, że wyszedłem z domu zbyt późno i nawet przez chwilę nie przyspieszyłem kroku.
- Ok., nie będę sobie zawracać głowy pierdołami, skoro są ważniejsze sprawy do omówienia. - Machnęła ręką Sandra w geście rezygnacji. - Przejdźmy do salonu, to porozmawiamy!
Ruszyłem więc za nią, gapiąc się w jej zgrabny tyłek. Mijając niewielki pokój, który służył za sypialnię, zerknąłem w bok, wiedziony ciekawością. Tak jak reszta apartamentu (oprócz części robiącej za gabinet lekarski) było tam elegancko. Sporo łóżko przykryte było lekko skotłowaną, elegancką narzutą z nowojorskim motywem. Między fałdami nakrycia rzucił mi się w oczy zaskakujący przedmiot. Przejście obok tego pomieszczenia trwało moment, stąd przez chwilę mózg przetrawiał to co zarejestrowały moje oczy, ale charakterystyczny kształt i kolor nie pozostawiały wątpliwości, co leżało na łóżku. Realistyczny sztuczny penis. Uśmiechnąłem się pod nosem, wyobrażając sobie, że chwilę przed moim przyjściem gospodyni mogła się zabawiać w taki sposób.
- Siadaj! - Sandra wskazała mi pierwsze z brzegu krzesło. - Jestem mega wkurzona, więc nie będę bawiła się we wstępy. Zapytam i chcę szczerej odpowiedzi. Zaglądałeś do mojego laptopa, prawda?
Coś musiało się wydarzyć, że Amerykanka doszła do takich wniosków. A skoro tak się stało, nie było sensu się wypierać jak żaba błota.
- Owszem.
W odpowiedzi dostałem w twarz. Zaraz potem panna Novak zreflektowała się, że być może nieco przesadziła, ale nie najwyraźniej nie zamierzała przepraszać. Nadrabiała miną, a poza tym rzeczywiście była wzburzona.
- Gnoju śmierdzący czy ty wiesz w ogóle co robisz!? - Naskoczyła na mnie. - Wiesz, co to własność prywatna!? I kto za mną stoi!?
- Trzy razy tak - odpowiedziałem spokojnie, bo miałem swoje powody, żeby nie ulegać asystentce Otisa.
- Trzy razy gówno - warknęła Amerykanka. - Jak to sprytnie sobie pan Wanat wymyślił. Niby nieprzytomny, a tu zaraz zwiad w laptopie, gdy tylko zniknęłam w łazience. Nie poznałabym się, bo zostawiłeś go na tej stronie, na której był, gdy podszedłeś, ale...
- No właśnie, ale...?
- Przymknij się! - Sandra była nakręcona złością. - Po czasie dotarło do mnie, że, odeszłam od niego zaznaczając bardzo specyficzny akapit tekstu. Gdy wyszedłeś z mieszkania nie wpadłam na to od razu, ale ostatecznie odkryłam twoje szpiegowanie. Co ty na to!?
- Co ja na to? Otóż, moja droga pani naukowiec... - Na moich oczach rosło jej wzburzenie, gdy spokojnie, ze zjadliwym uśmieszkiem zacząłem swoje tłumaczenie. -... byłbym zapewne wystraszony i ze skruchą przepraszał za swoje złe zachowanie, ale jest mały szkopuł.
- Więc nie zamierzasz nawet się pokajać!?
- No właśnie nie, bo jak zaraz ci wykażę obydwoje jesteśmy siebie warci - stwierdziłem z przekonaniem. - Tyle, że ja nie igram z ludzkim życiem. Pamiętnego dnia mojej pierwszej wizyty u ciebie zrobiłaś ze mną coś strasznego i...
- Przeprosiłam. Sama byłam zaskoczona, to nie była moja wina - Moje wyrzuty lekko ostudziły wściekłość gospodyni.
- Ok., nie wnikam, nie znam się, ale nie było to przyjemne. - Podsumowałem. - Chodzi o moment późniejszy. Przebudziłem się wcześniej niż myślisz i usłyszałem twoją rozmowę z Otisem. Byłem zły na was i stąd decyzja, by zerknąć do twojego laptopa. Normalnie takich rzeczy nie robię. Swoją drogą, dlaczego go zostawiłaś włączonego? Możesz tak robić?
- To był błąd, ale nie jestem przecież Jamesem Bondem - żachnęła się Sandra. - Dobrze udawałeś, więc pomyślałam, że zafunduję sobie szybki prysznic i wrócę do czuwania, aż się przebudzisz.
- To szczegóły, olejmy je - Machnąłem ręką na jej tłumaczenie. - Chciałbym natomiast wiedzieć, co knujecie względem mojej osoby, bo to co usłyszałem nie napawało mnie optymizmem. Delikatnie mówiąc.
Asystentka Otisa przez dłuższą chwilę nie odpowiadała, przetrawiając to co usłyszała. To patrzyła mi prosto w oczy, to unikała mojego spojrzenia. Zdecydowanie była zaskoczona moim atakiem i dopadły ją dylematy.
- Dobrze. Miałeś prawo być zły. - Zaczęła niepewnie. - Niemniej źle się stało, że zajrzałeś do mojego laptopa. Widziałam, że przeleciałeś kilka stron. Niewiele pewnie z tego zrozumiałeś, ale to był błąd.
- A ty znowu swoje - stwierdziłem lekko poirytowany. - Skończ już z tym laptopem, a zacznij mi tłumaczyć się z twoich i Otisa planów wobec mnie!
- Michał, to nie jest takie proste...
- Pomiń banały, skup się na konkretach! - Teraz ja robiłem się napastliwy. Wkurzało mnie to kluczenie.
- Ok., masz rację. - Sandra wzruszyła ramionami zrezygnowana. - Nie będę cię zanudzać naukowymi teoriami i hasłami. Trochę ci już przekazałam między wierszami. Twój dar jest bardzo silny. Jeszcze o takim nie słyszałam. Zabieg, który zastosowaliśmy działał w poprzednich wypadkach, ale u ciebie przebiegło to zupełnie niewyobrażalnie. Mało się nie posikałam ze strachu, że stanie ci się krzywda. Uwierz proszę, że zależy mi na twoim dobru.
- Muszę przyznać, że może być trochę ciężko - przyznałem.
- Wiem i rozumiem cię, ale postaram się odzyskać twoje zaufanie - oznajmiła panna Novak. - Otis to inna sprawa. On jest ukierunkowany na sukces za wszelką cenę, a mi to się nie podoba. Skoro mówisz, że nas podsłuchałeś, to zapewne nie uszło to twojej uwadze. Mamy różne zdania i wciąż nie jestem pewna, czy powinnam mu ulegać. Długo jednak pracowałam na swój status, chcąc dorównać ojcu. Zmarł kilka lat temu, wiele lat był kolegą Otisa i uznanym naukowcem. Zależy mi na karierze, a on odgraża się, że mi ją skomplikuje, więc... jest jak jest.
- To uznajmy, że sobie wyjaśniliśmy pewne kwestię i zacznijmy od początku - oświadczyłem polubownie. - To oczywiście nie oznacza, że zgadzam się na rolę królika doświadczalnego, ale chodzi mi o nasze relacje.
- Niech tak będzie - Uśmiechnęła się blado Amerykanka. - Będziesz jednak musiał coś zdecydować. Otis nie odpuści.
- Wiem, ale na razie przeciągajmy sprawę. - Zgodziłem się z rozmówczynią. - Powiedz mu, że zły jestem za nieprzewidziane skutki zabiegu i zwlekam z decyzją.
- Ok.. Tak zrobię.
- Chciałbym jednak jeszcze usłyszeć od ciebie dwa wyjaśniania - wyznałem. - Co to jest "materiał skondensowany" i jak działa antidotum?
- Coś jednak jak widzę zostało ci w głowie - westchnęła Sandra. - Antidotum to mówiąc najprościej lekarstwo na nieprzewidziane stany wywołane przez dar taki jak twój. Prawie go nie używany, bo coraz lepiej poznajemy tę przypadłość. Ja użyłam go osobiście pierwszy raz na tobie. Jednak z opowiadań Otisa poprzednie razy przebiegały łagodnie i antidotum radziło sobie bez problemów. U ciebie stało się inaczej i musiałam zużyć kilka dawek środka.
- Ciekawe. A co z tym materiałem skondensowanym?
- To znowu są specjalne próbki pobrane od dawców, osób z podobnym do twojego darem na przestrzeni wielu lat - wyjaśniła panna Novak. - Wzbogacone specjalnymi substancjami są przydatne do naszych badań, ale też niebezpieczne w nieodpowiednich rękach.
- Czemu?
- Podane bezpośrednio do krwi potrafią wywołać u zupełnie przypadkowej osoby określone stany. - Asystentka Otisa dobrze się czuła w roli wykładowcy. - Wystarczy osoba z darem, która właściwie bez uaktywniania zdolności może dowolnie wpływać na człowieka będącego pod wpływem tego środka. Jednym słowem robisz zastrzyk i przez pewien czas masz wykonawcę swoich poleceń. Próbki są silniejsze i słabsze. Oznaczamy je odpowiednio kolorami. Fiolki z żółtą nalepką są najsłabsze, czerwone najmocniejsze, a pomarańczowe średnie.
- No to już wiem o co chodzi - odparłem zadowolony.
- Świetnie, ale ja też mam pytanie, które dręczy mnie od dawna. Bardzo zasadnicze. - przyznała Sandra. - Jak działa twój dar? Jak wpływasz na ludzi?
- Przyznam szczerze, że nie do końca wiem i dlatego dziwi mnie wasz entuzjazm wobec mojej osoby. - Starałem się brzmieć wiarygodnie. - Chyba nie odkryłem jeszcze swoich możliwości, bo nie zauważam żadnych rewolucji w swoim życiu. No może czasem w szkole, nauczyciele są mi bardziej przychylni, ale raczej bym się przy tym nie upierał.
Dziwiłem się sobie, jak gładko przyszło mi kłamanie w tej sprawie. Naprawdę byłem z siebie dumny. Zabrzmiałem mocno wiarygodnie, co potwierdziły słowa Amerykanki.
- Może tak być. Jedna z osób, o której opowiadał mi Otis odkryła swój dar po pięćdziesiątce - podsumowała Sandra. - Może ja ci pomogę poznać twój?
Przyjemne obrazy natychmiast wypełniły mój zaśmiecony łeb. Tak, zdecydowanie mogłabyś pomóc mi z moim darem, panno Novak. Nie miałbym nic przeciwko temu.
- Może, bo jeśli nie to do pięćdziesiątki trochę mi jeszcze zostało. - Zażartowałem, odganiając lubieżne projekcje. - O ile jej doczekam i nie dam wykończyć dwojgu szalonych naukowców.
- Michał, to nie tak, ale fajnie, że potrafisz z tego żartować - oświadczyła Sandra.
- Co mi pozostało - stwierdziłem filozoficznie.
- Nie bądź pesymistą - Gospodyni podniosła się, zerkając na zegarek. - Jestem umówiona w uczelni na spotkanie, więc muszę cię przeprosić.
- Rozumiem.
- Wkurzyłam się na ciebie strasznie, ale masz rację, byłam bardziej nie w porządku niż ty - przyznała, odprowadzając mnie do wyjścia.
Chciałem ponownie zerknąć na erotyczny gadżet w sypialni, ale idąca przede mną Sandra chyba sobie o nim przypomniała, bo przymknęła drzwi do pokoju.
- Buziak na zgodę?
Nie miałem nic przeciwko i nie żałowałem tego. Pocałunek był jeszcze bardziej namiętny niż poprzedni. Jeszcze jedne przeprosiny, a skończy się tak, że zastąpię sztucznego członka.
****
Kolejny dzień przyniósł przełom w sprawie Banasia i jego kumpli. Ale po kolei...
Chrobry zgarnął mnie z ulicy, gdy wracałem ze szkoły. Wsiadłem do jego auta i pojechaliśmy do niemal pustego w środku tygodnia. o tej godzinie klubu. Marcin przekazał cicho kilka poleceń dwóm osiłkom siedzącym przy barze i zaprowadził do kanciapy, robiącej za prowizoryczne biuro.
- Na początek Młody, pytanie mam - Chrobry zajął miejsce za biurkiem. - Co nabroiłeś, że Spacja nie chciała ci nakreślić sytuacji osobiście tylko ja musiałem fatygować swoje drogocenne dupsko?
- Marcin, chcesz wierzyć czy nie, zupełnie nic jej nie zrobiłem. Nie powiedziałem ani nie spojrzałem nawet krzywo - wyznałem z rozbrajającą miną. Zasadniczo była to prawda, ale.... Ten gość pomimo mojej sympatii, nie musiał poznawać zawartości czerepu Michała Wanata.
- Poważnie nic a nic? Dziwne, bo to dziewczyna, która bez powodu nie stroi fochów... - Ni to stwierdził, ni zapytał Chrobry.
- Ok., Marcin ostatnio wspominała coś, że dziwnie się przy mnie czuje - wyznałem młodemu gangsterowi. - Podobam jej się czy co?
- Ty!? Podobasz!? - parsknął śmiechem Chrobry, raniąc moje męskie ego. - Sorry Młody, za ten wybuch śmiechu, ale to było ode mnie silniejsze. Fajny z ciebie koleżka i naprawdę niczego ci nie brakuje, ale - po pierwsze - szczyl jesteś według niej, a - po drugie - ta dziewczyna ma naprawdę poukładane w głowie. Trzyma się swoich zasad i planów. Miała podobno jakiegoś faceta, za którym szalała, ale, że stał okoniem wobec jej życiowego master planu to zrezygnowała z niego. Więc jakim sposobem miałaby zainteresować się tobą?
- Na pewne sprawy nie mamy wpływu. Czujemy je, są i tyle - stwierdziłem przemądrzale.
- Taaa, i zaraz mi zacznij pieprzyć o motylach w bebechach, przeznaczeniu i innych bzdetach - prychnął lekceważąco Chrobry. - Daj spokój Młody z głupotami i ogarnij się z lekka. Chcesz wiedzieć coś o wzniosłości i potędze uczuć. Dam ci bardzo bieżący przykład. Banaś ma młodą, drugą żonkę, za którą powinien świata nie widzieć, jego kumple mają swoje połówki, nad którymi pieją przy różnych okazjach. Jednym słowem idealne środowiska dla miłości, a mimo to dmuchają młode uczennice ze szkoły. Rżną je na wiele sposobów, mając w dupach miłość, rodziny i przyzwoitość. Tak więc Michał podsumowując, bo mnie gęba świerzbi od zbyt długiego gadania, weź dużą poprawkę na ten cały syf zwany kochaniem.
- Nie wierzysz w miłość? - spytałem, choć odpowiedź narzucała się sama.
- Wierzę w to, że jest mała garstka ludzi na świecie zdolnych do niej, takiej, jaką chcielibyśmy aby była - Chrobry pacnął ręką w blat biurka. - I na tym poprzestańmy, a skupmy się na celu naszej wizyty.
- Mianowicie...
- Znamy termin i miejsce najbliższej schadzki naszych milusińskich - oświadczył Chrobry. - Trwają przygotowania, by uwiecznić ją dla naszych celów. To nie potrwa już długo, Michał.
- Świetnie.
- A pewnie, że tak. Dojebiemy zbokom, a zwłaszcza Banasiowi! - Uśmiechnął się szeroko mój rozmówca. - Ty będziesz miał zaliczoną swoją misję ratowania świata, mój szef będzie zadowolony, że ma skurwieli w garści, a ja będę się delektował zemstą. Wspominałeś, że chciałbyś jeszcze dodatkowo przywalić Banasiowi. Zdradzisz jak?
- Myślałem o jego córce, która działa wszystkim w szkole na nerwy, ale na razie to tylko pomysł. - odparłem. - A propos zaś twojego delektowania, bylebyś się tylko nie zachłysnął. - Zażartowałem.
- W tym wypadku mogę się nawet udławić, Młody - wyznał radośnie Marcin. - Rozumiesz, wreszcie dam skurwysynowi popalić! Pomysł z córką niezły, daj znać jak się zdecydujesz.
- Czaję. Jesteś cały happy - skwitowałem jego nastrój. - A wracając do naszego wcześniejszego tematu, powiedz mi, czy ciebie, Cara albo któregoś z twoich kumpli łączy coś ze Spacją?
- A co ciebie tak wzięło na nią?
- Podoba mi się. Jestem jej ciekawy, to zabronione? - wyznałem.
- Nie, ale posłuchaj starszego kumpla, ona i ty to jest niemożliwe - stwierdził Chrobry. - Skoro jednak tak cię pyli, to zdradzę ci, że żadne uczuciowe sprawy między nią a moim otoczeniem nie mają miejsca. Chcesz to startuj do niej, ale musisz wiedzieć, że szanuję tą dziewczynę i jeśli odwiniesz jakiś paskudny numer, to zapomnę o dawnych długach.
- Doskonale zrozumiałem przekaz. - Potwierdziłem. - Dziwi mnie jednak jak bronisz tej dziewczyny.
- Posłuchaj Młody, szanuję ją podobnie jak ciebie - cicho oznajmił młody gangster. - Ją nawet bardziej. Do twojej wiadomości i gębą na kłodkę. Ojciec naszej czarodziejki technologii był pracownikiem Cara, bandziorem jak ja. Kiedy zmarła ich matka osiem lat temu nie mógł sobie poradzić z wychowaniem dwóch córek, bo jest jeszcze młodsza siostra Spacji. Dziewczyna gardziła jego robotą i z trudem go tolerowała. Gdy tylko skończyła osiemnaści lat usamodzielniła się, zajmując siostrą, na co stary gangster przystał bez wahania. Gdy trochę później znaleziono go z kulką w czole, córki nie rozpaczały po nim. Spacja ma jasny plan. Chce zarobić tyle, żeby móc wysłać młodszą siostrę na studia i żyć potem na odpowiednim poziomie.
- Niezła historia - mruknąłem z podziwem. - Tylko dlaczego związała się na powrót z wami, skoro nie cierpiała ojca gangstera?
- Tylko my gwarantujemy jej dużą ale zarazem szybką kasę - stwierdził Chrobry. - Trzyma siostrę na dystans od wszelkiego brudu, bo jak twierdzi, wystarczy, że ona we nim siedzi. Jestem jednak przekonany, że, gdy tylko na koncie pojawi się zadowalająca ją suma, zrezygnuje w jednej chwili.
- Łał! Jestem pod wrażeniem - skwitowałem krótko opowieść Marcina. - A ona ma jakieś imię?
- Ma. Jak każdy - roześmiał się Chrobry.
- Co cię tak bawi? - spytałem.
- Chcesz znać jej imię, to jasne - mało odkrywczo oświadczył gangster. - Mnie nie pytaj, bo ci nie powiem bez jej zgody. Mnie też nigdy go nie wyjawiła, a dowiedziałem się w inny sposób. Dlatego nie używam go ani przy niej, ani mówiąc o niej. Chcesz poznać imię Spacji to jej zapytaj.
- Już to zrobiłem - odparłem markotny.
- Widzę po minie, że dostałeś kopa w dupę. - Zaśmiał się Chrobry. - Wyluzuj Młody! Spacja to świetna dziewczyna, ale nie będzie miedzy wami nic więcej. Ciesz się jak się z tobą zakoleguje, bo przeważnie ucina takie znajomości chwilę po zakończeniu sprawy.
- Ok.. Rozumiem, że dasz znać jak pojawi się rezultat podglądania trzech erotomanów? - powiedziałem niezbyt ucieszony jego słowami.
- Jasne. Masz to jak w banku.
- To ja będę leciał.
- Trzymaj się młody i nie wierz za mocno w miłość - mrugnął łobuzersko do mnie Chrobry na pożegnanie.
To nie była jednak kwestia wiary, ale siły mojej przypadłości. Byłem ciekaw czy opór Spacji przed wiązaniem się z facetami jest na tyle duży, że da sobie radę z moim darem. Teraz, gdy wiedziałem, że Spacja nie ma za sobą związanego z nią niebezpiecznego mężczyzny, zamierzałem to sprawdzić.
C.d.n....
10.12.2018 15:12