Zauważyłem go ze znacznej odległości. Stał na skraju drogi i machał na przejeżdżające samochody. W miarę zbliżania mogłem zaobserwować coraz więcej szczegółów. Miał około 185 cm wzrostu, szczupły, ale nie chudy, z pięknie wyrzeźbiona przez naturę piersiami i ramionami oraz płaskim, umięśnionym brzuchem. Co charakterystyczne, jego pięknie opalone ciało wyglądało całkowicie naturalnie, muskulatura zdawała się być darem bogów, a nie efektem żmudnych ćwiczeń w siłowni lub kuracji anabolikami. Na sobie miał tylko krótkie, niebieskie spodenki, ciasno opinające zgrabne pośladki. Nic dziwnego – w taki upał! Spore wybrzuszenie z przodu spodenek wyglądało nader obiecująco. Gęsta grzywa jasnych włosów nad ogorzałą twarzą dopełniała widoku.
Gdy podjechałem bliżej podniósł rękę w znanym geście. Zatrzymałem się i opuściłem prawą szybę.
- Do Elbląga? – zapytał z nadzieją.
- Wsiadaj! – powiedziałem odblokowując przednie drzwi.
Błyskawicznie wciągnął biały t-shirt leżący dotąd na niewielkim plecaku na poboczu, wrzucił plecak na tylne siedzenie i sam wskoczył do samochodu.
- Dzięki – uśmiechnął się zatrzaskując drzwi – już myślałem, że się tu upiekę!
- Zapnij pas! – rzuciłem ruszając– Nie zamierzam dofinansowywać glin!
Posłusznie spełnił polecenie. Chwilę jechaliśmy w milczeniu. Na horyzoncie zamajaczyła stacja benzynowa.
- Weźmiemy jeszcze moich kumpli – powiedziałem niedbale i po chwili wjechałem na stację.
Jacek i Krzysiek już na mnie czekali. Przywitali się, wsiedli i ruszyliśmy dalej. Spojrzałem w lusterko i napotkałem pytający wzrok Jacka. Powoli skinąłem głową.
Jak na komendę chwycili chłopaka za ramiona, wykręcili do tyłu i skuli kajdankami za oparciem fotela. Na głowę naciągnęli mu worek.
- Co jest, kurwa?? Co robicie?? – szarpnął się próbując uwolnić – Puśćcie mnie!!
- Zamknij mordę i siedź spokojnie – odparłem – zaraz będziemy na miejscu.
Skręciłem w boczna drogę prowadzącą do Posiadłości. Gdy tam dojechaliśmy od razu wjechałem do otwartego garażu i zamknąłem bramę. Jacek z Krzyśkiem rozkuli więźniowi ręce, wyciągnęli z samochodu i powlekli do sąsiedniego pomieszczenia. Szybko przebrałem się w „robocze” moro z pagonami majora, na nogi wciągnąłem glany z opinaczami i grubą, twardą zelówką. Tak przygotowany podążyłem za nimi, starannie zamykając za sobą drzwi pokryte wykładziną dźwiękochłonną.
Gdy wszedłem chłopak stał z twarzą rozpłaszczoną na ścianie, przytrzymywany za wykręcone do tyłu ręce.
- Puśćcie go! – rozkazałem.
Posłusznie zwolnili uchwyt i odsunęli się do tyłu.
- Rozbieraj się – tez rozkaz był skierowany bezpośrednio do niego.
Spojrzał zdziwiony, ale nawet nie drgnął. Jacek podszedł z jednej, a Krzysiek z drugiej strony. Rozerwana koszulka opadła na podłogę, po chwili ten sam los spotkał spodenki. Stał teraz przed nami całkowicie nagi, wstydliwie zasłaniając genitalia. Z akcesoriów wiszących na ścianie wybrałem długą gumową pałkę i ważąc ją w ręku podszedłem bliżej.
- Ręce do tyłu! – o dziwo posłuchał.
- Jak się nazywasz? – zapytałem.
Cisza.
- Pytałem, jak się nazywasz?
Znów brak odpowiedzi. Szybkim ruchem z całej siły kopnąłem gnoja kolanem w jaja. Wydał pisk bólu, złapał się za krocze i zgiął w pół. Mocne uderzenie pałki w plecy rzuciło go na podłogę.
- Powtarzam: jak się nazywasz?
Wił się skulony u moich nóg próbując złapać oddech. Dwa uderzenia pałki w plecy wyprostowały skurczoną sylwetkę.
- Wstawaj!
Powoli, z wysiłkiem gramolił się ku górze.
- Szybciej, kurwo pierdolona! – ponagliłem go kopniakiem.
Wreszcie przyjął pozycje stojącą.
W tej samej chwili ciszę rozdarł przeraźliwy, przepełniony bólem krzyk. Dochodził z sąsiedniego pomieszczenia. To Jerzy – czwarty master – pracował nad swoim cwelem.
Blondyn drgnął, przez twarz przemknął mu grymas strachu.
- Co, ciekaw jesteś? – zapytałem – To zobacz! – pchnąłem go w kierunku otwartych drzwi.
W powietrzu unosił się charakterystyczny zapach przypalonego mięsa. Cwel leżał na stole, nogi miał zamocowane w specjalnych obejmach, wyprostowane nad głową ręce naciągnięte były sznurami nawiniętymi na drewniany walec. Maksymalnie naprężone ciało pozbawione było możliwości jakiegokolwiek ruchu. Jerzy stał obok trzymając w ręku stygnące żelazo do piętnowania, a na wygolonym trójkącie tuż nad nasadą kutasa niewolnika czerniły się świeżo wypalone cyfry „2” i „0”. Głowa cwela wykonywała wahadłowe ruchy na boki, a ciałem wstrząsały jeszcze skurcze bólu.
- To jest twój poprzednik, – powiedziałem do nowego – ty będziesz miał numer 21.
W jego oczach zobaczyłem przerażenie.
- O co wam chodzi? – wykrztusił – Czego ode mnie chcecie?
- Jeszcze nie wiesz?- zaśmiałem się – Będziesz naszym niewolnikiem, cwelem, kurwą, gotową bez szemrania spełniać wszystkie rozkazy!
Silnym kopniakiem wyrzuciłem go za drzwi.
- A zatem: jak się nazywasz? – po raz kolejny powtórzyłem pytanie.
Spojrzał na mnie spode łba i nie odpowiedział.
- Widzę, że musimy pogadać inaczej! – westchnąłem i skinąłem na czekających w pogotowiu pomocników.
Złapali go pod ramiona i posadzili na stojącym opodal krześle. Ręce skuli kajdankami z tyłu, ramiona przywiązali sztywno do oparcia krzesła, a rozchylone nogi przymocowali w kolanach i kostkach do jego nóg. Podszedłem powoli i postawiłem stopę na siedzeniu krzesła. Czubem glana przycisnąłem jaja siedzącego. Syknął i próbował uciec, ale więzy trzymały mocno. Zwiększyłem nacisk i lekko poruszyłem butem.
- Aaaaaaaaaa! – wyrwało się z zaciśniętych ust.
- Będziesz gadał? – zapytałem wałkując jego jaja buciorem.
- Raaaany, booooli! – jęknął, ale głowa wykonała przeczący gest.
Cofnąłem but i strzeliłem go w mordę. Głowa gwałtownie przechyliła się i odskoczyła do tyłu. Poprawiłem z drugiej strony.
- Gadaj!
- Nic ci nie powiem!
Wziąłem z półki pałkę elektryczną, zbliżyłem do jego twarzy i nacisnąłem wyłącznik. Rozległ się cichy terkot i między elektrodami przeskoczyły błękitne iskry. Gwałtownie szarpnął głowę do tyłu. Nic nie mówiąc przyłożyłem elektrody do jego brzucha i ponownie nacisnąłem przycisk. Ciało wyprężyło się, jakby chciał zerwać więzy, a głowa zawirowała w obłędnym tańcu. Z zaciśniętych ust wydobył się głuchy charkot. Wyłączyłem pałkę. Ciężko dysząc opadł swobodnie na krzesło. Przeniosłem pałkę na jaja i znów włączyłem. Tym razem krzyk rozerwał mu usta.
- Kurwa, przestań! Powiem, kurwa, powiem!!! Nieeeee!!
Przerwałem torturę i patrzyłem na niego w niemym oczekiwaniu. Głowa opadła mu na piersi i wolno kiwała się na boki, z ust wypływała ślina. Milczenie przedłużało się, więc powoli skierowałem narzędzie w stronę jaj cwela.
- Nieeeee! – zawył – Błagam, nieeee! Nazywam się Paweł Kozicki!
Odłożyłem zbędny już sprzęt na miejsce, podszedłem od tyłu i nagłym szarpnięciem za włosy odchyliłem całkowicie głowę.
- Powtórz!
- Paweł Kozicki – powtorzył.
- ¬le! – ryknąłem – od dziś nazywasz się Cwel 21! Jasne?? – i splunąłem mu w gębę.
Puściłem włosy i łeb opadł na piersi.
- Paweł..... Kozicki....... – wyszeptał.
Był twardszy niż myślałem. Tym lepiej, dłużej potrwa zabawa!
- Zaraz ci pokażę, chuju, kto tu decyduje! – powiedziałem głośno i zwróciłem się do Jacka – Daj mu 10 batów.
Jacek uśmiechnął się, oczy mu zabłyszczały; był mistrzem pejcza i lubił to zajęcie. Wraz z Krzyśkiem odwiązali więźnia od krzesła i z wysiłkiem powlekli w stronę krzyża. Mocno przywiązali ręce i nogi do jego ramion, wystawiając bezbronne plecy do chłosty. Z wieszaka zdjął „bykowiec” – długi, pleciony z rzemieni bat z krótka rękojeścią. Stanął w pewnej odległości od krzyża i wziął szeroki zamach...
Bat ze świstem przeciął powietrze i z trzaskiem uderzył w plecy, pozostawiając różowa pręgę. Mięśnie torturowanego naprężyły się, głowa odchyliła do tyłu ukazując zaciśnięte zęby. Nie wydał krzyku. Ponowny zamach..., świst..... i strzał rzemienia o skórę. I jeszcze raz....
Po piątym uderzeniu nie wytrzymał.
- Jestem cwelem! – krzyknął – Nazywam się Cwel 21!
Kolejne uderzenie i ponowny krzyk:
- Cwel 21!!
- Dość! – powiedziałem ostro.
Jacek opuścił bat. Cwel zawisł bezwładnie na rękach. Nie miał siły dłużej walczyć. Podszedłem z drugiej strony krzyża i zajrzałem mu w twarz. Zmierzwione, przepocone włosy nie przypominały już blond grzywy sprzed paru godzin. Z oczu płynęły łzy bólu i bezradnej wściekłości.
- Cwel.... Cwel 21.... – wyszeptał na mój widok.
- No, widzisz? Wiedziałem, że się dogadamy! – zakpiłem i poklepałem go po plecach wywołując paroksyzm bólu.
Przez chwilę wszyscy trwaliśmy w milczeniu, po czym powiedziałem:
- Pierwszy krok masz za sobą, teraz kolej na drugi.
Spojrzał na mnie ze strachem, nie wiedząc, co mam na myśli.
- Sprawdzimy, czy potrafisz nas zaspokoić – wyjaśniłem.
Nadal patrzył nic nie rozumiejąc.
- Po prostu porządnie zerżniemy ci dupę! – zdenerwowałem się.
Odpiąłem pasy mocujące ręce i ciało, jakby pozbawione sił, osunęło się na podłogę.
- Wstawaj! – rozkazałem.
Powoli, z ogromnym wysiłkiem stanął na drżących nogach.
- Przyjmij pozycję! – dla wyjaśnienia sytuacji Krzysiek złapał cwela mocno za kark i umieścił jego głowę między swoimi udami.
Podszedłem do wypiętej dupy i kopniakami rozsunąłem nogi, zmuszając go do stania w szerokim rozkroku. Wyjętego z rozporka chuja przyłożyłem do dziury i pchnąłem z całej siły.
- Aaaaaaaaaaaaaah!!!! – zawył przeciągle, gdy mój kutas sforsował opór jego dziewiczej szparki.
Wyciągnąłem kutasa i załadowałem ponownie na cała długość.
- Aaaaaa! – tym razem jęk był już krótszy.
Na chuju czułem silny, upojny ucisk zwieracza. Chyba naprawdę to był jego pierwszy raz! Powoli cofnąłem pałę i znowu wepchnąłem głębiej, rozpoczynając w ten sposób oszałamiająca jazdę. Rytmicznie poruszałem biodrami w tył i w przód, co pewien czas wykonując też ruchy okrężne. Każdemu pchnięciu towarzyszył słaby jęk, potem już tylko sapanie. Tymczasem Krzyśkowi znudziła się bezczynność, postanowił także zażyć przyjemności. Opuścił spodnie do kolan, złapał cwela za włosy i odchyliwszy mu głowę do góry zapakował chuja w gardło. Chłopak zakrztusił się gdy pała dotknęła migdałków, próbował ją wypluć, ale prześladowca złapał go za głowę i wepchnął chuja do końca. Kołysany rytmem moich uderzeń Cwel 21 perfekcyjnie obrabiał ustami fujarę Krzyśka. Poczułem, że niedługo dojdę, zwiększyłem tempo i głębokość pchnięć. Wreszcie nastąpiła eksplozja rozkoszy i morze spermy wpłynęło do dupy. Zachwiałem się na nogach, w oczach mi pociemniało.
- Ale była, kurwa, jazda! – wydusiłem – Masz ekstra dupę, jeszcze nie rozjebaną. Teraz Wypoleruj mi chuja jęzorem! Do połysku!
Dla ponaglenia wymierzyłem mu siarczystego klapsa.
Posłusznie oderwał się od dotychczasowego zajęcia i zajął wylizywaniem spermy z mojej lachy. Teraz przyszła kolej Krzyśka na jebanie od tylca. Zapakował chuja w dupę i jechał nie zwracając uwagi na próby cwela uwolnienia się od jego pyty.
Wreszcie uznałem, że dostatecznie już wyczyścił mi fajfusa i skinąłem na Jacka:
- Zaczynaj!
Nie trzeba mu było dwa razy powtarzać. Wyciągnął ze spodni fujarę i podsunął przed zamglone oczy ofiary. A miał się czym pochwalić: co najmniej 25 cm długości i stosowny do niej obwód sprawiały, ze był prawdziwym postrachem naszych niewolników. Cwel z niedowierzaniem i przerażeniem ocenił wymiary.
- Nie! Daj spokój! Nie wejdzie!
- Na pewno się zmieści! –zapewnił go Jacek – pośliń go dobrze, bo zaraz będziesz go miał w dupie!
Krzysiek, widząc co się święci, przerwał jebanie. Gdy już chuj Jacka błyszczał od śliny, złapaliśmy z Krzyśkiem cwela za ramiona i pod kolana, i rozsunąwszy mu nogi unieśliśmy go w powietrze. Jacek położył się na plecach tak, że jego lacha sterczała jak pal oczekujący na kolejną ofiarę. Naprowadziliśmy otwór cwela na kutasa i powoli nabiliśmy na imponującą męskość leżącego. Towarzyszył temu przeciągły jęk, nie wiadomo: bólu czy rozkoszy.
- A teraz pracuj! - rozkazałem, gdy już kolana dotknęły podłogi.
Bez sprzeciwu zaczął rytmicznie unosić się i opadać. Jacek trzymał go za biodra nadając tempo.
- A ja jeszcze z tobą nie skończyłem! – powiedział Krzysiek stając okrakiem nad Jackiem.
Stojącego kutasa wsadził do gęby cwela i kończył ruchanie. Nie trwało to zresztą długo: przez ciało Krzyśka przebiegł dreszcz rozkoszy i usta ofiary wypełnił potok gorącej spermy. Nie dopuścił jednak do zmarnowania życiodajnego płynu; wyszarpnął kutasa, przemocą ścisnął szczęki cwela i zmusił do połknięcia zawartości ust.
Tymczasem cwel osłabł i zaczął łamać tempo swojej jazdy na pycie Jacka. Zniecierpliwiony Jacek poderwał się i nie wyjmując chuja z dupy przewrócił chłopaczka do pozycji psa, po czym szybkimi ruchami kończył swoje dzieło nie zwracając uwagi na słabe protesty. Jeszcze parę pchnięć i lekkie drgawki oznajmiły nam, że nastąpił wytrysk. Wyciągnąwszy zwiotczałego kutasa, Jacek wstał i kopniakiem rozpłaszczył cwela na podłodze.
- I jak się spisał? – zapytałem zgromadzonych – Zasłużył sobie na obrożę?
- Moim zdaniem tak – odparł Krzysiek – musi się jeszcze wiele nauczyć, ale będzie z niego przyzwoity slave.
Jacek zgodnie pokiwał głową.
- Wstawaj, chuju! – rozkazałem – Na kolana, szmato, przed Panem!
Cwel z wysiłkiem podparł się rękami i dźwignął się na drżące kolana. Nogi miał lekko rozsunięte, domyśliłem się, że zdrowo rozjebana dupa sprawia mu sporo bólu. Wziąłem przygotowaną zawczasu metalową obrożę, nałożyłem na jego szyję i zatrzasnąłem kłódkę.
- Proś o przyjęcie na służbę!
- Proszę o przyjęcie na służbę – wymamrotał znękanym głosem.
Chwyciłem go za brodę, szarpnąłem i strzeliłem na odlew w mordę.
- Jak prosisz, kurwo! – ryknąłem – „Panie, Cwel 21 pokornie prosi o przyjęcie na służbę!” Tak masz się odzywać!
I dla utrwalenia wiedzy ponownie wymierzyłem siarczysty policzek.
- Panie, Cwel 21 pokornie prosi o przyjęcie na służbę! – wyrecytował posłusznie i opadł na podłogę podpierając się łokciami.
- Pić – wyszeptał.
Kopniak w żebra powalił go na podłogę. Poprawiłem z czuba w żołądek i przydepnąłem cwelowi głowę.
- Patrz, kurwa, - powiedziałem do Jacka – nic się nie nauczył!
- Jak się, chuju, do Pana zwracasz??! – docisnąłem mu łeb podeszwą.
- Panie! Proszę! Pić! – wystękał.
- ¬le, kurwa! –ryknąłem – Jak cię uczyłem? Kto prosi? I jak prosi?
Dla przypomnienia przejechałem pałka po plecach.
- Panie, Cwel 21 pokornie prosi pić!
- No, już lepiej! – wziąłem puszkę piwa i otworzyłem.
Na ten widok oblizał się i łapczywie przełknął ślinę. Nie spuszczał oczu z ożywczego napoju. Nalałem piwa do psiej michy stojącej na stole, wyciągnąłem chuja i uzupełniłem zawartość moczem. Postawiłem na podłodze przed cwelem.
- Pij!
Pochylił się nad miską i zawahał się. Nogą wcisnąłem mu łeb do michy.
-Chlej, bo nic innego nie dostaniesz!
Niechętnie i z oporem zaczął chłeptać piwo zmieszane ze szczynami. W tej samej chwili otworzyły się drzwi i wszedł Jerzy. Popatrzył na cwela i zapytał:
- Co, nie smakuje mu? Może woli z gwinta?
Nie czekając na odpowiedź złapał chłopaka za włosy i szarpnął w górę, druga ręką jednocześnie rozpinając rozporek. Ze spodni wyskoczył chuj w półwzwodzie. Wpakował go głęboko do gęby niewolnika, końcem sięgając gardła i spokojnie zaczął się odlewać. Cwel z początku zakrztusił się, ale Jerzy mocno trzymał go za włosy nie dając możliwości ucieczki. Chcąc nie chcąc musiał połykać.
- Dobra – powiedziałem, gdy Jerzy skończył – trzeba sukę ogolić!
Związałem zaskoczonemu cwelowi ręce razem i zaczepiłem na haku wiszącym na wielokrążku. Krzysiek pociągnął za linkę i podniósł go do pozycji stojącej. Podciągnął jeszcze trochę i cwel stanął na palcach z naprężonymi nad głową rękami. Owiniętą wokół głowy taśmą klejącą zakneblowałem mu usta. Włączyłem maszynkę i spokojnie zacząłem golić włosy pod pachami, potem przyszła kolej na krocze. Rzucił się, jakby chciał zaprotestować, ale nie zwróciłem na to uwagi. Gdy skończyłem, spojrzałem z zadowoleniem na swoje dzieło.
- No, teraz wreszcie wyglądasz czysto! – powiedziałem i zerwałem taśmę z gęby więźnia.
- Wy chuje, pierdolone skurwysyny, pedały!! – zaniósł się krzykiem – Co żeście ze mną zrobili?? Jak ja wyglądam?! – rzucał się wisząc za ręce na haku.
Dałem znak Krzyśkowi i cwel opadł ciężko na podłogę. Stanęliśmy wokół niego.
- Wyglądasz, jak powinien wyglądać cwel – powiedziałem spokojnie – a możesz być spokojny, że nieprędko zobaczy cię ktoś oprócz nas!
- Gówno mnie to obchodzi! – wyjęczał – Dość już tego! Chcę stąd wyjść!
- Zrozum wreszcie, kurwo, że to MY decydujemy, co się z tobą stanie! – odparłem – Ty nie masz nic do gadania! A za takie zachowanie spotka cię kara! Będziesz posłusznie robił, co każę, albo pożałujesz, że się w ogóle urodziłeś! Niejeden się tu stawiał, ale każdego można złamać.
- Panowie – zwróciłem się do Krzyśka i Jacka – trzeba go umyć!
Rozwiązałem leżącemu cwelowi ręce, obróciłem na brzuch i skułem je kajdankami z tyłu. W tym czasie Jacek wiązał mu nogi w kostkach. Linkę łączącą kostki zaczepił na haku elektrycznej wciągarki i sięgnął po pulpit sterowania. Po chwili ciało cwela łagodnie kołysało się głową w dół jakieś pół metra nad podłogą. Podstawiliśmy okrągłą, blaszaną wannę i zaczęliśmy polewać cwela wodą z węża. Spływała łagodnie po kołyszącym się ciele, wygolonych jajach, twarzy, wpływała do uszu, oczu i nosa wywołując krztuszenie się i parskanie. Gdy już w wannie nazbierało się dostatecznie dużo wody zakręciłem kran i podszedłem do wiszącego cwela.
- No, jak? – zapytałem – będziesz już grzeczny?
- Spierdalaj! - usłyszałem w odpowiedzi.
Kciukiem prawej ręki wskazałem podłogę. Zaszumiał silnik i głowa cwela wolno zaczęła zbliżać się do powierzchni wody. Próbował walczyć, przyciągnął brodę do piersi, zgiął tułów napinając pięknie mięśnie brzucha, ale nie mógł długo wytrwać w takiej pozycji. Wreszcie jego ogolona głowa zanurzyła się. Poprzez taflę wody widziałem jego twarz wykrzywioną grymasem wściekłości. Z nosa i kącików zaciśniętych ust wydobywały się maleńkie banieczki powietrza. Stopniowo wściekłość przeradzała się w zdziwienie, strach, na koniec przerażenie. Zrozumiał, że nie ma szans. Znękany organizm gwałtownie domagał się powietrza. Ciało zakołysało się na haku. Resztką sił próbował wydobyć głowę ponad powierzchnię. Nadaremno! Uniosłem kciuk ku górze i po krótkiej chwili głowa cwela znalazła się nad wodą łapczywie, z charkotem chwytając powietrze. Pozwoliłem mu odpocząć jakieś 30 sekund, po czym znowu nastąpiło zanurzenie. Tym razem od pierwszej chwili próbował walczyć. Wił się jak opętany, szarpał całym ciałem rozbryzgując wodę. Chwyciłem go za jaja, ścisnąłem i mocno przekręciłem. Ciało zgięło się wpół, głowa wyskoczyła nad powierzchnię wody, z ust wydobył się głośny krzyk. Puściłem jaja i woda zdusiła wrzask, zakrywając szeroko otwarte usta. Zachłysnął się i rzucanie ciała ustało.
Nie czekając na polecenie Jacek podniósł bezwładne już ciało i opuścil je na podłogę obok wanny. Z ust i nosa cwela wypłynęły strumienie wody. Zakasłał i z wysiłkiem wziął głęboki oddech lekko unosząc głowę.
- No, jak? Zrozumiałeś lekcję? - zapytałem
- Tak – pokiwał głową w odpowiedzi.
Wykonałem krok w jego kierunku.
- Tak, Panie! – poprawił się szybko – cwel zrozumiał!
- Masz szczęście! – skwitowałem – Widzę, że jeszcze można cię wychować! Teraz pozwolę ci trochę odpocząć! – z porozumiewawczym uśmiechem spojrzałem na pozostałych masterów.
Rozkułem mu ręce, a następnie lekkim, niemalże pieszczotliwym kopniakiem skierowałem cwela w stronę otwartych drzwi do sąsiedniego pokoju, tak zwanej „przechowalni” i wszedłem za nim. Panował tu półmrok, jedynie stojąca pod ścianą klatka oświetlona była dwoma jaskrawymi reflektorami. Wewnątrz klatki o wymiarach 2 na 3 metry i wysokości około 90 centymetrów znajdowało się już dwóch cweli: osiemnastka i dziewiętnastka. Dwudziestkę zabrał Jerzy do swego pokoju, żeby dokończyć rozpoczętą przed naszym przybyciem zabawę. Obaj cwele byli już u nas ponad tydzień i znali panujące obyczaje. Na widok Panów uklękli, spletli ręce za plecami i opuścili głowy. Obaj silnej budowy ciała, wysocy, nawet w tej pozycji niemal dotykali głowami górnych prętów klatki.
- Właź! – rozkazałem niewolnikowi otwierając drzwi klatki.
Posłusznie przekroczył próg swego nowego lokum.
Dziewiętnastka miał na sobie „pas cnoty” – krótkie skórzane spodenki, w pasie i nogawkach spięte paskami zamkniętymi na kłódki. Chodził w nich od kilku dni, zdejmując tylko przy myciu i w czasie tresury. Był bardzo wyposzczony, o czym świadczyło łakome spojrzenie, jakim ukradkiem obrzucił wpełzającego do klatki chłopaka.
- 19, do nogi! – rzuciłem i cwel posłusznie podszedł na czworakach i zaczął łasić się do moich nóg.
Schyliłem się i odpiąłem kłódki na jego spodenkach.
- Cwel 19 dziękuje, Panie – powiedział nie podnosząc wzroku.
- Spierdalaj z powrotem do klatki – odpowiedziałem.
- Macie nowego kolegę – dodałem – Opowiedzcie mu o zwyczajach.
Przymknąłem drzwi klatki i wyszedłem z pokoju. Jednak na krótko. Wiedziałem, co się za chwilę stanie, to był kolejny element gry. Trzymając w ręku pałkę wróciłem cicho do pomieszczenia i stanąłem dyskretnie w cieniu. Osiemnastka i dziewiętnastka pochylali się nad nowym.
- Co ci zrobili? – zapytał łagodnie osiemnastka.
Słysząc zadane z troską pytanie nowy całkowicie załamał się. Po policzkach spłynęły łzy, ciało zatrzęsło się bezgłośnym szlochem.
- Wszystko! – wyszeptał – Bili mnie, kopali, zgwałcili!! Potem chcieli utopić!
- To dopiero początek! – złowróżbnie powiedział dziewiętnasty – Radzę ci: bądź posłuszny! Nie takich już łamali! Mają swoje sposoby, lepiej, żebyś ich nie poznał.
- Nie chcę, nie będę!
- Będziesz, będziesz! A teraz pokaż dupę, czy bardzo ci ją rozjeździli! Boli cię?
- Tak, bardzo! - nowy ufnie wypiął tyłek w kierunku towarzysza niedoli.
Widziałem, jak chuj dziewiętnastki nabrzmiewa i powoli podnosi się. Gwałtownym gestem rozciągnął pośladki chłopaka.
- Auuu! – rozległ się okrzyk bólu – Co robisz, kurwa!
- Jak to co? – zarżał dziewiętnastka – Poprawiam dzieło Panów!
Osiemnastka roześmiał się z dowcipu i wykręcił młodemu rękę, zmuszając do dotknięcia głową podłogi. Złapał go wprawnie za kark i unieruchomił.
- Musisz podzielić się dupą z kolegami! – powiedział.
- Nie! Nie wygłupiajcie się! To boli, kurwa, BOOOOOLI!! – wrzeszczał chłopak, próbując uwolnić się z uścisku.
- NIEEEEEEE – zawył, gdy poczuł, jak kutas dziewiętnastki przebija się przez jego zwieracz.
Gwałtownym szarpnięciem otworzyłem klatkę. Dwa celne uderzenia pałką i dziewiętnastka z kwikiem uciekł w kąt. Osiemnastkę potężnym kopem cisnąłem pod przeciwległą ścianę. Obaj patrzyli na mnie z nienawiścią i strachem. Nowy rzucił się w moim kierunku i skulił się u moich stóp. Cały dygotał z bólu i przerażenia. Przypiąłem smycz do jego obroży i lekko szarpnąłem, dając znak do wyjścia z klatki. W drzwiach pojawili się Krzysiek i Jacek, zwabieni odgłosami szamotaniny.
- Drobne nieporozumienie między cwelami – wyjaśniłem
– Tego zabieram do siebie – wskazałem wzrokiem drżącego niewolnika – Tamtymi możecie się zająć sami, jeśli macie ochotę.
Ponownie szarpnąłem smycz kierując się ku wyjściu. Cwel próbował wstać, ale glanem sprowadziłem go do parteru.
- Gdzie, kurwa?! – zapytałem – Cwel porusza się wyłącznie na czworakach lub na kolanach! Chyba, że Pan zadecyduje inaczej!
Posłusznie podparł się rękami i już bez oporu podążył za mną.
Na korytarzu prowadzącym do sypialni Masterów panował prawie całkowity mrok. Nagle w panującą wokół ciszę wdarł się zduszony krzyk:
- Mmmmmpppppppppppphhhhhhhhhhhh! Mmmmrrrrrrrrrrrrrrr! – zawibrował na wysokiej nucie i ucichł. Dochodził z sypialni Jerzego. Zaciekawiony zajrzałem przez uchylone drzwi.
Dwudziestka leżał na stole z rękami i nogami przywiązanymi do blatu, a jego Pan ciągnął ku górze skręcone jaja. Ciało leżącego wygięło się w łuk, tylko pięty i łopatki stykały się z blatem stołu. Z mordy cwela wystawał wierzchołek czarnej kuli knebla.
- Mmmhhhhhhhhrrrrr! – rozległo się jeszcze raz, gdy Pan silniej skręcił jaja.
Poczułem jak coś otarło się o moje kolano i opuściłem wzrok. To mój cwel zaciekawiony zajrzał do wnętrza i przerażenie szeroko otwarło mu ślepia.
Wiedziony instynktem, Jerzy obejrzał się, a ujrzawszy mnie w drzwiach wyszczerzył zęby w okrutnym uśmiechu. Wyjął z ust papierosa i zbliżył jego wiśniowy od żaru koniec do napiętej skóry na jajach dwudziestki. Choć wydawało się to niemożliwe, jego ciało wygięło się jeszcze bardziej, a z zakneblowanej gęby wydobył się przeraźliwy pisk bólu, gdy papieros dotknął skóry.
- Muszę nad nim jeszcze trochę popracować – wyjaśnił Jerzy jakby z lekkim zażenowaniem – lubię całkowicie oddane szmaty, a ten jeszcze nie jest gotowy.
Wycofałem się dyskretnie, pociągając za sobą towarzyszącego mi cwela i otworzyłem drzwi do mojego pokoju. Włączyłem światło i wciągnąłem oślepionego chłopaka do środka.
Usiadłem na łóżku i pociągnąłem za smycz. Cwel podszedł na czworakach do moich nóg.
- Wyliż mi buty, są zakurzone! – rozkazałem.
Z pewnym ociąganiem zabrał się do roboty. Sięgnąłem po leżącą na szafce obok łóżka szpicrutę i uderzyłem cwela po plecach pozostawiając świeżą czerwoną pręgę.
- Auuuuuuuuuuu! – wrzasnął podrywając głowę.
- Staraj się! Nic nie czuję! – złapałem go za kark i przycisnąłem pysk do buta – mają błyszczeć jak psu jajca!
Tym razem wyraźnie poczułem, jak jęzor cwela trze o skórę. Pozwoliłem mu pracować kilka minut, po czym zapytałem:
- Co, but Pana ma tylko czub?? Obcas! Podeszwa!
Posłusznie przeniósł język na wskazane miejsca. Gdy uznałem, że but jest dostatecznie czysty, posunąłem drugi glan przed morde cwela:
- Dość! Bierz się teraz za ten!
Tym razem nie potrzebował żadnych upomnień.
- Zdejmij mi buty – rozkazałem po chwili.
Wyciągnął ręce w kierunku moich nóg, ale uderzenie szpicruty powstrzymało go w pół drogi.
- Zębami, kurwa, zębami! Staraj się, bo resztę nocy spędzisz tam! – wskazałem solidne, drewniane dyby stojące naprzeciwko łóżka.
Wykonanie zadania szło mu bardzo opornie, wyraźnie brakowało mu wprawy! „Jeszcze się nauczysz!” – pomyślałem. Wreszcie udało mu się.
- Teraz skarpety – powiedziałem.
To poszło szybciej. Dalej nie musiałem już mówić; sam zaczął lizać moje stopy. Robił to powoli i z namaszczeniem. Miałem nieodparte wrażenie, że zaczyna mu to sprawiać przyjemność. Wyciągnąłem się wygodnie na łóżku i szarpnąłem za smycz. Oderwał się od moich nóg i spojrzał pytająco.
- Teraz wyczyścisz mi chuja! – poleciłem.
Usiadł na krawędzi łóżka, ale kopniakiem sprowadziłem go na podłogę.
- Co ty, kurwa sobie myślisz?! – wrzasnąłem – Łóżko jest dla Pana!
Poderwałem się i uniosłem szpicrutę. Skulił się na podłodze i osłonił głowę rękami. Cały drżał. Lekkim uderzeniem zwróciłem na siebie jego uwagę.
-No, kurwo jebana, do roboty! – ponownie położyłem się na plecach i po chwili poczułem usta i język cwela na swoim kutasie. Starał się! Robiło mi się coraz przyjemniej, pała stanęła i powoli zaczynała pulsować gorącym rytmem nadciągającego wytrysku. Wtem zza ściany rozległ się głośny krzyk bólu, po nim następny, już krótszy, ale równie przejmujący:
- Aaaaauuaaaaa! Boli, Panie, proszę! Nie wytrzymam tego!– widocznie Jerzy wyjął knebel z gęby swojego niewolnika.
- Ty szmato, chuju! Ja ci dam „boli”! – usłyszałem jego głos – Masz milczeć, gdy cię nie pytam! Tu JA decyduję, ile masz wytrzymać!
Odgłos policzka przerwał próbę odpowiedzi. Potem słychać było już tylko świst bata i krzyk katowanego. Spojrzałem na pracującego nad moim kutasem cwela. Pozornie nie zwracał uwagi na odgłosy, ale każdy krzyk dochodzący z sąsiedniego pokoju wywoływał mimowolny skurcz strachu. Wreszcie hałasy ucichły i zapanowała cisza.
Złapałem cwela za brodę i uniosłem mu głowę do góry. Spojrzał na mnie lekko zamglonymi, jakby nieobecnymi oczami.
- Jak ci się to podoba, suko? – zapytałem.
Zanim zdążył odpowiedzieć rozległo się pukanie i nie czekając na zaproszenie do pokoju wszedł Jerzy. Był wyraźnie podpity, w ręku trzymał łańcuch, którego drugi koniec tonął w ciemnościach za drzwiami. Uniosłem się na łokciach.
- Jak ci idzie? – zapytał Jerzy – Grzeczny jest? A może się zamienimy cwelami?
Poczułem, jak język na moim chuju zgubił dotychczasowy rytm. Oczy cwela spojrzały na mnie źrenicami rozszerzonymi przerażeniem. „Błagam! Nie!!” – zdawały się krzyczeć. Silnym ściśnięciem za kark zmusiłem go do podjęcia przerwanej pracy. W końcu nie z nim prowadzono rozmowę!
Tymczasem Jerzy szarpnął łańcuch i siłą wciągnął swojego slave’a. Przedstawiał on sobą obraz nędzy i rozpaczy. Był cały brudny i spocony, jego młode, jędrne ciało pokryte było siniakami i pręgami przemieszanymi ze smugami rozmazanego tłustego kurzu. Gdzieniegdzie widać było ślady oparzeń. Szedł z trudem, na ugiętych nogach, poruszanie utrudniały mu napięte linki, którymi miał przywiązane jaja do kostek nóg. Ręce przykute były do obroży wraz z napiętym łańcuchem trzymanym przez Jerzego. Zbliżył się do swego Pana, klęknął i pokornie opuścił głowę.
- Widzisz? – zachęcał Jerzy – Ten jest już posłuszny! A ja lubię ujarzmiać niepokornych!
- Poproś ładnie Pana! – dodał szarpiąc łańcuchem.
- Panie, Cwel 20 pokornie prosi o przyjęcie przez Pana na służbę – usłyszałem niewyraźny głos dobiegający z opuchniętych warg.
W zamyśleniu poklepałem naga czaszkę nowego. Albo mi się wydawało, albo jeszcze intensywniej zaczął pracować nad moim kutasem.
- Nie! – odparłem – Tego mam ochotę wychować samemu!
Nagły błysk w oczach zdradził wściekłość Jerzego. Gwałtownie odwrócił się, kilkoma kopniakami wyekspediował swojego skomlącego cwela na korytarz i trzasnął drzwiami.
- Czekaj, teraz się z tobą policzę! – usłyszałem jeszcze – Kurwa, takie mięso! Dawno nie bawiłem się prądem!
- Nie, Panie, błagam, proszę!!! Nieeee! Nieeeeeeeeee! - niosło się korytarzem, póki kolejne trzaśnięcie drzwi nie stłumiło krzyku.
Straciłem ochotę na oral. Odepchnąłem pysk cwela od mojego krocza i wstałem z wyra.
- Widziałeś? Chcesz tak samo wyglądać? – zapytałem.
- Tak, Panie!.... Nie, Panie!.... – zaplątał się w odpowiedziach.
Przyjął postawę podpatrzona uprzednio u niewolników w klatce i z opuszczoną głową powiedział:
- Panie, Cwel 21 melduje się z pokorną prośbą.....
- Czego? - warknąłem
- Chcę być Twoim cwelem, Twoją szmatą, Panie!
- Tylko Twoją, Panie! – dodał unosząc głowę.
Dla przyzwoitości dałem mu w mordę za naruszenie zasad zwracania się do Pana, ale i tak wiedziałem, że go przyjmę. Był naprawdę ładny i zapowiadał się na niezły towar. Nie na darmo od razu rzucił mi się w oczy tam, na drodze! Szkoda by go było dla innych, chyba, że nie doceni mojej dobroci...
- Dobra, zgadzam się! – odparłem – Jutro zaczniemy tresurę!
- Dzięki, Panie! – schylił się i z własnej inicjatywy zaczął lizać moje stopy.
Opadłem na łóżko i oddałem się rozmyślaniom....
11.06.2017 10:37