Erotische Geschichten :: Eliza 2

O dziesiątej rano obudził nas telefon Elizy.

- Tak, słucham? – Eliza mówiła do słuchawki budząc się i ogarniając rzeczywistość -
…no u Doroty…, przecież mówiłam, że nie wrócę…, mamuś…, poprawiny szykujemy…, tak…, okazuje się, że parapetówa też może mieć poprawiny…, tak…, jest super…, nie wiem…, może po południu, a może wieczorem…, no nie martw się…, żyję…, pa…, no pa.

Odłożyła telefon na stolik.

- Chwili spokoju z nimi nie ma … - powiedziała patrząc się w sufit – cholera, trzydziestka mi walnęła, a oni ciągle to samo, jakbym miała piętnaście lat – dokończyła patrząc się na swój telefon.

- Nie myśl sobie nawet, że to się skończy…, ja już nie mam… ale, nie mając ich, chciałabym mieć rodziców, którzy się o mnie martwią – powiedziałam.

- Wiem! Tak! Rozumiem! – odpowiedziała Eliza unosząc ręce w niebiosa – ale cholera mnie bierze, że nie mogą sobie odpuścić, nawet jak ich uprzedzam?

- Nie mogą – powiedziałam spokojnie, usiadłam i dotknęłam dłonią jej policzka – wyobraź sobie, że moi kontrolowali mnie tak samo i teraz nie brakuje mi tego tylko z tego powodu,
że kontroluje mnie mój brat, ale dotarło do mnie, że to nie kontrola, tylko opieka – powiedziałam.

Zadzwonił w tym momencie mój telefon. Popatrzyłam na wyświetlacz - osłupiała i obesrana ze strachu odebrałam połączenie.

- No, cześć brat, co tam? – zapytałam i chwilę słuchałam – pewnie, że będę, gdzie niby mam być…, tak…, wpadaj, jasne…, pewnie…, o której…, dobra, czekam. Paweł miał spokojny głos, więc uznałam, że nie ma się co martwić – chce wpaść, niech wpada.

- No widzisz? – zapytałam Elizy – to nie kontrola, tylko opieka, ja to już w tych kategoriach widzę – dokończyłam i odłożyłam telefon.

- Będzie o siedemnastej – powiedziałam do Elizy – ale nawet nie waż się przez niego zmywać.

Usiadłyśmy na brzegu kanapy, pocałowałam Elizę. Dotarło do mnie, że mieszkanie przesycone zapachem naszych soczków.

- Czujesz? – zapytałam.

- Pewnie, mi się podoba – odpowiedziała z uśmiechem Eliza.

- To co? Kawusia i krótki seksik, a później zrobię obiad? – zapytałam Elizę prosto do ucha.

- Mmm – odmruczała zalotnie w moje ucho.

Wstałam, w kuchni wstawiłam czajnik na gaz i nasypałam kawy do kubków. Założyłam szlafrok, podałam Elizie drugi i odsunęłam zasłony. Słoneczny ranek pozwalał na otwarcie drzwi balkonowych. Kołdrę obróciłam i rozwiesiłam na fotelu, dotknęłam jej wierzchem dłoni.

- Trochę wilgotna – powiedziałam do Elizy – co robimy z prześcieradłem?

Owszem, wyglądało bardzo podniecająco przypominając nocny szał…, ale tragicznie.
Na bokach było wilgotne, a środek był ciągle ewidentnie mokry.

- Zostaw, niech tak schnie – odpowiedziała Eliza – zresztą zaraz znowu będzie mokre – dodała z uśmiechem.

- No tak – przytaknęłam. Poszłam do kuchni i zalałam kawy. Z zamrażalnika wyciągnęłam piersi kurczaka i całą paczkę włożyłam do zlewu. Znowu zajrzałam do lodówki
w poszukiwaniu czegoś na surówkę – „nie jest źle” – pomyślałam. Postawiłam na kapustę pekińską, ponieważ nie chciało mi się trzeć marchewki. „ Ciekawe, co ona na to powie” – zastanowiłam się - chciałam poznać zdanie Elizy na temat mojej autorskiej surówki z kapusty pekińskiej i mandarynek z dodatkiem jogurtu naturalnego, plus sól, pieprz i cukier. Zamieszałam kawy i przyniosłam je do stolika. Stolik od wczorajszej parapetówy był rozłożony więc postanowiłam go złożyć. Od razu zrobiło się trochę więcej miejsca. Pochyliłam się, pocałowałam Elizę we włosy i usiadłam obok niej na kanapie. Uśmiechnęła się. Wypiła łyczek gorącej kawy i odstawiła kubek. Popatrzyła mi w oczy.

- Dorota, cudownie było…, wiesz co? – dokończyła pytaniem.

- Co?

- Żebyś ty wiedziała, jaka ja jestem w tobie zakochana…, zdziwiona marzyłam o tym
od dwóch miesięcy – powiedziała i pocałowała mnie w kolano, bo ciągle trzymałam gorącą kawę.

- Ja w tobie bardziej – odpowiedziałam, bo znowu nie wiedziałam, co wymyślić – kończmy
tę kawę, póki gorąca – zarządziłam.

Kiedy odstawiłyśmy puste kubki powiedziałam do Elizy:

- Rozbieraj się…, albo nie – przypomniałam sobie o otwartych drzwiach na balkon. Wstałam, zamknęłam, zasunęłam firankę.

- Teraz się rozbieraj – mówiąc to szłam w stronę Elizy ściągając szlafrok, który rzuciłam
na fotel. Eliza zrobiła to samo a ja jak urzeczona gapiłam się na nią w dziennym świetle.

Położyłyśmy się na kanapie rozgrzewając chłód plamy. W sumie nie było tak źle. Leżałyśmy na bokach podparte na łokciach i zwrócone do siebie. Eliza powoli gładziła palcami moje ramię, raz po raz muskając pierś. Po chwili jej palce zjechały na moje biodro i co chwilę delikatnie muskały końce włosów mojego futerka. Eliza położyła mnie na plecach i przyssała się do mojej piersi całą dłonią drażniąc końcówki moich włosów. Matko…, jak to potwornie podniecało. Teraz ja obróciłam Elizę i, wsuwając ramiona pod jej plecy, położyłam się między jej udami.

- Obejmij mnie – szepnęłam.

Poczułam jak obejmuje mnie za szyję.

- Nogami też – znowu wyszeptałam.

Eliza objęła mnie nogami, poczułam jej stópki na biodrach, a jej łechtaczka dzięki temu ustawiła się blisko mojej. Poprawiłam się odrobinkę, aby się zetknęły i bardzo powoli zaczęłam ruszać biodrami. Bardzo powoli przy tym całowałam ją w usta, czasami powoli lizałam jej szyję i wracałam do ust. Czułam, jak podniecenie ogarnia całe ciało Elizy, troszkę przyspieszyłam i po chwili patrzyłam z bliska na twarz Elizy w czasie orgazmu – nie krzyczała, dyszała tylko coraz szybciej, a w jej oczach patrzących na mnie widać było rozkosz. Pocałowałam ją dość długo ostatni raz i rzuciłam się do lizania łechtaczki.
Na wargach sromowych miała już sporo soczku, więc szybko oblizałam dwa palce i je powoli wsunęłam. Ruszałam nimi powoli i powoli lizałam guziczek. Eliza zaczęła szybciej oddychać i wzdychać. Przyspieszyłam i po minucie usłyszałam pierwszy krzyk a później cudowną serię pisków. Przy przedostatnim i ostatnim skurczu wybuchły dwie fontanny soczku.

- Boże…, Dorota…, jeszcze raz…, błagam – wysapała.

Powtórzyłam całą operację, ale od razu szybkimi ruchami palców i języka. Rozgrzewanie Elizy już nie miało sensu, tak samo jak nie miało sensu wycieranie twarzy z Elizy soczku.

Po chwili długa seria piskliwych „a” odpowiadających skurczom pochwy wypełniła mieszkanie. Teraz zalały mnie trzy wytryski, a Eliza leżała i cała się trzęsła. Po chwili ruchem ręki dała mi znać, że mam wyciągnąć palce z pochwy. Wytarłam twarz i szyję o mokre prześcieradło – uda Elizy już się do tego nie nadawały.

- Matko, trzy wytryski w czasie jednego orgazmu – powiedziała w sufit.

- I to jakie wielkie – powiedziałam z brodą na jej kolanie i patrząc w jakim jest stanie. Obłędnie wyglądała leżąc tak z ramionami nad głową i z rozszerzonymi nogami zgiętymi
w kolanach – normalnie rozrywało mi łechtaczkę, ale Eliza o tym wiedziała i zanim całkiem ochłonęła klęknęła między moimi nogami ręką mnie lekko popychając, abym się położyła.

Od razu poczułam jej język na mojej twardej łechtaczce i mokre palce wsuwające się delikatnie do pochwy. Wyczuła, że w moim stanie grę wstępną może sobie pominąć, więc zaczęła szybko. Po chwili przy pierwszym skurczu i pierwszym wytrysku docisnęłam język Elizy do łechtaczki – wrzeszczałam piętnaście sekund przez piętnaście skurczów
i wytrysków. To mogły być dwa orgazmy pod rząd, ale głowy nie dam. Odsunęłam głowę Elizy dając jej znak, że mam dość. Poczułam wysuwające się palce i ostatni strumyczek spływający na umęczone prześcieradło. Leżałam chwilę i się trzęsłam dochodząc do siebie. Poszłyśmy się wytrzeć do łazienki. Wróciłam do pokoju, założyłam szlafrok i czekałam
aż Eliza zrobi to samo, aby znowu otworzyć balkon. Zwinęłam prześcieradło i ruszyłam z nim w stronę łazienki.

- Gdzie ty z tym idziesz? – usłyszałam za plecami i nie odwracając się powiedziałam:

- Wyprać.

- A nie lepiej, żeby szybko wyschło na słońcu na balkonie?

- Tak, jasne, napiszmy jeszcze na nim „Patrzcie ludzie jak wyglądają babskie wytryski”.

Eliza się roześmiała, a ja już się zastanawiałam, co by tu do tego prania dorzucić. Ostatecznie postanowiłam wyprać je samo, przestraszyłam się, że czerwone lubi farbować. Nastawiłam pralkę na najkrótszy program i wróciłam do pokoju. Dotknęłam narzuty – też w cholerę mokra, ale ją można było przynajmniej wywiesić na balkon – na niej te ślady nie były już takie jednoznaczne. Kanapa pod narzutą na szczęście była sucha. Rozwiesiłam narzutę na poręczy balkonu i poszłam do kuchni. Palcem sprawdziłam stan rozmrożenia mięsa – jeszcze trochę brakowało. Otworzyłam lodówkę.

- Chcesz wody? – krzyknęłam.

- Jasne – powiedziała Eliza i podeszła do blatu od strony pokoju. Nie podnosząc się postawiłam butelkę na blacie i zaczęłam wyciągać kapustę pekińską z szuflady na samym dole. Do tego cytryna i położyłam wszystko sobie nad głową. Podniosłam się, Eliza już skończyła pić, więc ja dopadłam butelki – kilka dużych haustów i schowałam butelkę do lodówki. Z szafki, w której trzymałam również zapas wody wyciągnęłam ziemniaki.

- Pomóc ci w czymś? – zapytała.

- Jak chcesz… - powiedziałam uśmiechając się.

- No to ci pomogę… - zaśmiałyśmy się równocześnie - to co mam robić?

Ogarniałam w myślach, jak to najsensowniej zorganizować.

- Umyj kubki i kieliszki i możesz jeszcze obrać ziemniaki – powiedziałam – resztę zrobię ja – dodałam.

Eliza umyła i wytarła kubki i kieliszki.

- Gdzie to dać? – zapytała.

- Kubki do szafki nad zlewem, kieliszki zostają – odpowiedziałam.

Kiedy Eliza chowała kubki, wyciągnęłam z lodówki wino i nalałam do kieliszków.

- Za cudowną niedzielę – powiedziałam i wypiłyśmy po łyku.

- Tak przed śniadaniem? – powiedziała to w taki sposób, że wiedziałam, że żartuje.

- Po śniadaniu, na śniadanie był soczek, mówią, że soczek z rana jest zdrowy – wypaliłam
i znowu się roześmiałyśmy.

Z szafki wyciągnęłam garnek i miskę. Dałam Elizie nożyk do obierania ziemniaków i kosz na śmieci spod zlewu postawiłam między nami. Zabrałam się za krojenie kapusty, Eliza obierała ziemniaki. Kiedy ilość kapusty była wystarczająca wrzuciłam ja do miski i zaczęłam obierać mandarynki.

- Co to będzie? – zapytała z niekłamanym zdziwieniem w głosie.

- Zobaczysz i ocenisz – odpowiedziałam i wzięłam łyk wina, dopóki było chłodne.

Obrałam mandarynki, pokroiłam każdą część na pół i z deski zsunęłam do miski nożem.

- Echhh, Dorota, ogarnij się – powiedziałam sama do siebie i schyliłam się do lodówki
po jogurt. Łyżką wygarnęłam cały do miski i wycisnęłam pół cytryny. Sól, pieprz i cukier
„na oko”, wszystko razem wymieszałam i odstawiłam. Była dwunasta, obiad planowałam na pierwszą, więc byłam spokojna, że zdąży się przetrawić.

- Wystarczy? - zapytała Eliza podsuwając mi garnek z ziemniakami.

- Pewnie tak…, kotlety będą spore - odpowiedziałam a Eliza poszła do zlewu myć ziemniaki.

Szybko, otrzymanym wczoraj od Piotrka i Ewy tłuczkiem z metalowymi końcówkami, rozbiłam kotlety. Sól, pieprz, szybka panierka. Eliza w tym czasie zdążyła umyć ziemniaki, zalać wodą i postawić garnek na kuchence.

- Umówmy się, że ziemniaki na kuchence są na bank posolone, unikniemy wtedy ciągłego pytania siebie nawzajem – powiedziałam, z szafki nad zlewem wyciągnęłam słoik z solą
i posoliłam ziemniaki.

Eliza przytuliła się do mnie ze łzami w oczach. Schowałam sól.

- Co się stało? Siadamy, mamy jeszcze trochę czasu – powiedziałam i ze swoim kieliszkiem usiadłam w fotelu. Eliza ze swoim usiadła w drugim ciągle z mokrymi oczami.

- Ty o tych ziemniakach…, to poważnie? – zapytała.

- A niby co ma być na niepoważnie?

- Bo powiedziałaś to tak, jakbyśmy… - nie dokończyła.

„Ale ty jesteś głupia!” – pomyślałam o sobie. Wreszcie dotarło do mnie, co mówi Eliza.

- Bardzo bym chciała, ale świetnie cię rozumiem, ja się przełamałam, niektórzy wiedzą i to wcale nie boli – powiedziałam.

- Wiesz – powiedziała Eliza – ja też bym bardzo chciała, ale nawet nie wyobrażam sobie w tej chwili takiej rozmowy w domu, poza tym widzę wokół ciebie samych życzliwych – łzy ciekły jej jedna po drugiej.

Wstałam i przyniosłam całe pudełko chusteczek z blatu i położyłam na stoliku. Podniosłam jej twarz obiema dłońmi i pocałowałam Elizę w usta.

- Eliza, dorośli ludzie mają do tego zupełnie inny stosunek niż gówniarzeria.

- Dorosłych i gówniarzerię to ja sobie mogę olać, ale rodzice…

- Uwierz mi, bo przechodziłam te same rozterki. Moi i mój brat zgodnie powiedzieli,
że najważniejsze, żebym była szczęśliwa i ten ktoś ze mną też powinien, i wcale nie wstali od stołu wściekli, a tego się obawiałam najbardziej.

Eliza przestała płakać i popatrzyła na mnie z uśmiechem.

- Naprawdę? Ile wtedy miałaś lat?

- Dwadzieścia siedem – odpowiedziałam - i to był akurat ten wiek, kiedy mamuśki marzą, żeby zostać babciami, a jednak nie było rwania włosów z głowy – dokończyłam.

Dotarło do mnie, że pralka przestała prać. Poszłam szybko do łazienki, wyciągnęłam z pralki prześcieradło i powiesiłam na wiszącej już na balkonie narzucie.

- Nie myśl teraz o tym – powiedziałam przechodząc obok fotela Elizy i poszłam do kuchni. Wyciągnęłam z lodówki resztę wina, wstawiłam nowe, a stare postawiłam na stoliku.

- Rozlej do końca – powiedziałam i wróciłam do kuchni. Zamieszałam surówkę, wstawiłam na gaz ziemniaki, wyciągnęłam z piekarnika patelnię i na małym ogniu rozgrzewałam margarynę. Wróciłam do pokoju, kieliszki były już pełne. Usiadłam i od razu wypiłam połowę. Wzięłam telefon do ręki i zrobiłam Elizie zdjęcie.

- Przestań! Taką rozmazaną?! Ale chyba nie chcesz nigdzie wysyłać? – tu była ostro zaniepokojona.

- Ciebie? Moją Elizę? Wysyłać gdzieś? – nie żartuj! Wpadłam tylko na pewien pomysł, ale zobaczysz to…, chyba najwcześniej we wtorek – odpowiedziałam.

- Czyli nie muszę się bać? – dopytywała.

- W żadnym wypadku – wstałam i poszłam do kuchni zmniejszyć gaz pod ziemniakami, ponieważ zaczęły się gotować. Na patelnię wyłożyłam kotlety i wyciągnęłam talerze z szafki.

Wróciłam na fotel i dopiłam resztę wina. Siedziałyśmy w fotelach, słońce przez okna i drzwi wpadało do pokoju, a ciepły powiew powietrza powoli rozmywał nasz zapach. Z drugiej strony dochodził zapach kotletów. Wstałam i poszłam do kuchni aby przygotować obiad. Wyłożyłam wszystko na talerze i przeniosłam je na stół w kuchni, rozłożyłam noże i widelce.

- Chodź, Eliza – zawołałam.

Usiadłyśmy naprzeciwko siebie.

- Nasz pierwszy obiad – zauważyła Eliza uśmiechając się do mnie.

- He, oprócz kawy wszystko mamy dzisiaj pierwsze, smacznego – odpowiedziałam.

- Smacznego – odpowiedziała i zaczęła od surówki – fantastyczna, w życiu nie wpadłabym na taką kompozycję – oceniła.

- Miło mi – zaczęłyśmy jeść.

Po obiedzie szybkie zmywanie, wycieranie i chowanie wszystkiego do szafek, Eliza powoli uczyła się, gdzie co jest.

Poszłam na balkon – prześcieradło było już suche, kołdra na fotelu też wyschła więc całą pościel schowałam do kanapy. Narzuta musiała jeszcze doschnąć, to jednak ona przyjęła prawie wszystko. Usiadłyśmy blisko siebie na złożonej kanapie i dopijałyśmy resztę wina.
A kiedy się skończyło, zaczęłyśmy się delikatnie całować – trwało to jakieś dziesięć minut.

- Nie przesadzajmy już – pierwsza oderwała się Eliza – zaraz ma przyjść twój brat, jak mu wytłumaczysz mokre plamy na kanapie?

- Nie tak zaraz – sprzeciwiłam się.

- Ale nie zdążą przecież wyschnąć – słusznie zauważyła Eliza.

- To przykryjemy narzutą – wpadłam na genialny pomysł.

- A nie szkoda nowej kanapy? – znowu słusznie zauważyła.

- No tak – poddałam się, chociaż czułam, że zaczyna ze mnie wyciekać.

Całowałyśmy się cudnie jeszcze chwilę.

- Dobra – teraz ja przerwałam – idę się wykąpać i ogarnąć, wypadałoby też w coś się ubrać.

Moja kąpiel trwała dość długo, ponieważ postanowiłam przystrzyc futerko oraz ogolić pachwiny i wargi sromowe. Straszna robota - lusterkiem sprawdziłam, czy nic nie zostało, wyrównałam czarny trójkącik i wskoczyłam do wanny. Przez drzwi słyszałam, że Eliza krząta się chwilę po kuchni. Szybko wykąpałam się pod bieżącą wodą. Zostawiłam szlafrok na haczyku w łazience obok ubrania, które wczoraj wieczorem zostawiła Eliza, przyłożyłam na moment do ust jej czarne figi i nago weszłam do pokoju. Eliza siedziała na kanapie,
w kieliszkach było już nowe wino – u Elizy odrobinkę mniej.

- Eee… - z podziwem zaciągnęła Eliza, jednak po chwili ze smutkiem godnym Kubusia Puchatka zapytała – czemu się ogoliłaś i ostrzygłaś?

- Bo… długie… włosy… przeszkadzają… w… czasie… seksu – odpowiedziałam wypowiadając każde słowo osobno. „Ale idealny moment wyczekałam.” – pomyślałam
z satysfakcją. Eliza się uśmiechnęła. Wyciągnęłam z szafy stanik, figi, t-shirt i krótkie spodenki. Szybko się ubrałam i usiadłam obok Elizy. Wzięłyśmy po kilka łyków wina i Eliza poszła się doprowadzić do porządku. Włączyłam telewizor i poszłam do kuchni skontrolować lodówkę. Przy okazji napiłam się trochę wody, wstawiłam dwa nowe wina, mimo, że ta napoczęta butelka była prawie cała, upchałam jeszcze jedną wodę mineralną i wróciłam na kanapę. O zapasy wina nie musiałam się martwić, kupiłam z zapasem nawet, gdyby był mój brat z żoną. Poza tym na imprezie niewiele poszło, dwóch facetów nie piło, a baby umiarkowanie. Z kieliszkiem w ręce szukałam czegoś ciekawego w telewizji i czekałam na Elizę.

Po chwili wyszła nago i posyłając mi cudny uśmiech poszła wyciągnąć coś z torebki wiszącej na wieszaku przy wejściu. Wróciła do łazienki. Dwie minuty później wyszła ubrana tak, jak przyszła z tuszem na rzęsach i szminką na ustach. Kosmetyki włożyła do torebki i wróciła na kanapę. Sięgnęła po swój kieliszek, upiła trochę i usiadła obok mnie.

- Jest coś? – zapytała.

- No jak? W niedzielę w telewizji się czegoś spodziewasz? – odpowiedziałam patrząc się na Elizę. Nie mogłam się na nią napatrzeć, znowu te srebrne paznokcie na tle wina i znowu te srebrne paznokcie pod czarnymi rajstopkami. Popijałyśmy winko, skakałyśmy po kanałach
i rozmawiałyśmy o wszystkim. W końcu wstałam i wstawiłam czajnik.

- Kochanie, kawusi jeszcze? Zaraz przyjdzie Paweł – zapytałam.

- Jasne, kochanie – usłyszałam i uśmiechnęłyśmy się do siebie. Z barku wyciągnęłam ciasteczka, przesypałam na talerz i postawiłam na stoliku. Zadzwonił dzwonek.

- Przesiądź się na fotel, niech siedzi na kanapie – powiedziałam.

- Nie, wy sobie siedźcie w fotelach – odpowiedziała.

Otworzyłam drzwi i wszedł mój brat. Był, jak się spodziewałam, sam.

- Cześć, brat – przywitałam go.

- Cześć, siostra…, cześć Eliza – powiedział, kiedy zobaczył ją na kanapie. Stał tyłem do Elizy, kiedy ściągał marynarkę, a w moją stronę wybałuszył komicznie oczy.

- Kawy, herbaty? – zapytałam z kamienną twarzą, bałam się, że zaraz parsknę śmiechem.

- Kawy, herbaty, kawy, herbaty…, a masz wodę…, zimną?

- Nie zdejmuj butów…, co tu się wczoraj działo… - uprzedziłam.

Paweł usiadł w fotelu, a ja zalałam nasze kawy, zaniosłam Pawłowi wielką szklankę z wodą
z lodówki i wróciłam po kawy. W końcu usiadłam w fotelu.

- Co się dzieje, brat? – zapytałam bez ceregieli. Paweł zerknął na Elizę.

- Wal śmiało – uspokoiłam go widząc powód jego wątpliwości.

- Niby nic takiego, tylko chodzimy po domu wkurzeni…, robi takie błędy – mówił o swojej żonie – że w maju musiałem zapłacić takie trzy kary, że bardziej by mi się opłacało dwie inne osoby zatrudnić.

- Kurczę – powiedziałam – to niech dzwoni jak ma wątpliwości, przecież pomogę.

- Sęk w tym, że ona nie ma wątpliwości, więc raczej dzwonić nie będzie, a ja się na tym nie znam.

Gadaliśmy jeszcze trochę, Eliza skończyła kawę.

- Dorota, zbieram się powoli – powiedziała i poszła do łazienki.

Paweł od razu zaatakował.

- Siostra, to jest to, co myślę? Wyrwałaś ją? – zapytał. Patrzyłam się na niego pięć sekund
z błąkającym się tajemniczym uśmiechem. Wysunął dolną wargę i, prawie niewidocznie, pokiwał głową.

- Nie uwierzysz…, wyobraź sobie, że to ona wyrwała mnie – odpowiedziałam i patrzyłam jak mu rosną oczy i opada szczęka. Zawsze mnie rozwalał swoimi minami.

- Coś źle kojarzę, czy miała męża? – dopytał na wszelki wypadek.

- Tak, ale się okazuje, że to nie ma nic do rzeczy – odpowiedziałam.

- Laska super, masz gust, siostra i widzę, że szczęście w oczach też jest – zakończył temat.

Eliza wyszła z łazienki z poprawioną szminką.

- Lecę, widzimy się jutro w pracy – powiedziała.

Podeszłam do niej, kiedy zakładała żakiet zdjęty z wieszaka. Bardzo delikatnie uniosłam brodę, a Eliza bardzo delikatnym ruchem zaprzeczyła. Dobra, miała opory.

- Eliza, chwila, podrzucę cię pod sam dom, bo przecież i tak tamtędy jadę, tylko ręce umyję – powiedział Paweł.

- Cześć – powiedziała Eliza.

- Cześć – powiedział Paweł.

- Cześć wam – powiedziałam ja.

Wyszli. Od razu rzuciłam się do telefonu.

- Dawid? Cześć. Jest bardzo pilny temat. Bardzo, bardzo. Znalazłbyś na jutro wolny termin na moją fryzurę? – Dawid był moim kolegą z podstawówki i został fryzjerem, również moim ulubionym i stałym, czekałam aż sprawdzi terminarz.

- Nie załamuj mnie – odpowiedziałam płaczliwym głosem, kiedy usłyszałam odpowiedź – tak…, potwornie mi zależy…, masz rację, sytuacja awaryjna, ja to muszę mieć na wtorek…, - płakałam do słuchawki - Jezu! Co?..., mógłbyś?..., Jezu, dzięki wielkie…, nie wiem, jak ci się odwdzięczę…, - podałam Dawidowi adres, rzuciłam telefon na stolik, złapałam klucze
i z samą portmonetką wybiegłam do bankomatu pod domem.

Dawid przyjechał po piętnastu minutach.

- Cześć. Szybko strasznie przyjechałeś. Dawid, dzięki wielkie, naprawdę – powiedziałam.

- Cześć. Niedziela, korków nie ma – odpowiedział – a poza tym i tak nie mam nic innego do roboty. To może powiesz, skąd ten alarm?

- Zaraz, chodź do kuchni.

- Eee…, fajna chata, pewnie nówka – mówił po drodze.

- Właśnie wczoraj była parapetówa – odpowiedziałam stawiając krzesło na środku kuchni
i poszłam do pokoju po telefon. Dawid rozkładał się ze sprzętem, a ja szukałam zdjęcia Elizy. Znalazłam i pokazałam Dawidowi.

- Właśnie tak poproszę.

Spojrzał na zdjęcie i na fotel, na którym siedziała Eliza.

- Chyba rozumiem – powiedział wesoło – siadaj na krzesło przodem do oparcia.

Zarzucił mi pelerynkę na plecy i zawiązał pod szyją. Połami owinął mnie od przodu.

- Po co to, nie trzeba – zaprotestowałam.

- Trzeba, trzeba, nie rezygnujemy z profesjonalizmu – poczułam się skarcona – pokaż tą fotę jeszcze raz – powiedział.

Patrzył dłuższą chwilę i oddał mi telefon.

- Fajna – powiedział.

- Co?

- No przecież, że nie fryzura…, żartowałem, fryzura oczywiście też super i wygląda na to,
że tobie też będzie pasować – zaśmiał się i zaczął mnie podcinać.

- Co u ciebie? – zapytałam.

- E tam, nic, zostawił mnie dziad jeden – odpowiedział – nawet się tym specjalnie nie przejąłem, jakiś taki trochę zryty beret miał. A twoja?

- Mężatką była wyobraź sobie i wygląda na to, że na stałe przeszła na les.

- Ciekawe, ciekawe, a gdzie ją poznałaś? – latał ciągle nożyczkami wokół mojej głowy.

- Pracujemy w jednej firmie w tym samym pokoju. Mam, Dawid, wrażenie, że to cud.

- Może tak być, trochę ci zazdroszczę takiego cudu – odpowiedział, zaśmiał się i dodał –
o porządnego pedała strasznie trudno na mieście.

- A czemu chcesz taką samą fryzurę?

- Była wczoraj u fryzjera i w ten właśnie sposób skróciła swoje do ramion włosy. Jak się jej zapytałam „czemu”, to wiesz, co odpowiedziała?

- Co?

- Że długie włosy przeszkadzają w czasie seksu – powiedziałam.

- Bardzo praktycznie – pochwalił.

Skończył. Popsikał mnie jeszcze lakierem i zdjął pelerynkę.

- Gotowe – powiedział.

- Mów ile – powiedziałam.

- A może szanowna pani się najpierw obejrzy w lustrze?

- Po co? Wiem, że jest super – odpowiedziałam.

- Nalegam – powiedział i komediancko ukłonił się w pas.

Poszłam do łazienki, było fantastycznie.

- Ile? No mów!

Patrzył na moją głowę kilka sekund, poprawił jakiś kosmyk.

- Potrząśnij – powiedział.

Potrząsnęłam głową, wziął jeszcze nożyczki i odrobinkę skrócił to coś, co mu nie pasowało.

- No ile?

- Nic.

- Dawid, nie rób jaj tylko dolicz sobie dojazd i dodatek niedzielny – prawie krzyczałam.

- Nic, to na prezent na parapetówę. Jak ona ma na imię?

- Nie zmieniaj tematu! Eliza.

- Daj jutro znać, czy Elizie się podobało – powiedział i zaczął składać swój sprzęt.

- Dawid, bo się pogniewamy… – chciałam być groźna.

- Proszę cię, Dorota, też parę rzeczy dla mnie zrobiłaś…, poza tym nie wypada nie przyjąć prezentu – zakończył.

- Dzięki – powiedziałam i wyściskałam go „na misia”.

Wyszedł, a ja w lustrze w przedpokoju podziwiałam nową siebie. Pozamiatałam w kuchni
i, esemesując z Elizą czekałam na poniedziałek. Tajemniczo uprzedziłam ją, że efekty zrobienia jej zdjęcia będą jednak jutro i bez szaleństw zasnęłam w pościeli pachnącej jeszcze Elizą.

8.06.2015, poniedziałek.

Jak burza wpadłam do pracy pół godziny przed czasem, aby mieć pewność, że będę przed Elizą. Po chwili zajrzał szef.

- O, już je…steś - przerwał – co wy z tymi fryzurami macie, jak pragnę zdrowia? – zapytał.

- Cieszę się, że szef zauważył, lato idzie i lepiej trochę wylinieć, przynajmniej na karku – przytomnie odpowiedziałam.

- No tak, no tak…, przyjdź do mnie o dziewiątej. Mam zamiar przyjąć nowego i chciałbym, żebyś przejrzała jego papiery.

- Jasne – odpowiedziałam kiedy zamykał za sobą drzwi.

Poszłam do toalety nabrać wody do czajnika, przez chwilę rozmawiałam na korytarzu
z jakimś nowym o dodatku rodzinnym, a kiedy wróciłam do pokoju Eliza już była i sypała kawę do kubków. Zamurowało ją na mój widok, mnie na jej również. Po chwili zamknęłam za sobą drzwi, podeszłam do Elizy i króciutko ją pocałowałam.

- Pięknie wyglądasz – powiedziała – jak ty to zrobiłaś w niedzielę?

- Dzięki, to tak tylko…, żeby nie przeszkadzały… - nie musiałam kończyć i obie się roześmiałyśmy. Opowiedziałam jej o całej akcji z Dawidem.

- To fantastycznie – skwitowała - właśnie się domyśliłam, że poszłaś po wodę i szykowałam kawę – usłyszałam i dotarło do mnie, że ciągle stoję z czajnikiem w ręce.

- Nawet nie wiesz, jak szałowo wyglądasz – powiedziałam odkładając czajnik. Miała na sobie te swoje sandałki, te swoje dżinsy do połowy łydek i dobrała do tego błękitny, cienki sweterek z angory, pod którym było czasami widać błękitny stanik. Jej śliczne, srebrne paznokcie cudownie pasowały do tych błękitów i czarnych sandałków.

- Założę się, że majteeeczki też ma paani błękiiitne – zaczęłam z wyuzdaniem w głosie.

- Maam – w tym samym stylu odpowiedziała Eliza.

- I, oczywiście, chce mi je paani pokaaazać? – ciągnęłam dalej.

- Taaak – Eliza powiedziała to opierając się o biurko z lewą nogą zgiętą w kolanie wysuwając przy tym biust w moją stronę. Nie musiała tego robić – sam jej uśmiech mnie rozwalał.

- Może dość, bo się zaraz na ciebie rzucę – powiedziałam i zalałam obie kawy. Rozsiadłyśmy się przy swoich biurkach, włączyłyśmy komputery i zawaliłyśmy się papierami. Po chwili zsunęłam but ze swojej nogi, przysunęłam się fotelem na kółkach bliżej biurka aby dosięgnąć i na ślepo zaczęłam stopą szukać stopy Elizy. Kiedy po chwili znalazłam, położyłam swoją
na jej stopie i delikatnie masowałam. Patrzyła się na mnie z uśmiechem pół minuty i oparła brodę o swoje złączone dłonie.

- Dorota, chcesz, żebym resztę dnia chodziła po firmie z mokrą plamą między nogami? – zapytała.

- Oj tam, oj tam – odpowiedziałam i założyłam but z powrotem – miałam iść do szefa
o dziewiątej – powiedziałam, wstałam podeszłam do Elizy, pocałowałam ją w usta i wyszłam.

Szef nowego jednak przyjął, więc z kupką dokumentów wróciłam do pokoju. Eliza popatrzyła się na mnie.

- Co to? – zapytała.

- Nowa teczka do zrobienia dla nowego – odpowiedziałam udając ponurą minę.

Rzuciłam papiery do kuwety, odsunęłam fotel i zanurkowałam pod biurko. Od razu złapałam Elizę za kostkę, żeby nie uciekła i zaczęłam całować wierzch jej stopy.

- Wariatka – powiedziała Eliza i cicho się śmiała.

Usłyszałam, że ktoś otwiera drzwi.

- Dorota… – to był głos szefa i o mało nie walnęłam głową w blat od dołu - …co ty wyprawiasz? – pytał zanim wygrzebałam się spod biurka.

Wreszcie wstałam i obciągnęłam spódnicę.

- Od jakiegoś czasu mysz mi się wiesza i poprawiałam kable – odpowiedziałam.

- To czemu nie mówisz, kupi się nową – powiedział stojąc w drzwiach opierając się jedną ręką o klamkę.

- Spokojnie, szefie, jeszcze nie jestem pewna czy to wina myszy. Na razie wszystko wskazuje na gniazdo USB, Eliza może zaświadczyć, że włażę pod biurko dwa razy dziennie i to na jakiś czas pomaga – byłam z siebie dumna. Na dodatek w oczach szefa zauważyłam cień podziwu.

- To zamień z klawiaturą. Jak mysz będzie nadal wariować, to znaczy, że wtyczka, a jak zacznie klawiatura, to znaczy, że gniazdo – powiedział to takim tempem, że byłam pod wrażeniem.

- Że pan szef się w tym wszystkim nie pogubi… – palcami pocierając czoło, pojechałam zatroskanym głosem „Rozmowami Kontrolowanymi”, ale zrozumiał z tego tylko tyle, że ja nie dałabym rady.

- Dobra, przyjdzie Marek i to zrobi. Słuchaj, czy my mamy jakieś procedury, żeby wypłacić zaliczkę nowemu – zapytał.

- Nigdy tego nie robiliśmy, ale procedury owszem, są – odpowiedziałam.

- To zaraz go przyślę. Da ci numer konta i przelejesz mu dwa kafle, tylko pamiętaj o tym przy wypłacie - powiedział i zamknął drzwi.

Obie zakryłyśmy dłońmi usta, żeby nie śmiać się za głośno. Usiadłam przy swoim biurku.

- Że pan szef się nie pogubi… - Eliza zwijała się ze śmiechu – nie boisz się?

- Nie, sam by się śmiał, gdyby oglądał takie rzeczy – odpowiedziałam.

- Dorota, musimy ustalić, że w pracy trzymamy się od siebie z daleka, wyobrażasz sobie
co by było, gdyby tak wlazł w momencie dawania sobie buzi z języczkiem? Zresztą tu przecież co chwilę może wejść ktokolwiek, ludzi przybywa, ich problemów też, z którymi
tu przyłażą – dokończyła, a ja musiałam w myślach przyznać jej rację.

- Oki, Oki – odpowiedziałam i wzięłam się do roboty.

O szesnastej skończyłyśmy.

- Jedziemy, rzecz jasna, do mnie? – zapytałam po drodze na przystanek.

- Nie, przyjadę później. Muszę wpaść najpierw do domu – odpowiedziała Eliza.

- To o której będziesz?

- Spróbuję jak najszybciej, może się uda na osiemnastą – odpowiedziała.

- To czekam z obiadem…, wykąpana – patrząc Elizie w oczy żegnałam ją na swoim przystanku. Z tramwaju wysłałam esemesa: „Tęsknię” i po chwili dostałam odpowiedź:
„Ja bardziej”. Dawidowi wysłałam: „Szałowo, jeszcze raz wielkie dzięki”.

Po drodze wstąpiłam do obuwniczego i kupiłam kapcie w rozmiarze Elizy,
w drogerii szczoteczkę do zębów i, na ile pozwalały mi szpilki, prawie biegłam do domu.

Kapcie rzuciłam pod wieszak, na którym powiesiłam żakiet, założyłam swoje kapcie
i przebrałam się w luźne ciuchy. W pracy mogę siedzieć godzinami i tego nie czuję, ale
w domu stają się od razu niewygodne – od zawsze tak miałam. Rozpakowałam szczoteczkę, włożyłam do kubka obok swojej i zabrałam się za szykowanie obiadu. O siedemnastej wszystko było gotowe i poinformowałam o tym Elizę. „Super, kocham cię” – odpisała, a ja poszłam się szybko wykąpać. Kilkanaście minut przed osiemnastą: „Zaraz będę, też wykąpana”. Odpowiedź: „Wstawiam obiad”. Nastawiłam ziemniaki i zaczęłam rozgrzewać patelnię na kotlety zrobione wczoraj. Rozłożyłam na stole talerze, sztućce i kieliszki. „Noo, będzie pasować.” – pomyślałam i przyniosłam z pokoju świeczkę. Skończyłam i usłyszałam dzwonek domofonu.

Podeszłam do słuchawki i nie sprawdzając, kto to, otworzyłam drzwi wejściowe. Po chwili rozległ się dzwonek do mieszkania.

- Otwarte – wydarłam się. Eliza weszła, powiesiła swoją dżinsową katanę obok mojego żakietu i zdjęła sandałki.

- Kapcie są dla ciebie, nie chodź na boso – powiedziałam – szybko się wyrobiłaś – dodałam.

- Dla mnie? Kochana jesteś, z tego wszystkiego zapomniałam zabrać z domu swoje, a ode mnie w twoją stronę nie ma o tej porze korków i cisnęłam taksówką – mówiła dziwnie bez składu wieszając torebkę na wieszaku.

- Zamknij drzwi na zamek i chodź do kuchni, bo muszę pilnować ziemniaków – powiedziałam i nalałam wina do kieliszków.

- Z jakiego tego wszystkiego? – zapytałam, bo doleciało do mnie, co powiedziała Eliza.

- Właśnie, muszę walnąć na pusty żołądek – powiedziała widząc kieliszki, podeszła, żeby pocałować mnie w usta, sięgnęła po kieliszek i wypiła połowę. Stałam ogłupiała.

Usiadłyśmy. Ja też wypiłam pół, aby było po równo i po chłodnym łyku poczułam przyjemne ciepło.

- W zasadzie to mam ochotę się nawalić – pierwsza odezwała się Eliza.

- Stało się coś? – z niepokojem zapytałam.

- Stało – szybko odpowiedziała, wzięła drugiego łyka, a ja czekałam na więcej – wpadłam
do domu i od razu się wykąpałam, powiedziałam, że nie chcę obiadu, bo się spieszę do ciebie i u ciebie zjem, popatrzyli się na mnie dziwnie, a ja im to powiedziałam – dokończyła
z uśmiechem w tempie ekspresowym.

Ziemniaki zaczęły kipieć, a ja siedziałam. W końcu to do mnie dotarło, więc wstałam, przesunęłam pokrywkę i zmniejszyłam gaz. Oparłam się tyłem o blat.

...
100%
5693
Hinzugefügt Valentceprix 13.04.2021 14:09
Abstimmung

Komentarze (0)
Um einen Kommentar hinzuzufügen, müssen Sie eingeloggt.

Ähnliche Beiträge

ONE XXXVII

Pewnego pięknego dnia obudził Jana ból w lewym boku i bardzo mocno chciało mu się sikać. Zdziwił się, kiedy z naprawdę wielkimi problemami udało się wydalić z pęcherza zaledwie kilka kropel. Zaniepokojony pojechał na pogotowie, ból z każdą chwilą narastał. Zastrzyk z dolarganu pomógł, ale Jan wylądował w szpitalu. Diagnoza – ostre zapalenie nerki! Doktor nakazał leżenie, wyjść z łóżka można było tylko w naprawdę ważnym momencie. Pielęgniarki na oddziale były... Weiterlesen...

Nastoletnie szmaty

Pewnego wakacyjnego dnia z samego rana obudziło mnie pukanie do drzwi. Wstałem i poszedłem do drzwi. Gdy je otworzyłem w progu stały Olka i Oliwia. Olka miała 18 lat i była wysoką chudą blondynką o zielonych oczach. Ubrana była w szare leginsy, trampki i białą koszulkę na ramiączkach. Oliwia była od niej młodsza, ale wyglądała na dużo starszą. Miała około 165 cm wzrostu, była zgrabna miała spore cycki i tyłek. Miała na sobie białe jeansowe spodenki niebieską koszulkę... Weiterlesen...

Zabawa w sklepie

Kolejny nudny dzień w pracy. O ile to można nazwać pracą pomaganie rodzicom w prowadzeniu sklepiku. Jako, że od 2 lat studiuje to w wakacje mam wybór albo iść do kogoś do pracy w - zawodzie który studiuje - za marne grosze albo pomagać rodzicom za trochę lepsze pieniądze i z elastycznymi godzinami pracy. Zawsze wybór pada na rodziny sklep, jednak strasznie nudzi mnie ta praca. Jedynym pocieszeniem jest to, że sklep ulokowany jest naprzeciwko liceum, a że akurat w tym roku czerwiec... Weiterlesen...