Witam, mam na imię Dorota i chcę Wam coś opowiedzieć.
Był styczeń roku 2015. Miałam wtedy 32 lata, pracowałam (nadal zresztą pracuję)
w dziale księgowości pewnej firmy. Firma trafiła w zapotrzebowania konsumentów tak, że produkcja w ciągu miesiąca musiała zostać zwiększona siedmiokrotnie. Momentalnie zwiększyła się ilość pracowników i produkcja moich papierów również – nie dawałam rady
i poprosiłam szefa, aby zatrudnił mi jakąś pomoc. Następnego dnia Marek i Rysiu (nowi pracownicy produkcji) wnieśli do mojego pokoju biurko.
„Szybki jest” – pomyślałam o szefie. Po krótkich przemeblowaniach biurko czekało na nową pracownicę, a może pracownika – w końcu tylu łysiejących księgowych jest na rynku pracy. Już sobie wyobrażałam tego typa, który od razu zacznie chrzanić jakieś dwuznaczne teksty, facet w księgowości z definicji był dla mnie jednym wielkim nieporozumieniem. Do facetów, zresztą, czułam niechęć, miałam jednego na studiach, który okazał się mega dupkiem i po prostu ciapą, więc postawiłam na dziewczyny. Miałam ich kilka i było fantastycznie. Dwa dni później Marek wniósł do mojego pokoju komputer i monitor z całą resztą, podłączył wszystko do kupy na nowym biurku a później siedział jeszcze godzinę i instalował programy.
Następnego dnia szef przyprowadził do mnie nową pracownicę.
- To jest Eliza, a to jest Dorota, radźcie sobie, powodzenia – powiedział i rozejrzał się pobieżnie po pokoju - chyba dobrze – dodał i wyszedł.
- Dorota – powiedziałam i zrobiłam dwa kroki w jej stronę.
- Eliza – odpowiedziała i zrobiła krok w moją stronę, podałyśmy sobie ręce.
- To jest twoje biurko, a to będą twoje segregatory – wskazałam ruchem głowy na szafę. To odwrócenie głowy było celowe, aby nie zauważyła, że o sekundę za długo gapię się na jej rękę. A było na co się gapić, miała drobniutką dłoń z przepięknie proporcjonalnymi paznokciami pomalowanymi na czerwono – aż mnie w dołku ścisnęło. Ja do swoich nie miałam żadnych zastrzeżeń, ale Eliza miała wzorowe. „Ale laseczka” – pomyślałam. Eliza była drobniutką szatynką o potwornie proporcjonalnych kształtach, doceniłam ją również za to, że potrafi wyeksponować to sposobem ubierania się.
- Kawusi na początek? – zapytałam.
- Pewnie, poproszę – odpowiedziała, jej bardzo kobiecy głos normalnie mnie rozwalał.
Włączyłam czajnik i wystawiłam dwa kubki.
- Sypana? Rozpuszczalna?
- Sypana.
- Z ilu łyżeczek?
- Z dwóch poproszę.
- Cukier?
- Eee, nie słodzę…, nikomu. – dodała puszczając do mnie oczko i uśmiechając się. Miała śliczne, drobne ząbki i przecudowne usta pomalowane różową szminką. Kształt jej ust po prostu urzekał, zapraszał niesamowicie do tego aby się do nich dorwać i zacałować.
Po dłuższej chwili nad kawą i gadaniu o firmie wpadłam na pewien pomysł.
- Wiesz co? – odezwałam się. Spojrzała na mnie pytająco siedząc z prawie pustym kubkiem przy swoim biurku.
- Chodź, przestawimy te biurka, bo chłopaki twoje wnieśli i postawili gdzie popadło – zaproponowałam.
- A jak to widzisz? – zapytała Eliza.
- Normalnie, przy oknie naprzeciwko siebie – chciałam w ten sposób mieć oko na jej dłonie
i usta. Przy takim ustawieniu biurek nie mogłam widzieć jej malutkich stópek w malutkich zamszowych botkach, bo też mnie potwornie kręciły, jak je tylko zobaczyłam. „Tak na oko ze dwa numery mniejsze niż moje” – oceniłam szybko ich rozmiar. Wybrałam widok na śliczną twarz, leciutko zadarty nosek, te usta, od widoku których robiło mi się mokro w majtkach. I ta rączka, która będzie trzymać długopis albo stukać w klawiaturę. Po półgodzinnej walce
z meblami i kablami komputerowymi zasiadłyśmy do drugiej kawy.
Poznawałam Elizę przez końcówkę stycznia, luty i marzec – na początek okazało się, że jest rozwódką z półrocznym stażem małżeńskim – ręce mi opadły. „Taka piękność się marnuje” – myślałam kiedy słuchałam jej rozmów przez telefon z koleżankami i z jej mamą. Co ciekawe, innych rozmów nie było. Później powiedziała mi, że jej mąż dopuszczał się rękoczynów i stąd ten rozwód. Jeszcze później dotarło do mnie, że Eliza mieszka z mamą
i z tatą. Że mieli z mężem wspólne mieszkanie, ale po rozwodzie sprzedali by spłacić kredyt, który na nie wzięli. Od tego czasu wróciła do rodzinnego domu. Miała starszą o pięć lat siostrę – mężatkę, a kiedy przyniosła ciasto na swoje urodziny okazało się, że jest ode mnie dwa lata młodsza,. Okrągła trzydziestka jej strzeliła. Po jakimś jeszcze czasie dowiedziałam się, że jest naturalną blondynką, ale tego nie lubi i wydaje jej się, że w ciemnych włosach wygląda korzystniej. Nigdy jej nie widziałam jako blondynki, więc nic nie mogę powiedzieć poza tym, że w tych swoich ciemnych do ramion włosach zwalała mnie z nóg. Z biegiem czasu zauważyłam też, że nie pozwala sobie na żadne odrosty ani ubytki w lakierze na paznokciach. Jak jej odpadł kawałeczek lakieru, to następnego dnia miała już nienagannie położony inny lakier – bardzo zwracam na takie szczegóły uwagę, bo też mnie szlag trafia, jak u siebie widzę jakiś popękany lakier albo odrosty. I tak samo, jak ja, preferowała odcienie czerwieni a nie jakieś pomarańcze, zielenie czy czernie, czy modne ostatnio malowanie jednego paznokcia na inny kolor.
I NARESZCIE, NARESZCIE, NARESZCIE! Nadszedł ten kwietniowy dzień, kiedy kupiłam SWOJE WŁASNE mieszkanie. Eliza gorąco kibicowała mi przez cały marzec, słuchając moich rozmów telefonicznych z różnymi deweloperami i agencjami. I właśnie wówczas poczułam, że coś się zmieniło – pewnego razu podeszła do mojego biurka, położyła mi wydruki ofert mieszkaniowych i pochyliła się nad nimi pokazując co ciekawsze oferty. Wiedząc, że jest pochylona nade mną wyprostowałam plecy, aby nimi chociaż na pół sekundy dotknąć jej piersi. Cudowne uczucie, poczułam, że są cudownie twarde i szybko wróciłam na poprzednie miejsce. Eliza pochyliła się jednak nade mną głębiej i dotknęła mnie biustem na jakieś dwie sekundy. „Co jest?” – pomyślałam, ale sądziłam, że za dużo sobie wyobrażam - jednak mieściło się to w granicach przypadku. A wyobrażałam sobie sporo – od czasu tego zdarzenia nie było wieczora, żebym w domu z ręką między nogami nie myślała o Elizie
i dotyku jej piersi. Stała się moją obsesją i szaleństwem. Oczywiście myślałam też o jej ustach.
- Jak się trochę urządzę i ogarnę meble to masz być na parapetówce – powiedziałam do Elizy któregoś dnia w pracy.
- Oki, dzięki, co chcesz? – zapytała.
- Jak, co chcę? – zdziwiłam się.
- No, nie wiem… wycieraczkę pod drzwi, tarkę do warzyw, deskę do krojenia, pościel…? Przecież takie właśnie rzeczy kupuje się na nowe mieszkanie – odparła.
- To może pościel? – dotarło do mnie, że mam tylko jedną.
- Oki – powiedziała Eliza.
W urządzaniu mieszkania bardzo pomagał mi mój brat Paweł, był dwa lata ode mnie starszy i naprawdę od zawsze zachowywał się wobec mnie jak na starszego brata przystało, miał swoją firmę budowlaną, nie pracowaliśmy razem chyba tylko dlatego, że jego żona prowadziła mu księgowość i sprawy kadrowe – jedna osoba mogła to ogarnąć. Jednym ze swoich busów zwoził mi meble, a ja pomagałam mu czasem coś przytrzymać, kiedy je składał. Ostatnia szafa stanęła na swoim miejscu w połowie maja – rozejrzałam się po mieszkaniu i Pawła, stojącego przy wyjściu z wiertarką w jednej ręce i śrubokrętem
w drugiej, mocno przytuliłam.
- Jest, jak sobie wymarzyłam – szepnęłam mu do ucha – bardzo ci dziękuję, brat, bardzo, bardzo. Kocham cię, wiesz? – rozryczałam się.
- Ja ciebie, siostra, też – przełknął ślinę i zauważyłam, że oczy mu się zaszkliły i dodał – mamy tylko siebie. Ciągle go przytulając, bezradnego z zajętymi rękami, rozryczałam się na całego. Jednak nie spodziewałam się u niego takich tekstów i takiej reakcji.
- Nie chrzań, przecież masz żonę – powiedziałam wycierając łzy.
- Żona rzecz nabyta, na razie, trzymaj się – odpowiedział i, jak nigdy wcześniej, pocałował mnie w policzek. Wyszedł zostawiając mnie z oczywistymi myślami, że coś się dzieje nie tak.
Następnego dnia poszłam do pracy z zamiarem ustalenia z Elizą terminu parapetówki. To właśnie z nią chciałam to ustalić i niech się pozostali dostosują. Eliza już była w pracy
i stała przy naszym „kuchennym” stoliku, czekając aż zagotuje się woda.
- Szóstego czerwca, sobota pasuje ci? – zapytałam od razu w drzwiach.
- Pewnie, fajnie, że jesteś – powiedziała i nasypała kawy do mojego kubka. Weszłam do pokoju głębiej i pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to jej gołe stopy w czarnych sandałkach na obcasie. Miały dwa cieniusieńkie skórzane paseczki na krzyż, więc prawie ich nie było – były za to śliczne stópki. „Nie, kurwa, ja zwariuję” – to była pierwsza myśl na widok czerni sandałków i czerwieni prześlicznych paznokci. Widać było, że lakierowała je sobie wczoraj. „Nie…, nie mogę…, zaraz się zleję na podłogę” – pomyślałam i w panice szukałam miejsca, w którym mogę bezpiecznie zatrzymać wzrok. Ostatecznie mój kubek zalewany wodą przez Elizę wybawił mnie z mogącej nastąpić dziwnej sytuacji. Wbiłam w niego wzrok i gapiłam się jak zahipnotyzowana. „Nie patrz w dół…, nie patrz w dół…” - rozkazywałam sobie
w myślach. Usiadłyśmy przy swoich biurkach i zajęłyśmy się kawą. Po staremu ukradkiem zerkałam na dłoń Elizy i na jej usta, ale widok jej stóp już mi się tak wrył w pamięć, że szukałam w myślach sposobu aby zobaczyć je znowu. Kręciłam się po pokoju jak gówno
w przeręblu, nawet podeszłam do szafy za plecami Elizy i wyciągając pierwszy lepszy segregator starałam się zobaczyć te stópki znowu, ale były za głęboko schowane pod biurkiem i się nie udało. „Po cholerę ci było to przestawianie biurek na początku?” – myślałam o sobie z wyrzutem i wściekłością. Przed dziesiątą rano usłyszałam pytanie:
- Kawusi?
- Jasne, dzięki – odpowiedziałam przeszczęśliwa, że Eliza wyjdzie zza swojego biurka. „Mam cię” – pomyślałam i, na ile sytuacja pozwalała, nie spuszczałam wzroku ze stóp Elizy.
„No jak można…, no jak, do jasnej cholery…, jak można mieć takie piękne stopy?” – myślałam i czułam, że w majtkach robi mi się mokro. Eliza zrobiła kawę i znowu usiadła na swoim miejscu. Około trzynastej wpadłam wreszcie na pomysł, który pozwolił mi na ujrzenie tych stópek ponownie:
- Co jest? – powiedziałam w przestrzeń.
- Co? – zapytała Eliza.
- Mysz mi się zwiesiła, czy co? Klawiatura działa, a mysz nie – odpowiedziałam
i rozłożyłam ręce w geście bezsilności. Odwróciłam mysz, żeby zobaczyć działającą diodę.
- Niby w porządku – grałam po mistrzowsku wymyśloną rolę – echhh… - westchnęłam. Zanurkowałam pod swoje biurko udając, że poprawiam kable z tyłu komputera i je znowu ujrzałam!!! – z bliska!!! – jak to się stało, że powstrzymałam się od pocałowania ich nie wiem do dziś, a wystarczyło jeszcze dziesięć centymetrów, żeby się na nie rzucić. Eliza zrobiła taki dziwny ruch jedną stopą, jakby naciskiem na obcas chciała sobie zsunąć sandałek z drugiej stopy, ale w takiej pozycji się zatrzymała. Wygramoliłam się opornie spod biurka cała czerwona. „Normalnie tylko zjeść, schrupać i zalizać.” – pomyślałam o jej stópkach kontrolując działającą mysz.
- No, i gra gitara – powiedziałam do Elizy. Do końca pracy udając, że coś robię z mądrą miną myślałam już tylko o tym, że Eliza w końcu znowu wyjdzie zza swojego biurka. O 16-tej usłyszałyśmy w radiu sygnał czasu. Wyłączyłam radio i komputer. Wstałam i z torebką podeszłam do drzwi. Po chwili komputer Elizy też przestał szumieć, wstała, włożyła na półkę jakiś segregator, zdjęła z krzesła torebkę – do tego momentu nie spuszczałam wzroku z jej stóp. Odwróciła się w moją stronę a ja się cieszyłam, że trafiła na mój podniesiony już wzrok.
- To idźmy – powiedziała.
Do przystanku miałyśmy jakieś dwieście metrów i prawie przez cały czas szłam udając, że gapię się na chodnik. „Nie, no nie, nie…, nie, no jak? Przecież ja tego nie udźwignę!” – myślami już byłam w domu z doskonałą świadomością tego, co będę robić. Doszłyśmy do przystanku.
- To do jutra – pierwsza powiedziała Eliza.
- No, to pa – odpowiedziałam i patrzyłam jak idzie na drugą stronę ulicy na swój przystanek. Patrzyłam jak urzeczona na jej figurę od tyłu, a piękne stópki w pięknych sandałkach się oddalały.
Mój tramwaj, jak zwykle, przyjechał przed autobusem Elizy, jak zwykle pomachałam z tramwaju, Eliza jak zwykle odmachała z przystanku. Wpadłam do domu jak oszalała, zamknęłam za sobą drzwi na górny zamek, walnęłam torebkę na stolik pod wieszakiem
i szybkim krokiem zdejmując po drodze szpilki oraz żakiet położyłam się na łóżku. Od razu włożyłam sobie rękę pod wilgotne od rana majtki i wyobrażając sobie, że to paluszki Elizy, zafundowałam sobie kilka orgazmów. Usiadłam i zdjęłam z siebie wszystko rozrzucając byle jak po podłodze. Położyłam się znowu i zaczęłam wyobrażać sobie, co ja bym zrobiła z tymi jej stópkami – znowu kilka orgazmów pod rząd przeszyło mnie w dwie minuty, bo zupełnie świadomie z dłoni zrobiłam wiatrak na łechtaczce. „Na chwilę dość” – pomyślałam
i odetchnęłam. Rozejrzałam się po bałaganie, jaki zrobiłam w pokoju. Wstałam nago
i pozbierałam ciuchy, szpilki wstawiłam pod wieszak w przedpokoju. „Pieprzę, nie ubieram się” – pomyślałam i poszłam do łazienki wytrzeć soczek z ud. Tego dnia do późnego wieczora urządzałam sobie jeszcze kilka długich sesji myśląc o Elizie, jej oczach, ustach, nosku, paznokciach i włosach. Z dziesięć orgazmów poświęciłam lizaniu jej futerka. Zasnęłam zadowolona, ale byłabym bardziej, gdyby z Elizą.
Następnego dnia od samego rana jak zwykle kawusia i ukradkowe gapienie się na Elizę. Znowu była w tych samych sandałkach, ale tym razem założyła obcisłe dżinsy do połowy łydek. „Zaraz szlag mnie trafi…, no cholera jasna zaraz mnie trafi…, znowu całe popołudnie i wieczór w łóżku z wirującą łapą…?” – pomyślałam o jej obłędnym wyglądzie. Usiadłam przy swoim biurku i z ciężkim sercem pomyślałam, że udawanie następnej awarii myszy to jednak kiepski pomysł. „Po jaką cholerę się tak ubiera, skoro nie utrzymuje żadnych kontaktów z facetami?” – przeszła mi przez głowę taka myśl, kiedy sięgałam po telefon.
- Magda? Cześć…, co robicie szóstego?... No, jak nie wiesz co robicie, to zapraszam do mnie na parapetówę…, tak, właśnie mam własne… - podałam adres i zaczęłam szukać następnego numeru.
- Kto to jest Magda? – zapytała Eliza jakimś dziwnym głosem, ale może mi się zdawało.
- Koleżanka ze studiów, będzie ze swoim mężem – odpowiedziałam i już słuchałam dźwięku następnego połączenia.
- Cześć Ewa…, szóstego robię parapetówę, musicie być…, tak…, kupiłam nareszcie…, no tak…, tak…, kredycik musiał być…, w kwietniu kupiłam, ale musiałam się trochę urządzić…, o dziewiętnastej…, no pa.
Walnęłam się dłonią w czoło i znowu wybrałam numer Ewy.
- Cholera, no przecież adres zapisz…, podałam Ewie adres i się rozłączyłam.
- A Ewa to kto?
- Żona kolegi z roku, on też będzie. Idę jeszcze zaprosić szefa – powiedziałam do Elizy
i wyszłam.
Wróciłam po chwili i znowu sięgnęłam po telefon.
- Paweł, cześć, wpadnijcie szóstego na dziewiętnastą na parapetówę…, - siedziałam około minuty w milczeniu słuchając brata – no dobra, trzymaj się - powiedziałam. Rozłączyłam się
i zaczęłam płakać.
- Co się stało? – zapytała Eliza. Znała Pawła, bo ostatnio nawet kilka razy zabierał mnie prosto po pracy do domu wioząc na pace moje meble.
- To się chyba jednak skończy rozwodem – powiedziałam do Elizy z cieknącymi po policzkach łzami.
Bez słowa wyciągnęła z torebki chusteczki i przez biurko podała mi jedną. Podczas podawania chusteczki ścisnęła mi dłoń.
- Może będzie dobrze? – starała się mnie pocieszyć.
- Może…, mam nadzieję…, ale z drugiej strony na cholerę mu takie użeranie się do końca życia?
Dotyk dłoni Elizy był jakiś niecodzienny, to nie było to samo, co przy podawaniu sobie długopisów czy zszywaczy, kiedy uwielbiałam te chwile mogąc musnąć chociaż jej palce. Bardzo mnie uspokoił i podniecił. Do końca pracy myślałam o tym dotknięciu. I, cholera jasna, nic nie wymyśliłam, a już wówczas powinnam posklejać kilka faktów.
I nareszcie nastąpił ten dzień. Była sobota, szósty czerwca 2015 ( będę tę datę pamiętać do końca życia ), godzina dziewiętnasta z kilkoma minutami, kiedy zadzwonił pierwszy dzwonek do drzwi. Magda z mężem Jackiem usadowili się na kanapie, za chwilę Ewa z mężem Piotrem zajęli dwa fotele. Ja postanowiłam być „na wylocie” aby pełnić obowiązki pani domu, więc usadowiłam się na krześle wyciągniętym z kuchni. Nalałam wina do kieliszków – Piotrek i Jacek okazali się „krzysiami” , co to nie piją, tylko jeżdżą. Za chwilę przyszedł szef z żoną Agatą i też zajęli miejsca na kanapie. Agatę zobaczyłam pierwszy raz w życiu ubraną w wieczorową suknię – „Piękna” – pomyślałam na widok Agaty, ale nie zawracałam sobie więcej tą sprawą głowy. Czekałam jak wściekła na Elizę.
- To żeby się nie rozeschło – podniosłam toast.
Wypiliśmy do dna ( szef ratował męski honor i uzgodnił z Agatą, że to ona tym razem będzie go wiozła ). Podziwiałam właśnie wspaniały, dwunastoosobowy, zestaw sztućców od szefostwa, kiedy zadzwonił dzwonek. Otworzyłam drzwi i kolana się pode mną prawie ugięły. Eliza miała na sobie ciemnoszarą garsonkę z cudownie podkreślającym talię żakietem
i spódnicę do kolan. Do tego czarne rajstopy, czarne szpilki, czarna torebka i śliczne srebrne paznokcie dopełniały tego widoku – zmieniła lakier na srebrny, aby fantastycznie pasował do ubioru. I jeszcze nowa fryzura: Eliza ścięła włosy z tyłu i na bokach zostawiając górę, do tego zafarbowała się na całkiem czarno. Jeśli ktoś pamięta taki program „Śpiewające fortepiany” prowadzony przez Rudiego Schuberta, to Eliza obcięła się identycznie, jak saksofonistka
z tego zespołu, który tam grał.
- Dobrze, że wreszcie jesteś – powiedziałam czując ściskanie w żołądku i mrowienie w cipce.
- Cześć – odpowiedziała – to na nowe życie – powiedziała wręczając mi sporą torbę
z prezentem. Zajrzałam do środka i zobaczyłam czerwoną pościel w pudełku z okienkiem.
- Dzięki. Szałowo wyglądasz – nie mogłam się powstrzymać od powiedzenia tego.
- Dzięki – powiedziała Eliza zdejmując buty i odwracając się do mnie na moment
z uśmiechem, który dobrze znałam i który doprowadzał mnie do stanu całkowitej bezbronności.
- Fryzura pierwsza klasa, normalnie piękna. Czemu się ścięłaś? – zapytałam.
- Bo długie włosy przeszkadzają w czasie seksu – odpowiedziała konspiracyjnym szeptem, tak żeby nikt nie usłyszał. Zatkało mnie.
- No, pięknie, kim on jest? – załamana udawałam, że wszystko ze mną w porządku.
- Później pogadamy – odpowiedziała szeptem.
- Oki – odpowiedziałam tekstem Elizy.
Eliza zdjęła szpilki i weszłyśmy do pokoju. Widok jej cudownych małych stópek z też pomalowanymi na srebrno paznokciami prześwitującymi spod czarnych rajstop spowodowały, że już wiedziałam, co chciałabym powiedzieć: „Idźcie już sobie wszyscy!”. Już dokładnie wiedziałam, taksując wzrokiem Elizę, że jak się skończy impreza, to zrobię sobie godzinną palcówkę aż do zesrania.
- Eliza, moja koleżanka z pracy. To Magda i Ewa i ich mężowie, Jacek i Piotrek – przedstawiłam ich sobie. Szefostwa nie musiałam przedstawiać.
Wszyscy wstali i się przywitali. Eliza usiadła na kanapie obok Magdy. Magda z Ewą coś mówiły o swoich nowych stażystach, a ja się zastanawiałam, czy bardziej podoba mi się Eliza w szpilkach, czy z gołymi stopami, które podwinęła pod siebie, aby nie trzymać ich na podłodze. Widok jej stóp jeszcze w szpilkach zwalił mnie z nóg, a teraz gapiłam się ukradkiem na jej gołe stopy. I jeszcze, cholera, te śliczne srebrne paznokcie. Poczułam, że robi mi się mokro. „Nie, to się nie może spokojnie skończyć, godzinna palcówa murowana, nawet, jakby mi cipka miała odpaść” – pomyślałam. Gadaliśmy cztery godziny o bzdurach, ponieważ w towarzystwie facetów nie można poruszać poważnych tematów, czyli babskich. Od momentu, kiedy Eliza powiedziała o seksie z długimi włosami siedziałam w sumie smutna z kieliszkiem w ręku i popijałam wino. Chwilami się zdarzało, że nasz wzrok się spotykał – mój smutny z jej smutnym. Nadal do mnie nie docierało.
„No, i czego się spodziewałaś?” - zapytałam się samą siebie w myślach. „W końcu laska jest hetero i tyle” – dobijałam samą siebie. Pomyślałam o moim profilu na jednym
z portali randkowych, o tym jak go przeglądałam, mając naprzeciwko Elizę. Posucha tam była straszna, żadnej ładnej, albo chociaż przeciętnej, więc nawet nie chciało mi się odpisywać na sporą ilość propozycji spotkań. Ale, jak to kiedyś powiedział mój brat: „Dorota, ładne lesby to są tylko na pornolach” – i chyba miał rację. Tuż przed 23-cią pierwszy poderwał się na nogi Piotrek.
- Lecimy? – zapytał żony.
- No…, czas najwyższy – odpowiedziała Ewa.
Jacek też się odezwał:
- To my też? Magda się nie odezwała, tylko pokiwała głową i wstała.
Szef, jak to szef, wstał i zapiął marynarkę. Jego żona się odezwała pierwsza:
- To my też uciekamy.
- Jeszcze chwilka… – zagadałam jak Maleństwo z „Kubusia Puchatka”, chociaż w tym momencie wcale tak nie myślałam i cholernie chciałam zostać sama z myślami o Elizie.
- Nie, nie…, dosyć…, musisz trochę odpocząć – powiedział szef – dostaliśmy ostro w dupę przez te kilka miesięcy…, he he i to nie koniec, ta przeprowadzka i meblowanie też pewnie były męczące – dodał, a mnie trochę zdziwiło, że szef potrafi zrozumieć pewne problemy.
- To już, z góry, zapraszam was wszystkich na urodziny w przyszłą sobotę – powiedziała Magda i wszyscy zaczęli się zbierać do wyjścia, a Eliza w tym czasie przez komórkę zamawiała taksówkę. Odprowadziłam ich do drzwi. Dziewczyny z szefem poszły przodem,
a Jacek w drzwiach przytrzymał Piotrka z rękaw.
- Widziałeś jaka dupeczka? – zapytał szeptem Piotrka, a do mnie w tym czasie mrugnął obydwoma oczami naraz.
- Wiesz, że mi nie umknęło? – ze złośliwością w głosie cicho odpowiedział pytaniem Piotr.
- Y, y, y – pokiwałam na Jacka z politowaniem – hetero jest – szepnęłam. Wiedzieli o mnie, więc przynajmniej przy nich nie musiałam się zgrywać. Nie musiałam się też martwić, że Eliza coś usłyszy, bo akurat siedziała przy wieży, z której sączyła się Celine Dion. Zamknęłam za nimi drzwi i spytałam Elizę:
- Jeszcze po jednym?
- Z przyjemnością – dziwnie cicho i, mimo zniewalającego uśmiechu, prawie smutno odpowiedziała.
Nalałam do kieliszków do pełna i usiadłam na kanapie obok Elizy też podkurczając nogi. Patrzyłam jak jej srebrne paznokcie pięknie wyglądają na tle czerwonego wina.
- To nawijaj, kim on jest? – zapytałam z udawaną niecierpliwością i ekscytacją w głosie, bo przecież całkowicie miałam gdzieś jakiegoś jej faceta i już mnie wkurzał.
Eliza chwilę milczała, wypiła łyk wina, popatrzyła mi w oczy i milczała jeszcze dwie sekundy.
- No, kurwa, tylko mi nie mów, że to szef! – w ostatniej chwili przyszło mi do głowy, że to dlatego mówi z takim smutkiem.
- Nie, to nie on – wreszcie się odezwała, a ja podniosłam brwi czekając na więcej.
- Co? Jakiś inny żonaty pokrzywdzony, co go żona nie rozumie? – dopytywałam się coraz bardziej wkurzona.
- Nie, to nie to… – zaczęła i znowu zawiesiła głos, a ja ponaglałam ją uniesionymi brwiami – …to ty! – wyszeptała patrząc się na swój kieliszek.
Zamurowało mnie. Normalnie zamurowało. Siedziałam na kanapie obok mojej Elizy i nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Nawet moje szczęście nie mogło się do mnie dobić przez to zdziwienie. Eliza popatrzyła mi w oczy.
- Wyśmiejesz mnie – powiedziała widząc moje długie milczenie.
- Nnniennappewno nie – wydukałam na jednym oddechu.
Wypiłam resztę wina jednym łykiem i drżącą ręką odstawiłam kieliszek na stolik. Dotknęłam dłonią jej policzka.
- Boże, jak ja cię kocham - powiedziałam i pocałowałam ją w te piękne usta. Matko…, jak ona słodko oddała pocałunek. Zaczęło mi się robić mokro i gorąco.
- Wiem. Ja ciebie też – usłyszałam i osłupiałam do reszty. I dopiero teraz zaczęły powoli do mnie docierać w pełni ostatnie zachowania Elizy w stosunku do mnie. A powinne wcześniej.
Eliza wzięła do ręki komórkę.
- Chwila moment, muszę zadzwonić – powiedziała swoim słodkim głosem.
- Jasne – powiedziałam nie spuszczając z niej wzroku. Rany…, jak ona cudownie wyglądała siedząc w ten sposób na kanapie. Ciągle nie mogłam ochłonąć.
- Dobry wieczór…, przed chwilą zamawiałam taksówkę na Armii Krajowej…, tak…, tak, chciałabym odwołać…, tak, dziękuję…, przepraszam.
Grzebała kilka sekund w telefonie i ponownie przyłożyła do ucha.
- Mamuś…, wiesz…, nie martw się, wszystko jest w porządku tylko nie wrócę na noc…, tak, śpimy u Doroty…, bo jest fajnie i się przeciągnie…, no pa.
Popatrzyła mi w oczy i się uśmiechnęła tym swoim anielskim uśmiechem.
- Od kiedy? – zapytałam nie wierząc ciągle w to, co się dzieje.
- Co, od kiedy? – zapytała Eliza.
- Od kiedy wiesz?
- Od chwili, kiedy pocałowałaś moje włosy.
Fakt, tak było dwa miesiące temu, pochyliłam się z jakimiś papierami nad Elizą siedzącą przy biurku i po wyjaśnieniu problemu pocałowałam ukradkiem jej włosy. Nie mogłam się powstrzymać.
- Jednak poczułaś? – zdziwiłam się.
- Nie poczułam, odbijałaś się w monitorze – odpowiedziała Eliza, a mnie znowu zatkało.
- I co pomyślałaś? – nie wiedziałam, co myśleć - widziałaś i żadnej reakcji? – zapytałam.
- Reakcja była…, owszem. Wróciłam do domu i ciągle o tym myślałam…, jak to by było
z kobietą…, uwierz mi, wręcz całkiem opętane to były myśli…, do późna myślałam o tobie
z ręką między nogami…, pierwszy raz w życiu myślałam o kobiecie, kiedy to sobie robiłam…
Siedziałam ze wzrokiem wlepionym w Elizę i nawet nie miałam siły rozdziawić gęby, a Eliza ciągnęła dalej:
- Tego wieczora dotarło do mnie, że z tobą chcę. W ogóle dotarło do mnie, że jestem
w stanie z kobietą iść do łóżka…, i w ogóle jak by to było, jak by miało wyglądać, co chciałabym ci robić, a z tak piękną jak ty, to normalnie grzech się nie kochać – Eliza mówiła trochę bezładnie, a gęba mi się jednak rozdziawiła i słuchałam dalej - od następnego dnia
w pracy postanowiłam być tak blisko ciebie, jak to tylko możliwe, żeby cię dotykać, ale delikatnie…, tak, żeby nie było to całkowicie jednoznaczne…, bo nie byłam pewna.
- Tak coś, cholera, czułam – powiedziałam i rzuciłam się do całowania jej ust.
Delikatnie mnie odsunęła i z uśmiechem zapytała.
- Dasz mi się wykąpać?
- Jasne, ale nawet nie wiesz ile wieczorów spędziłam z tobą w roli głównej – oddałam wyznanie – a od kiedy nabrałaś tej pewności, bo przecież jakoś nabrałaś? – drążyłam.
- Dotarło to do mnie, kiedy wczołgałaś się pod biurko aby udawać, że poprawiasz kabel od myszy.
- Niby jak? – zapytałam zdziwiona do wszelkich granic.
- Poczułam twój oddech na swoich stopach…, gdybyś faktycznie poprawiała kable, to nie powinno go tam być – odpowiedziała – ale nawet nie wiesz, jak się ucieszyłam, bo w tym momencie dotarło do mnie po co tam się wczołgałaś, chciałam nawet zsunąć but, ale wyszłaś spod stołu – dodała i pocałowała mnie. Siedziałam w szoku, a ona znowu mnie pocałowała, znowu przecudownie, z czubeczkiem języka. Zawsze się zastanawiałam, co niektórych kręci, żeby wpychać cały jęzor, przecież sam czubeczek jest najcudowniejszy. Wstałam gładząc Elizę po ramieniu, z szafy wyciągnęłam ręcznik i szlafrok i jej podałam. Poszła się wykąpać. Odwróciła na moment głowę z tym swoim uśmiechem i znowu zrobiło mi się mokro. „Ona mnie wykończy” – pomyślałam. Szybko zebrałam naczynia i wyniosłam do kuchni zostawiając jedynie nasze kieliszki. Rozłożyłam kanapę
i wyciągnęłam poduszki, kołdrę oraz prześcieradło. Popatrzyłam na tę pościel w kwiatki i od razu wpadłam na pomysł, aby zmienić ją na pościel od Elizy. „Powinnam zdążyć” – pomyślałam i w pośpiechu zmieniłam poszewki i prześcieradło na czerwone, zapaliłam świeczkę, zgasiłam światło, zasunęłam zasłony i usiadłam w fotelu. Na moment dotknęłam prześcieradła, aby zobaczyć jak wyglądają na nim moje czerwone paznokcie – „Prawie ten sam odcień” - pomyślałam. Eliza już się chyba wycierała, a ja patrzyłam na tą czerwoną pościel i już sobie wyobrażałam brunetkę ze srebrnymi paznokciami na tym tle. Robiło mi się coraz bardziej mokro. „Sama świeczka to jednak za mało” – pomyślałam i zapaliłam nocną lampkę, żeby lepiej widzieć Elizę w łóżku.
- Kurwa, wyrwałam ją! – ukrywając twarz w dłoniach szepnęłam sama do siebie – czy to ona mnie? – za chwilę przyszło zastanowienie.
Nalewałam wino, kiedy Eliza wyszła z łazienki.
-To po łyku i teraz szybko ja – powiedziałam.
- Oki – odpowiedziała, pocałowała mnie i sięgnęła po kieliszek, który jej podawałam. „Normalnie zaraz się zleję…,” – pomyślałam, wypiłam łyk wina i prawie pobiegłam do łazienki. Szybkie siku, szybka kąpiel, trwało to mniej niż pięć minut. Wyszłam (raczej wybiegłam) z łazienki, Eliza siedziała w fotelu z podkurczonymi nogami i w dłoni trzymała kieliszek. Na mój widok uniosła go i wypiła łyczek. Usiadłam w drugim fotelu podwinęłam pod siebie nogi, wzięłam swój kieliszek i z potworną świadomością nieuchronnego, które nie ucieknie i które za chwilę się wydarzy, powoli sączyłam winko gapiąc się na Elizę.
- Od kiedy zaczęłaś o mnie myśleć? – zapytała.
- Od momentu, kiedy weszłaś do naszego pokoju.
- Że tak od pierwszego wejrzenia?
- Tak. Ale później się okazało, że miałaś małżeństwo na koncie, więc nawet nie myślałam, żeby się do ciebie zbliżać. Kochałaś się kiedyś z dziewczyną? – zapytałam.
- Nie, nigdy, ale z tobą chcę i czuję, że jestem gotowa. A ty?
- No…, miałam kilka, faceta też, ale obrzydził mi facetów.
- Mój były też mi obrzydził – powiedziała Eliza – a co z tymi dziewczynami? – ciągnęła.
- Wyobraź sobie, że france wszystkie za mąż wyszły.
Obie się roześmiałyśmy, a wieża w tym momencie przestała grać.
- Ewa i Magda? – zapytała nagle.
- No, nie przesadzaj, one akurat nie, przecież wiesz, że z byłymi to tak niekoniecznie się utrzymuje kontakty.
- No tak – przytaknęła - ja już za mąż nigdy nie wyjdę – dokończyła zdanie i dotarło do mnie, że mówi mi bardzo ważną rzecz.
Dopiłam resztę wina jednym łykiem i wstałam. Eliza szybko zrobiła to samo, podeszłam do niej i rozwiązałam pasek jej szlafroka. Zaczęłyśmy się całować i poczułam, że dość szybko robi mi się mokro. Zsunęłam szlafrok Elizy na podłogę i całowałam jej szyję. Oddychała szybko i nierówno rozwiązując mój szlafrok i zrzucając go na podłogę, przerwałam to na chwilę i za rękę podprowadziłam ją do kanapy. Położyłyśmy się obok siebie, a ja doskonale wiedziałam, że pomysł z czerwoną pościelą był idealny, i że Eliza musiała na bank wszystko przemyśleć, łącznie ze swoim nowym brunetkowym wyglądem. Eliza na czerwonym tle wyglądała przepięknie – brakowało tylko czarnego futerka. Zaczęłam lizać jej szyję by po chwili dorwać się do jej lewej piersi – różowy sutek rósł mi w ustach i twardniał, lizałam go dookoła i ssałam uciskając w tym rytmie całą pierś ręką. Biust miała fantastyczny, twardy, średniej wielkości i cudowny. Po minucie doszła głośno jęcząc i trochę mnie zdziwiło, że tak szybko.
- Rany, jak ja tego z tobą pragnęłam – wyszeptała mi prosto w usta muskając je swoimi.
- Jeszcze drugi – szepnęła. Zabrałam się za drugą pierś, ale bez ściskania ręką, ponieważ moją dłoń Eliza położyła sobie między nogi. Od razu poczułam cudowną wilgoć na swoim palcu, którą zaczęłam rozsmarowywać po twardej łechtaczce. Nie czułam ani jednego włoska.
- Kiedy się goliłaś? – zapytałam.
- Dzisiaj rano – odpowiedziała Eliza.
- Dzisiaj rano??? Co to za pora na golenie cipki?
- A później poszłam na umówioną wizytę do fryzjerki. Wiedziałam, że to się dzisiaj tak skończy – powiedziała cicho.
- Co??? Wiedziałaś??? Jak?
- Przecież my czujemy takie rzeczy, chciałam cię dzisiaj sprowokować i się udało.
- Kocham cię – powiedziałam jej prosto w usta i zaczęłam lizać jej uda.
- Ja ciebie bardziej – odpowiedziała i nawet nie miałyśmy wówczas pojęcia, że ten tekst zostanie z nami cały czas.
Dopadłam językiem do pachwin. Eliza wzdychała coraz mocniej, a kiedy policzkiem naciskałam jej wzgórek nacierała na mnie wygoloną cipusią. Z pochwy Elizy zaczął wypływać białawy soczek, smakował i pachniał cudownie, a do mnie dotarło, że jesteśmy
w zbliżonych fazach cyklu. Jęczała z każdą chwilą głośniej, dociskała mnie do mokrej cipusi
i za chwilę zaczęła krzyczeć.
-Tak, tak, taak, taaaak, jeeeszczeee, taktaktaktaktaaaaaak - krzyczała. Lizałam jej twardą różową łechtaczkę jak opętana, w górę i w dół pakując język do pochwy i dołem języka szorując łechtaczkę na boki. Po prostu tarmosiłam i ssałam. Piękną miała, taką śliczną, różową, jak brodawki piersi, i tak samo twardą. Eliza krzyczała i byłam z tego powodu szczęśliwa. Kątem oka widziałam jej dłonie zaciskające się na czerwonym prześcieradle albo na poduszce. Czasami wplątywała mi palce w włosy i dociskała mi głowę do swojej cipusi zaciskając drżące uda.
- Może być mokro – usłyszałam – czasami mam orgazm z małym wytryskiem, zwłaszcza od czasu, kiedy myślę o tobie.
Rozwaliło mnie to wyznanie. „Nie, no szlag, co to za dzień na dziwienie mnie na każdym kroku przy prawie każdym zdaniu?” pomyślałam. Różowiutka łechtaczka była twarda
i najsłodsza, jaką mogłam sobie wymarzyć. Eliza rzeczywiście za chwilę trysnęła mi na twarz białym soczkiem wśród krzyków i pisków. Wytarłam twarz o jej uda i z powrotem wsadziłam język do pochwy wylizując ile się da. Lizałam ją dalej dając jej jeszcze kilka orgazmów. Jej krzyki i westchnienia po prostu mnie uszczęśliwiały. Po jej oddechu poznałam, że chyba chce przerwy, więc wyprostowałam się i wsunęłam sobie jej stopę między nogi. Drugą jej stópkę uniosłam, zaczęłam całować i lizać paluszki.
- O matko…, jak cudownie – wysapała Eliza.
Ocierałam się o jej śliczną stopę a drugą lizałam jak opętana. Nawet się nie zdziwiłam, że po pół minucie miałam pierwszy orgazm a za następne piętnaście sekund drugi, który zlał się
w jedno z trzecim. Zatrzymałam się na chwilę dysząc.
- Ładne to było – powiedziała Eliza – i cholernie podniecające – dodała. Skąd wiesz, że stopy tak działają?
- Przecież jestem chyba babą? – wysapałam.
- Usiądź mi na twarzy – powiedziała szeptem Eliza.
- Zaraz, niech ochłonę – odpowiedziałam nie schodząc z jej stopy. Czułam jak jest mokra od mojego soczku i wiedziałam, że jak ją zobaczę to zwariuję. Zresztą, co to była z różnica, przecież zaraz usiądę na twarzy Elizy i też zwariuję.
- Eliza?
- Tak?
- Też mam się ogolić?
- Nie, masz przepiękne futerko, też bym chciała takie mieć.
- To czemu się golisz? Ja też bym chciała zatopić nos w twoim.
- Moje mi się nie podoba, mam jasne, rzadkie i cienkie włoski. Takie futerko to żadne futerko i lepiej, jak go nie ma. Zwłaszcza w porównaniu do twojego cudownego.
- Podoba ci się? – zapytałam i poczułam, że znowu muszę zrobić kilka ruchów na stópce Elizy. Czwarty orgazm przyszedł momentalnie, a ja tuliłam się do Elizy kolana. Jeszcze nie przeszły przeze mnie wszystkie dreszcze, kiedy Eliza odpowiedziała.
- Bardzo. Miałaś mi usiąść na twarzy.
Usiadłam i moje wielkie, czarne, nie golone od miesięcy ( bo niby dla kogo? ) futro zbliżyło się do ust Elizy. Od razu poczułam język na mojej łechtaczce. Przerwała na moment.
- Przepraszam, robię to pierwszy raz w życiu…, cudowną masz… – powiedziała i wróciła do lizania. To był szał. Cztery kolejne orgazmy zalały Elizę moim gęstym soczkiem, który pozlepiał też moje futerko. Zeszłam z jej twarzy i wytarłam ją dłońmi. Pocałowałam ją znowu w usta. Wzięłam do ręki jej dłoń i położyłam na jej kroczu. Wepchnęłam jej środkowy palec do pochwy i wyciągnęłam, patrząc jej w oczy oblizałam go. Westchnęła. Usiadłam na Elizie tak aby nasze pisie się dotykały, jedną ręką rozsunęłam jej wargi sromowe, a drugą swoje. Nasze łechtaczki się dotknęły i zaczęłyśmy się o siebie ocierać. Cudownie było swoją łechtaczką czuć twardą łechtaczkę Elizy. Doszłam pierwsza, Eliza zaczęła jęczeć i krzyczeć kilka sekund później. Patrzyłam na jej falujące piersi ...