Niewielu z Was pamięta czasy z okresu tak zwanej komuny. Ja pamiętam doskonale i dobre i złe strony tego śmiesznego ustroju...
Był to czas mojej młodości, wesołej, radosnej, pełnej trosk i kłopotów, które trzeba było umiejętnie rozwiązywać. Miałem trochę lepiej od innych młodych ludzi, bo byłem oficerem w wojsku, żołnierzem zawodowym. Muszę przyznać, że choć zakres moich możliwości odnośnie podwładnych był trochę ograniczony; to jednak dawał mi pewną swobodę w decydowaniu o ich losie. Do tego to nie był mały garnizon, tylko duże miasto wojewódzkie w którym z nieznanych mi powodów była znaczna „nadwyżka” kobiet, przy naprawdę wielkim niedoborze chłopaków. Wszyscy wojacy cieszyli się względami płci pięknej, wielu stanowiło łakomy kąsek dla panienek. Może zainteresuje Was kilka wspomnień? Jeśli tak – czytajcie dalej.
Po kilku latach służby doszedłem do stopnia kapitana, wiązało się to z awansem na wyższe stanowisko i z awansem finansowym; a że byłem sam – powodziło mi się całkiem nieźle. Byłem wtedy dowódcą kompanii, miałem pod swą komendą prawie setkę młodych ludzi pochodzących z różnych stron naszego pięknego kraju; chłopaki różnili się nie tylko wyglądem, ale też wykształceniem, pochodzeniem i wychowaniem w domu. Kilku było żonatych, kilku miało narzeczone, albo sympatię, inni bez problemu znajdowali panienki „na mieście”. Pisząc „panienki” absolutnie nie mam na myśli lokalnych prostytutek (choć one także cieszyły się wielkim wzięciem, nie biorąc zbyt wysokich opłat za swe usługi – znały doskonale wysokość żołdu, którym dysponował taki szeregowy żołnierz), ale rzeczywiste panny, kobiety, mężatki, które spotykały się z mymi podwładnymi.
Piątek wieczór, mam wolny weekend, idziemy z kolegą Witkiem do kasyna na kolację. Mieszkamy w internacie, każdy ma do dyspozycji ładny pokoik z łazienką, panie pracujące w recepcji są bardzo dyskretne, a tę ich dyskrecję wspomagamy drobnymi upominkami, które często od swych mieszkańców otrzymują. Wprowadzić do siebie jakąś laseczkę nie było problemem; bomboniera albo jakiś drobiazg zamykał paniom buzie. Nie tylko były to upominki... O tym jednak później.
Teraz jesteśmy w kasynie, wcinamy jakieś flaczki, czy inną fasolkę, do tego obowiązkowy kieliszek wódki. Ponieważ był to piątek mieliśmy zapewnioną muzyczkę „do kotleta” w wykonaniu zespołu składającego się z żołnierzy z garnizonu, bo w piątki i soboty latem były organizowane dancingi, czyli potańcówki. Tak było i tego wieczoru. Żeby nie być zmuszonymi do jakiegoś niechcianego towarzystwa – wykupiliśmy wszystkie cztery miejsca przy stoliku. Sala zaczęła się zapełniać, przyszło kilka znajomych małżeństw a my ciągle sami. Przetańczyliśmy kilka kawałków z jakimiś dziewczynami, których partnerzy oddawali się rozkoszom spożywania wódeczki, po kolejnej rudzie szalonych rytmów lat 80-tych wyszliśmy na zewnątrz, żeby trochę ochłonąć. Był ciepły, lipcowy wieczór, staliśmy sobie popalając papierosy. W pewnym momencie Witek szturchnął mnie w łokieć i wskazał brodą kierunek.
- Patrz tam!
Popatrzyłem. Dwie dziewczyny około dwudziestoletnie stały oparte o poręcz tarasu i przyglądały się nam, wymieniając szeptem jakieś uwagi. Uśmiechnąłem się serdecznie, kiwnąłem ręką, żeby podeszły. Podeszły.
- Cześć, dziewczęta. Na dancing, czy na podryw? - Witek był bardzo bezpośredni.
- Cześć, na jedno i drugie. A gdzie wasze żony?
- Tak się składa, że jesteśmy jeszcze wolnymi chłopakami – nie kłamałem, tak było.
- Taaak? No to super! - zaszczebiotały.
Przyglądałem się młodym kobietom. Były bardzo podobne do siebie, obie czarnulki, niewysokie, szczupłe. Długie włosy do połowy pleców, gołe opalone ramiona, długie, gołe nogi. Ubrane jak na lato przystało – króciutkie spódniczki, lekkie bluzeczki z dość dużymi dekoltami, na stopach sandałki. Uroda obu dziewczyn nie odpychała, wręcz przeciwnie, były nawet na swój sposób ładne.
- Jesteście siostrami? - przyglądałem się raz jednej, raz drugiej – wyglądacie bardzo podobnie.
- Nie, jesteśmy kuzynkami. Ja jestem Ania, a to jest Gosia – wskazała dłonią na drugą dziewczynę. - chciałyśmy wejść, ale nie ma już wolnych stolików.
- Jak to, nie ma? Wituś i Kubuś pomyśleli, przewidzieli wasze przyjście! Chodźcie, mamy cały stolik – Witek złapał Gosię, ja Anię i weszliśmy do środka.
Szatniarz, który sprawdzał bilety wejściowe tylko skinął głową, poszliśmy do naszego stolika. Po chwili kelner doniósł talerze z kolacją i butelkę dobrze zmrożonej wódeczki. Po konsumpcji zaczęliśmy nasze tańce. W przerwach gadaliśmy sobie o wszystkim i niczym, momentami rozmowa zahaczała o seks, ale tylko w żartach. Jakoś nie umawialiśmy się z Witkiem, ale wybraliśmy partnerki dla siebie. On cały czas obtańcowywał Gosię, ja Anię. Wolne kawałki, zwane wtedy (z wiadomych powodów) „pościelówkami” pozwalały na mocne przytulenie się do partnerki, można było dyskretnie poznawać dłońmi geografię jej ciała. Ania była szczupła, choć w ten apetyczny dla mężczyzny sposób, to znaczy tam, gdzie powinno być trochę ciałka, tam było. Uścisnąłem pośladek, okazał się jędrny i twardy, po chwili kładąc dłoń na biuście uśmiechnąłem się w duchu z zadowolenia. Nie był on duży, ale właśnie takie mi się podobają, nie znoszę widoku wielkich cyców, jakie teraz ma wiele kobiet. Nie rajcuje mnie silikon, czy inne świństwo wetknięte w piersi niektórych durnych kobiet; wyglądają, jak krowy z dwoma wymionami. Może to kogoś obraża, ale tak myślę i mam do tego prawo!
Teraz tańczyłem z Anią, cały czas zastanawiając się, jak ją skłonić do jakiegoś numerku, miałam niesamowitą ochotę na seks w jakiejkolwiek formie z tą młodą dziewczyną. Nie chciałem bzykać się w kiblu, tym bardziej przy stoliku, ale przypomniały mi się ławki stojące w parku za kasynem. Tylko jak ją namówić? „Podlewałem” ją delikatnie alkoholem, ale bez przesady, chodziło mi tylko o rozluźnienie ewentualnych hamulców... Myślałem o sposobie, może jakimś podstępie, żeby wywabić ją na zewnątrz, ale okazało się to niepotrzebne. Przytuleni do siebie kołysaliśmy się w rytm muzyki, kiedy poczułem na szyi ciepłe usta Ani, a na kroczu jej dłoń.
- Może wyjdziemy trochę na powietrze?
- Właśnie miałem ci to zaproponować, chodź, przejdziemy się po parku.
Nie czekaliśmy na koniec piosenki, trzymając się za ręce prawie wybiegliśmy z lokalu, po krótkiej chwili byliśmy w prawie zupełnej ciemności, w miejscu, gdzie prawie nie docierało światło parkowych latarni. Kiedy wzrok przywykł do ciemności dostrzegłem jeszcze kilka innych par szukających ciemnego kącika dla siebie. Usiadłem na ławce niemal schowanej w kępie gęstych krzaków, Ania zajęła moja kolana. Siedziała przodem do mnie, zwarliśmy się w namiętnym pocałunku, a ona... A ona ruszała biodrami do przodu i do tyłu, ocierała się kroczem o moje spodnie, gdzie już bardzo wyraźnie rysował się kształt twardego, gotowego do akcji penisa. Zsunąłem się trochę, Anka uklęknęła między moimi nogami, rozpięła rozporek i mój sterczący przyjaciel zniknął w gorących usteczkach. Muszę przyznać, że obrabiała mi pałę bardzo fachowo, musiałem się powstrzymywać, żeby nie trysnąć do buzi dziewczyny; chciałem jeszcze czegoś więcej. Jakby czytała w moich myślach! Podniosła się, jednym ruchem pozbyła majtek i już siedziała na mnie z kutasem w pipce. Tak jak przed chwilką poruszała biodrami, nabijając się po same jajka. Bałem się, że śluz i soczki wypływające z mokrej cipki pobrudzą mi spodnie, więc ściągnąłem je tyle, ile mogłem, do kolan. Złapałem szczupłą dupeczkę, pomagałem dziewczynie podnosić się i opadać na kutasa. Ania objęła mnie dłońmi za szyję, odchyliła się tyle, ile mogła i po kilku ruchach odleciała. Drżała cała, skurcze brzucha i rzucanie głową świadczyły o bardzo głębokim orgazmie. Ja też prawie dochodziłem, kiedy nagle krzaki rozchyliły się i zobaczyłem radosną gębę... Witka!
- O! Sorry, widzę, że ławeczka zajęta – wycofał się szybko z głupim uśmieszkiem na pysku.
- Zajęta, spadaj stąd... - tylko tyle zdążyłem powiedzieć, bo usta zajął kolejny ognisty pocałunek Ani.
- Nie zwracaj na nich uwagi, mną się zajmuj – oderwała się na moment od mej twarzy – spuść mi się do buzi, proszę!
Pani prosi, pani ma! Zajęła się mokrą od jej soków pałą i po chwili stękając i tłumiąc krzyk dłońmi spuściłem się w karminowe usteczka mej kochanki. Ania połknęła wszystko! Oblizała się lubieżnie i roześmiała perliści.
- Bardzo lubię smak spermy, każdy jest inny, nawet u tego samego faceta w różnych dniach! - siadła obok mnie, kiedy już podciągnąłem portki – dasz mi się spróbować kiedy indziej?
- Kochana, nawet jutro, jeśli chcesz, mam wolny weekend. Może teraz wrócimy na salę i potańczymy sobie jeszcze?
- Bardzo chętnie. Hmmm... Jeszcze nie podziękowałam ci za zaproszenie i opłacenie wstępu na tę potańcówkę!
- Wydaje mi się, że będziesz miała okazję już niedługo – porwałem dziewczyną na parkiet, bo już weszliśmy do kasyna.
Bawiliśmy się prawie do drugiej w nocy, godzinę wcześniej Witek gdzieś mi się zapodział, Gośki też nie było nigdzie. Alkoholu nie wypiliśmy dużo, chciałem zachować względną trzeźwość, bo na tę resztę nocy miałem swój plan. Kiedy chłopaki przestali grać zaproponowałem Ani nocleg u mnie, w internacie.
- Gdzie będziesz teraz tłukła się po nocy, u mnie masz wygodne łóżko, nikogo nie obudzisz, no i będziesz miała do swej dyspozycji mego przyjaciela – wskazałem na swoje znowu wybrzuszone krocze.
- Wiesz co, wahałam się, ale ten ostatni argument mnie przekonał! - cmoknęła mnie w policzek i poszliśmy.
Z kasyna do internatu nie było daleko, raptem kilka minut spacerem, ale nam zajęło to ponad pół godziny. Najpierw mi się zebrało, przydusiłem Ankę do jakiegoś płotu, zdarłem z niej majteczki i załadowałem w ciągle mokrą pipkę. Zaskoczyła mnie, bo doszła chyba w piętnaście sekund i mam nadzieję, że nie udawała. Poszliśmy dalej, ale z kolei ona wepchnęła mnie do jakiejś bramy i wzorowo wypolerowała i obciągnęła mi kutasa do spustu. Radośni, wtuleni w siebie dotarliśmy wreszcie na miejsce. Dyżur w recepcji miała pani Marta, elegancka kobieta po czterdziestce. Popatrzyła tylko na nas, kiwnęła głową i wróciła do przerwanej lektury
Teraz nie śpieszyłem się. Rozebraliśmy się do gołego, weszliśmy pod prysznic; jakoś udało się nam zmieścić w maleńkiej kabinie. Podniecając się wzajemnie umyliśmy się i wykąpani, odświeżeni leżeliśmy na pościeli, było za ciepło, żeby się nakrywać. Patrzyłem w coraz jaśniejszym brzasku na ciało kobiety leżącej obok. Leżała na wznak, oczy miała przymknięte, ręce założyła pod głową. Przyglądałem się ładnemu, jędrnemu biustowi, patrzyłem na sterczące sutki w maleńkich aureolkach, na brzuch unoszący się w oddechu wraz z piersiami. Nad wzgórkiem Wenery kępka ciemnych, delikatnych włosów kończących się tuż na małą, różową pipką. Podkurczyła jedną nogę, odchyliła ją trochę, pipka zerkała na mnie swą szparką. Nie wytrzymałem, sekundę później leżałem między już rozchylonymi nogami z jęzorem w cipce. Lizałem zawzięcie mokrą dziurkę, ssałem wargi, lizałem i ssałem łechtaczkę, wsłuchiwałem się w pojękiwania dziewczyny.
- O tak, tak dobrze... O... tak... tak... Liż mnie, ssij, Kubusiu, robisz to bosko, tak, tak, mocniej... O matko, jak mi dobrze... Jesteś wspaniały, tak... tak... Ooooo tak!
Mając jęzor w cipie trudno coś powiedzieć, więc tylko pomrukami dawałem jej znać, że docierają do mnie te wszystkie, słowa, jęki i stęki... Ania rozchyliła nogi bardzo szeroko, podniosła je, złapała w kostkach i przyciągnęła do siebie, po chwili ujęła je pod kolanami, przycisnęła do biustu. Pipka podniosła się, sama rozchyliła i wtedy zobaczyłem wyeksponowaną dupkę. Jęzor natychmiast zajął się drugą dziurką, czym wywołałem zdziwienie mej laseczki.
- Co robisz, przecież to moja pupa! Nie widzisz, że jesteś gdzie indziej?
- Widzę i wiem doskonale, kochanie, co robię. - podniosłem głowę znad obrabianej dziurki - Mam zamiar wylizać ci dupeczkę, a potem zrobię z niej użytek!
- Jaki użytek? Masz zamiar zerżnąć mnie w pupę? No wiesz!
- Wiem, dlatego chcę. Nie robiłaś tego jeszcze nigdy?
- Nie, nie pozwoliłam nikomu, boję się tego - patrzyła na mnie wielkimi oczami.
- Aniu, zapewniam cię, że zrobimy to tak, że nie będzie bolało, a nawet jeśli poczujesz, że coś nie tak to natychmiast przerwiemy.
- Ale dlaczego w pupę?
- Bo chcę się spuścić w tobie, w którejś dziurce, nie tylko w buzi. W cipce nie mogę, bo nie mam prezerwatyw, a w dupcię nic nie grozi. Nie chcesz poczuć, jak tryskam w tobie?
- Chcę, bardzo chcę, ale myślałam, że w pipkę... Ja też nie mam gumek, prawdę mówiąc idąc na ten dancing myślałam o poznaniu jakiegoś sympatycznego faceta, sądziłam, że potańczę sobie trochę, może jakieś pieszczoty i to wszystko. Nie sądziłam, że poznając ciebie posunę się tak daleko...
- Żałujesz tego?
- Nie, absolutnie nie! Jesteś fajnym mężczyzną, umiesz się bawić i wiesz, jak zadowolić kobietę, a tego mi było trzeba...
- No to już nie oponuj. Połóż się na boczku, podkurcz lekko nogi.
- Ale...
- Zrób to, proszę.
Zrobiła. Polizałem jeszcze raz dupcię, naplułem w kakaowe oczko, naśliniłem mocno kutasa i położyłem się za Anką. Naśliniłem pale i pomalutku wcisnąłem do ciepłego wnętrza, za nim drugi. Palcowałem bez pośpiechu dziewiczą dziurkę i starałem się jak najbardziej ją rozszerzyć, ale w taki sposób, żeby nie zabolało, żeby nie spłoszyć dziewczyny. Zbliżyłem swego przyjaciela do ciasnej dziurki, zacząłem pomału wpychać go do środka. Poczułem silnie napięte pośladki, chyba naprawdę bała się tego.
- Aniu, rozluźnij się, będzie dużo łatwiej i przyjemniej.
- Kiedy ja się boję.
- Aniu, zaufaj mi. Czy do tej pory w jakikolwiek sposób skrzywdziłem cię, choć w minimalny sposób?
- No nie...
- No to rozluźnij się – w tym momencie wepchnąłem żołądź do środka!
Krzyknęła, ale nie zmieniła pozycji. Wciskałem się coraz głębiej raz po raz wycofywałem się i znowu wchodziłem jeszcze głębiej. Wreszcie dotarłem do końca.
- Aniu, i jak? Boli?
- Nie, tylko trochę na początku, a teraz jest dobrze -wyszeptała. - Ale nie śpiesz się, proszę.
Nie muszę, tak też można dawać sobie rozkosz, pomalutku, spokojnie, bez szaleństwa.
Leżeliśmy na boku, lewą ręką wsunąłem pod lewe biodro dziewczyny, prawą obejmowałem prawe biodro i pomalutku pompowałem tę zgrabną pupcię. Już sam widok tych bardzo ładnych kształtów podniecał, a co dopiero świadomość, że się jest w niej i to najgłębiej, jak tylko można. Oddech Ani przyspieszał, znowu usłyszałem pojękiwanie i jakieś niezrozumiale szeptane słowa. Znowu zaczęła drżeć, trząść się cała; twarz wcisnęła w poduszkę. Teraz już nie hamowałem się. Przyspieszyłem tempo, teraz ruchałem jak automat. Laska zaczęła wierzgać nogami, coś tam wrzeszczała do poduszki, mocno napierała dupcią na me podbrzusze. Nadeszła wreszcie moja kolej. Wystrzeliłem jak z motopompy, złapałem za trzęsące się cycuszki, ścisnąłem je mocno, wtuliłem się w drżące plecy i po chwili zaległem bez sił. Oddychałem ciężko, nie chciało mi się nawet otworzyć oczu, w jakimś odruchu nakryłem nas lekką kołdrą i... usnąłem! Nie wiem, jak długo to trwało, bo to był raczej jakiś letarg, niż sen. Musiało jednak minąć dość dużo czasu, bo kiedy otworzyłem oczy było już bardzo jasno, a czułem się wyspany. Właśnie to otwarcie oczu mnie zaskoczyło, bo pierwsze, co zobaczyłem to plecy mojej nocnej kochanki, podskakujące rytmicznie na mych biodrach. Sekundę później dotarły do mnie inne bodźce i już wiedziałem, że Ania jak szalona jedzie na mym kutasie! Chyba wykorzystała poranny wzwód i dosiadła mnie jak doświadczona amazonka. Najbardziej zdziwiło mnie to, że mój przyjaciel tkwi w jej pupie! Widocznie seks analny spodobał się Aneczce do tego stopnia, że zaczęła sama go praktykować. Bardzo lubię takie nieczęste, ale fantastyczne przebudzenia. Doszedłem bardzo szybko, dziewczyna zaraz po mnie.
Późnym popołudniem, po jeszcze jednym, bardzo długim seansie seksualnym, po którym czułem się kompletnie wypompowany odprowadziłem laskę do domu; obiecaliśmy sobie, że jeszcze się spotkamy nie raz i nie dwa. Wróciłem do siebie i prawie bez życia padłem na łóżko.
Nie było jeszcze dziewiętnastej, kiedy obudziło mnie głośne pukanie do drzwi.
- Wlazł! - wrzasnąłem, nie do końca rozbudzony.
- Śpisz? - ukazała się gęba nikogo innego, jak mego przyjaciela Witusia – Tak cię dupeczka zmęczyła?
- Chłopie, przestań, ledwo żyję – zapaliłem papierosa – jeszcze trochę, a skończył bym żywot w jej cipce!
- No to powiem tobie, że Małgośka chyba jej nie ustępuje. Rucha się jak kotka, wyobraź sobie, że uciekłem od niej z jej domu! Też przed chwilą zwlokłem się z wyra. Idziemy na kolację?
- Chyba zgłupiałeś! Nie mam ochoty na nic, a już na pewno nie na jakąś inną babę! Nie namówisz mnie dzisiaj.
- Ale ja chcę pójść tylko na kolację! Zjemy coś, weźmiemy flaszkę i przyjdziemy tutaj. Są inne chłopaki, pewnie też będą coś mieli, siądziemy sobie w świetlicy, może obejrzymy jakiś film, Jacek przytargał z klubu magnetowid, ma kilka kaset.
- Witek, ale, kurwa, tylko kolacja, flaszka na pół i do internatu, inaczej jutro cie zastrzelę.
- Tak właśnie zrobimy, do kolacji po secie i do domu.
Odbyło się prawie tak, jak sobie obiecaliśmy. Tyle tylko, że nie było po secie, a chyba po cztery i nie jedna flaszka, ale dwie, co sobie będziemy żałować! Potem był film z magnetowidu, inne flaszki, aż w końcu... urwał mi się film!
Obudziłem się na potwornym kacu, myślałem, że łeb mi pęknie. Dowlokłem się do łazienki, zimny prysznic trochę mi pomógł, resztę załatwiły tabletki. Leżałem na łóżku zastanawiając się, co robić w letnie, niedzielne popołudnie. Nie miałem wtedy samochodu, nie chciało mi się wsiadać do autobusu w ogóle nic mi się nie chciało. Włączyłem radio, zacząłem czytać jakąś książkę, kac chyba był już historią, czułem się bardzo dobrze. Przekąsiłem na szybko jakąś kiełbaskę, którą znalazłem w lodówce, wyszedłem przed internat, siadłem w cieniu na ławce, przymknąłem oczy. Chyba skimnąłem się chwilkę, bo nie zauważyłem, kiedy przysiadła się pani Marta z recepcji.. Popatrzyłem na nią zdziwiony.
- A pani jeszcze tutaj, nie w domu?
- A... muszę oddać dniówkę i nockę Halinie, była za mnie, kiedy pojechałam nad morze. No i wolę tutaj siedzieć, niż w domu sama jak palec. Przynajmniej mam z kim pogadać...
- No tak, tutaj ruch jednak większy, niż w domu. - stwierdziłem filozoficznie.
- Wy też wolicie pogadać z Kaśką, przecież jest chyba nawet młodsza od pana, panie Kubo. Nie chyba, a młodsza o rok, ma 29 lat! A ja...?
Znałem historię pani Marty. Była żoną pewnego majora, karierowicza, który od ślubu chlubił się swą piękną małżonką. Lata jednak mijały, on szybko awansował, żona przekroczyła cztery dychy, nie była już tą słodką blondyneczką sprzed lat, a dojrzałą, atrakcyjną kobietą. Po kolejnym awansie i przeniesieniu do innego garnizonu listownie powiadomił Martę, że nie ma już czego szukać u jego boku, znalazł sobie młodszą i jest szczęśliwy. Na tyle jeszcze dobrze, że zostawił jej mieszkanie, które nie mam pojęcia jak to załatwił, było ich własnością. Nie mieli dzieci, kobieta została sama. Marta załamała się, trochę popijała, ale w końcu znalazła pracę w naszym internacie i wróciła do normy.
Przypatrywałem się kątem oka kobiecie. Była wysoką blondynką, niezbyt długie włosy okalały twarz ciągle zachowującą klasyczną urodę Duże oczy, pełne usta, kształtny nos, dość długa szyja, niżej okazały biust, lekko zaokrąglony brzuch, szczupła pupa i jej największy atrybut – nogi! Takich nóg nie miała żadna znana mi kobieta, a wszystkie te, które znałem, a które miały okazję spotkać Martę zazdrościły jej tego skarbu.
Teraz siedziała obok mnie, jakaś zamyślona, nie odzywała się więcej. Posiedzieliśmy w milczeniu kilka minut, w końcu pani Marta podniosła się, uśmiechnęła, kiwnęła ręką.
- Idę, panie kapitanie, co będzie pan siedział ze stara babą!
Chciałem zaprotestować, ale zniknęła za rogiem budynku. Kilka minut później sam wróciłem do swego pokoju. Żeby trochę się ochłodzić kolejny raz wziąłem chłodny prysznic. Łaziłem po pokoju rozebrany do połowy, ciągle było bardzo ciepło, nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Pomyślałem sobie, że może pogram z kimś w karty, ale do kogo bym nie zapukał, tam była cisza. Czyżbym był sam w całym internacie? Przecież mieszkało nas tutaj piętnastu chłopa! Poszedłem zasięgnąć języka do recepcji.
- Pani Marto, został ktoś u siebie?
- Nie, jest tylko pan, pani Jakubie. Kilku wyjechało do rodzin, a reszta umówiła się na wyjazd nad wodę. Pukali do pana, ale bez skutku. Nie wrócą prędzej, niż za dwie-trzy godziny.
- No tak, spałem jak zabity. Słyszałem chyba pukanie, ale myślałem, że to mi się śni... Człowiek siedzi sam jak palec, chciałby do ludzi, a tu nic!
- A ja to co? No tak, pan młody chłopak, a ja kobieta w średnim wieku... - podniosła do smutnych oczu chusteczkę, odwróciła się do mnie tyłem – Nie patrzy pan na mnie, jak na interesującą kobietę, panie Kubusiu... Co innego Kasia...
- Co też pani wygaduje, pani Marto!
- Wiem, co mówię, jak była bym młodsza, to już by pan...
Nie dałem skończyć zdania. Nie wiem, skąd mi się to wzięło, ale nagle zapragnąłem jej ciała, chciałem znaleźć się między tymi niesamowitymi nogami! Objąłem Martę od tyłu, jedną rękę wsunąłem pod bluzeczkę, drugą pod spódniczkę, na cipkę. Najwyżej dostanę po pysku, ale sama myśl, że mogę mieć na swym kutasie Martę powodowała, że tenże kutas stanął w dwie sekundy. Kobieta nie odtrąciła mnie, westchnęła głęboko.
- Nawet nie wiesz, Kubusiu, jak na to czekałam... - wyszeptała - Jak przyszedłeś w nocy z tą młodą pipką podsłuchiwałam was pod drzwiami i zabawiałam się broszką do orgazmu... Jakże chciałam być na jej miejscu...
- Nic nie mów, jestem teraz dla ciebie...
Wyprostowała się, odchyliła głowę do tyłu, tak, że oparła ją na moim ramieniu. Ściskałem obfite piersi, wsunąłem drugą dłoń pod figi i zacząłem palcować obrośniętą kępką miękkich włosów pipę. Była bardzo mokra i śliska, jakby czekała na mnie. Popchnąłem kobietę na biurko, oparła się o nie rękoma, stanęła w rozkroku. Podniosłem spódnicę najwyżej, jak mogłem, odsunąłem na bok wąziutki paseczek majtek i załadowałem chuja w gorącą szparę. Znowu głośne westchnienie, zaraz potem jęk i dotarły do mnie jakieś pojedyncze, ale niezrozumiałe słowa. Marta niemal położyła się na biurku, wypinała w moją stronę tyłek, byłem zaskoczony, jak jędrne miała pośladki z maleńkimi tylko i bardzo nielicznymi rozstępami. Teraz ja się pochyliłem, złapałem zwisający biust i trzymając go mocno ruchałem jak automat. Nie dość, że byłem w Marcie, którą chcieli by zerżnąć chyba wszyscy lokatorzy internatu, to jeszcze robiłem to w najbardziej eksponowanym miejscu tego przybytku, czyli w recepcji. Pompowałem gorącą pipę, czułem, że za chwilkę skończę przed kobietą, a nie chciałem spuszczać się do środka; nigdy nic nie wiadomo! Wycofałem się z gościnnej szpary.
- Co robisz? Nie przerywaj! - usłyszałem niemal syk Marty – Nie możesz dłużej?
- Mogę, ale nie chcę jeszcze skończyć, a niewiele mi brakuje – czułem, że napięcie schodzi ze mnie – Mogę do końca?
- Tak, ale gadaj tyle, tylko ruchaj mnie! Wreszcie mam w sobie kutasa, wreszcie mogę przeżyć orgazm... Chcę poznać twój smak...
Odwróciła się gwałtownie, pochyliła i już miała mnie w ustach. Robiła mi loda z wielką wprawą, obrabiała głowicę, lizała, onanizowała mnie rękoma, lizała jądra, ssała je wciągając oba do buzi. Pochłaniała całego kutasa (a nie wszystkie moje dotychczasowe kochanki mogły tak zrobić!), do tego wysuwała język i drażniła jaja! Wreszcie wstała z kolan, zdjęła do końca figi i siadła na brzegu biurka.
- Wejdź we mnie, – rozłożyła nogi eksponując cipę – zerżnij mnie tak, jak tę panienkę w nocy
Położyła się na biurku, ale miałem inny pomysł. Do mojego pokoju było tylko kilka metrów, załadowałem więc kutasa w cipę, podniosłem kobietę, złapałem pod dupę, ona objęła mnie ramionami i tak połączeni przeszliśmy do mej kwatery, gdzie upadliśmy na łóżko. Przedtem kopniakiem zamknąłem drzwi, jakoś uwolniłem od krępujących kroki gaci. Leżałem na recepcjonistce, mocno się obejmowaliśmy, nasze usta w końcu się odnalazły a języki wykonały niesamowity taniec. Marta podrzucała biodrami w rytm moich ruchów, oplotła nogami moje biodra i mocno przyciskała do siebie. Znowu poczułem, że jestem blisko wytrysku, zacząłem się szarpać, żeby wstać, ale chwilę to trwało; trzymała mnie naprawdę mocno. W końcu udało się, odwróciłem kobietę na brzuch, podniosłem jej tyłek i... załadowałem bez pardonu w kakaowe oczko! Trzymałem mocno biodra wyrywającej się kochanki, przydusiłem ją do pościeli.
- Kuba, co ty, kurwa robisz? Gdzie się wcisnąłeś! - w jej głosie słyszałem wściekłość.
- Jak to, nie czujesz? - roześmiałem się, ciągle mocno trzymając i nie przestając pompować zgrabnej dupci.
- Chcesz mnie wyruchać w dupę? - tym razem była ciszej.
- Nie tylko chcę, ale to robię! Lubię to, a ty nie – wyszeptałem do ucha już spokojnej Marty
- Nie wiem, do tej pory tylko jeden kutas tam był... Ale... Nie przestawaj... To się robi... przyjemne... Tak... Och, Kubuś, tak... Szybciej... jeszcze szybciej i mocniej... Tak, tak... Ruchaj mnie mocniej, głęboko... Kuba, kurwa, szybciej.... Tak!!!! tak... Dochodzę, Kuba, spuść się we mnie... TAAAAAAKKKK!!!!!!
Wcisnąłem głowę wrzeszczącej w poduszkę, bo choć niby nie było nikogo w pokojach, to jednak okno było szeroko otwarte, pod blokiem chodzili żołnierza, a to tylko pierwsze piętro! Ruchałem nadal gościnny tyłek, Marta uspokoiła się, tylko jęczała cicho. Wreszcie nadszedł mój czas . Zacisnąłem zęby, żeby nie ryczeć wystrzeliłem w dupsko potężną porcję spermy, po chwili drugą. Trzecia nie poszła do dupy, bo kobieta jak wąż wywinęła się i objęła kutasa ustami, połykając następne strzały. Kilka kropel znalazło się na brodzie, ale wylizała się dokładnie, to samo zrobiła z mym biednym kutasem, wyssała go i wylizała do czysta.
Leżeliśmy chwilę, patrzeliśmy sobie w oczy, Marta głaskała mnie po głowie.
- Dziękuję ci, Kubusiu, to było naprawdę fantastyczne... Czułam się, jakbym miała dwadzieścia lat mniej, czułam się dopieszczona i było mi jak w niebie. Wreszcie poczułam znowu smak mężczyzny. Jesteś wspaniałym kochankiem, dziękuję...
- To ja dziękuję!
Za co ty możesz dziękować starszej pani? - roześmiała się.
- Jak to, za co? Spełniło się moje marzenie!
- Twoje marzenie?
-Tak, nie przerywaj mi, proszę. Kiedy wprowadzałem się tutaj prawie pięć lat temu zobaczyłem za biurkiem piękną, atrakcyjną kobietę, która przyjmowała mnie i przydzieliła pokój. Nie reagowała, kiedy przyprowadzałem różne panienki, mało tego. Kupowałaś mi lekarstwa, jak zachorowałem, zawsze byłaś dla nas wszystkich trochę jak starsza siostra. Bardzo często marzyłem o seksie z tobą, kończyło się to zawsze onanizmem, musiałem jakoś rozładować napięcie, a nie miałem odwagi przyznać się, że chciałbym dokładnie poznać twoje ciało...
- Wariacie, wystarczyło by słowo! Pracuję tuta kilka lat, ciągle otoczona młodymi mężczyznami, myślisz, że nie miałam często ochoty na któregoś z was?
- Nie mam pojęcia, ważne, że spełniło się moje marzenie...
Tak sobie rozmawiając wstaliśmy z łóżka, ogarnęliśmy się i Marta wróciła za swoje biurko. Dosłownie dwie minuty później weszli wracający z wypadu nad wodę koledzy.
Później, w czasie wielkiej popijawy w świetlicy któryś z chłopaków wyznał w sekrecie, że miał okazję wydymać recepcjonistkę. Wszyscy myśleli że przeleciał Kaśkę, ale okazało się, że miał na myśli... Martę. No i wtedy wywiązała się dyskusja. Policzyliśmy, że Marta miała „na rozkładzie” ośmiu z nas! Z tej okazji, mając możliwość poznania tylu „ciepłych szwagrów” urżnęliśmy się jak snopki.
Dzisiaj sobota, wpadłem na kompanię sprawdzić, co się tam dzieje, koledze, który miał dzisiaj nadzór nad wojskiem kazałem jechać do domu; w internacie i tak bym się nudził... Kilku chłopaków przyszło z prośbą o przepustkę, chcieli pójść do miasta, wpaść do kina, do knajpki wypić jakieś piwo. Kazałem się im przebrać w mundury wyjściowe, sprawdziłem, jak wyglądają i wydałem przepustki. Przyszło kilku „podpadziochów”, czyli takich, którzy mieli na sumieniu jakieś występki przeciw regulaminowi; dla nich znalazłem odpowiednie zajęcia, nie nudzili się. Ja tak. Siedziałem w swojej kancelarii, przeglądałem jakieś branżowe pisma, kiedy wszedł podoficer dyżurny kompanii.
- Obywatelu kapitanie. Dzwonili z biura przepustek, że chce się z kapitanem zobaczyć narzeczona Jakubiaka – kapral stał na baczność czekając na jakieś polecania.
- Narzeczona Jakubiaka? Czego ona może chcieć? Pytałeś?
- Tak jest! Chce prosić obywatela kapitana o stałą przepustkę dla niego. Ponoć jakaś rodzinna imprezka im się szykuje.
- Ale on jest w trzecim magazynie, nim wróci to minie chyba godzina! Nic tam nie jedzie?
- Nie, może wrócić na piechotę, to raptem sześć kilometrów, powinien zmieścić się w godzinie z małym kawałkiem.
- Dobra, niech ta panna tu przyjdzie, a co do Jakubiaka, to muszę pomyśleć. Jeszcze nie wiem, czy go puszczę, dam ci znać.
Kilka minut później weszła do kancelarii dziewczyna w wieku około dwudziestu lat, śliczna blondyneczka z burzą loków. Ubrana była tak, jak powinna moim zdaniem ubierać się młoda dziewczyna: w sukienkę taką, jakie zakładały dziewczyny w latach sześćdziesiątych! Lekka, zwiewna kiecka, rozkloszowana dołem, z małym dekoltem kryjącym sterczący biust bez stanika (widać było sterczące sutki!) i dopasowana „w stanie”.
Szczupłe nogi zdobiły srebrne sandałki i białe, zakończone różową koronką skarpetki. Młoda, śliczna, olśniewająca! Jak ja wtedy zazdrościłem Jakubiakowi, temu...
Poprosiłem, żeby usiadła, przedstawiłem się.
- Kapitan Jakub Kolski, jestem przełożonym szeregowego Jakubiaka, pani narzeczonego.
- Joanna Kostecka, Stefek wiele mi o panu opowiadał.
- Chyba niezbyt pochlebnie, prawda?
- Zaskoczę pana, bo choć niekiedy ponosi surowe konsekwencje swych występków, to uważa pana za sprawiedliwego i dobrego dowódcę!
- Schlebia mi to! Sama pani przyjechała, czy z rodziną?
- Sama, to tylko pół godziny autobusem, nie mamy daleko do jednostki.
- A co to za święto w rodzinie? A tak w ogóle – napije się pani kawy?
- Kawa chętnie. Rodzice mają srebrne gody, szykuje się impreza.
- Rozumiem. - podszedłem do drzwi – Dyżurny! Dwie kawy, migiem!
Kawy rzeczywiście zjawiły się prawie natychmiast; dyżurni doskonale wiedzieli, że jak goszczę kogoś w kancelarii jest to jednoznaczne z koniecznością parzenia kawy. Żołnierz postawił tacę na stole, popatrzył z uznaniem na laseczkę i odmeldował się.
- Możecie odejść, dyżurny. Mam gościa, więc pod żadnym pozorem nie wolno nam przeszkadzać, czy to jest jasne?
- Tak jest! - trzasnął kopytami i wyszedł.
- Cały czas zastanawiam się, czy mogę wypuścić narzeczonego na przepustkę. Jednak on co chwila podpada, ma problemy z dyscypliną.
- Zapewniam pana, panie kapitanie, że odstawię go do koszar w odpowiednim czasie, nie spóźni się.
- Nie znam jednak żadnego argumentu, żebym mógł go wypuścić do domu – cały czas przyglądałem się ślicznotce i czułem już dość wyraźny ruch w spodniach – Mam pytanie „z innej beczki”.
- Tak? - z zaciekawienia aż przechyliła śliczną główkę, co tylko dodało jej uroku.
- Skąd pani wzięła taką ładną kieckę?
- Zna się pan na modzie? Zaskakujące!
- Skądże, nie znam się, tylko podoba mi się ta sukienka - „a szczególnie to, co w niej jest” dodałem sobie w myślach
- Sama ją szyłam – aż pokraśniała z dumy – według szablonów, które znalazłem u mamy.
- Bardzo ładna i fantastycznie na tobie leży, Asiu. Podkreśla twą urodę i figurę - wstałem zza biurko pomału podszedłem do dziewczyny.
- Wracając do tematu naszej rozmowy... To jakie masz argumenty za przepustką dla... Stefanka?
- Może ten pana przekona?
Stałem przed siedzącą dziewczyną wpatrującą się w moje krocze. Wybrzuszenie w spodniach było tak wyraźne, że tylko ślepa by nie zauważyła. Podniosła głowę, popatrzyła chwilkę na mnie, leciutko uśmiechnęła się i już zwinne paluszki wyłuskiwały mego sterczącego już przyjaciela ze spodni. Chwilę przyglądała się temu, co trzyma w dłoniach, znowu uśmiechnęła się i ciągle patrząc mi w oczy nasunęła na chuja swe usteczka. Nawet z kutasem w buzi wyglądała bardzo ładnie, dziewczęco i podniecająco. Obciągała bez wielkiej wprawy, ale za to z zaangażowaniem, widziałem, że się stara. Chwilę trwała tya zabawa, ująłem Asię pod brodę, uniosłam śliczną buzię.
- Pierwszy argument dość skuteczny, ale potrzebuję argument ostateczny...
- No to może... - wstała zaczęła podnosić sukienkę
- Poczekaj, momencik poczekaj.
Schowałem kutasa w spodnie, poprawiłem się, wyszedłem przed kancelarię.
- Podoficer dyżurny, do mnie – ryknąłem.
- Melduję się!
- Szeregowy Jakubiak melduje się w mundurze wyjściowym w kancelarii.
- Ale melduję, że jest w magazynie.
- No to ściągnąć go natychmiast, ma się przebrać i meldować.
- Tak jest!
Wróciłem do kancelarii, tym razem przekręciłem klucz w zamku, podszedłem do dziewczyny.
- To na czym skończyliśmy?
- Na argumencie ostatecznym – objęła mnie i pocałowała w usta.
Czułem smak swego kutasa, usteczka miała miękkie, namiętne, takie ciepłe... Języczek zwinnie wywijał plącząc się z moim. Czułem jej dłonie znowu wyciągające na powietrze ciągle gotowego do akcji penisa. Oderwała się od mych ust, ściągnęła figi, podciągnęła sukienkę, odsłaniając śliczną dupcię, twardą, jędrną i niesamowicie zgrabną. Odwróciła się tyłem do mnie, oparła się rękoma o blat stołu (jak bym widział Martę!), stanęła w rozkroku.
- Taka argumentacja przemawia do ciebie? - nie zwróciłem uwagi na mówienie per „ty”, chciałem ją tylko zerżnąć!
- Jesteśmy na dobrej drodze, zabezpieczasz się jakoś?
Tak, możesz mnie wyruchać w pupę, jestem ciągle dziewicą, wianek muszę zachować do ślubu!
- Lubisz seks w pupę?
- Tylko tak kochamy się ze Stefankiem, z resztą czekamy do ślubu, a to już niedługo...
Nie czekałem dłużej. Naśliniłem mocno palce, posmarowałem ciemną dziurkę i załadowałem. Nie certoliłem się, w...