Rozpoczął się rok akademicki. Studiowałam i pracowałam dla Twardego, który zaakceptował moje priorytety odnośnie edukacji i tak zorganizował mi pracę, abym mogła studiować bez większych przeszkód. W hotelach bywałam już tylko raz w miesiącu, za to stałam się gwiazdą jego prywatnych orgietek z przyjaciółmi i partnerami biznesowymi.
Najbardziej interesował mnie handel międzynarodowy. W komunistycznym świecie wszyscy handlowali i zarabiali „na boku”. W firmie Twardego poznawałam tajniki prowadzenia działalności, zasady księgowości, rozliczeń i mechanizmy negocjacji, ale nie tylko. Spotykałam się z jego zagranicznymi gośćmi z Rosji, Bliskiego Wschodu i Afryki. Dzięki spotkaniom ćwiczyłam obce języki w praktyce i zdobywałam ogładę, co uważałam za przyszłościowe. Marzyłam, że wyjadę z Polski i będę prowadzić interesy za granicą.
Coraz pewniej poruszałam się w środowisku zdominowanym przez mężczyzn. Nauczyłam się, jak wykorzystywać seks do osiągania celów. Bezwzględni kontrahenci często tracili dla mnie głowę. W zamian za możliwość zanurzenia we mnie kutasa, firmy Twardego uzyskiwały korzystniejsze warunki. Lubiłam tę pracę. Miałam do czynienia z silnymi mężczyznami. Byli dominujący i pewni siebie, również w łóżku. Bawiły mnie ich podchody, szczególnie że byłam świadoma, w jaki sposób zwykli traktować dziewczyny za pieniądze. Uwodzili mnie swoistą mieszanką wyrafinowania i nonszalancji, ale kiedy już stałam przed nimi nago, bezwzględnie zaspakajali swoje potrzeby.
Szczególnie zapadł mi w pamięć Ahmed z Algierii. Wysoki i ciemnoskóry, nawet jak na Araba. Starszy, jednak wciąż atrakcyjny. Twardy importował od niego jakieś egzotyczne owoce, suszone daktyle, figi, banany i inne, które były sprzedawane na warszawskich bazarach, przykładowo przy ulicy Polnej.
Pierwszy raz spotkaliśmy się w firmowym biurze. Ahmed zwrócił na mnie uwagę, kiedy podawałam mu kawę. Twardy zwyczajowo przedstawił mnie jako swoją asystentkę, córkę przyjaciół z kulturalno-naukowej elity i uzdolnioną studentkę, co na Ahmedzie zrobiło ogromne wrażenie. Wyszedł z inicjatywą kolacji w Hotelu Victoria. Podczas wieczerzy zachwycał się naszym krajem, polską kuchnią i urodą Polek. Wspominał też walkę o niepodległość Algierii. – Zabijałem żabojadów – opowiadał z dumą, po francusku – aby mój kraj odzyskał wolność. Twardy szybko opuścił hotelową restaurację, zostawiając mnie pod jego opieką. Ahmed wyglądał na zadowolonego takim obrotem spraw. Był szarmancki i starał się mnie oczarować. – Świetnie mówisz po francusku – skomplementował mnie. – Może oprowadzisz mnie po Starówce?
Kiedy wyszliśmy na Krakowskie Przedmieście, szybko zaczęłam marznąć. Był marzec i moje ubranie okazało się nieodpowiednie. Sweterek, spódnica za kolano i czółenka były dobre w lokalu. Trochę trzęsłam się z zimna. – Dziecko, jaka jesteś zmarznięta! – Ahmed chwycił mnie za rękę, jak córkę. – Wracamy, bo musisz się ogrzać! Ucieszyło mnie, że zatroszczył się o moje samopoczucie. Bez oporu dałam się poprowadzić do hotelu, następnie do jego pokoju. Najpierw nacierał mi dłonie. Później uklęknął i ściągnął mi buty. – Masz zimne nogi – stwierdził. – Musisz się tobą zająć, bo jeszcze się rozchorujesz! Wziął mnie na ręce i posadził na łóżku. Objął mnie, ogrzewając swoim ciałem. – Jesteś śliczna – stwierdził. Zaczął mnie delikatnie całować. Otoczona jego opieką poczułam się dużo lepiej. Pozwalałam na pocałunki. Czułam jak jego dłonie zaczynają wędrować po moich ramionach i barkach w kierunku piesi. Westchnęłam z rozkoszy, na co zaczął mi rozpinać guziki od swetra. Udawałam, że się bronię, jednak stanowczo odsunął moje dłonie. Po chwili moje piesi były już nagie. Chwilę wpatrywał się w moje sterczące sutki.
– S'il vous plaît, non – szepnęłam. Wtedy poczułam, jakby z jego twarzy opadła maska. Nastroszone brwi i przyśpieszony oddech zupełnie pozbawiły go dotychczasowej ogłady. Jego twarz wyglądała niemal złowieszczo. Ujął moje sutki palcami i mocno zacisnął. Zdałam sobie sprawę, że jestem mokra. Wyczuł, że byłam gotowa na wszystko. Wsadził mi dłoń między nogi i chwycił za krok rajstop. Silnym ruchem je rozdarł. Nie protestowałam, gdy mnie pchnął, kładąc na plecach.
Bez zbędnej zwłoki przełożył palce pod krokiem majtek. Delikatne koronki puściły, odsłaniając moje gorące krocze. Nie mogłam ukryć, że moje ciało pragnęło dalszego rozwoju wydarzeń. Ahmed nachylił głowę nad moją piersią i przywarł ustami do sutka. Bez ogródek wsadził mi palce w pochwę. Kiedy zaczął nimi rytmicznie poruszać, odruchowo docisnęłam jego głowę do piersi. W odpowiedzi ugryzł mnie mocno. Krzyknęłam z bólu, ale wcale się tym nie przejął. Gryzł mnie, mocno zagłębiając swoje długie palce w mojej rozpalonej pochwie. Czułam ból i rozkosz. Moimi biodrami zaczęły poruszać skurcze orgazmu. Zatraciłam się. Wstał i rozebrał się szybko. Oczywiście, był obrzezany. Rozległa szrama na piersi potwierdzała jego wojskową przeszłość. Przechodziły mnie ciarki. – Chwycił mnie za nogi i założył je sobie na ramiona. Następnie przytknął kutasa do mojej cipki i zaczął wpychać.
Rozchyliłam pośladki, aby ułatwić mu penetrację. Gdy ponownie naparł na mnie członkiem, wpuściłam go bez oporu. Nie leżał na mnie, lecz stał, pochylony nad kanapą. Czułam, jak we mnie wchodzi, głęboko.
Rżnął mnie długo i mocno. Moje krocze pulsowało, znów czułam ból i rozkosz. Kiedy Ahmed zaczął szczytować, wyrwał ze mnie kutasa i zalał spermą mój brzuch. Wciąż leżałam z nogami na jego ramionach, kiedy zgarnął dłonią część nasienia i roztarł po mojej pogryzionej piersi. Poczułam ulgę. Kiedy podniósł dłoń, dostrzegłam, że jego palce zabarwione są na czerwono. Zszedł ze mnie i położył się obok. „W miłosnym szale pogryzł mnie do krwi!” – zrozumiałam. Wstałam i wyszłam do łazienki. Przeraziłam się, kiedy zobaczyłam się w lustrze. Podarta bielizna i rajstopy przywodziła mi myśl o gwałcie. Mój rozpięty, jasny sweterek był poplamiony krwią. Rozebrałam się i zaczęłam doprowadzać do porządku. Kiedy próbowałam zaprać plamy, do łazienki wszedł Ahmed. Był nagi i miał erekcję. Bez zbędnych dyskusji pchnął mnie na lustro… – Muszę zostać do rana – poinformowałam go, kiedy skończył. – Muszę doprowadzić swoją garderobę do porządku. Nie mam w co się ubrać i będę potrzebowała pomocy personelu hotelowego. – Jak sądzisz? – zapytał, rozbawiony. – Czy recepcja powiadomi twojego szefa? Co on powie twoim rodzicom?
Przygotowywałam też raporty dla Krzysztofa, jednak sytuacja w kraju się stabilizowała. Spotkania z grupą NZS stawały się coraz bardziej jałowe. Opozycja poniosła dotkliwe straty i nieliczni działacze, pozostający na wolności, mieli związane ręce. Łatwo udawało się ich nakłonić do bliższych randek, które zwykle zaczynały się od spaceru, a kończyły w łóżku. Zrozumiałam, że mężczyźni nie mają oporów przed powierzaniem tajemnic dziewczynie, którą właśnie zerżnęli. Niestety spotkania te były dla mnie mało ekscytujące. Opozycjoniści byli silniejsi w języku niż przyrodzeniu, języka używali jednak tylko w celach propagandowych. Udawałam orgazmy i pożądanie, co opanowałam w stopniu daleko lepszym niż tylko zadowalającym, dzięki równoległej praktyce u Twardego. Co zrozumiałe, materiały dostarczane Krzysztofowi stawały się coraz bardziej nudne. Krzysztof dostrzegł jednak moje wypalenie i wypożyczał mnie co jakiś czas do zadań specjalnych dla wywiadu i kontrwywiadu. Poznałam tak Paryż, Londyn, Rzym i Mediolan. Rozkładając uda przed zagranicznymi „obiektami inwigilacji” mogłam poczuć się jak prawdziwy szpieg. Tak minęły dwa lata.
Jesienią 1984 roku Krzysztof wezwał mnie do siebie poza standardowym harmonogramem spotkań. – Mam dla ciebie zadanie specjalne – oznajmił. – Liczę, że i tym razem nas nie zawiedziesz. – Co masz dla mnie? – ucieszyłam się, bo zwykle to oznaczało ciekawą przygodę. – Kojarzysz Jana K. z Wrocławia? – zapytał.
– Oczywiście – potwierdziłam. Miałam przed oczami mało atrakcyjnego faceta, dość przeciętnej urody. Mimo wszystko, robił błyskotliwą karierę w opozycji. – Jest w czołówce aktywnych działaczy NZS-u na Dolnym Śląsku – dodałam. – Chcemy – Krzysztof zrobił pauzę – żebyś go uwiodła i wyszła za niego za mąż. – Chyba sobie żartujesz!? – krzyknęłam z niedowierzaniem. – Czas się ustatkować, złotko… – odpowiedział Krzysztof, z nutą ironii. – Mówię poważnie. Będziesz przykładną żoną. – Nie rozumiem – Byłam w szoku. – Dlaczego? – Mamy wobec mecenasa Jana poważne plany – wyjaśnił. – Jest nam potrzebny ktoś, kto będzie przy nim na stałe. „Nie tak to sobie wyobrażałam” – myślałam gorączkowo. – „Ślub bez miłości?” – Co z Twardym? – zapytałam. – Jak pogodzę zadanie z pracą? – Rozmawiałem z nim – Krzysztof wzruszył ramionami. – Był zdziwiony, ale nie dyskutował. Zresztą, Twardy – uśmiechnął się ironicznie, wypowiadając to słowo – nie ma nic w tej sprawie do powiedzenia. Westchnęłam z żalem. – Jaki jest plan? – spytałam. – Jak wiesz, twój przyszły mąż jest adwokatem – powiedział Krzysztof. – Zatrzymamy cię i poprosisz go o obronę. Reszta to już twoja inwencja. Już po paru dniach od aresztu dostałam widzenie z obrońcą. Był skuteczny i szybko zostałam zwolniona, a moją sprawę umorzono. Co było do przewidzenia, młody prawnik okazał się łasy na moje względy, którymi obdarowywałam go z czystej „wdzięczności”. Plan okazał się zadziwiająco efektywny. Po kilku miesiącach byliśmy gotowi na dalszy etap: postanowiliśmy się pobrać. Wszystko działo się machinalnie. Wyjątkowo trudno było mi się odnaleźć w tej sytuacji.
Ślub miał się odbyć w sobotę o godzinie czternastej. – Muszę odwiedzić krawcową – poinformowałam pana młodego rano. W tajemnicy pojechałam do mieszkania kontaktowego, gdzie czekał już na mnie Krzysztof. W łazience przebrałam się w ślubną suknię i założyłam welon. Nie zakładałam majtek. Krzysztof aż zagwizdał, gdy weszłam do pokoju. – Cudowna panna młoda! – zawołał. Uklęknęłam przed nim i rozpięłam mu spodnie. Pieściłam go z uwielbieniem, rozkoszowałam się jego penisem, twardością, rozmiarem. Chciało mi się płakać. Wziął mnie za rękę i kazał wstać. – Jak to zrobimy? – zapytał. – Połóż się – powiedziałam. Gdy się wyciągnął na łóżku, podniosłam do góry suknię i weszłam na niego okrakiem. Poruszając biodrami nadziałam się na jego członek. Krzysztof podniósł się i rozpiął guziki u góry, odsłaniając mi piersi. Ujeżdżałam go, łkając z rozkoszy i żalu. Kiedy doszedł siedziałam na nim jeszcze przez chwilę, czekając aż moje ciało się uspokoi. Wstałam, pozwalając opaść sukni. – Muszę się zbierać – szepnęłam. Wróciłam do łazienki, przebierając się w zwykłą sukienkę. Nie myłam się. Była godzina trzynasta.
Wróciłam taksówką do domu, gdzie się przebrałam i ruszyliśmy do kościoła na ceremonię. Czując spermę Krzysztofa na udach, ślubowałam wierność małżeńską Jankowi.