Spóźniłem się. Autobus odjechał mi tuż sprzed nosa. Na szczęście nie miałem do szkoły jakoś szczególnie daleko więc mogłem przejść się pieszo korzystając przy okazji z pięknej pogody. Przechodząc przez pusty park, przez drzewa miałem widok na pobliską jezdnię. Moją uwagę przykuł jakiś wolno jadący samochód, z uchyloną szybą od strony kierowcy. Odruchowo przymrużyłem oczy, żeby spróbować rozpoznać mężczyznę prowadzącego samochód ale odległość była zbyt duża. Zwolniłem kroku i dostrzegłem jedynie, że ten człowiek niemalże na sto procent patrzy w moją stronę. Chyba się zorientował, że to rozszyfrowałem i ciemna szyba prędko się zasunęła. Kiedy wychodziłem z parku i chciałem przejść na drugą stronę ulicy, zatrzymał się przede mną ten sam czarny volkswagen. Szyba ponownie została opuszczona, tym razem tylko do połowy. Mężczyzna około czterdziestki wyciszył trochę muzykę dobiegającą z radia, by się ze mną przywitać
- Hej młody! Podrzucić cię do szkoły?
- Yyy… Nie, dziękuję. Mam blisko – uśmiechnąłem się i już chciałem ruszyć naprzód, ale facet nie dawał za wygraną.
- Chodziłem z twoim ojcem do zawodówki. Mariusz jestem – puścił mi oko, a ja odruchowo przyjrzałem mu się nieco dokładniej chociaż byłem pewien, że cień padający na jego lewy profil skutecznie oszukuje moją percepcję. Był jednak nieco starszy - łysiejąca głowa najbardziej rzucała się w oczy.
- Kuba – rzuciłem bezwiednie dając mu jednocześnie niewypowiedziane przyzwolenie na podtrzymanie dyskusji.
- Miło cię poznać, Kuba. Jadę akurat do miasta i będę mijał szkołę - Wyciągnął do mnie dłoń przez okno i wtedy zrozumiałem jak potężne są jego owłosione ramiona i bicepsy. Koszulka była tak rozciągnięta, że wyglądała jakby zaraz miała się na nim rozpruć. Podałem mu dłoń, ale ku mojemu zdziwieniu, jego uścisk był bardzo łagodny. – Widzę, że chyba niesiesz ze sobą pół biblioteki w tym małym plecaczku. Wsiadaj, nie będziesz obciążał pleców. Podwiozę cię.
Wychylił się nieco bardziej i wtedy ujrzałem jego szkaradną, delikatnie zarośniętą od kilku dni twarz. Opuchnięta jakby od sterydów twarz pokryta była wieloma bliznami, przez co wyglądał jak oprych który niczym po setkach bijatyk dosłownie przed chwilą uciekł z więzienia. Miał więcej niż 50 lat, na pewno. Przerażał mnie, ale nie potrafiłem znaleźć w sobie żadnych pokładów asertywności by mu odmówić. Zgodziłem się. Kiedy wsiadłem do auta, ruszył niezwłocznie i zapytał ile mam lat.
- Osiemnaście.
Westchnął jakoś dziwnie i poprawił swoją pozycję w fotelu. Co chwilę spoglądał w lusterko, ale nie wiem czy z troski o bezpieczeństwo jazdy, czy tylko po to by na mnie zerkać. Zawstydziłem się mimowolnie i zacząłem uciekać wzrokiem w bok wyglądając za szybę. Zorientowałem się nagle, że minęliśmy moją szkołę.
- Właśnie minął pan moją szko…
- Jesteś bardzo szczupły. Ile masz wzrostu?
Nie bardzo rozumiałem co się dzieje, ale grzecznie odpowiadałem.
- Jakieś 168 cm, może 170… Czy mógłby pan zawrócić? Naprawdę nie chcę się spóźnić. Mam dzisiaj ważny sprawdzian i…
- Ładniutki jesteś, wiesz? Całowałeś się już kiedyś?
- Co? – byłem dosłownie zszokowany kierunkiem jaki nagle obrała ta dyskusja. – Niech mnie pan wysadzi.
Mariusz zaczął coraz szybciej oddychać, sapiąc przy tym jak zmęczone zwierzę. W aucie było bardzo gorąco, a moje nozdrza rozdzierał dobiegający od niego zapach potu. Czułem podświadomie, że jest zdenerwowany tą sytuacją bardziej niż ja. Skręcił w jakieś wiejskie uliczki, których nawet nie znałem i wydawało się, że prowadzą dosłownie donikąd. Na horyzoncie zarysowywał się jakiś niewielki lasek.
- Boisz się? – odezwał się po dłuższej chwili milczenia.
Nie odezwałem się. Byłem niemalże sparaliżowany. Nie wiedziałem co ten człowiek planuje zrobić więc nie mogłem nawet opracować taktyki.
- I dobrze, podnieca mnie to – odpowiedział na moją ciszę.
Kiedy wjechaliśmy do gęstego i ciemnego lasu, zatrzymał samochód. Wyłączył radio i wysiadł, a ja zacząłem obserwować jego dalsze poczynania. Obszedł samochód dookoła, rozejrzał się po okolicy z pięć razy i w końcu otworzył bagażnik. Na kilka sekund straciłem go z oczu, ale słyszałem szelest różnych przedmiotów. Jakby czegoś nerwowo szukał. Chciałem wykorzystać okazję i uciec, ale drzwi były niestety zablokowane. Usłyszał chyba jak szarpię za klamkę więc trzasnął w nerwach bagażnikiem zamknąwszy go z impetem. Niósł coś w ręku i skierował się do tylnych drzwi, by mnie wreszcie wypuścić. Wyszedłem niepewnie, ale on natychmiast złapał mnie od tyłu i przycisnął do ust brudną szmatę (najprawdopodobniej znoszony podkoszulek) nasączoną ewidentnie jakimś podejrzanym płynem. Szarpałem się przez dobre kilka sekund, ale niestety zaraz potem zacząłem tracić przytomność. Zrobiło mi się ciemno przed oczami i… film się gwałtownie urwał.
Nie wiem gdzie byłem, ani ile czasu upłynęło, ale ocknąłem się po środku jakiejś zatęchłej, drewnianej chatki podwieszony za ręce do sufitu, klęcząc jednocześnie na chyboczącym się stoliku. Miałem zakneblowane usta jakimiś śmierdzącymi skarpetami i chciało mi się płakać kiedy nagle po drugiej stronie pomieszczenia dostrzegłem mężczyznę grzebiącego w moim plecaku. To był Mariusz. Zaczął wykładać po kolei wszystkie podręczniki i zeszyty, niektóre z nich nawet przeglądał niechlujnie wertując kartki. Po chwili jednak dobrał się do mojego stroju na w-f – krótkich czarnych spodenek i białej bawełnianej koszulki. Chyba tego właśnie szukał, bo zaczął się w końcu powoli prostować trzymają w ręce moje ubrania na zmianę i przyglądając się im dokładnie. Gdy już stanął na nogi w pełni wyprostowany, zrozumiałem jak potężnym jest mężczyzną. Miał z metr dziewięćdziesiąt, szerokie plecy i niemalże zahaczał czubkiem głowy o sufit. Nosił szare joggery, które dość mocno opinały jego masywne uda, a przy każdym najmniejszym kroku, stara i skrzypiąca drewniana podłoga wydawała się zbliżać do granic swojej wytrzymałości.
- Muszę cię w tym zobaczyć – szepnął z wyraźnym podnieceniem łapiąc się za krocze i ugniatając rosnącego powoli kutasa.
Podszedł do mnie niepokojąco blisko, a ja drżałem coraz bardziej. Pot spływał mu po lekko zarośniętej twarzy. Zbliżył usta do mojej szyi i zaczął się do niej przysysać. Językiem powędrował do mojego ucha, by za chwilę je ślinić i przygryzać sapiąc przy tym z obrzydliwie bezwstydnym podnieceniem.
- Ślicznie pachniesz, dzieciaku. Schrupałbym cię… Mmmm. – Był obleśny, miał twarz jak buldog i im dłużej pieścił moją szyję tym bardziej się ślinił. – I zrobię to – zaśmiał się z dumą i poczuciem absolutnej władzy.
Jego wielkie łapsko powędrowało do moich ud, a ja wzdrygnąłem się odruchowo i jęknąłem głośniej żałując, że nie mogę krzyczeć. Próbowałem się odsuwać, ale nie miałem zbyt dużego zakresu ruchów. Jego to tylko jeszcze bardziej nakręcało. Ścisnął więc przez spodnie mojego niewielkiego penisa, a ja poczułem wzbierające w tych okolicach cieśnienie. Nie chciałem się temu poddać, walczyłem z tym… Mój pierwszy raz nie może tak wyglądać! Nie w taki sposób… Nie z tym podłym człowiekiem.
Pewnym i stanowczym ruchem zaczął rozpinać rozporek moich dżinsów. Zsunął ze mnie spodnie tak szybko, że nawet nie zdążyłem się zorientować. Ściągnął mi skarpetki i zaczął gładzić dłońmi moje gładkie łydki. Przesuwał się coraz wyżej: do ud, do bioder, aż w końcu dotarł do pośladków. Zdarł ze mnie białe bokserki i zaszedł od tyłu. Zastanawiałem się co będzie chciał teraz zrobić, ale zanim zrozumiałem jakie są potencjalne opcje, jego wilgotny i długi język już jeździł po moim rowku. Jęknąłem raz z obrzydzenia i drugi raz, ale już z rozkoszy. Było mi tak bardzo wstyd. Silnymi dłońmi rozdzierał moje małe ale jędrne pośladki, by sięgnąć językiem jak najgłębiej. Czułem, że mam tam nienaturalnie mokro od jego intensywnie wydobywającej się śliny. Kiedy skończył zabawiać się językiem, dał mi srogiego klapsa i zaczął wsuwać palec do mojej nawilżonej porządnie dziurki. Napierał stanowczo, ale z wyczuciem. Odruchowo moja miednica próbowała uciekać do przodu, ale on objął mnie drugą ręką w pasie i przysunął do siebie. Jego środkowy palec wszedł niemalże do samego końca, a mnie ogarnęła fala rozkoszy.
- Mmmm… dawno nie obracałem takiej ciasnej dupci… - szeptał mi do ucha, by za chwilę wsadzić w nie swój długi i sprawny język, a ja z rozkoszy odchylałem głowę do tyłu wprost na jego potężny bark. Czułem się taki całkowicie bezbronny i mały kiedy on stymulował moją prostatę. Zorientował się, że odpływam więc wysunął ze mnie środkowy palec zwinnym ruchem, a ja wróciłem do rzeczywistości.
- Lubisz to suczko, co? – zaśmiał się, a ja zalazłem się rumieńcem.
Kiedy chciał mnie pocałować w policzek, przypomniałem sobie jak bardzo mnie obrzydza i energicznie odwróciłem od niego twarz z grymasem. Nie zirytowało go to, wręcz przeciwnie.
- Nie udawaj – chwycił mnie agresywnie za żuchwę i skierował moją twarz z powrotem w swoją stronę – przecież widzę jak cię to jara, księżniczko. - Obrzucił mnie od góry do dołu pożądliwym wzrokiem i wyciągnął mi z ust starą skarpetę – Nie ruchałem już chyba dwa tygodnie... Mam teraz w sobie tyle spermy, że będę cię tankował całą noc, kruszynko.
Z oczu ciekły mi łzy, ale z odwagą patrzyłem mu prosto w oczy kiedy to mówił.
- Jesteś na to gotowy? Co? – Po chwili namysłu niemrawo pokiwałem głową nie mogąc uwierzyć, że właśnie wyrażam zgodę, a on splunął mi w twarz i zaczęliśmy się namiętnie całować. Wpychał mi swój język tak głęboko, że zacząłem się dławić, ale mimo to strasznie mi się podobało. Jemu również. Mimowolnie zacząłem stękać i pojękiwać, a mój penis był już w pełnym wzwodzie. Mariusz wyczuł moją erekcję i bardzo go to ucieszyło. Zdarł ze mnie bokserki prując je na strzępy i zaczął bawić się moim szesocentymetrowym przyrodzeniem. Ślinił palca i drażnił nim czubek mojego prącia, wytwarzając miedzy nimi wilgotny, rozciągliwy most ze swojej śliny. Żołądź dość szybko zrobił się czerwony, a ja byłem bliski wytrysku. Wtedy klęknął do mojego krocza i szybkimi, kolistymi ruchami języka wokół główki doprowadzał mnie do końca. Ku mojemu zaskoczeniu przerwał w najgorszym możliwym momencie: kiedy myślałem, że już wystrzelę prosto w jego paskudną gębę, on odsunął się spokojnie i zostawił mnie w stanie agonalnej rozkoszy. Błagalnym spojrzeniem prosiłem, by się nade mną w ten sposób nie znęcał, ale jego to wyraźnie bawiło i rajcowało. Wyciągnął ze swojej torby treningowej pasek od spodni i zaczął bić mnie po tyłku. Kilka powtórzeń i obchodził mnie dookoła. Bardzo powoli mierząc mnie wzrokiem od stóp do głów, jakby podziwiał swoją zdobycz. Raz, ale z dużym wyczuciem uderzył paskiem w mój płaski brzuch. Zaskoczyło mnie, jak dużo przyjemności może dać to krótkie pulsujące na ciele echo uderzenia. Kiedy mrowienie na brzuchu ustało, znów dał mi kilka klapsów w pupę, a potem uwolnił mnie z więzów. Pozostając wciąż na stoliku niczym danie z erotycznego menu, przyglądałem się swojemu porywaczowi. Rzucił we mnie moimi strojem na w-f i kazał mi się ubrać. Sam usiadł na starym, zakurzonym krześle i obserwował jak to robię.
- Podejdź – wydał polecenie i tak też zrobiłem.
Niepewnym krokiem podszedłem do Mariusza, a on rozszerzył swoje kolana. Widziałem, że przez spodnie przebija się już jego ogromny kutas spragniony ruchania i wiedziałem, co mnie za chwilę czeka.
- Bliżej – rozkazał, ale groźniejszym tonem. – Teraz klęknij.
Wsadził mi swój kciuk do ust, a ja odruchowo zacząłem go ssać jak niemowlak smoczek. Niecałe dziesięć sekund później, Mariusz drugą ręką wyciągnął gnata ze spodni. Nie był jakoś szczególnie długi, ale za to bardzo masywny, żylasty i do tego obficie owłosiony. Bawił się nim, zsuwając i nasuwając śmierdzący nieco moczem napletek jedną ręką, a drugą wciąż gwałcił moje usta. Nie wiedziałem jak długo jeszcze to potrwa, ale ewidentnie się w ten sposób ze mną droczył. Czuł, że podświadomie chcę już poczuć go w swojej buzi dlatego przeciągał tę chwilę do granic naszych wytrzymałości. W końcu złapał mnie za włosy i nadział moje usta na tego potwora. Przez chwilę musiał poruszać moją głową, ale dość szybko załapałem rytm i zarzucając swoje ręce za głowę w wygodnickiej pozycji, pozwolił bawić mi się własnym tempem. Złapałem go obiema dłońmi i ssałem żołądź. Językiem drażniłem ujście cewki moczowej czując ten delikatnie słony smak podczas, gdy on zaczął wykonywać delikatnie ruchy miednicą. Wytknąłem cały język, a on sam zaczął ocierać się o niego swoim kutasem. Splunął na niego i tym razem z pomocą rąk wsadził mi go najgłębiej jak potrafił. Wstał z krzesła, lekko ugiął nogi i przyciskał moją głowę o wiele mocniej ruchając bez litości. Oczy zalewały mi się łzami. Próbując odepchnąć się rękami od jego ud, dawałem mu sygnał że potrzebuję zaczerpnąć powietrza. Ślina wyciekała mi z ust kaskadami, klejąc się do rąk którymi niestarannie je wycierałem, a on – jakby tego było mało – pluł mi jeszcze w twarz i rozmazywał wszystko po zaczerwienionym od klepania policzku.
Niespodziewanie złapał mnie w pasie i przerzucił przez swoje ramię niosąc do drugiego pokoju, który po przekroczeniu progu okazał się niewielką sypialnią. Łóżko było bardzo stare i nie posłane. Przykryte niezdarnie dużym, ewidentnie zmoczonym i poplamionym spermą kocem sprawiało wrażenie wygodnego. Nie dość, że było tu jeszcze goręcej to wszędzie unosił się smród jego potu, który na swój sposób miał w sobie coś przyciągającego i podniecającego. Rzucił mnie na łóżko jak szmacianą lalkę, zdjął koszulkę i po chwili przygniótł mnie swoim ciałem ponownie wsadzając mi swój język w usta. Całował mnie i obmacywał pieszcząc delikatnie pośladki i biodra. Wciąż miałem na sobie strój od wf-u więc przez lewą nogawkę spodenek wyciągnął mojego sterczącego od dawna fiuta i zaczął go łapczywie ssać. Wytrysnąłem na pościel po niecałej minucie, a on wytarł wszystko w ten stary, uwalony koc. Ściągnął ze mnie spodenki, położył się obok na wznak i obracając moim ciałem jak niewielką sex-zabawką ustawił nas w pozycji „69”. Dobrał się do mojego rowka tak szybko, że z rozkoszy zapomniałem się odwzajemnić. Szybko mi o tym przypomniał przyciskając rękami moją głowę do swojego krocza i znów posuwając energicznie miednicą. Było tak bardzo, bardzo przyjemnie, że z rozkoszą wylizałem mu jego duże, obwisłe i świecące od potu jaja. Głębokość mojego gardła chyba nie do końca jednak go satysfakcjonowała, bo obrócił nas bardzo błyskawicznie tak, że teraz to ja byłem na dole, a on na górze. Zaczął bezlitośnie ruchać mnie w gardło, najpierw powoli próbując wkuć się głębiej niż dotąd, a potem gdy już rozciągnął mi przełyk, przyspieszył ruchy dwukrotnie. Pot spływał po jego mosznie kapiąc mi na twarz, a ja zdumiony tym jak świetnie daję sobie radę złapałem obiema rękami za jego kształtne, owłosione pośladki i robiłem wszystko by go zadowolić. Mariusz ryczał niskim, zwierzęcym tonem przyciskając moje nogi do łóżka. Był chyba bardzo bliski dojścia więc przestał gwałtownie i zszedł ze mnie ocierając pot z czoła.
- Porządna z ciebie suka jak na takiego młodzika – pochwalił mnie, a ja byłem zawstydzony i dumny jednocześnie. – Teraz wyrucham cię w tą słodką cipkę…
Obrócił mnie na brzuch i kazał wypiąć pupę. Rozszerzył mi pośladki najbardziej jak się da i po chwili poczułem coś wilgotnego. Nie była to ślina… Mariusz oddawał mocz na moją dziurkę, a ja nie miałem nic przeciwko. Nie trwało to długo, jego pęcherz nie był chyba nawet w połowie pełny. Wcisnął po chwili we mnie swojego kutasa z niewyobrażalną łatwością, a mi zaparło dech w piersiach. Wciskał się tak mocno, że pod ciężarem jego umięśnionego ciała mimowolnie opuszczałem miednicę i pupę w dół. W końcu się poddałem i opadłem brzuchem płasko na ciepły od moczu koc. Ścisnął mnie za nadgarstki i rozgaszczał się w mojej świeżo rozdziewiczonej dziurce wydając przy tym jęki rozkoszy. Po chwili, gdy twardy bolec mocno uderzał w mój gruczoł prostaty, sam również się zsikałem, ale zajęty ruchaniem Mariusz nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Byłem bliski utraty przytomności, gdy jego gruba pała weszła we mnie chyba po same jądra. Posuwał szybko uderzając swoją miednicą w moje zarumienione i sponiewierane od bicia paskiem pośladki.
- Dochodzę… - gdy szepnął mi do ucha, puścił moje nadgarstki i wsunął swoje dłonie pode mnie by chwycić moje sterczące sutki.
Przyspieszył ruchy i uderzał we mnie coraz mocniej jakby dopiero teraz wstąpił w niego prawdziwy diabeł. Przy orgazmie krzyczał głośno i za chwilę zalewał moją dziurkę ogromnym strumieniem spermy. Czułem nieustające fale ciepła uderzające w moją prostatę… Trafił mi się naprawdę jurny byczek, bo trwało to dosyć długo. Po wszystkim, kiedy wyciekły z niego ostatnie soki, obrócił nas na bok, tak że leżeliśmy w pozycji „na łyżeczkę”, a jego na wpół drętwy wciąż kutas, nadal tkwił w mojej cipce i chyba nie zamierzał jej prędko opuszczać. Zasnęliśmy tak, sklejeni ze sobą naszymi płynami ustrojowymi… potem, śliną i spermą. Niebywałe, że zacząłem tę przygodę jako ofiara porwania, a skończyłem jako zadowolona i pragnąca więcej doznań suczka. Nie zerwę tej znajomości tak prędko i tego jestem już pewien.
19.04.2020 13:48