Część 1.
-Mghmmmmmm....!!!
Większość ludzi już dawno wyszła do domów aby z przyjaciółmi czy rodziną spędzić ostatnie chwile słonecznego dnia. Cały tydzień w Warszawie była fantastyczna słoneczna pogoda. To był sezon na grille i imprezy na powietrzu czy popołudniowe wyjazdy na rowery. Wszyscy chcieli rozkoszować się ciepłem i zaznać kąpieli słonecznej. Tymczasem, jej gabinet na dziewiątym piętrze pogrążony był w ciemnościach. Zasłonięte, drewniane żaluzje szczelnie zatrzymywały promienie zachodzącego słońca. Pamięta jak sama je wybierała. Bardzo zależało jej, aby po zsunięciu blokowały wszelkie przebłyski. Często zostawała w pracy dłużej - a że jej gabinet miał okna skierowane w stronę zachodu, popołudniowe promienie regularnie - szczególnie latem i wiosną - oślepiały ją i zamieniały pracę przed biurkiem w udrękę. Jednocześnie, zamknięte okna skutecznie blokowały hałas z wiecznie zatłoczonej warszawskiej ulicy. Gdy rok temu wprowadziła tutaj swoją agencję reklamową, pierwszą rzeczą do wymiany były właśnie okna. Nie znosiła odgłosów ulicy podczas pracy - rozpraszało to ją a ona potrzebowała zupełnego skupienia i ciszy gdy wymyślała nowe kampanie. Przez długie miesiące była dumna i szczęśliwa z tych - oraz innych - zmian w swoim gabinecie. Czuła się w nim bardzo dobrze, budowało jej statut i podsycało jej ego. Jej feministyczna część szczególnie była dumna z faktu, że ten gabinet był jakby ucieleśnieniem całej jej ciężkiej pracy nad własnym biznesem - który teraz odnosił niemałe sukcesy. Teraz jednak, gdyby tylko mogła cofnąć czas, nie wykonywałaby żadnych remontów. Czemu, czemu uparła się na te wymiany? Gdyby zostawiła stare okna i dziurawe zasłony, być może, ktoś, jakimś cudem, by ją zobaczył.
-Mghmgmgmmmmmm ... !!!
Tymczasem, zasłonięte żaluzje broniły nie tylko światło przed wejście do gabinetu Ani. Równie skutecznie blokowały możliwość podpatrzenia, jakie to tajemnice skrywa w sobie ten zamknięty na klucz pokój. Gdyby ktoś mógł w tym momencie spojrzeć przez szparki między żaluzjami, zobaczyłby nowoczesny i pięknie wystrojony w czerni i bieli gabinet. Jednak to co najbardziej przykułoby uwagę, byłoby wielkie drewniane biurko. Na nim z kolei, leżała na boku pół naga blondynka, która wiła się szalenie niczym wąż na pustyni.
Ania czuła jak jej serce bije szybko. Miała na sobie tylko czarne figlarne majteczki, równie czarne do zestawu pończochy oraz (też do zestawu) czarne, wysokie szpilki. Cisza w jej gabinecie - przerywana jej własnymi jękami - tylko potęgowała przeczucie o silnych uderzeniach własnego serca. Przewróciła się z boku na brzuch odsłaniając skomplikowaną kompozycję białych sznurów, które ciasno trzymały jej ręce za plecami. Ktokolwiek zniewolił ją, odwalił kawał dobrej roboty i bardzo chciał mieć pewność, że skrępowana dziewczyna nie będzie mogła ruszyć się z miejsca.
Nadgarstki Ani były spętane ze sobą ciasno białym sznurem - dłonie miała skierowane do siebie. Wyżej jej łokcie również były ciasno ze sobą związane w ten sam sposób. Między nadgarstkami a łokciami, kolejny zestaw białych sznurów oplatał jej brzuch i ręce, przyciskając je silnie do pleców. W podobny sposób przywiązane zostały jej ręce na wysokości piersi.
Jej nogi były również związane. Białe sznury krępowały razem jej kostki, oraz przyciskały jej kolana do siebie tuż pod oraz nad nimi. Całość wieńczył ostatni sznur - który łączył jej nadgarstki z kostkami. Sznur był na tyle krótki, że wymagał on od dziewczyny ułożenie w pozycji łuku i napinał jej kręgosłup w tył. W efekcie wymuszał na dziewczynie ułożenie w pozycji hog-tied. Ania rozpaczliwie strzelała placami i nadgarstkami w każdym kierunku. Składała dłonie razem, napinała je i ocierała. Wreszcie w zupełnym chaosie i desperacji miotała nimi bez składu ale nie była wstanie wysunąć ich spod sznurów. Nagle przestała walczyć z więzami w ten sposób. Zamiast tego wygięła się bardziej w tył i po omacku szukała supła, którym przywiązany został sznur łączący jej nadgarstki z kostkami. Gdyby chociaż to jej się udało rozplątać ... pozycja hog-tied była bardzo nie wygodna i szybko ją męczyła. Nie mogła jednak znaleźć tego przeklętego supła!
-Mghmmmmmmm ....!!!
Wydała z siebie krzyk złości i rozpaczy. Jednak ten - tak jak i wszystkie poprzednie - tłumiony był przez czerwonego ball-gaga, który szczelnie wypełniał buzię. Jej równie czerwone co kulka wargi ciasno ściskały nieproszonego intruza. Już po krótkiej chwili, leżenie na brzuchu zaczynało się robić coraz bardziej nieznośne. Natura obdarzyła ją pięknymi i jędrnymi piersiami. Teraz jednak były gniecione pod jej własnym ciężarem a sutki szurały nieprzyjemnie po drewnianej i zimnej powierzchni irytując ją i lekko podniecając. Zaprzestała walki z więzami i zaczęła się kołysać to w lewo to w prawo. Wydała z siebie jęk, napięła mocno mięśnie i udało jej się przewrócić na lewy boku. Odsłoniła w ten sposób swoje piękne nagie piersi i poczuła natychmiastową ulgę. Były one również obwiązane białym sznurem. Sprawiał on, że ciężej jej się oddychało. Każdorazowe, większe nabranie powietrza powodowało ucisk sznurów na jej ciało - czuła jak wbijają się w jej delikatną skórę. Jej sutki były twarde i sterczące zdradzając silne (i niechciane) podniecenie. Ania zamknęła oczy, wygięła szyję i starała się przełknąć całą ślinę, która magazynowała się w jej buzi. Niestety i tak popłynęła ona cienkim strumykiem z krawędzi jej ust. Odetchnęła na moment robiąc sobie przerwę w swojej beznadziejnej walce i spojrzała w bok.
To co zobaczyła wywołało u niej atak paniki. Pośród ogólnego chaosu rzeczy - długopisów, ołówków, dokumentów i innych - tuż przed jej główką leżał przedmiot, który był jedynym źródłem światła - jej własny iPhone. Był jednak dla niej teraz bardziej katem niż potencjalnym wybawcą. Pomijając fakt, że w obecnym stanie, najpewniej nie udałoby się jej ani odebrać telefonu, ani zadzwonić ani tym bardziej porozumieć, smartfon technicznie nie mógł przeprowadzać żadnych połączeń. Jej oprawca, przed wyjściem z pokoju, wyciągnął z niego jej kartę sim! Jednak tuż przed tym jak zakluczył od zewnątrz jej gabinet zostawiając ją samą związana na biurku, wyświetlił on na jej telefonie stoper, który odliczał czas. Na odchodne powiedział, że wróci niedługo i daje jej 10 minut na ucieczkę. W ten sposób zamienił jej ulubiony gadżet, jej nieodłącznego towarzysza każdego dnia, jej notatnika, w psychologiczną bombę z tykającym zegarem. Obserwowanie szybko uciekających sekund na telefonie przyprawiało ją o dreszcze i nie pozwalało się skupić na zadaniu jakim było rozplątanie się. Czuła się jak te bohaterki z filmów akcji, które związane patrzą bezradnie na tykająca bombę, która miałaby zakończyć ich życie. Jej sytuacja różniła sie jednak tym, że nie było bomby - za to był człowiek, który ją zniewolił. Ponadto różnica polegała na tym, że w przeciwieństwie do bohaterek filmów nie miała co liczyć na super bohatera czy innego wybawcę, który w ostatniej chwili mógłby ją ocalić. To nie jest wyimaginowany Nowy Jork. To jest Warszawa i to się dzieje naprawdę.
Tymczasem, minęły już prawie trzy minuty od czasu gdy jej porywacz zamknął za sobą drzwi! Cenne 180 sekund życia - być może najcenniejsze - przeleciało jej między palcami jak ulotny moment a ona nie jest ani trochę bliżej uwolnienia się! Za kolejne siedem minut, On tu wróci a ona jak była unieruchomiona tak nadal jest. I będzie mógł z nią zrobić co zechce i jak długo zechce. Przynajmniej przez najbliższe dwa dni! Popatrzyła odruchowo na drzwi od swojego gabinetu a potem na zasłonięte okna. Nikt nie zobaczy ani jej nie usłyszy - nie ważne jak bardzo by się rzucała czy krzyczała. Również nikt dzisiejszego wieczoru nie będzie zaglądał do biura - najwcześniej jej agencja marketingowa będzie otwarta w poniedziałek rano. To oznacza, że albo jakimś cudem uda jej się samej uwolnić albo będzie zdana na łaskę i nie łaskę swojego oprawcy. Co On może jej zrobić? Do czego może się posunąć? Czy może ją ... Potrząsnęła głową i odrzuciła od siebie tą myśl. Czuła jak takie wyobrażenia zamiast pomagać jej w zadaniu, sprawiają, że czuje się jeszcze bardziej bezsilna ... i podniecona.
Warknęła pod nosem, nie akceptując tego stanu umysłu, szarpnęła się i wróciła do walki.
***KILKA GODZIN WCZEŚNIEJ***
-Chyba żartujesz!
Wyższy z mężczyzn stał i opierał się łokciem o bark siedzącego Azjaty przed komputerem. W drugiej ręce trzymał kubek z kawą. Obaj byli ubrani oficjalnie - czarne spodnie oraz biała koszula. W przypadku siedzącego przed komputerem Azjatą dodatkowo luźno założony krawat.
-A jednak... - stwierdził Chińczyk poprawiając okulary na nosie - ...wychodzi na to, że nasza Margaret Thatcher rozkurwiła system po raz kolejny - Jakby chcąc potwierdzić swoje słowa wskazał palcem na ekran monitora. Na komputerze wyświetlana była notka prasowa sprzed dwóch dni. Na niej ukazane było zdjęcie grupki ludzi jakby na jakiś targach firmowych. Na środku zdjęcia stała ubrana w czarną sukienkę blondynka, która odbierała dyplom wygranej oraz bukiet kwiatów. Promieniała uśmiechem, ciepłem i energią. Dookoła ludzie klaskali i kiwali z uznaniem głową.
-Zwycięstwo w europejskich targach reklamy. Zespół kierowany przez Anne Kozłowską wygrywa prestiżowy paryski konkurs ...bla bla bla ... Nieźle. - wyższy z mężczyzn przerwał swój własny słowotok i siorbną siarczyście z kubka. - Na tym zdjęciu nasza Żelazna Dama wygląda jakby była człowiekiem. Znaczy wydaje się że ma emocje.
-Pewnie uruchamia sobie odpowiednie oprogramowanie w ramach zaistniałej sytuacji. - odpowiedział siedzący Azjata. Jak zwykle jego cięte riposty pozostawiały jeszcze wiele do życzenia.
-Wam się naprawdę nudzi - rozległ się głos z przeciwnego biurka do tego, który zajmowany był przez Chińczyka. Znad komputera wyrosła główką czarnowłosej kobiety, która patrzyła z wyrzutem na swoim kolegów. Byłą ubrana w podobny sposób co oni - miała na sobie czarną spódnicę oraz biała koszulę i czarny krawat.
-Kaju, źle do tego podchodzisz. - wyższy z facetów wyprostował się i spojrzał wprost na koleżankę z pracy - My tylko chcemy poznać naszą mocodawczynię lepiej. Wiesz aby lepiej móc z nią współpracować...
-Aha. I osiągniecie to szpiegując ją w Internecie. Zupełnie jak wtedy, gdy chcieliście włamać się do jej prywatnej poczty?
-Nie chcieliśmy się włamać do jej poczty, tylko testowaliśmy jej zabezpieczenia - poprawił Azjata.
-Jasne... - odpowiedziała czarnowłosa i wróciła do swoich spraw.
-Nie masz czym się przejmować Kaju - powiedział z rozbrajającym uśmiechem wyższy z mężczyzn- Żelazna dobrze blokuje swoje foldery, komputer, hasła i wszytko. Niemożliwe abyśmy cokolwiek ciekawego o niej znaleźli...
-To prawda... ale nie do końca wyczyściła wszystkie informacje o sobie z sieci. No przynajmniej nie z sieci biurowej - zauważył Chińczyk.
-Czyli masz coś o niej jeszcze ...? - oczy wyższego mężczyzny zaświeciły.
- Włamałem się na jej serwer służbowy wczoraj.
-Dałeś radę? Czy to w ogóle możliwe?
-Oczywiście. W końcu jestem Azjatą. - dodał dumnie.
Kaja przewróciła oczami i wróciła do swojego komputera. Wyższy facet ponownie nachylił się nad Azjatą i wpatrywał się z wypiekami w ekran. W tym czasie, chińczyk przeskakiwał między firmowymi folderami. W końcu wszedł do ogólnego folderu z plikami i znalazł osobny o tytule: "Ania - prywatne".
W tym momencie Azjata przerwał, strzelił palcami jak pianista i powiedział:
- A teraz mój drogi przyjacielu, ujrzysz rzeczy, które nie śniły sie filozofom.
Wpisał kod i nacisnął enter.
***CIĄG DALSZY NASTĄPI***