Erotische Geschichten :: Rafał na Mazurach cz.1

… WSTĘP …

Stałem na progu swojego domku i mrużąc oczy patrzyłem na wysiadające z autobusu towarzystwo. Zakląłem pod nosem szpetnie.

Pieprzony Wojtun! Niby kumpel, a taka szuja!

Półtora tygodnia temu zadzwonił, że ma dla nas fuchę na wakacje. Właśnie skończyłem kolejny rok studiów na AWF-ie i został mi tylko jeden. Miałem spore zapotrzebowanie na gotówkę. Wojtun zadzwonił parę dni po naszej pożegnalnej imprezie na zakończenie roku i dumny jak paw oznajmił, że ma dla mnie wymarzoną robotę. Ratownik w ośrodku wypoczynkowym na Mazurach. Rzeczywiście, mogłoby się wydawać, że wszystko jest ok., bo tak się złożyło, że posiadam stosowne uprawnienia , ale nie byłem z początku przekonany do tej propozycji.

Dlaczego?

Z prozaicznego powodu. Ratownik pracuje przeważnie w miejscach, gdzie nie brak mocno roznegliżowanych panien, a wakacje dodatkowo sprzyjają różnym ekscesom. Co to za problem dla takiego młodego faceta jak ja? Taki, że byłem właśnie świeżo, po zakończeniu dwóch związków, które ciągnąłem w jednym czasie i niezbyt miałem ochotę na towarzystwo dziewczyn. Tak właśnie. Mam przypadłość, choć niektórzy nazywają to darem, że dziewczynom ciężko się mi oprzeć. Nie to, żebym był jakimś modelem, ale uprawianie sportów uczyniło moją sylwetkę dosyć miłą dla oka. Gębę też mam nienajgorszą. Jak to mówi moja siostra – ciekawą. No i ten dziwny dar, w sumie nie mam problemów z podrywaniem dziewczyn. Na teraz miałem jednak chwilowo dość.Liczyłem na spokojną fuchę, bez żadnych przygód. Robię co swoje, inkasuję kasę, a potem ewentualnie pomyślę o wyjeździe i zaszaleję.

Wojtun mnie uspokoił. Przez ten miesiąc, gdy mieliśmy być chłopakami ze słonecznego patrolu, w ośrodku będą tylko jakieś dzieciaki z podstawówki, a potem przez tydzień jacyś emeryci. To zmieniało postać rzeczy. Tak jak chciałem, Prosta robota, niewielki wysiłek, kasa, a potem mogę mieć swoje wakacje. Zgodziłem się.

… 1 …

Stałem i patrzyłem jak z autobusu wychodzą ostatnie już osoby. Co ciekawe, nie były to dzieciaki z podstawówki, tylko kilkanaście dziewczyn, w wieku – tak, na moje oko – około dziewiętnastu, może dwudziestu lat. Jedna w drugą! Masakra!Wojtun! Zabiję cię skurczybyku, jak tylko nawiniesz się w moje ręce!

Nie zrobiłem tego, ale miałem szczerą chęć pacnąć go w japę, gdy tak stał przede mną ubawiony do łez.

- Podupadłeś po tych dwóch historiach, Rafi – oznajmił śmiejąc się do rozpuku. – Musisz się rozkręcić, wejść w swoje naturalne tory.

- Pieprz się mądralo! – tyle tylko potrafiłem mu odpowiedzieć. Udając

obrażonego poszedłem do swojego pokoju czytać książkę.

Godzinę później nakryła mnie na tym zajęciu jedna z opiekunek przyjezdnej grupy. Mogła mieć ze trzydzieści lat, na pewno niewiele więcej. Także wesołą, pogodną twarz, blond fryzurę w niedbały kok i ujmujący uśmiech, czego nie omieszkałem zapisać jej w myślach na plus. W krótkich - takich do kolan – legginsach, doskonale było widać jej zgrabną figurę. Żałowałem, że t-shirt miała luźny, bo mógłbym tez ocenić resztę jej figury. Założyłem jednak, że tam również prezentuje się świetnie.

- Jestem Marta – wyciągnęła dłoń na przywitanie. – Słyszałam, że jesteś naszym ratownikiem.

- Tak, zgadza się. Razem z kolegą – kiwnąłem głową w stronę drzwi pokoju Wojtuna. – Ja jestem Rafał.

- Fajnie. Miło mi – uśmiechnęła się do mnie. Na policzkach pojawiły się jej niewielkie dołeczki. – Nasz grupa to zespół taneczny. Mamy tu dziewczyny w wieku osiemnaście, dziewiętnaście lat, które potem ewentualnie zasilą swoimi talentami nasze dwa sztandarowe zespoły. Ja i jeszcze dwie moje koleżanki jesteśmy opiekunkami zespołu. Chciałam się przywitać i zaprosić was, to znaczy ciebie i kolegę na wieczorne ognisko. Będzie okazja bliżej się poznać. Co ty na to?

- Jasne. Będzie nam miło – odparłem, starając się nie taksować spojrzeniem jej zgrabnej figury. – Za godzinę powinien też dojechać jeszcze jeden ratownik, więc…

- Oczywiście! Niech też przyjdzie – Marta weszła mi w słowo. – Do wieczora.!

- Ok., na razie.

Super. Już na starcie miałem złe przeczucia. Może jednak ubiję tego parszywca Wojtuna

…..

Zanim nastał czas wieczornego ogniska, okazało się, że to nie koniec niespodzianek. Trzy kwadranse po tym jak wyszła Marta, usłyszałem pukanie do drzwi naszego domku.

- Wojtun teraz twoja kolej witać gości! – rzuciłem w stronę pokoju kumpla, wciąż na niego wkurzony. Odpowiedziała mi cisza. Pewnie go nie było.

Otworzyłem drzwi i zobaczyłem w nich dziewczynę zbliżoną do mnie wiekiem. Nie byle jaką dziewczynę. Niewysoka, ale zgrabna tak jak lubię. Ani przesadnie szczupła, ani za gruba. Świetne biodra i tyłek, super nogi i zdecydowanie świetny biust. Wolę, gdy dziewczyna ma czym oddychać, a ta stanowczo miała. Nie żeby od razu jakieś ogromne rozmiary, ale mojej dłoni na pewno było za mało, żeby ogarnąć jeden z tych skarbów. Co więcej, dziewczyna była też ładna. Patrząc na nią, przychodziło mi do głowy określenie - kumpela. Może z powodu krótkich włosów, równo przyciętych na karku, i uśmieszku jakim skwitowała mu widok.

- Cześć – przywitała się krótko.

- Cześć, jesteś kolejną opiekunką grupy? – zapytałem domyślnie.

- Grupy!? Coś ty! – prychnęła wchodząc do środka. – Jestem ratownikiem.

- Poważnie!? – z lekka mnie zatkało.

- Najzupełniej. Ty też tu jesteś jako ratownik?

- Tak, ale…

- Też jestem lekko zaskoczona, bo miała być babska ekipa – oznajmiła szczerze. – Dogadamy się chyba jednak, co?

- Jasne.

- No to w porządku – uśmiechnęła się pod nosem, po swojemu. Kpiarsko. – A ten trzeci ratownik to…

- Też facet, mój kolega, Wojtek – podpowiedziałem.

- A ty jak masz na imię?

- Rafał.

- Anka.

- Wygląda na to, że przez najbliższy miesiąc pracujemy i mieszkamy razem – oznajmiłem.

- No, nieźle – skwitowała i ruszyła na rozpoznanie domku.

Już po kwadransie przeprowadzałem się do innego pokoju, bo mój z racji tego, że był bardziej odosobniony zajęła ona. Miałam niejasne przeczucia, że w temacie relacji damsko-męskich nie zaznam tu spokoju.

Jasna cholera!

…..

Szybko się miałem o tym przekonać.

Wieczorem cała ratownicza brać czyli ja, Wojtun i Anka poszliśmy zapoznawać się przy ognisku z tancerkami. Było miło, a moje złe przeczucia pogłębiały się, gdy widziałem maślane spojrzenia niektórych panien. Co będzie potem, gdy już teraz niektóre patrzą na mnie jak na zdobycz. Odważniejsze szybko nawiązywały kontakt, większość się przedstawiła, ale na pierwszy wieczór było tego za dużo. Poza dwoma pozostałymi opiekunkami nie zapamiętałem żadnych imion.

Oprócz Marty tą roztańczoną grupą zajmowała się też Aśka i Justyna. Taniec wyraźnie dobrze robił na figurę, bo obydwie były równie zgrabne, tak samo zresztą jak ich podopieczne. Aśka była jednak zbliżona wiekiem do Marty, a Justyna bardziej do mnie.Starsza z nich podobnie jak Marta była blondynką, jednak jej włosy, choć krótsze przypominały mierzwę kręconych loków. Niesforne pojedyncze kosmyki opadały jej co chwila na czoło, wyłaziły na policzki, przez co musiała je często odgarniać. Najniższa z trzech opiekunek, miała zarazem najpełniejszy biust i najszersze biodra.

Justyna przy niej prezentowała się drobno, bo była najszczuplejsza. Pod koszulką rysował się mały biust, takie dwa kuliste kształty, które można objąć dłońmi. Czarne, proste włosy miała bardzo długie i uczesane w wysoki kucyk.

Wszystkie trzy dogadywały się świetnie i doskonale czuły w swoim towarzystwie. Równie szybko dogadały się z Anką i we cztery nadawały ton zabawie.Nikt nie miał ochoty ogłosić końca zabawy, ale ostatecznie koło drugiej w nocy większość zaczęła zdradzać oznaki zmęczenia. Małymi grupkami lub pojedynczo, kolejne dziewczyny opuszczały towarzystwo.

Wojtek nigdy nie przejmował się takim duperelami, jak sam to nazywał, i poszedł wcześniej. Ja postanowiłem zostać do końca, jakiś facet powinien zająć się wygaszeniem ogniska i dopilnowaniem by wszystko było w porządku.Zadowolony, że nie musiałem odganiać od siebie napalonych dziewczyn, dogasiłem ogień, zalałem wodą i przysypałem piachem. Obszedłem wokół plac na którym się bawiliśmy i starałem się uprzątnąć go z największych śladów zabawy. Nie czułem się śpiący. Byłem dziwnie podekscytowany, zapewne przez to nowe doświadczenie, które mnie czekało.

Poszedłem nad jezioro. Siedziałem nad brzegiem, tracąc rachubę czasu i wsłuchując się w nocne odgłosy płynące z otaczającego mnie lasu i szuwarów. Oprzytomniałem dopiero wtedy, gdy poczułem chłód. Chcąc szybciej znaleźć się w naszej chacie, skręciłem w las, by skorzystać ze skrótu, jakim była wąska ścieżka. Uszedłem może z dziesięć kroków, gdy doleciał mnie cichy głos:

- Rafał, poczekaj!

Wydawało mi się, że rozpoznaje ten głos. Nie myliłem się, Po chwili na ścieżce pojawiła się Marta. Stanęła przede mną i przez chwilę milczeliśmy, obserwując się nawzajem. Wiedziałem, że to ten moment. Przeliczyłem się. Nie będzie spokojnych wakacji, z dala od napalonych dziewcząt.

- Powiedz mi! Nie czujesz się trochę wyróżniony? – spytała Marta.

- Ja? Dlaczego?

- Bycie ratownikiem w takim miejscu, to chyba wyróżnienie, prawda? – ciągnęła dalej. – Tyle młodych dziewczyn plus my opiekunki, a teraz jeszcze Ania…

- Marta, ja nie jestem taki…

- Przestań! Jak tylko cię zobaczyłam, widziałam, że jesteś z tych, co to się od dziewczyn opędzić nie mogą – stwierdziła, przerywając mi tłumaczenia.

- To nie tak…

- Jasne! Myślę, że to będą ciekawe trzy tygodnie, bardzo ciekawe – nie dała mi dokończyć. – Powinnam być odpowiedzialna i pogrozić ci palcem, abyś nie bałamucił dziewczyn, ale…

- Ale…?

- Są dorosłe, młode, ale pełnoletnie – stwierdziła wzruszając ramionami.

- To trochę cyniczne.

- Może i tak – uśmiechnęła się, eksponując swoje urocze dołeczki w policzkach. – Do tego zamiast ogłaszać alarm z powodu przystojnego ratownika, wolę być pierwsza.

- Pierwsza? W czym?

- Jako twoja zdobycz – dwa kroki i była przy mnie.

Mogłem odepchnąć ją, odskoczyć, ale nie zrobiłem tego. Jak mówiłem, mam z tym problem, dziewczyny mnie lubią, a ja niezbyt potrafię się przed tym bronić. A może nie chcę? Skutek jest ten sam.

Marta pocałowała mnie. Nie krótko, nieśmiało, ale namiętnie i zachłannie. Ciepłe wargi wtuliły się w moje. Poczułem nisko jej dłonie. Drżącymi palcami rozpinała mi spodnie. To był moment, gdy jeszcze mogłem zareagować i bronić się przed tym co miało nastąpić. Był, ale minął. Kątem oka zauważyłem leżący pień i popchnąłem Martę w jego stronę. Całowaliśmy się jak w amoku. Pomogłem jej trochę i moje dżinsy opadły na leśne poszycie. Uniosłem jej koszulkę do góry i zadowolony ujrzałem nagie piersi. Nie myliłem się, były świetne. Niezbyt duże, ale jędrne i sterczące. Chciała mnie tu spotkać i celowo nie założyła biustonosza.

Zagarnąłem te dwa skarby, z zadowoleniem przekonując się o ich sprężystości. Westchnęła cicho. Uświadomiłem sobie, że może mieć męża, może też dzieci, choć przy takich cyckach to drugie było mało prawdopodobne. Nie obchodziło mnie to jednak. Z zapałem zacząłem pieścić piersi, czując jak drobne sutki twardnieją mi pod palcami. Pocierałem je, ssałem i przygryzałem delikatnie. Usłyszałem nad głową ciche mruknięcie.

- Czułam, że jesteś w tym dobry.

Komplement podziałał na mnie mobilizująco. Był środek nocy, Marta tez miała na sobie dżinsy. Poradziłem sobie jednak z nimi szybko. I znów miłe zaskoczenia. Nie włożyła majtek. W ciemnościach blado zamajaczyło jej wygolone łono, z niewielkim pakiem włosków. Była nieźle podniecona. Gdy ją tam dotknąłem poczułem wilgotną lepkość. Wciąż pieszcząc językiem nabrzmiałe piersi, zacząłem drażnić palcami wargi sromowe, nie szczędząc też pieszczot łechtaczce. Marta odleciała. Słyszałem jej urywane pojękiwania. Ciało opiekunki drżało, biodra targane rozkoszą szarpały się pod wpływem mojego dotyku. Gdy uniosłem na chwilę głowę, ujrzałem gorejące w ciemności oczy Marty i rozwarte usta, które oblizywała nieświadomie z podniecenia.

Obawiałem się, że podniecenie sprawi, że zapomni o mnie, ale niepotrzebnie. Jeszcze chwilę pozwoliła mi na pieszczenie siebie, a potem odsunęła mnie od siebie. Rozsiadła się wygodnie, szeroko rozstawiając nogi. Żałowałem, że otacza nas noc, bo mógłbym podziwiać jej cipkę w pełnej okazałości. W duchu postanowiłem, że nadrobię tą stratę. Teraz jednak nie było czasu na użalanie się nad sobą, Głupio by nawet było, bo Marta zaprosiła mnie między swoje nogi. Zająłem więc tą strategiczną pozycję, czując co się święci. Krew zaczęła mi szybciej krążyć, gdy wyciągnęła ze slipek mojego kutasa. Nie zawiódł mnie. Sterczał dumnie czekając co zrobi z nim moja leśna kochanka.

Wiedziała o co w tym chodzi. Najpierw powoli, leniwie pieściła pokryty cienki węzłami żył trzon, by stopniowo zwiększać tempo. Gdy pojawiła się sino czerwona żołądź, Marta wciąż nie przestając pieścić mnie ręką, wsunęła czubek kutasa do ust. Było mi cholernie dobrze. Na ile pozwoliło mi na to podniecenie, nieskładnie pomyślałem, że mam w dupie swoje przeszłe problemy. Olać to, że otacza mnie tabun dziewczyn i niektóre z nich mogę mieć chęć na to samo, co teraz wyczyniam z Martą. Trzeba brać to dał mi los, korzystając z takiej możliwość ile wlezie.

Dalej moje myśli rozpłynęły się całkiem, z powodu ust Marty, które pochłonęły prawie całego mojego fiuta. Przytrzymałem jej głowę, z zadowoleniem przyjmując, że zupełnie jej to nie przeszkadzało. Nie broniła się, wiedząc przecież doskonale, co chcę uczynić. Wepchnąłem powoli kutasa w jej usta, zatrzymując się dopiero wtedy, gdy wyraźnie zaczęła się krztusić. Powtórzyłem ten manewr kilka razy, a potem po prostu zacząłem posuwać ją w usta. Byłem tak podniecony, że rozkosz niemal rozsadzała mi głowę. Nie chciałem kończyć w ten sposób, więc przerwałem tą przyjemność.

Od razu wiedziała o co chodzi. Też tego chciała. Po to tu przyszła.

- To niezbyt korzystne warunki – stwierdziła dysząc i rozglądając się w ciemności. –

Rzeczywiście, gdy pomyślałem o tych wszystkich szyszkach, patykach, a także żyjątkach, które nocą pomiędzy nimi przemykają zrobiło mi się nieswojo. Jednak chciałem dokończyć dzieła za wszelką cenę.

- Będziesz musiał mnie zerżnąć od tyłu – stwierdziła rozbrajająco Marta. – Masz coś przeciwko temu?

Niepotrzebne pytanie. Nie miałem ani trochę.

Marta podeszła do najbliższego drzewa. Oparła się o pień, jednocześnie wypinając swój tyłek. Podszedłem bliżej i przytrzymując kutasa, naprowadziłem go tam, gdzie sądziłem, że odnajdę cipkę. Było ciemno, więc po niewielkiej poprawce poczułem wilgotną miękkość. Pchnąłem silnie i zapadłem w szparkę Marty. Była tak mokra, że od razu niemal cały. Jęknęła głucho i zaprała mocniej, przeczuwając, że zacznie się ostra jazda.

Nie chciałem jej zawieść. Pieprzyłem ją zapominając, że otacza nas głucha, nocna cisza. Stękałem głucho, przy każdym kolejnym pchnięciu, a ona wtórowała mi jeszcze głośniejszymi jękami. Jeśli ktoś jeszcze o tej barbarzyńskiej porze nie spał, nieźle się nasłuchał. Miałem to gdzieś. Liczyło się tylko to leśne ruchanie. Marta doszła pierwsza. Biodra zaczęły podrygiwać jej nienaturalnie, a zaraz potem znieruchomiała, wydając przy tym z gardła dzikie jęki. Szczytowała, ale ja nie przerwałem swojej roboty nawet, gdy poczułem, że się rozluźniła. Pieprzyłem ją wciąż w tym samym tempie, więc pojękując czekała na mój finał.

Jak wspominałem, znała się na rzeczy. Wiedziała kiedy mi przerwać. Sięgnęła dłonią między nogi i przytrzymała mi fiuta. Zacisnęła palce na jądrach i wstrzymała moją erekcję. Dyszałem ciężko, chciałem się uwolnić od pulsującej we mnie spermy.

- Proszę – jęknąłem błagalnie.

Odwróciła się sprytnie i dopiero wtedy puściła kutasa. Nagromadzone nasienie z wielką siłą wystrzeliło w stronę Marty, znacząc perlistymi strużkami łono, brzuch i uda opiekunki.

- O kurwa – wyrwało jej się po chwili. Oparta o pień drzewa, nie miała siły się poruszyć.

Zaśmiałem się na ten komentarz.

- Warto było poczekać ta godzinkę, zamiast iść spać – dodała po chwili, szukając w ciemności swoich ciuchów.

Gdy już się ogarnęliśmy, odprowadziłem ją na brzeg lasu, aby nie szła przez niego sama. Z mojego skrótu nic nie wyszło, ale czując to przyjemnie mrowienie w lędźwiach, wiedziałem, że to mała cena, za taki nocny numerek w lesie.

Gdy się rozstawaliśmy Marta cmoknęła mnie w policzek i szepnęła:

- Oczywiście zdajesz sobie sprawę, że to nie był nasze ostatnie bzykanko?

Uśmiechnąłem się i odparłem:

- Byłbym zawiedziony, gdyby tak miało być.

- Super – podsumowała. – Byłeś boski.

Chciałem jej powiedzieć to samo, ale nie zdążyłem. Poszła do siebie.

Gdy dotarłem w końcu do domku, w ciemności walnąłem w coś na korytarzu. W nocnej ciszy brzmiało to okropnie, ale Wojtun znany był z tego, że ma mocny sen. Anka natomiast uchyliła drzwi swojego pokoju i pokiwała głową. Odniosłem wrażenie, że nie spała.

- No to co? Którą zaliczyłeś dzisiaj? – zapytała z tym swoim kpiarskim uśmieszkiem.

- Nie wiem o czym mówisz – prychnąłem.

- Aha. Idź spać, bo niebawem zacznie świtać.

- Jasne. Dobranoc mamusiu.

- Śmieszne.

… 2 …

Nocne numerek z Martą był świetny, ale rano byłem nieprzytomny. Wojtun próbował mnie budzić, ale dopiero po godzinie mu się udało. Anka śmiejąc się co chwila pod nosem na mój widok, drażniła mnie delikatnie, ale postanowiłem nie zwracać na nią uwagi. Zazdrosna czy co?

Uzgodniliśmy system pracy. Jednego dnia miało pracować dwoje z nas, gdy tymczasem jedna osoba miała wolne. I tak po kolei.

- Kto zaczyna? – spytał Wojtun, przyglądając się mi podejrzliwie. Musiałem marnie wyglądać.

- Może ja i ty – odpowiedziała mu Anka. – Rafał niech jeszcze pośpi, bo dzielnie trwał do końca, aby dopilnować ogniska i poczekać, aż wszystkie panny pójdą spać.

Nabijała się ze mnie, ale byłem jej wdzięczny.

- Niech tak będzie – zgodził się Wojtun.

Poszli niedługo potem, a ja rzeczywiście zaliczyłem jeszcze spanie.

Gdy już odespałem nocne ekscesy, postanowiłem cos zrobić z wolnym czasem. Najlepiej będzie się rozejrzeć po okolicy. Odświeżyłem się nieco i wyszedłem w teren. Miałem do wyboru trzy opcje. Pójść drogą w prawo do miasteczka albo w lewo, gdzie jeszcze nie wiedziałem co jest. Mogłem też ruszyć leśnym duktem przed siebie, ale chwilowo las chciałem sobie odpuścić. Wybrałem cywilizację, chociażby dlatego, żeby zrobić jakieś drobne zakupy.

W przeciągu kilku godzin obszedłem niezły kawał okolicy. Niewiele było do zobaczenia. Pobliskie miasteczko, było z tych mniejszych, co to nie wiadomo, czy to już miasto, czy wciąż jeszcze wieś. W jednym z dwóch sklepów poznałem miłą młodą dziewczynę, która obiecała mi zostawiać świeże bułki, bo jak się okazało o takiej godzinie już ich raczej nie było. Z tego powodu uznałem moja wyprawę za udaną.

Nieco po południu zadowolony wracałem skrajem drogi do naszego ośrodka. Byłem w połowie drogi, gdy usłyszałem klakson samochodu. Zadowolony stwierdziłem, że to właścicielka ośrodka – pani Bożenka. Uśmiechnięta szeroko kiwała do mnie przyjaźnie, więc podszedłem do auta. Po cichu liczyłem na podwózkę.

- Dzień dobry, panie Rafale – przywitała się, zsuwając okulary przeciwsłoneczne na głowę. – Proszę wsiadać!

- Ooo, dzięki wielkie. Nałaziłem się dzisiaj trochę.

- Był pan w miasteczku? – domyśliła się, odpalając swojego terenowego Nissana Terrano.

- Tak. A pani skąd wraca?

- A ja panie Rafale…

- Proszę mi mówić po imieniu!

- Na pewno, nie będzie panu przeszkadzało? – właścicielka ośrodka zarumieniła się lekko. –

- Wcale.

- To i ty mów mi po imieniu – zaproponowała. – Na brudzia jeszcze przyjdzie czas, a…

- Nie jestem pewien, czy…

- Przestań! Nie chce się czuć przy takim mężczyźnie jak stara baba! – mrugnęła do mnie okiem.

To zmierzało trochę w niebezpieczną stronę, więc spróbowałem wrócić na poprzedni temat.

- To skąd wracasz?

- Z objazdu – zaśmiała się i niby niechcący zadarła skraj spódniczki w górę. Niby, bo byłem przekonany, że zrobiła to celowo. Musiałem jednak przyznać, że jak na swój wiek miała świetne nogi.

Szybko przyjrzałem jej się kątem oka. Z tego co się zdążyłem zorientować była rozwódką. Kilka lat temu przekroczyła czterdziestkę, ale mazurski klimat dobrze jej robił, bo wyglądała na ciut starszą siostrę opiekunki Marty. Jakieś dziesięć lat mniej. Czarne jak smoła włosy, były chyba farbowane, ale pasowały do jej śniadej cery i brązowych oczu.

- Z jakiego objazdu? – zdziwiłem się.

- Mój drogi, oprócz tego ośrodka mam jeszcze dwa inne, więc jest co robić przy nich – wyjaśniła. – Tam siedzą moje córki, ale raz na jakiś czas trzeba do nich zajrzeć, bo młode są i niedoświadczone jeszcze.

- To ty jesteś człowiek sukcesu – stwierdziłem z uśmiechem.

- Eee tam, zaraz sukcesu, po rozwodzie mąż musiał mi oddać to i owo, do tego trochę szczęścia i jest jak jest – podsumowała, kantem dłoni delikatnie zadzierając spódniczkę o kolejne centymetry.

Nie mogłem się powstrzymać. Próbowałem zerkać za okno samochodu, ale wzrok wracał do opalonego uda Bożenki. Nie mogła tego nie zauważyć.

- Ale my tak tu o mnie gadamy, a tymczasem ty o wiele ciekawszym tematem jesteś – powiedział, puszczając mi oko.

- Ja? Z jakiego powodu?

- A z takiego, żeś straszny pies na baby, nie mylę się? – wypaliła chichocząc.

- Nie wiem…

- Przestań się tłumaczyć! – nie dała mi dojść do słowa. – Nawet teraz oczy bezczelnie wlepiasz w moje nogi.

Zapomniała dodać, że sama co chwila bardziej je odsłaniała. Obłudnica! Nie miałem jednak zamiaru się obrażać, bo wiedziałem do czego zmierza. Zresztą, w jej tonie nie było śladu złości. Tak naprawdę schlebiało jej pewnie, że wlepiam gały w jej uda.

- Bożenko, ale…

- Żadne ale, bez dwóch zdań masz powodzenie u płci przeciwnej i lubisz to wykorzystywać – stwierdziła wesoło. – Tak jak dzisiaj w nocy na przykład.

Przyznaję, zaskoczyła mnie. Milczałem.

- Ledwie przyjechały te dziewuszyska, a już jedna wskakuje ci do portek – Bożenka naigrywała się ze mnie dalej. – Mam lekki sen, a te dzikie jęki niosły się po lesie. Było na co popatrzeć.

Słuchając jej nie zwróciłem uwagi, że zboczyła z drogi. Dopiero teraz zauważyłem, że pod kołami samochodu nie ma już asfaltu tylko piach leśnej drogi.

- Chyba pomyliłaś drogę – wtrąciłem nieśmiało.

- Ja jestem stąd, nie mylę dróg – powiedziała, rozpinając dwa guziki koszulki. Tym samym trzy czwarte jej pełnych piersi zostało odkryte. Jak na swoje lata i dwójkę dzieci były niemal idealne. Okrąglutkie i opalone.

Prowadząc z wprawą znanymi sobie pustymi leśnymi drogami, zdała się na jedną rękę. Drugą sięgnęła do mojego krocza i zacisnęła dłoń na pobudzonym już co nieco fiucie.

- Mniam, mniam – mlasnęła językiem. – Widzisz, sytuacja wygląda tak. Tutaj trudno o fajnego faceta, więc takiej atrakcyjnej babce jak ja bywa czasami ciężko. Najczęściej w wakacje udaje mi się poznać kogoś ciekawego i podokazywać troszkę.

- I…?

- Przekonałam się w nocy co potrafisz i nie odpuszczę ci – dłoń Bożeny tarła moje spodenki na rosnącym z przodu wzgórzu. – Pojedziemy sobie teraz w urocze miejsce, gdzie nikt nie powinien nam przeszkadzać i zrobisz mi tak samo dobrze jak tej blondyneczce.

Nic nie powiedziałem. Poczułem suchość w ustach. Budziły się uśpione we mnie bestie. Pęczniejący kutas rwał się do roboty.

- Schlebia mi to, ale…

- Cicho bądź! Popatrz! – zatrzymała auto i skierowała wzrok gdzieś za mnie.

To było urocze miejsce. Dyskutując z Bożeną nie miałem okazji przyglądać się otoczeniu, a tymczasem znaleźliśmy się na niewielkiej polanie. Mech, którym niemal w całości była pokryta maił intensywną zielona barwę. Gdzieś w pobliżu szumiał potok. Przez korony drzew przebijało słoneczne światło. Być może wyłuskałbym z krajobrazu więcej klimatycznych szczegółów, ale co innego odwróciło moja uwagę.

Bożena.

Nie miała ochoty na podziwianie leśnych obrazków. Ściągnęła bluzkę i spódniczkę, zostawiając tylko skąpe majtki i sandały. Miała rację, była atrakcyjna. Nie dałbym jej czterdziechy za nic.

- Uroki posiadania kasy – zaśmiała się, zagarniając od dołu swoje piersi. – Kilka poprawek i wyglądam tak, że biorą mnie za starszą siostrę córek. Teraz sobie to uświadomiłem. Jej cycki były zbyt idealne. Niczym dwie jednakowe kule. Sztuczne czy nie sztuczne, warto było z nimi bliżej się zapoznać. Zrobiłem to. Bożenka oparła się o maskę, a ja uciskałem, zagarniałem, ssałem i lizałem te dzieła chirurgicznej sztuki, aż tchu mi zabrakło.

Dysząc ciężko uwolniłem się od spodni i koszulki. Mój nieoceniony towarzysz miał najwyraźniej ochotę rozerwać mi slipy.

- Jaki napalony – westchnęła Bożena i zsunęła się z maski.

Zdjąłem gatki i otworzyłem tylną klapę Nissana. Uniosłem ja i usiadłem na brzegu auta. Miałem w nosie konwenanse i dobre zachowanie. Skoro Bożena miała ochotę się zabawić, to będzie miała zabawę. Rozchyliłem szerzej nogi i trzymając w dłoni kutasa powiedziałem:

- Mówiłaś, że chcesz żebym cie porządnie zerżnął, prawda?

- Chcę nawet bardzo.

- No to świetnie – przyznałem, - Na dobry początek obciągnij mi fiuta!

- Oo, niegrzeczny chłopiec – mruknęła Bożena, ale ochoczo zbliżyła się do mnie.

Ściągnąłem z niej majtki i znów byłem mile zaskoczony. Spodziewałem się małego buszu, tymczasem była przystrzyżona. Na łonie miała trójkąt czarnych, niewielkich włosów łonowych.

Klęknęła na miękkim mchu i umiejętnie używając ust i dłoni, sprawiła, że odleciałem. Bez zahamowań obciągała mi kutasa jak rasowa porno gwiazda. Jej usta połykały go i uwalniały, pozwalając by dłonie też zrobiły swoje. Nie mogłem jednak pozwolić, by tak to się skończyło.

- Połóż się na masce! – nakazałem Bożenie.

Posłusznie zrobiła co jej powiedziałem. Rozchyliłem jej nogi i dwoma palcami zanurzyłem w wilgotnym wnętrzu. Zadrżała i jęknęła cicho.

- Ooo, tak!

Zacisnąłem palce na niewielkim guziczku i zacząłem nim bawić. Bożena po prostu oszalała. Kręciła tyłkiem jęcząc coraz głośniej. Nie przestając jej pieścić palcami, wprowadziłem między jej wargi sromowe język. Kręcąc nim zrazu powoli, potem szybciej sprawiłem, że nie mogła się utrzymać na masce. Podniecona zsuwała się z niej, nieporadnie potem wdrapując. Ja jednak nie przestawałem. Nawet jeśli jej szalone ruchy nie pozwalały mi na dogadzanie jej językiem, to dłoń wciąż robiła swoje.

W końcu przestałem, ale tylko po to, by ja odkręcić. Oparła się rękami o maskę auta i wystawiła tyłek w moja stronę.

- Chciałaś tak jak to robiłem Martą, no to zaczynajmy! – zadecydowałem.

Krew burzyła się we mnie. Podniecenie rozsadzało mnie od wewnątrz. Potrzebowałem dać upust swojej żądzy. Przytuliłem krocze do pupy Bożeny, lekko na niej położyłem i zacisnąłem dłonie na cyckach. Dość mocno, aż syknęła mimowolnie. Naprowadziłem kutasa na wilgotną szparkę i pchnąłem silnie. Wszedł jak w masło. Miętosząc bliźniaczo cudne piersi, zanurzałem się coraz głębiej w norkę Bożeny. Pieprzyłem ją z przyjemnością obserwując szerokie biodra chyboczące się w rytm moich pchnięć. W końcu doszliśmy do takiego momentu, że musiałem chwycić ją mocno w talii, by móc przytrzymywać. Inaczej co chwila wysuwałbym się z niej na dobre. Weszliśmy w ostatnią fazę ruchania. Czułem, że Bożena zaraz dojdzie. Była prawie nieświadoma. Zatraciła się, koncentrując tylko na moim kutasie w jej wnętrzu. W końcu zacisnęła pośladki, znieruchomiała na dłuższą chwilę i z przeciągłym jękiem osiągnęła szczyt.

Tylko na to czekałem, bo sam byłem prawie gotów do finału. Chciałem wyjść z niej i spuścić się na tyłek, ale nie pozwoliła mi.

- Ze mną nic ci nie grozi – mruknęła wciąż mało świadoma.

Jak tak, to nie ma sprawy. Pchnąłem po raz ostatni i wylałem z siebie sporą dawkę spermy. Poczekałem, aż wszystko ze mnie wycieknie i dopiero wtedy wyszedłem z Bożeny.

Kosztowało mnie to trochę wysiłku, więc położyłem się na masce i podziwiałem korony drzew. Dogodziłem Bożenie odpowiednio, bo i ona opadła na maskę, nie mogąc się od niej oderwać. Gdy zerknąłem na nią przez chwilę, miała zamglony wzrok i błogi uśmiech na twarzy.

- Jesteś niesamowity Rafale – wyznała cicho. – Możesz liczyć na moje względy

- Miło mi.

- Pod warunkiem, że powtórzmy to jeszcze kilka razy – dokończyła zadowolona.

A jakże, pomyślałem, uśmiechając się przy tym leniwie.

W końcu się ogarnęliśmy. Powoli ale jednak. Całą drogę z powrotem milczeliśmy. Każde na swój sposób przeżywało seks na polanie.Pół godziny później byliśmy w ośrodku. Do naszego domu dotarłem na lekko miękkich nogach. Obietnice, obietnicami, ale czy wyjdzie mi to na zdrowie. Ledwie minęło półtora dnia naszego pobytu tutaj, a ja już zaliczyłem dwa soczyste numery. Nieźle, jasna cholera.

Cdn…
60%
3849
Hinzugefügt 21.03.2019 14:00
Abstimmung

Komentarze (0)
Um einen Kommentar hinzuzufügen, müssen Sie eingeloggt.

Ähnliche Beiträge

Syn dyrektora cz. II

Nasz związek kwitnął, spotykaliśmy dość często, każda przerwa w szkole spędzona była razem. Pan dyrektor bardzo mnie lubił , cieszył się że jego syn znalazł sobie dziewczynę. Jako uczennica byłam wzorowa. Podobno takie aniołki najgorsze.Lolek również zmienił się pod względem swojego zachowania. Do tego zaczął ćwiczyć dodatkowo boks, grać w drużynie siatkarskiej wiec jego ciało z doskonałego stawało się bardziej doskonałe. Pewnego dnia na jakiejś lekcji dostałam... Weiterlesen...

Świąteczna kolacja

Na święta pojechaliśmy do rodziców mojego chłopaka. A raczej ojca, bo matka od paru lat nie żyła. Nie spodziewałam się tego co stanie się po świątecznej kolacji... Dojechaliśmy. Ja, 25-letnia blondynka, o dość dużych piersiach i zgrabnym ciele oraz mój chłopak Marek, nie byliśmy długo razem, jakieś 4 miesiące. -Witajcie! - powitał nas ojciec Marka. Nie tak go sobie wyobrażałam. Adam miał już 50 lat, ale wyglądał na maks 35. Jego sylwetka była wysportowana. Kolacja przebiegała... Weiterlesen...

Anetka

Aneta – mogłoby się wydawać że powinna być łagodna, troskliwa, pełna wdzięku i gracji a przede wszystkim emanująca majestatem. Jednak to wszystko upłynęło z Niej dawno temu, teraz jest oziębła, pretensjonalna i oschła niczym martwa wierzba płacząca. Nie tak dawno temu każdego napotkanego człowieka witała uśmiechem na ustach i w oczach, teraz jest zimna jak skała. Brakuje mi wszystkiego po tamtej Anecie, rannego uśmiechu gdy mierzwiłem jej włosy będąc w łóżku, dotykania... Weiterlesen...