Wiosna, trzeba brać się za siebie, po leniwej zimie. Nie jest to proste, bo biegać za bardzo nie lubię ze względu na pełny biust. Mimo że jędrny i ładny za duży i po prostu niewygodnie się z nim ćwiczy. Nie lubię tez zapachu siłowni, sal gdzie ćwiczy więcej osób, a na urządzenia mam za delikatne dłonie. Wybrałam rower i to był strzał w dziesiątkę. Już po kilku dniach, gdy się oswoiłam mogłam oddać się przy okazji wysiłku podziwiania budzącej się przyrody. Uwielbiam leśne ścieżki, trasy wzdłuż jezior.
Na jednej z takich tras moją beztroskę zburzył inny rowerzysta. Zatrzymał się wcześniej i pokiwał do mnie ręka. Myślałam ze znajomy, ale okazało się ze nie. Facet bardzo przystojny, wysoki chyba odrobine młodszy. Zapytałam jednak z poważna mina o co chodzi. Okazało się ze w tej części lasu rozpoczęła się wycinka i ze będę musiała zawrócić po przejechaniu jeszcze kilometra.
Miał bardzo ładny łobuzerski uśmiech i widać było u niego sportową sylwetkę. Zdałam sobie sprawę ze go oglądam, gapie się jak na wisząca w sklepie sukienkę. Trochę się zmieszałam i dopiero dotarło do mnie ze zaprasza mnie na przejażdżkę fajna trasą. Nie byłam przekonana, czułam się brudna po tych kilku kilometrach i trochę ubłocona. Kask wzięłam stary, bo nie chciało mi się wracać do samochodu po nowy, ciuchy ubrałam do dobicia, bo zbierało się na deszcz i obawiałam się błota. Kopciuszek na rowerze. Wymigując się wróciłam do domu. Chłopak chodził mi po głowie, czułam się trochę skompromitowana chciałam, żeby zobaczył mnie następnym razem w pełnej krasie. Następnego dnia wystartowałam w czystych stylowych ciuszkach, dobrze dobranym modnym kasku, czyściutkich rękawiczkach, założyłam swój sportowy zegarek. Nawet rower umyłam. Wszystko na marne, nie spotkałam go. Zabieg strojenia powtarzałam jednak, bo czułam się fajnie tak przygotowana. Dopiero czwartego dnia zobaczyłam go po drugiej stronie jeziorka, wahałam się czy krzyknąć, pomachać i tak ogłupiała straciłam go z oczu. Oglądając się zsunęłam się ze ścieżki z piskiem zaryłam błoto, przeleciałam przez kierownice i wytaplałam dokładnie w śliskim błocie. Na szczęście nic mi się nie stało za to podjechał zaniepokojony mój królewicz zwabiony moim wrzaskiem. Po raz drugi zobaczył mnie wytaplana jak świnkę. Na szczęście, gdy ustaliliśmy ze nic mi nie jest, uśmialiśmy się z całej sytuacji. Było mi już wszystko jedno tym razem zgodziłam się na zwiedzenie jego trasy. Była bardzo malownicza. Jechaliśmy obok siebie, fajnie nam się rozmawiało. Widziałam ze z łobuzerskim uśmiechem ogląda moje ciało pod dość obcisłym strojem. Podobało mi się to w sumie. Jednak czułam się już zakłopotana i przyspieszyłam. Po chwili zapytałam czy jeszcze za mną jedzie czy już padł z wycieńczenia. Odpowiedział -że dla widoku mojego tyłeczka to mogę go w przepaść prowadzić, bo warto, że za tak pięknym widokiem to pojedzie na koniec świata jak osioł za marchewką.
Powinnam się wkurzyć, ale rozbawił mnie tym osłem, i w sumie to był miły komplement od tak seksownego, męskiego faceta.
W pewnym momencie poprosił byśmy zboczyli z trasy 10 m w stronę jeziora. Trzeba było podprowadzić rowery, ale okazało się ze za krzakami jest piękna zatoczka z przewróconym drzewem, gdzie można było usiąść i podziwiać widok na piękne jezioro. Siedzieliśmy w milczeniu delektując się chwilą.
Zaproponował ze chce się w drodze powrotnej pochwalić tak piękna towarzyszką, ale musi ściągnąć ze mnie przynajmniej jedna warstwę błota. Wyjął mokre chusteczki i powoli, delikatne wytarł mi błoto z czoła, policzka. Robił to powoli, zbliżał się w stronę ust. Teraz to mnie już bardziej głaskał, pieścił dotykiem. Czułam, jak płoną mi policzki, twardnieją od tej pieszczoty sutki, było to zresztą widać. Chyba to zauważył, bo widziałam iskierki w jego oczach i był już bardzo blisko mnie. Moje piersi opierały się o jego męski tors. Czułam się podniecona, wodziłam dłońmi powoli po jego szczupłych, ale umięśnionych ramionach. Usta wreszcie się spotkały, wpiliśmy się w siebie nimi. Nasze dłonie nerwowo badały ciała.
Miałam na niego ochotę, przychodziły mi do głowy obrazy jak się tu namiętnie kochamy. Czułam jego dłoń na piersi, na pośladku, cudowny męski dotyk. Do tego piękny zapach jego perfum.
Zatraciłam się, zapadłam w rozkoszy. Ostatnia siłą woli zerwałam ta cielesna wież. Czułam się rozpalona, moja cipka była mokra gotowa na cudownego kochanka. Nie pomógł widok jego obcisłych spodenek, które dumnie wypełniał teraz nabrzmiały spory penis. Byliśmy strasznie na siebie napaleni, ale i zakłopotani. Ruszyliśmy w drogę powrotną. Uśmiechaliśmy się w ciszy. Jechaliśmy bardzo wolno odwlekając rozstanie. Anno jutro wyjeżdżam. Powiedział to tak smuto. Poczułam stratę, mimo że go nie znałam. Nie wiem, jak potoczyłaby się rozmowa, bo przerwała ja potężna wiosenna ulewa. W sumie przyniosła ona ulgę rozpalonemu ciału. Byliśmy blisko miejsca pierwszego spotkania. Zatrzymał się wyciągnął przeciwdeszczową kurtkę, chciał nią mnie okryć. Zaczęliśmy się całować, odwrócił mnie do siebie plecami. Całując kark pieścił piersi, drażnił cudownie sutki.
Podniósł mi bluzkę i uwolnił pełny biust na zimny deszcz. Sutki jeszcze mocniej stwardniały.
Opierając się o drzewo wtuliłam swoja okrągła pupe w jego podbrzusze. Czułam zimne krople deszczu na karku, na rozpalonej twarzy. Żar z łona rozlewał się na całe ciało. Poczułam, jak zsuwa mi leginsy, po chwili mnie wziął. Mocno po męsku w strugach deszczu. Odpychając się od drzewa tez na niego naparłam, czułam jak mocno rytmicznie mnie posuwa.
Mocniej się pochyliłam, piersi zawisły w powietrzu, ale w tej pozycji mógł jeszcze dokładniej przelecieć moją cipke. Bardzo tego chciałam. Czułam pod dłońmi chropowatość kory, mój krzyk rozkoszy tonął w ulewie. Nogi mi się uginały wyprostowałam się by ze mnie wyszedł. Osunęłam się na kolana, wypielam tyłek jak najbardziej mogłam kładąc tułów na liściach, czułam zapach błota. W tej pozycji ponownie mnie wziął i zdecydowanymi ruchami dalej rznął. Miałam wrażenie ze po każdym pchnięciu się przesuwam. Miałam wrażenie ze ziemia się wiruje.
Szybko razem doszliśmy i padliśmy na liście. Odwróciłam się pocałowałam go, wstałam po chwili i pokazałam paluszkiem, gdzie pojadę, gdzie on. W przeciwnych kierunkach. Już na rowerze uśmiechnęłam się do niego do całej sytuacji. Leżał taki cudowny w tym deszczu.
Każda kropla w drodze powrotnej kojarzyła mi się z jego niedawnym dotykiem.