Dalszy ciąg VII części opowiadania "Znowu", bo coś urwało.
- Zgłosiłeś to? - w Rafale od razu budzi się rozsądek. Nie żal i współczucie, tylko zimna logika.
- Żartujesz, prawda?
- O co ci chodzi? On cię… - nie przychodzi mu łatwo dokończyć to zdanie. To słowo, kiedy dotyczy ciebie staje się trudnym do przełknięcia tabu. - zgwałcił! - a jednak dokończył, choć nie zapanował nad głosem i zaakcentował to głośniej niż wypadałoby.
- W tym kraju?! Słyszysz sam siebie? A jakie prawo nam przysługuje? To policja ma prawo do olewania nas i drwienia! Już to widzę, jak składam zeznania: “Panie posterunkowy, bo koleś wykorzystał mnie bez mojej zgody”. Cały komisariat tarzałby się ze śmiechu. I wiesz co, znam odpowiedź. Powinienem się cieszyć, że ktoś chciał mnie puknąć w kakao.
- I chcesz to tak zostawić? - Rafał nie poddaje się. Moja wypowiedź nawet go nie speszyła.
- A co według ciebie powinienem zrobić? Mam być pieprzonym Supermanem, który ratuje świat mimo panującej wokół niesprawiedliwości?
- Po pierwsze powinieneś pogadać z tym gościem. Znasz go? Wie, że jest nosicielem?
- Nie na tyle, żeby mieć okazję i czas o to zapytać. Tak naprawdę to liczyłem nie spotkać go nigdy więcej zanim to się stało. I teraz też nie chciałbym na niego wpaść.
- A co z innymi? Co jeżeli nie byłeś jedynym?
- A co ze mną? Nie przysługuje mi prawo do pogodzenia się z faktem i próbowania żyć normalnie?
- Liczyłem, że jesteś bardziej odpowiedzialny.
- Znalazł się Pan mądry! A ty co, myślisz, że nie widzę jak unikasz rehabilitacji? Oświecisz mnie jaki masz pomysł na siebie?
- Nie rozmawiamy teraz o mnie - przeniesienie tematu go ubodło i to poważnie. Ale muszę się jakoś bronić. Usiadł na mnie i nie zamierzał odpuścić.
- Jasne. Ty jesteś nietykalny. Rafałka nie wolno ruszać. Ale co ty sobie myślisz? Że już do końca życia każdy będzie ci usługiwać z uwagi na twój stan? Gdzie się podziało twoje samozaparcie? Wola walki?
- Myślisz, że nie próbowałem! Próbowałem, zarzynałem się, żeby stanąć na nogi, ale wiesz co? Gówno z tego wyszło! One nie będą już pracować, nawet jeżeli im rozkażesz!
- Może za mało się starałeś?!
- Tak jak ty?!
- Goń się.Trzask drzwi dopełnia moją wypowiedź. Czy między nami koniec? Chyba żaden tego nie wiem. Najgorsze, że ten drugi ma rację, do której nam samym ciężko się przyznać. Ale wydłużająca się rozłąka, przynajmniej w moim przypadku, skłania do myśli, że pora zakopać topór. Kolejny raz jak pies z podkulonym ogonem udaję się do Rafała. Niepotrzebne są słowa i przeprosiny. Każdy z nas wie, co drugi ma na myśli.- Pójdziesz ze mną do niego?
- Jasne. Przecież powiedziałem ci, że poradzimy sobie z tym razem.
- Ale potem twoja kolej.
- Jasne - to “jasne” nie było wypowiedziane już tak entuzjastycznie.I w końcu możemy ze sobą pobyć. Tak prawdziwie. Bez tematów i napięć wiszących nad nami jak gilotyna nad skazańcem. Leżymy sobie, nadzy, beztrosko na jego łóżku. W tle leci spokojna muzyka, a my wpatrujemy się w sufit. Czas i przestrzeń nie mają znaczenia. Liczy się tylko bliskość. Moja głowa spoczywa na brzuchu Rafała i delikatnie kołysze w rytm jego oddechu. Zaczyna wracać do formy, wyraźnie to widać. On z kolei bawi się kosmykiem moich włosów, co przyjemnie łaskocze. I jest nam dobrze. Czy właśnie skończyliśmy się kochać? Nie, ale to bez znaczenia, bo sama możliwość obcowania ze sobą jest dla nas wielokrotnie cenniejsza. Poza tym, na te rzeczy jeszcze za wcześnie. Zarówno dla Rafała, jak i dla mnie. Jasne, że chciałbym, jak każdy zdrowy facet, ale jest coś ważniejszego - jego bezpieczeństwo. Nie wybaczyłbym sobie gdybym go naraził. A teraz jest taki niewinny i bezbronny jak noworodek. Niestety, seks musi poczekać. Choćby i wiecznie.
Jest jeszcze jedna rzecz, która nie daje mi spokoju i mam powody, by sądzić, że Rafałowi też. W przeciwnym wypadku nie budziłby się w środku nocy przerażony i zlany potem. A tym bardziej nie mówiłby, że nic się nie dzieje. Nie ze mną te numery. Jako niedyplomowany i niekwalifikowany psycholog sądzę, że Rafał mierzy się z traumą, a najbliższa mi znana mogła narodzić się podczas okresu pojmania. Tyle, że on nie chce o tym rozmawiać, a mi trudno naciskać. Z drugiej strony, każda nieprzespana noc daje się nam we znaki. No, bo jak tu spać, gdy Rafał po takim ataku paniki lubi zgramolić się z łóżka na wózek i resztę nocy przesiedzieć przy oknie przy włączonym świetle. Żeby jeszcze czymś się zajął, ale on tylko bezwiednie wpatruje się w pustkę za oknem. Widzę, że w tej jego głowie toczy się walka o lepsze jutro, ale każdy świt przynosi porażkę. A Rafał nie życzy sobie wsparcia sojuszników, a tym bardziej specjalistów. Dosadnie mi to wyartykułował. Niemniej, zirytowany stanem rzeczy i bezsennością coraz bezczelniej rozgaszczającą się w naszym życiu, postanawiam skonfrontować się z Rafałem i jego problemem w najdelikatniejszy sposób, jaki przychodzi mi do głowy. A przynajmniej tak mi się wydaje.- Chcesz o tym pogadać? - pytam pewnego popołudnia, gdy leżymy u Rafała na łóżku i oddajemy się drobnym przyjemnościom jak czytanie książek.
- O czym? - odbija piłeczkę. Nie załapał. Spodziewałem się tego, ale do ostatniej chwili miałem nadzieję, że się domyśli. A może to zrobił?
- O tych nieprzespanych nocach? - brnę dalej. Już za późno żeby się wycofać.
- Przeszkadzam ci? Mogę się przenieść do drugiego pokoju - głos mu nie drży i nawet nie odwraca wzroku od książki. Gra na czas, to pewne. A ja muszę strugać idiotę i wykładać wszystko jak krowie na miedzy. Mógłby się trochę wysilić i mnie wesprzeć, skoro ma świadomość jakie to trudne.
- Wiesz, że nie o to mi chodzi. Zrywasz się przerażony w środku nocy i nic nie mówisz, a ja nie wiem co się dzieje i jak ci pomóc.
- Nie możesz mi pomóc.
- Jak nie ja, to może ktoś inny? Ktoś kto się na tym zna?
- Nikt mi nie może pomóc!
- Dlaczego?
- Bo nikt nie potrafi wymazać wspomnień! - Mam go! Drzwi zostały uchylone, otworzył się. Teraz wszystko w moich rękach, a raczej słowach. To jak spływ górskim strumieniem. Dopłynęliśmy do miejsca gdzie nurt staje się niebezpiecznie rwący i najmniejszy błąd może kosztować życie, czytaj relację, a zręczne manewrowanie doprowadzić do celu.
- Chodzi o porwanie? - nie muszę pytać, bo doskonale wiem, że to o to rozchodzi się sprawa, ale chcę dać mu poczucie kontroli nad sytuacją. Chcę żeby czuł, że mówi tyle ile sam chce powiedzieć.
- Przestań! - jeszcze walczy, jeszcze ma nadzieję, że uda mu się wymigać od prawdy. Czuć to w agresji w jego głosie. Jednak podświadomie wie, że nie może uciec. Nie tylko fizycznie.
- Czego się boisz?
- Ty nie wiesz jak to jest!
- To mi pozwól zrozumieć! - dawno nie przygwoździłem go wzrokiem tak jak teraz. Nawet nie mrugnęliśmy. Ale tylko w ten sposób mogę odkryć przed nim swoje intencje. Gestem prawdziwej szczerości. - Obiecywaliśmy sobie być ze sobą na dobre i na złe. A teraz nie jest z tobą za ciekawie, więc dopuść mnie do siebie i pozwól być przy sobie. Razem przez to przejdziemy - dokończyłem spokojnie.
- Ale to nie jest łatwe. Nie chcę do tego wracać - Rafał też zaczyna się uspokajać.
- I tak wracasz do tego co noc - dopiero wypowiedzenie tego na głos coś w nim poruszyło i zmusiło do przyznania racji.
- To nie będzie przyjemne - tym razem nie wiem czy powiedział to bardziej do mnie czy do siebie, ale to bez znaczenia. Przynajmniej teraz, gdy jesteśmy w połowie drogi.
- Domyślam się, ale jestem tu dla ciebie. Jeżeli ty to znosisz, to ja też dam radę - podtrzymuję go na duchu.
- Nie wiesz jak to jest, gdy nagiego wyciągają cię przed tłum wygłodniałych zwyrodnialców i wiążą jak psa. A potem mogą robić z tobą, co chcą.
- Czy oni was…
- Nie. To było nawet poza ich moralnością. Na szczęście - cieszę się, że wyręczył mnie i nie musiałem dokańczać myśli. - Głodzili nas i bili. Niewiele brakowało, a niektórzy by stamtąd nie wrócili. Ja byłbym wśród nich. Wiesz jak to jest walczyć o gnijące mięso z człowiekiem, który jeszcze kilka dni wcześniej był dla ciebie jak brat… - zabił mi ćwieka. Nie wiem co powiedzieć. Czy w ogóle powinienem się odzywać? Pocieszać go? Cholera, pomysł z pomaganiem miałem, ale nie przewidziałem konsekwencji. Nie chcę mu zaszkodzić. A on już się rozkleja. - Może gdybym… albo…
Słowa więzną mu w gardle zduszone przez łzy. Pada mi w ramiona i głowę składa na ramieniu. Czuję jak wilgotnieje mi koszulka. Obejmuję go na tyle silnie by nie sprawiać mu bólu w jeszcze obolałych żebrach.Gotów jestem przyjąć na siebie całe jego cierpienie. Ale nie mogę, nie potrafię. Własna bezradność i bezsilność doprowadza mnie do płaczu. I tak trwamy w uścisku przelewając na siebie wzajemne troski.
Rafał w końcu uspokaja się. Nie miotają nim spazmy rozpaczy. Spokojnie leży na moim barku. Czuję na obojczyku jego zwalniający oddech.- Dziękuję - Rafał odzywa się zmęczonym szeptem.
- Ale ja nic…