Rysio zatarł dłonie.
- Doskonały biznes. Trzy godziny i kasa leci.
Potaknąłem przez grzeczność. Kasa leci. W moje gardło i dupę. Nie reagowałem entuzjastycznie co tylko Rysia nakręcało. Siedzieliśmy w pubie. Piwko, plotki, sny o potędze. Rysia poznałem rok wcześniej na imprezie. Pojechałem z jedną dziewczyn, temat nagrała pani Ewa. Rysio, wolny strzelec, przyjechał z jednym, wyszedł z innym gościem. Nie żebyśmy jakoś szczególnie się polubili. W branży nie ma miejsca na przyjaźń. Widywaliśmy się od czasu do czasu na piwku. Rysio miał stałych klientów, kombinował na anonsach, jeździł to tu, to tam i pchał wózek do przodu. Korzystałem z okazji do rozmowy mogąc w jego towarzystwie wygadać się z tego, co normalnie zostaje ukryte w zakamarkach głowy. Braterstwo schowanej w majtkach broni.
- Znam laskę, która odstawia takie numery. Mały apartament, ściąga kilku gości, raz w kółeczko i zamiecione. Z prysznicem to trwa może z półtorej godziny a ona zarobiona dniówkę.
- Są chętni na coś takiego?
- No masz! Jasne, że są.
- Za taką kasę możesz pójść na swing albo sauny.
- I co? Mają gwarancję ruchania?
Ożywioną dyskusję przerwały nogi kelnerki. Rysio zagapił się delektując widokiem smukłej pęciny i opiętego miniówką tyłeczka.
- Ale dupa.
- Mało ci?
- Weź, ile można ze starymi pedałami.
W milczeniu wzrokiem odprowadziliśmy lokalną Afrodytę, aż zniknęła za kontuarem baru. cycki też miała ładne. Rysio wrócił do genialnego pomysłu.
- Umawiasz gości na dwie, góra trzy godziny. Ile się z tego napracujesz? Pół godziny? Godzinę? Nawet na dwa spusty to godzinka a reszta jakieś pitu pitu. Policz sobie. Weźmiesz po …- wszystko miał skalkulowane - .. czyli wychodzi więcej niż dniówka w twoim burdeliku. Chyba, że masz z tym jakiś problem?
Ostatnie zdanie wypowiedział w tonie rzucanego wyzwania.
- Nie robiłem takich akcji.
- Przy tym co opowiadałeś taki klimat to przedszkole.
W skrócie opisałem wyjazd z Kurtem. Pominąłem część akcji, ale dla Rysia awansowałem na dziwkarskiego King Konga, erotyczną maszynkę bez zahamowani i branżowy autorytet.
Ziarno zostało zasiane. Przez resztę wieczoru temat nie wracał. Rysio wyrwał kelnerkę. Czekaliśmy, aż skończy pracę i zmieniliśmy lokal. Po drugim kieliszku wina zrelaksowała się. Trzeci wypiła u Rysia. Posunąłem ją, bardziej z ciekawości niż chęci. Zgrabna, wysportowana, z ładnymi cyckami zupełnie nie wiedziała jak zrobić użytek z ciała. ruchałem ją jak lalkę odgrywającą zapętloną melodyjkę westchnień. Fiuta ssała płytko, z ząbkami. O drugiej zostawiłem ich samych. Rysio wciąż polewał mając w planach rozdziewiczenie jej dupki. Nie chciało mi się czekać. Naciągnąłem na głowę kaptur i pustymi ulicami poszedłem w stronę domu.
Pomysł Rysia odbijał mi się echem przez kilka tygodni. Niby nic skomplikowanego. Ściągnąć dziesięciu, może więcej facetów do apartamentu na imprezkę bukkake. Bez dymania, może jako bonus. Dwa spusty i do domu. Trochę na próbę wrzuciłem do sieci anons.
Odpowiedzi było sporo ale jakość pozostawiała sporo do życzenia. Połowa nie zrozumiała treści ogłoszenia. Z drugiej połowy część odrzuciłem ze względu na wiek, odsiałem przesadnie wulgarne i zdawkowe teksty. Zostało piętnastu. Zakładając, że w tej grupie jedna trzecia ściemnia dziesiątka się uzbierała.
Na wszelki wypadek ponowiłem anons. Na listę przybyło kilka adresów. Zainteresowanym wysłałem jakieś fotki i gry-plan imprezy. Wyznaczyłem termin, ustaliłem zasady. W międzyczasie dwóch odpadło.
Zabawa w organizację okazała się wciągająca. Wymieniałem maile, odbierałem telefony, sprawdziłem trzy lokale wybierając dużą, prosto urządzoną kawalerkę z dogodnych rozmiarów łóżkiem i wolnym miejscem w salonie, który umownie rozciągał się od łóżka do kuchennego stołu. Środa, czekam od dziewiętnastej do dziewiętnastej trzydzieści, potem drzwi zamykamy, spóźnialskich nie wpuszczam. Dwie rundki, składkowo z bonusem, gumki we własnym zakresie, poza tym ręczniki i klapki trzeba przynieść, to nie hotel.
Klucze odebrałem o czternastej. Mieszkanie wyglądało czysto i schludnie. W pobliskim sklepie kupiłem papierowe ręczniki, chusteczki, wody mineralne i jedno piwo. Zapowiedziałem, ze jedno, max dwa piwka wchodzą w grę. Faceci po piwku trochę się rozluźnią. Zjadłem obiad w chińskiej knajpce. Reszta przygotowań upłynęła spokojnie. Dzwonił telefon, podawałem dokładny adres i numer mieszkania, do zobaczenia, cześć, będę czekał. Wykąpałem się, ogarnąłem i od osiemnastej trzydzieści oglądałem telewizję czekając na przybycie gości.
Numer jeden zjawił się punktualnie o dziewiętnastej. Numer dwa i trzy kilka minut później. Czwórka, piątka i szóstka spotkali się w windzie. W atmosferze konspiracji wspólna podróż na to samo piętro nie mogła być komfortowa a co dopiero wędrówka pod te same drzwi. Siódemka miał problem z domofonem. Ósemka wszedł po schodach, mówiąc że boi się wind. Szóste piętro, trochę mu się zeszło. Dziewiątka był dwie minuty przed końce czasu. Dziesiątka i jedenastka zameldowali się na dole w ostatnim momencie – przymknąłem oko na minutę spóźnienia.
Atmosfera była dziwna. Panowie stali pijąc piwo bądź wodę. Rozmowy krążyły wokół przeróżnych błahych tematów. Nowo przychodzących witały czujne spojrzenia. Krzątałem się pomiędzy nimi proponując skorzystanie z łazienki, włączałem się w rozmowę, śmiałem z bardziej lub mniej śmiesznych żartów. Wiedzieli po co przyszli – a raczej wiedzieli po co chcieli tu być. Celowo, ubrany w jasne jeansy i wypuszczoną ze spodni koszulę nie chciałem odstawiać erotycznej szopki. Na to przyjdzie czas.
- Panowie, uznajmy, że nikt już do nas nie dołączy. Pozwólcie, że na chwilę was opuszczę a później zaczynamy.
Bilans w kasie się zgadzał. Rysio miał rację. Jak spotkanie przejdzie gładko po odliczeniu kosztów w portfelu zostanie uczciwa dniówka. Poszedłem do łazienki. Rozważając różne scenariusze rozpoczęcia imprezy zdecydowałem się na najprostszy. Wziąłem szybki prysznic, przepłukałem usta. Tyłek płukałem zanim przyszli, dodałem jedynie trochę żelu. Zawinąłem wkoło pasa ręcznik i wyszedłem do gości.
Ktoś gwizdnął, ktoś inny nerwowo zachichotał. W takich chwilach wpadam w zacierający nieistotne szczegóły trans. Przeszedłem przez pokój wiedząc, że uważnie obserwują moje ciało i ruch. Nie miałem się czego wstydzić. Większość była po czterdziestce. Zadbani, ale bez przesady. Na takim tle mogłem się podobać. Czując na sobie ich wzrok lekko kołysałem biodrami.
Dochodząc na środek pokoju przystanąłem. Niby niedbale zsunąłem z bioder ręcznik i złożyłem go w kostkę. Miałem erekcję. Ciasno opięte skórką kule wisiały pod fiutem jak choinkowa bombka. Ręcznik położyłem na ziemi. Klęknąłem, pośladki oparłem na piętach. Trzymając prosto plecy spojrzałem na gości.
- Nie wiem jak panowie, ja jestem gotowy.
Zapanował mały rozgardiasz. Goście rozbierali się, układali ubrania, jedni już nago szybko podchodzili jakby któreś z miejsc w wianuszku miało być lepsze, lub gorsze, inni czekali chcąc schować się pomiędzy kolegami. Tak jak sami goście, zbliżające się do kółeczka fiuty prezentowały rozmaite style i rozmiary. Wygolone jak bezludna wyspa ze sterczącą palmą na bezkresie włochatego oceanu, korpulentne, zawadiacko przekrzywione, proste w surowej masywności, chudsze, grubsze, obrzezane bądź nie – próbka dziewięciu chujów ilością nie porażała, ale przyznam co jeden, to inny. Zanim wianuszek się zamknął uwieszony rękoma na dwóch trzeciego już ssałem. Dylemat jak często zmieniać obiekt adoracji odrzuciłem zdając się na improwizację. Właściciele plątających się przed oczami kutasów reagowali różnie.
Początkowe onieśmielenie szybko ustąpiło. Oni i ja kręcący się od fiuta o fiuta. Niektórzy dopychali głęboko trzymając mnie za głowę. Pierdolili usta szarpanym ruchem. Inni wzdychali, gdy jechałem językiem po drągu, od wylizanych wcześniej jajek po sam czubek. Nie dwoiłem się – troiłem, starając się cały czas trzepać i ciągnąć. Ci, którzy czekali na swoją kolej masowali kutasy, dotykali mnie, były jakieś komentarze. Do repertuaru dodałem ssanie dwóch pałek na raz. Wylizałem czyjegoś rowa – spodobało się i dwóch kolejnych wypięło przed moim językiem dupy. Wirowałem w środku wianuszka, który zaczynał bulgotać napięciem. Ktoś sprzedał lekkiego plaskacza. Ktoś przyciągnął mnie za włosy dławiąc wepchniętym chujem, aż zacząłem charczeć. Nawet ci, którzy początkowo biernie wystawiali pałkę do polerki teraz, gdy tylko podstawiałem usta zaczynali mnie pierdolić.
pierwszy strzelił najmłodszy, wysoki całkiem fajny blondyn z długim, ale nieproporcjonalnie chudym kutasem. Słysząc pomruk odwróciłem się w jego stronę. Odchyliłem lekko głowę wystawiając język. Chyba na to czekał. Trysnął obficie zalewając moją twarz kilkoma strzałami. Normalnie wytarłbym się, ale konwencja to konwencja. Bukkake, ma być dużo spermy.
Po blondynie szybko i sprawnie. Może nie filmowo, że w tej samej chwili, ale sprawnie. Przyjmowałem strzały jak wygłodniała suka nadstawiając twarz, rozchylone usta i wysunięty język. Zapachy i smak mieszały się w zalewającym ciało mleczku. Jedni trzęśli się, drżeli, inni zamierali gdy kutasy opróżniały ładunek dodając swój wkład w mokre dzieło. Umówiliśmy się, że finiszują na mnie. Nikt nie pchał do dzioba, ale sperma i tak zaczęła wypełniać mi usta. Poczekałem na ostatniego. Odrobinę wyplułem. Szaro-mleczna maź pociekła po brodzie na moje piersi. Resztę połknąłem i oblizałem usta zamykając scenę uśmiechem numer pięć.
Panowie zgodnie odczekali do końca. Klęczałem w środku wianuszka zrelaksowanych samców. fiuty wracały do stanu spoczynku, znikło napięcie, zaczęły się żarty. Maseczka na twarzy i ciele zaczynała się lepić. Powiedziałem „przepraszam, zaraz wrócę”. Wstałem z kolan. Wianuszek rozstąpił się. Wyprostowany, idiotycznie dumny, spokojnym krokiem poszedłem do łazienki. Patrząc na odbicie w lustrze prawie się roześmiałem. Plamy spermy na włosach, brwiach. cała twarz w mazi, gęsty sopelek na brodzie. Zalana kurwa. Wszedłem pod prysznic. Dziesięć minut później wróciłem do swoich gości.
Ktoś wciągnął majtki, ale większość została nago. Jak gdyby nic dołączyłem do rozmów o pierdołach. Panowie odwiedzali łazienkę, pili browarek, pechowi kierowcy poprzestali na wodzie. Towarzystwo podzieliło się na dwie grupki. Kręciłem się pomiędzy jak gospodyni na domowym przyjęciu dbająca o zadowolenie gości. W sumie tak właśnie było – zadowolenie, słowo klucz.
Antrakt trwał kilkanaście minut. Atmosfera zaczęła lekko gęstnieć i choć nikt nie powiedział tego wprost wiedziałem, że pora na drugi akt. Ręka, która musnęła mój pośladek, bardziej wulgarny żarcik i spojrzenia, w które wracał głód. Przysiadłem na krawędzi łóżka.
W łazience podjąłem decyzję. Będą chcieli to ok, nie będą to nic nie stracę. Sprawdziłem, że jestem czysty, skorzystałem z żelu. Niby nie tak się umawialiśmy, ale gdyby, ktoś, coś ..
Blondyn również tym razem był pierwszy. Bez ceregieli zbliżył się do mnie i podstawił przed twarz swoją długą, cienką zabawkę. Od lizania i pieszczot szybko przeszedł do dymania ale może nie chcąc ponownie skończyć przed innymi po chwili uwolnił moje usta klękając przy krawędzi łóżka.
- Pokaż pizdę.
Oj, chłopiec robi się niegrzeczny, pomyślałem. Położyłem się zadzierając nogi. Ktoś pomógł. Przy twarzy miałem już dwa fiuty a dłonie facetów przytrzymały za kostki. Uniesione biodra i rozchylone nogi otworzyły widok na cipę. Blondyn zaczął lizać, ale bardziej zajęty byłem zmieniającymi się w ustach chujami i trzepaniem tych, które czekały w kolejce.
Blondyn nie pytając się o zdanie podniósł się i wszedł w dupę. Zerknąłem. gumka na miejscu, niech pieprzy. Chwycił pod kolanami i długim, szybkim ruchem dobijał. Widok zadziałał na resztę gości jak najlepszy afrodyzjak. Leżąc pomiędzy nimi z wepchniętym w pizdę kutasem czułem błądzące po całym ciele ręce. Chuje zmieniały się w ustach, ktoś usiadł okrakiem na twarzy i lizałem rowa, trzepali uderzając o moje piersi, policzki. Świat skurczył się do dwóch metrów kwadratowych łóżka i gęstej atmosfery jęków, ochów, wulgarnych tekstów. Byłem ich kurwą, dziwką, szmatą, suką, lachociągiem, cipą, ssakiem, pizdą, mięsem do ruchania, kawałkiem ciała dla kolejnego spustu i zalania. Blondyn ustąpił komuś miejsca. Nowy kutas był grubszy. Głośno stękałem.
Zmieniali się często. Nie wszyscy mnie zerżnęli. Po imprezie policzyłem gumki, trochę tego poszło. Zanim zbliżyliśmy się do wielkiego finału dwa razy zmieniłem pozycję. Z pleców na pieska, cztery chuje i powrót na plecy, bo wygodniej. Ściśnięty w kółeczku spoconych facetów przyjmowałem w pizdę kolejne fiuty nie przerywając ssania. Zalewali mnie leżącego. Nie tylko na twarz. Sperma poszła na brzuch, piersi, do ust. Kocyk mokrej mazi okrył ciało. Ktoś zaczął trzepać mojego malucha i na sam koniec zlałem się fontanną ponagloną wepchniętymi w tyłek palcami.
- pościel pójdzie chyba do prania – powiedziałem znów dodając uśmiech numer pięć.
Gadka, szmatka, ubieranie. Nie odprowadzałem do drzwi. Żegnałem ich leżąc na łóżku, ze spermą rozmazaną po ciele.
- Do zobaczenia?
Blondyn puścił oczko.
- Może kiedyś ..
Przyszedł na dwie kolejne imprezy, ale to już inna historia.