****
Śnieg, który spadł pierwszy raz w tym sezonie zaskoczył wszystkich. nie tylko drogowców. I chociaż ostatnimi latami biały puch nie rozpieszcza swoich amatorów, to niespodzianką nie było samo jego pojawienie, ale ilość. Dowaliło go na grubo.
Chcąc nie chcąc, sobotnie przedpołudnie spędziłem na odśnieżaniu podjazdu. Z dumą stwierdzam, że szło mi całkiem dobrze. Kończyłem właśnie zadowolony, że będę miał to za sobą, gdy za placami usłyszałem pytanie.
- Dzień dobry. Szukam domu państwa Wierciołów. Nie wiesz może gdzie go znajdę?
Wierciołów?! Za cholerę tu tacy nie mieszkają, pomyślałem zaskoczony i odwróciłem w stronę pytającej osoby. Od razu na gębie pojawił mi się uśmiech niczym dorodny banan. Koło furtki stała opatulona grubą kurtką dziewczyna. Pomimo, że jedynie fragment twarzy widać było zza szalika i kaptura rozpoznałem w pytającej Spację. Podszedłem szybko bliżej.
- Chodzi pani o tych co nie potrafią usiedzieć na tyłku? - spytałem rozbawiony.
- Dokładnie. O tych samych. - Drżenie czerwonych policzków dziewczyny zdradziło, że uśmiecha się pod szalikiem.
- To przykro mi, ale oni wyjechali, bo... - Zawiesiłem teatralnie głos. - ... nie potrafili usiedzieć na tyłku
- Naprawdę? Jaka szkoda - Spacja śmiała się w najlepsze.
- Coś się stało? - spytałem, gdy nieco ochłonęliśmy z głupawki.
- Nic wielkiego, ale jak się z tym ogarniesz przyjdź na adres, który wysłałam ci sms-em - oznajmiła techno-czarodziejka.
- Przecież ja ci nie dawałem swojego numeru telefonu. - Zauważyłem i szybko zreflektowałem, że moja uwaga jest co najmniej słabiutka.
- Poważnie? No patrz no ty, to chyba wysłałam info do kogoś innego. - Spacja rozbroiła mnie swoim sarkazmem. - Postaraj się wpaść tam jak najprędzej, żebym nie czekała w nieskończoność. Wesoło mi tu z tobą, ale nie cierpię zimna, więc oddalę się czym prędzej. Na razie.
Ostatni zaśnieżony fragment podjazdu zrobiłem w mistrzowskim tempie. Byłem ciekaw, po co chce się ze mną widzieć Spacja. Nawet jeśli mówiła prawdę i nie stało się nic znaczącego to sama możliwość zobaczenia dziewczyny była świetnym powodem, by się pospieszyć.
****
Miejscem, w którym spotkałem się ze Spacją było mieszkanie tym samym dużym osiedlu, na którym mieszkała Zuza i Kama. Na przywitanie spacja wyjaśniła, że dostała klucze do niego od Chrobrego i uznała, że tyle informacji w temacie mi wystarczy. Ja też nie byłem skłonny drążyć sprawy. Mniej wiesz, krócej cię przesłuchują., jak to mówią.
Meta była świeżutka. W całym mieszkaniu pachniało farbą i środkami czystości. Wszystkie pokoje były niemal puste. W jednym który udawał kuchnię stał samotna szafka z elektrycznym czajnikiem, ekspresem do kawy i mikrofalą. Natomiast w drugim znajdowało się biurko z komputerem i mnóstwem różnego techno ustrojstwa. Dopełnieniem wystroju były dwie wielkie i miękkie pufy oraz materac na podłodze.
- Baza numer dwa - skwitowała moją lustrację lokalu Spacja.
- Ok.
- Rozgość się. - Specjalistka od technologii wskazała ręką pufy. - Chcesz herbaty, kawy czy wolisz coś zimnego do picia?
- Zimno jak cholera, więc może poproszę o herbatę.
- Jasne. - Zgodziła się Spacja i ruszyła w stronę prowizorycznej kuchni.
Obserwowałem ją dyskretnie. Poruszała się lekko, z gracją jakby ledwie dotykała stopami ziemi, kręcąc przy tym delikatnie szczupłym, zgrabnym tyłkiem. Było w niej coś świeżego, co zupełnie nie pasowało mi do świata łobuzów i przestępców, w którym mniej czy więcej, ale się obracała. Podobała mi się coraz bardziej i nie byłem pewny co z tym mogę zrobić. Była ważnym elementem planu Chrobrego i przede wszystkim jego znajomą. To studziło moje fantazje. Nie wiedziałem na jak wiele mogę sobie pozwolić. Zadzieranie z Marcinem, a tym bardziej z jego koleżkami i szefem, to było ostatnie czego bym pragnął.
- Stolików chwilowo nie posiadam, więc będziemy się gościć na podłodze - oznajmiła techno-czarodziejka z dwiema herbatami w ręku.
- Możesz mi coś zdradzić? - Zebrałem się na odwagę. - Niezbyt lubię posługiwać się ksywkami, więc może wyjawisz mi swoje imię?
- Nie jestem tutaj dla twojego samopoczucia, tylko dla konkretnej roboty - Ostudziła moją fascynację dziewczyna. - Jeśli koniecznie potrzebujesz imienia, żeby się do mnie zwracać to może być... na przykład Cecylia.
- Nie przesadzasz z tą tajemniczością? - Prychnąłem rozczarowany. - Chciałem być tylko miły.
- I jesteś wystarczająco. Więcej mogło by być przesadą - Spacja poklepała mnie po ramieniu. - Szok mógłby mnie obezwładnić, a wtedy słabo się pracuje.
- Uhmm... - mruknąłem naburmuszony.
- Daj spokój z fochami! - Dziewczyna od komputerowej magii trąciła mnie łokciem w bok. - Chrobry chciał, żebyś był na bieżąco i prosił, żebym ci powiedziała co robimy.
- Ok., to miejmy to za sobą - Zgodziłem się, ale wciąż byłem rozczarowany
- No to tak. Kierowniczka w biurze deweloperskim Banasia to pani Renata Nowaczek. Lat trzydzieści siedem, rozwódka, dziecko jedno, córka. Miłośniczka łzawych romansów i deserów z owocami. - Informacje popłynęły z ust Spacji. - Od wczoraj mam ją na podsłuchu, więc liczę, że niedługo coś z tego wyniknie.
- No, no, szybko działasz - Gwizdnąłem zaskoczony.
- Nie mam czasu na zbytnie przeciąganie sprawy. - Oznajmiła dziewczyna. - Inne wyzwania czekają, a za nimi kryje się kolejny przypływ gotówki.
- Kasa jest dla ciebie taka ważna? - Spytałem nieopatrznie. Nie pasowało mi to do niej.
- Umówmy się Enterku, daj sobie spokój z takimi tekstami. - Spacja zmarszczyła nerwowo brwi. - Nie potrzebujemy zacieśniać relacji między sobą, to raz. Jeśli będę potrzebowała życiowych porad i wskazówek to ściągną sobie aplikację "Życiowy guru. Jak żyć w zgodzie ze sobą.", to dwa. Ok.?
- To tylko niewinne pytanie, które wyrwało się mi mimochodem. - Wzruszyłem ramionami, zdziwiony jej gwałtowną reakcją. Czyżby coś jednak się za tym kryło?
- To niech ci się nie wyrywa! Kurde, skończmy to raz, dwa i rozejdźmy w pokoju! - Techno-czarodziejka pospiesznie usiadła przy biurku. Kliknięciem myszki włączyła ekran komputera. - Chodź tu, coś ci pokażę!
Na monitorze pojawił się obraz. Na kanapie w biurze siedziała atrakcyjna kobieta i popijała kawę z kubka. Wyglądała na rozleniwioną i zadowoloną. Jeśli tak ma wyglądać praca to się nie dziwiłem. Domyśliłem się, że Spacja pokazuje mi wspomnianą wcześniej Renatę Nowaczek. Zaufana pracownica Banasia w biurowym kompleciku prezentowała się kusząco. Krótka spódniczka i wydekoltowany żakiet oraz koszula eksponowały niewątpliwe walory tej pani. Zgrabne, choć nieco masywne nogi i obfity biust.
- Napatrzyłeś się na panią Renatkę? - Uśmiechnęła się pod nosem Spacja. - To teraz popatrz na to!
Obraz na monitorze zmienił się w jednej chwili. Przed oczami mignęły mi przeróżne publiczne miejsca, ale nie zauważyłem tam nikogo znajomego.
- Podsłuchów naszym trzem podstarzałym muszkieterom nie mogliśmy założyć - oznajmiła dziewczyna od technologii. - Nie dlatego, że nie umiem, ale to politycy, więc mogą mieć jakieś zabezpieczenia, a gdyby to wyszło byłaby mega afera i do tego prawdopodobnie przepadłoby nasze zadanie.
Zamontowaliśmy jednak kamery w kilku często przez nich uczęszczanych miejscach, gdzie próbujemy ich też podsłuchiwać w inny sposób. W sumie to nie jest zbytnio potrzebne, bo sama pani Renatka by nam starczyła, ale Chrobry sie uparł. Cięty strasznie jest na tego Banasia.
- No, trochę.
- Trochę to ja jestem spóźniona, a on jest maksymalnie wnerwiony na tego człowieka - stwierdziła Spacja wyłączając komputer. Nie uszło jej uwagi, że ponad jej ramieniem zerkam za dekolt jej bluzki. Oglądając obrazy na ekranie starałem się być jak najbliżej niej, ocierając się niby niechcący.
- Komu w drogę temu trampki, Michałku - dodała po chwili z niepewną miną. - Mam sporo do nadrobienia, a poza tym... zresztą to nieważne.
- Coś cię gryzie? - spytałem.
- Tak, wszy. - Ponownie ukryła się za sarkazmem. - Nic się nie dzieje, po prostu dziwnie się przy tobie czuję. Nie podoba mi sie to, więc... żegnam pana.
- Może chociaż jeszcze jedną herbatę wypijemy? - Zaproponowałem nieśmiało. Nie bez powodu stawiała mur między nami. Czyżby mój dar błądzący wokół jej osoby zrobił swoje?
- Absolutnie nie! - Spacja otworzyła drzwi wyjściowe. - Cześć. Miłego weekendu życzę.
Odpuściłem, bo w sumie miły ze mnie gość. Poza tym miałem wątpliwości co do jej relacji z Chrobrym i Carem. Postanowiłem jednak, że rozeznam się w sytuacji, a gdyby się okazało, że mogę sobie pozwolić na pofolgowanie fantazjom, to... . Cóż, będę musiał wcisnąć Spację.
- Nawzajem - rzuciłem w progu, zerkając na uroczą techno-czarodziejkę.
Idąc korytarzem myślałem jak bardzo mnie intryguje jej osoba. Jeśli jednak do czegoś między nami miało dojść, będzie mi lepiej smakować, gdy trochę poczekam i pocierpię. Tym bardziej, że dzisiejszy wieczór i tak zapowiadał mi się zajebiście. Byłem umówiony z Marcelą i Nastką w klubie. Samo to nie było niczym niezwykłym, ale od dwóch dni byłem szczęśliwym posiadaczem klucza do wolnego mieszkania na całkiem fajnym osiedlu. W ramach współpracy odpalił mi go Chrobry. Ucieszyło mnie to ogromnie, ale zmartwiłem się, że mogą podglądać lub nagrywać moje ekscesy. Marcin zarzekał się jednak na wszystko, że nic mi nie grozi. Szczery w tym był, wierzyłem, że wciąż pamięta co dla niego zrobiłem.
Tak więc klucz wziąłem. Otwierały się przed mną nowe możliwości.
****
Zanim nastał wieczór wydarzyły się inne ciekawe rzeczy.
Wracając ze spotkania ze Spacją zajrzałem do Wiktorii. Obiecywałem sobie od kilku dni, że powiem jej o współpracy z Chrobrym. Zwlekałem z tym obawiając się czy powinna wiedzieć o takich ludziach, czy raczej żyć w błogiej nieświadomości. Ostatecznie przeważyło to, że była naprawdę twardą dziewczyną z charakterem. Do tego od samego początku wspierała mnie w wyjaśnieniu afery z Anitą Grześkowiak.
Miałem szczęście, gdy zajrzałem do niej, bo była właśnie sama. Przywitała mnie z ponurą miną, wyjaśniając, że jestem pierwszą dobrą rzeczą w jej życiu od dwóch dni. Cóż. miło ale skąd ten pesymizm, skarbie, pomyślałem.
Postanowiłem dać się jej wygadać, zanim przejdę do swoich rewelacji. Okazało się, że od wczoraj miała na głowie cioteczną siostrę spod Wrocławia, która przyprawiała ją o zły humor. Starsza o rok od Wiki dziewczyna była na pierwszym roku studiów. Według mojej blogerki była nazbyt ułożona, przemądrzała i wyniosła. Nuda. Flaki z olejem.
Wiktoria była zła, bo niespodziewany gość miał być u nich do czwartku. Paulina, bo tak zwała się owa kuzynka przyjechała bowiem do Warszawy w konkretnym celu. Była aktywną członkinią wspólnoty parafialnej w swoim rodzinnym mieście. W czwartek razem z innymi członkami swojej grupy miała spotkanie w jednym ze stołecznych kościołów. Mając rodzinę w podwarszawskiej miejscowości połączyła wyjazd z odwiedzinami. Niestety, ku utrapieniu Wiktorii.
Miałem ochotę pocieszyć Wikę w konkretny sposób, ale dziewczyna obawiała się, że w każdej chwili mogą wrócić rodzice, którzy zabrali Paulinę do Warszawy. Skończyło się więc na drobnych pieszczotach i pocałunkach, które i tak dużo pomogły. Na twarz młodej blogerki wrócił tak lubiany przeze mnie uśmiech.
Korzystając z okazji opowiedziałem Wice o tym co udało mi się załatwić z Chrobrym. Dziewczyna miała mnóstwo wątpliwości, ale zgodziła się ze mną, że innej alternatywy raczej nie mamy. Więcej pogadać się nie dało, bo pojawili się starzy Wiktorii z Pauliną. Gospodarze szybko zniknęli nam z oczu, chcąc zostawić naszą trójką samą.
Być może Wiktoria miała rację, co do charakteru i zachowania kuzynki, ale zapomniała wspomnieć, że to całkiem ładna dziewczyna. Wysoka, niemal mojego wzrostu szatynka była całkiem zgrabna i przyjemnie kształtna. Wprawdzie retro bluzka w duże grochy dodawała jej lat, a zacięty, poważny wyraz twarzy nie skłaniał do żywiołowego zawierania znajomości, ale i tak poczułem zainteresowanie tą osóbką.
Ona najwyraźniej jednak nie. Błękitne oczy kuzynki z Dolnego Śląska pociemniały, gdy mierzyła mnie wzrokiem gargulca, podczas, gdy Wika mnie przedstawiała.
- Kolega ze szkoły, no proszę - mruknęła . - A nie mógł przyjść, gdy ciotka i wujek byli w domu?
Niemal wyrwało mi trzewia z wewnętrznego śmiechu. Ja pierdzielę, to jakaś zakonnica, pomyślałem rozbawiony. Gdzieś ty się dziewczyno uchowała?
- Uwierz proszę, nie jestem groźny. - Poderwałem się, całując ją szarmancko w dłoń, której o dziwo nie cofnęła. - Rodzice Wiki znają mnie i bywam tu od czasu do czasu.
- Wszyscy tak mówią - oświadczyła Paulina, z lekko uniesionymi kącikami ust. Domyśliłem się, że była to namiastka uśmiechu. Chociaż była szansa, że to dziki rechot w pełnej krasie. - Pójdę na chwilę na górę i wrócę do was jeśli pozwolicie.
- Jasne - zgodziła się Wika, wywalając język za placami kuzynki. Z trudem zachowałem powagę.
Paulina znikając w pokoju na górze pozwoliła nam uwolnić trochę nasze emocje. Śmiałem się, starając się nie być zbyt głośno.
- No sam widzisz. Kosmitka - podsumowała krótko moja kochliwa blogerka. - Chociaż przy tobie można by uznać, że się jej poprawia.
- Dobrze działam na ludzi - stwierdziłem wesoło.
- Na ludzi, jak na ludzi, ale na pewno na płeć przeciwną - mrugnęła do mnie Wiktoria. - Słuchaj! Wiem, że to głupie i niespodziewane, ale przyszło mi do głowy, że może byś poćwiczył na tej wariatce swój wdzięk i urok.
- Coo?! Wika, nie szalej!
- Marne szanse wprawdzie na to, że tą "sztywniarę" coś ruszy, ale, gdyby jednak...
- Wika, przeginasz! Po pierwsze nie jestem zabawką, a po drugie, nie będziesz zazdrosna i zła? - Zdziwiłem się szczerze. - Przecież jej nie lubisz.
- Nie przepadam za nią, ale w końcu to jakaś rodzina - przyznała blogerka. - Gdybyś zrobił jej dobrze, może by zeszła z drogi cnoty i drętwoty. I tak masz mały haremik, więc jedna konkurentka więcej czy mniej różnicy nie robi, a zasługa dla świata wielka.
- Jaka zasługa? Co ty bredzisz?
- Przywrócenie Pauliny do normalności - prychnęła Wika.
- Wybij to sobie z głowy! - mruknąłem niezadowolony.
- Eee tam, tak tylko gadam. I tak by nic z tego nie było. - Ramiona Wiktorii uniosły się w geście rezygnacji. - Za twardy orzech do zgryzienia dla ciebie.
Moja kochliwa blogerka była inteligentną dziewczyną. Być może sprytnie mnie podeszła albo wyszło jej tak przypadkiem, ale zraniła moją ambicję. Ja kurwa, nie dam rady! No to się przekonasz, pomyślałem.
- Idę dziś z Marcelą i Nastką do klubu. Przyłączcie się do nas we dwie, a przekonasz się, jak sobie radzę z orzechami - powiedziałem, odstawiając skromność na bok. - Wiewiórki przy mnie to cieniasy.
- Ona do klubu?! Chyba śnisz - Wika nie miała wątpliwości, że jestem na straconej pozycji albo doskonale udawała.
- Spokojnie. Zaraz tu zejdzie - odparłem. - Pogadamy sobie, poznamy się, zostawisz nas potem niby przypadkiem we dwoje, a wieczorem się przekonasz czy zechce z tobą wyjść.
- Jak ją przekabacisz spełnię twoje każdą erotyczną zachciankę - szepnęła mi do ucha Wika.
- Ciężko będzie, bo "mój haremik" jak go uroczo określiłaś, daje w tym względzie doskonale radę - odpowiedziałem równie cicho.
- Coś wymyślisz - podsumowała naszą wymianę zdań młoda blogerka, zerkając w górę. Właśnie wracała Paulina.
Trzeba przyznać, że Wiktoria nie koloryzowała. Kuzynka była drętwa w rozmowie niczym manekin. Do tego stawała od początku konwersacji z pozycji jedynej porządnej z lubością piętnując każdą rzecz, która się jej nie spodobała. Udało nam się jednak przegadać ponad godzinę i pod koniec zauważyłem, że Paulina ukradkiem zerka na mnie z zainteresowaniem. Cóż, sześćdziesiąt minut w niektórych przypadkach to bardzo wiele dla mojego daru.
Gdy na dłuższą chwilę zaległa cisza Wika wyczuła, że to odpowiedni moment, by zostawić mnie sam na sam z ofiarą. Gdy zniknęła nam z oczu, kuzynka napoczęła nowy temat.
- Wiem, że przyjaźnisz się z Wiktorią, ale muszę ci wyznać, że ona za mną nie przepada - oświadczyła z przekonaniem.
- Przesadzasz. Jesteście po prostu inne. - Wzruszyłem ramionami.
- Chcesz być miły, ale to nie tylko to. - Paulina nie dawała za wygraną. - Owszem, nie jestem taka trendy, nowoczesna i wyzwolona jak większość moich rówieśniczek, ale czy to coś złego?
- Absolutnie! Powiem ci nawet, że faceci coraz częściej szukają dziewczyn z zasadami - Z lubością kreowałem nową rzeczywistość. Z premedytacją, bo chciałem osiągnąć swój cel. - Młode kobiety są teraz inne niż dawniej. Wielu mężczyzn tęskni za tradycją i klasyką.
- Podoba mi się to co mówisz. Nawet bardzo. - Byłem niemal pewien, że moja rozmówczyni lekko się zarumieniła. - Szkoda, że mało jest tak myślących chłopaków.
- Mówię co myślę. - Nie do końca tak było. Jednak, w każdym kłamstwie tkwi przecież ziarenko prawdy, a cel uświęca środki.
- Przypięto mi łatkę świętej i nawet w rodzinnych stronach mam niewielu znajomych. Właściwie to tylko tych ze wspólnoty - wyznała smutno dziewczyna. - Owszem, wiara jest dla mnie ważna, ale czy to powód, żeby mnie wyśmiewać i omijać z daleka.
- No cóż, żyjemy w takim świecie, a nie innym - stwierdziłem filozoficznie. - Mnie jednak nie przeszkadza twoja wiara. Mało tego, od początku mi się spodobałaś...
- Teraz trochę się zapędzasz!
- Paulinko, ale nie w tym złym sensie! - Sprostowałem, choć miałem coraz większą chęć dobrać się do Jej Świętoszkowatości. - Na dowód zapraszam cię dziś wieczór do klubu.
- Do jakiego?
- Takiego z tańcem, drinkami i wesołym towarzystwem - Śmiałem się w duchu widząc jej przerażoną minę.
- Żartujesz?! To pewnie złe miejsce! - ofuknęła się nagle, tracąc humor. - Zupełnie nie dla mnie.
- Masz trochę czasu do namysłu - oświadczyłem. - Uważam, że powinnaś dać szansę sobie jak i innym, by mogli cię lepiej poznać. Niech Wika zobaczy, że się myliła. A poza tym jeśli ty nie pójdziesz, to i ona chcąc być lojalną zostanie w domu. Nie bądź taka i zgódź się, proszę.
- To... to nie jest dobry pomysł - niepewnie stwierdziła Paulina. Nie powiem, że byłem pewny swego, ale miała coś takiego w oczach, że wieczorem spodziewałem się ją zobaczyć w klubowych okolicznościach.
Wiktoria najwyraźniej stwierdziła, że dała nam wystarczająco dużo czasu i wynurzyła się zza ściany. Poderwałem się z kanapy.
- To już ta godzina! Ale mi było z wami miło - mrugnąłem znacząco do Wiki, gdy kuzynka odwróciła się na chwilę. - Zastanów się nad propozycją Paulinko.
- O czym mówicie? - zainteresowała się młoda blogerka.
- Paulina ci wszystko opowie. - Machnąłem ręką na pożegnanie. - Liczę na was dziewczyny. Na razie pa, pa i... do zobaczenia, mam nadzieję.
****
Od godziny świetnie się bawiłem w towarzystwie Marceliny i Anastazji. Z początku byłem zawiedziony, że Paulina i Wiktoria nie pojawiły się, ale smutek w takich okolicznościach byłby nie na miejscu. Pogodziłem się z porażką, choć cały czas mój dar lawirował wokół świętoszkowatej kuzynki blogerki.
Większość bawiących się w tym momencie szalała na parkiecie lub wyszła na zewnątrz zaczerpnąć powietrza. Korzystając z chwilowego odosobnienia wsunąłem ręce pod sukienki dziewczyn. Były nieźle napalone i zapowiadała się niezła jazda, gdy dotrzemy do mieszkania, które udostępnił mi Chrobry.
- Nie chcę już tu być - jęknęła głucho Nastka. - Możemy jechać do tego gniazdka rozkoszy?
Marcelina chętnie przychyliła się do prośby towarzyszki. Podnieśliśmy się wszyscy troje i... stanąłem oko w oko z Pauliną. Jej oczy przypominały złowrogie spojrzenie pantery tuż przed śmiertelnym skokiem na intruza.
- Wiedziałam, że tak będzie! Jesteś taki jak wszyscy! - syknęła rozzłoszczona. Nie potrafiła jednak ukryć, przebijającego się przez gniew zawodu. - Kłamca i rozpustnik!
- Paulina, no coś ty...? - spróbowałem do niej przemówić, ale wybiegła z lokalu.
- To ta świętoszka, która miała wpaść z Wiką czy może nowa fanka? - uśmiechnęła się łobuzersko Marcela.
- Dajcie mi chwilę. Muszę z nią pogadać.
- Dla ciebie wszystko, panie i władco. - Małpowała Marcela.
To nie był dobry moment na utarczki słowne. Machnąłem zrezygnowany ręką i wybiegłem za Pauliną. Chyba nie chciała tak do końca uciec, bo natknąłem się na kilkanaście kroków od wejścia. Stała pod drzewem i rozpaczała. Dar darem, ale nie rozumiem czasem dziewczyn. Kurde, przecież znała mnie od paru godzin. Sam chyba nie wiem, co potrafię. Powinienem zanucić pod nosem niczym Elza z "Krainy Lodu". Mam tę moc, mam tę moc... . Pieprzyć to, może innym razem. Teraz muszę ogarnąć kuzynkę świętoszkę, która dostała hyzia!
- Paulina, proszę wejdź do środka i spróbuj się dobrze bawić z nami - zaproponowałem nieśmiało.
- Odczep się! Co masz na myśli mówiąc o zabawie?! - Spojrzała mu w oczy wyzywająco. - Mam pozwolić ci włożyć łapy pod kieckę, jak te tam?! Wszystko widziałam! Po co mnie tu zaprosiłeś?!
- Chciałem żebyś trochę się wyluzowała - wyznałem. - Pozwoliła nieco zburzyć ten mur, który wokół siebie zbudowałaś.
- Czyli myślisz jak Wika? Jestem sztywna i nadęta, co?
- Nie myślę, że jesteś bardzo ładna - Zacząłem szarżować. Wóz albo przewóz. - I zbyt młoda na zupełne ignorowanie przyjemności i zabawy. Wierz sobie w co chcesz i jak tylko chcesz mocno, ale to nie znaczy, że raz na jakiś czas...
- Naprawdę ci się podobam? - Nie dała mi dokończyć.
- Całkiem serio. I...
Znów mi przerwała. Tym razem napierając na mnie ustami. Przyciągnąłem ją więc i odpowiedziałem namiętnym pocałunkiem. Bez zahamowań wsunąłem język do ust Pauliny, penetrując nim wnętrze. Nie przesadzała ze swoim wyobcowaniem. Próbowała odpowiedzieć mi tym samym, ale szło jej to nieporadnie. Nie byłem jednak członkiem jury by ją oceniać. Przyjemnie mi było, gdy czułem jak bardziej napiera na mnie ciałem. Jędrne piersi pod niemodną kurtką ocierały się o mój tors, budząc demona między moimi nogami.
- Chyba nie kłamałeś - stwierdziła, łapiąc oddech i rumieniąc się gwałtownie.
- W tej sytuacji trudno zaprzeczyć - Łypnąłem okiem na ewidentny wzwód. - I tak, przyznaję się bez bicia. Chcę wpakować łapy w twoje krocze.
Tym razem ja wykonałem pierwszy ruch. Przylgnąłem do dziewczyny, aż oparła się o drzewo. Obawiałem się czy nie przesadzę, ale ponownie całując ją mocno, rozsunąłem suwak kurtki i włożyłem pod nią rękę. Paulina zupełnie się nie broniła, więc odnalazłem wzgórek piersi i zacisnąłem na nim dłoń. Świętoszka jęknęła przeciągle. Przez chwilę poczułem się grzeszny i zły. Szybko jednak odpędziłem te myśli. Bardziej wolałem się skupić na elastyczności cycków.
Gdy ochłonęliśmy i złapaliśmy oddech, zapytałem.
- Wolisz tu zostać trochę czy jechać jak najszybciej do siedliska rozpusty?
- Michał, jesteś okropny - oświadczyła, ale nie było w tym cienia gniewu.
- Gdy się pojawiłaś miałem jechać z dziewczynami na namiętną, rozbieraną randkę - wyznałem z rozbrajającym uśmiechem. - Mam zamawiać taksówkę na już czy chcesz się nastroić?
- Jestem nastrojona tak bardzo, że za chwilę eksploduję - oznajmiła, a ja wiedziałem juz na sto procent, że wygrałem zakład z Wiką. A właśnie, a propos...
- Paulina, a czemu nie ma Wiktorii?
- Tak marudziłam po drodze, nie będąc pewną, czy chce tu być czy nie, że wróciła się do domu niemal spod klubu. - Odmieniona kuzynka zrobiła niewinną minę.
- Trudno. Wejdźmy jednak na trochę do środka, bo zmarzniemy zanim przyjedzie taksówka - zarządziłem, wyciągając telefon.
Marcela z Nastką stanęły na wysokości zadania. Pomimo złego pierwszego wrażenia, przygarnęły Paulinę i szybko złapały z nią kontakt. Bliższy niż bym się spodziewał. Namówiona na lekkiego drinka świętoszka pozwoliła im na wiele. Z wypiekami obserwowałem jak dziewczyny ocierają się o nią coraz odważniej, by ostatecznie pójść na całość. Sprawne dłonie moich kochanek pieściły z wyczuciem zarówno piersi Pauliny, a także krocze i tyłek. Przy stoliku nagle zrobiło się podniecająco duszno. Rozważałem w myślach pomysł, żeby zabawić się z nimi trzema naraz, ale zrezygnowałem z tego pomysłu. Dla takiej pionierki jak Paulina mogłoby to być zbyt dużym szokiem. Gdy zupełnie już nie święta kuzynka poszła na chwilę do toalety, zakomunikowałem Marceli i Nastce co wymyśliłem. Były oczywiście totalnie zawiedzione, ale udobruchałem ich obietnicą, że nadrobimy to jutro. Mając do dyspozycji wolny lokal, mogłem sobie na to pozwolić.
Ledwie Paulina wróciła, dostałem wiadomość, że kierowca czeka przed lokalem. Marcelina i Anastazja poderwały się, mrugając do mnie porozumiewawczo.
- Co za dużo, to niezdrowo - stwierdziła starsza z nich. - Dziś Michał ewidentnie ma chęć na ciebie, więc zmykamy.
Całując kuzynkę Wiktorii na pożegnanie, usłyszałem jak Marcela cicho mówi do niej na ucho.
- Pozwól mu na wszystko, a będzie cudownie.
Kwadrans później byliśmy z Pauliną w mieszkaniu od Chrobrego. Nie znajdowało się na najbardziej wypasionych osiedlach, ale tych z górnych poziomów średnich. Wnętrze było jednak urządzone z gustem i bardzo przyjemnie. Byłem tu po raz pierwszy, więc nie znałem rozkładu pokoi, ale zwiedzanie odłożyłem na kiedy indziej, gdy tylko zlokalizowałem wyrko.
Dopadałem nową kochankę i niemal zdarłem z niej ubranie. W słabym świetle prezentowała się świetnie. Naprawdę szkoda by było, żeby takie ciało się marnowało. Zaskoczył mnie wprawdzie bujny łonowy bluszcz, ale wszystkiego w życiu warto popróbować. Zresztą nie był to całkiem dziewiczy gąszcz. Co nieco jednak właścicielka poprzycinała.
Dość jednak ogrodnictwa! Zrzuciłem z siebie ciuchy, dumny z prężącego się kutasa i zlegliśmy na łoże. Mogłem teraz namacalnie przekonać się o zaletach ciała Pauliny. Całowałem ją i pieściłem delektując się świeżością kochanki. Usta, szyję, włosy i ramiona zalałem deszczem pocałunków. Oczy nakręconej moim darem świętoszki lśniły zachwytem i namiętnością. Wreszcie skupiłem się dłużej na piersiach. Średniej wielkości, rozchodziły się lekko na boki i miały stożkowaty kształt. Sterczały przez to zachęcająco. Zagarnąłem je i uciskając pieściłem zapamiętale. Paulina wiła się pojękując z cicha. Gdy stwardniałe z podniecenia sutki znalazły się między moimi palcami, jęki wzmogły się jeszcze bardziej. Przez głowę przeleciała mi myśl, że to będzie chyba najgłośniejsza z moich kochanek. Na potwierdzenie tych złotych, głębokich przemyśleń Paulina dała kolejny popis rozkosznych dźwięków. Sprawiły to moje wargi, oplatające małe guziki cycków.
Chwilę jeszcze bawiłem się cudnymi gronami, by zaraz potem zaatakować dolne partie ciała partnerki. Gdy zbliżyłem twarz do łona, Paulina zadrżała. Na chwilę odezwały się przyzwoitość i pruderia. W konfrontacji z moim darem były jednak skazane na porażkę. Potarłem jedną ręką ciemne runo na wzgórku łonowym, a palce drugiej dłoni zacząłem pocierać wargi sromowe. Głos kuzynka Wiki przybrał na sile. Jęczała dużo głośniej.
Ta rozkoszna kakofonia działała na moje zmysły. Pulsowałem erotyczną energią, która rozsadzała mnie od środka. Nakręcony tymi dźwiękami szybko wniknąłem palcami we wnętrze kochanki. Po chwili osunąłem się niżej i zaangażowałem w pieszczoty język. Gdy jego koniec obrał sobie za cel guziczek łechtaczki, Paulina całkiem odleciała. Zerkając w górę ujrzałem zupełnie inną dziewczynę od tej, którą poznałem w domu Wiktorii. Zwichrzone włosy, błędny wzrok, rozchylone usta i wypieki niczym z najlepszej piekarni. Czułem się jak bożek, który potrafi zawładnąć pragnieniami nawet tak nieskorych do namiętności kobiet.
Bezlitośnie ssałem cipkę kochanki, doprowadzając ją do szaleństwa. Nie mogło to trwać jednak bez końca. Chwyciłem trzon fiuta i naprowadziłem go na wilgotną norkę. To otrzeźwiło lekko Paulinę.
- Michał, bądź delikatny - zaskomlała.
Muszę przyznać, że myśl o jej dziewictwie błąkała się gdzieś w głębi mojej świadomości, ale nie zaprzątała tak bardzo. Teraz jednak prośba partnerki wyzwoliła burzę emocji. Poczułem przypływ podniecenia i rozkoszy. Zapragnąłem natychmiast zdobyć jej niewinność.
Wsunąłem czubek penisa między wargi sromowe i naparłem lekko. Poczułem opór, więc poprawiłem mocniejszym pchnięciem. Wszedłem głębiej, ale wciąż nie sforsowałem dziewiczej bramy. Doznawałem siły własnej żądzy.
W trzecie pchnięcie włożyłem dużo więcej energii. Paulina syknęła z bólu, ale już nie odpuściłem. Bariera została pokonana, zapadłem się mocniej w partnerkę. Teraz pozostało tylko ją pieprzyć.
- Opleć mnie nogami! - Wydyszałem wskazówkę.
Świętoszka posłuchała grzecznie. Na moich placach zacisnęła się klamra zgrabnych łydek i ud. Chwyciłem biodra Pauliny i naparłem, starając się pamiętać, że to pierwszy raz kochanki. Nakręcony żądzą, coraz mniej jednak zwracałem uwagi na siłę kolejnych sztychów.
Najwyraźniej pierwszy szok kuzynki Wiktorii minął szybko i bezpowrotnie, bo dziewczyna mimowolnie zaczęła mnie wspomagać ruchami tyłka. Gdy znudziła mnie ta pozycja, poczułem przemożną chęć, by posiąść tą świętoszkę od tyłu.
Potężnie podniecona, nie skojarzyła chyba, że zmieniam naszą pozycję, a potem unoszę w górę jej tyłek. Dopiero, gdy między pośladkami odnalazłem drogę do cipki zorientowała się co jest grane. Uniosła się lekko na łokciach, zapierając mocniej. Tym razem nie siliłem się na delikatność. Bez przesadnej gwałtowności, ale zdecydowanie wbiłem się w partnerkę. Znów stworzyliśmy szalony, erotyczny układ. Posuwałem Paulinę licząc, że pierwsza osiągnie szczyt. Tak też się stało. Po którymś z kolei sztychu, zawyła niemal szaleńczo i zastygła, wyginając plecy w łuk. Czułem jak drży, poddając się mocy orgazmu.
Była ledwie żywa, a ja chciałem odebrać swoją część ekstazy. Byłem tego tak bliski, że nie zamierzałem odpuścić. Pozwoliłem partnerce przez chwilę jeszcze kontemplować rozkosz, by zaraz potem zadbać o swoją przyjemność. Podsunąłem członka pod twarz Pauliny oczekując od niej ustnej aktywności.
- Michał, nie wiem czy chcę w ten sposób - westchnęła cicho moja partnerka. - To kojarzy mi się z prostytutkami.
No masz ci los! Teraz ją wzięło na skrupuły i przyzwoitość!
- Co będziesz o tym wiedziała, jeśli nie spróbujesz? - stwierdziłem. - Ja oporów nie miałem, by wylizać cię dokładnie.
- Ale...
- A weź przestań! Sama nie wiesz co dobre! - westchnąłem i chwyciłem głowę Pauliny. Mogła nie otwierać ust, ale chyba jej opór nie miał tak silnych podstaw, bo rozchyliła wargi.
Wsunąłem się cały na dwa razy i zacząłem pieprzyć kochankę w usta. Rozeźliła mnie trochę tymi wątpliwościami co do oralu, więc powziąłem postanowienie, że skończę inaczej niż planowałem wcześniej. Miał być spust na biust i ciało, a tak będzie niechcący do buzi. Z tego powodu nie puszczałem głowy partnerki. Po kilku pchnięciach nadszedł czas finału. Wyprowadziłem ostatni silny sztych, czując brodę Pauliny na jądrach. Docisnąłem z tyłu głowę świętoszki i przytrzymałem mocno. Rozszalałe we mnie demony uwolniły falę spełnienia. Nasienie wylało się ze mnie, wypełniając usta kochanki. Nie było tam miejsca dla takiej ilości spermy i kutasa jednocześnie. Jednak nie uwolniłem dziewczyny od niego. Krztusząc się, ostatecznie się poddała, połykając sporą dawkę perlistego nektaru.
Pomimo tego i tak część soku miłości wyciekła kącikami ust dziewczyny.
Dopiero wtedy wyciągnąłem z ust Pauliny fiuta. Serce kołatało we mnie z straszliwie. Świadomość niewinności i przyzwoitości mojej ofiary wywołała dodatkowe emocje. Ta dziewczyna ze swoimi sztywnymi, radykalnymi i pruderyjnymi poglądami klęczała teraz przede mną całkiem naga. Blada skóra lśniła jej od potu i pachniała seksem. Usta, a także policzki upstrzone były śladami spermy. Oczy tej świętoszki lśniły blaskiem, który tak znałem ze spotkań z innymi kochankami. Być może powinienem refleksyjnie zastanowić się nad tym, że zepsułem porządną młoda kobietę, ale to nie był moment na przemyślenia. Zresztą, w wersji świętoszkowatej Paulina była nie do zaakceptowania. Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam zrobiłem kuzynce Wiktorii sporą przysługę.
- Boże, Michał! Nie wierzę, że to się stało! - wydusiła z siebie moja partnerka.
- Jak chcesz to uszczypnę cię dla pewności. - Zażartowałem. - Gdzie wolisz w tyłek czy w cycuszki?
- Ja... ja nie wiem, co ze mną zrobiłeś - przyznała ocierając twarz z resztek nasienia. - Jestem rozdarta, bo powinnam czuć się potwornie, a... tak nie jest.
- Dlaczego miałabyś czuć się niedobrze?
- To co zrobiłam, to grzech.
- Nie psuj chwili, bardzo cię proszę. - Zaoponowałem. - Ty jesteś wolna, ja też. Nikomu nie stała się krzywda, a nie wiem jak ty, ale mi było cudownie. Gdzie tu grzech, skarbie?
- Mam mętlik w głowie. To co mi zrobiłeś..., twoje słowa..., ta euforia którą wciąż czuję... to wspaniałe, ale...
- Żadnych "ale"! Wyłącz myślenie! Zdaj się na emocje, których doświadczasz. - Tłamsiłem wątpliwości kochanki.
- One krzyczą we mnie, że chcę więcej - rumieniąc się wyznała Paulina.
- I tak jest super. - Podsumowałem. - Zobaczmy czy mamy w tym przybytku coś do jedzenia, ochłońmy trochę, a potem wrócimy do tematu. Zgadzasz się?
- Niech tak będzie - Zgodziła się ze śmiechem kuzynka Wiktorii. - Ale nie każ mi czekać długo.
- Stworzyłem potwora - jęknąłem aktorsko.
- Chyba tak. Gdzie ja teraz znajdę u siebie kogoś takiego jak ty? -przyznała mi rację Paulina, jednocześnie martwiąc się o przyszłość.
- Na to zawsze są chętni - odparłem mało odkrywczo.
- Ale nie chcę pierwszego lepszego.
- To spróbuj zbałamucić któregoś ze swoich braci ze wspólnoty - Dzisiaj rzeczywiście chyba diabeł podszeptywał mi na ucho. - Być może mają ukryte talenty, które musisz wyzwolić, jak ja w tobie dzisiaj.
Paulina nic nie odpowiedziała. Po minie rozpoznałem jednak, że myśli intensywnie. Czyżby niewinność któregoś z członków parafialnej wspólnoty była zagrożona? Nie był to mój problem. Natomiast tej nocy niewinność i cnotliwość pewnej świętoszki przepadły z kretesem, gdy po raz drugi ostro się za nią zabrałem. Przy powtórce Paulina dała się zerżnąć jeszcze bardziej ochoczo.
Koło kwadrans przed dwunastą następnego dnia, gdy odsypiałem miłosne harce w swoim łóżku, rozszalał się telefon na szafce nocnej, wibrując wściekle. To był sms od Wiki.
"Żadnych wątpliwości, że wygrałeś. Coś ty jej zrobił? To zupełnie inna dziewczyna."
Uśmiechnąłem się tryumfalnie. Jestem bożkiem seksu.
Po chwili nadszedł kolejny krótki komunikat od blogerki.
"Chyba jestem trochę zazdrosna."
Uruchomiłem palce, klikając odpowiedź.
"Niepotrzebnie. W najbliższych dniach zrobię ci lepiej i więcej."
Zakończeniem tej uroczej elektronicznej konwersacji była szczęśliwa emotka jaką przesłała mi Wiktoria.
Veni, vidi, vici czyli w wolnym przekładzie Michała Wanata. Przybyłem, zerżnąłem, zwyciężyłem.
****
Najwyraźniej profesor Otis był na tyle ważny, że trzeba było włazić mu w dupę. Do takiego wniosku doszedłem, gdy pojawiłem się pod adresem, który podała mi Sandra Novak, na warszawskiej Białołęce. Elegancki, nowoczesny blok z wypasionymi apartamentami zrobił na mnie wrażenie. Dwa razy sprawdzałem, czy przypadkiem nie pomyliłem numeru domu. Wszystko się zgadzało, więc z podziwem zagwizdałem pod nosem.
Przyjechałem kilkanaście minut wcześniej niż byliśmy umówieni, dlatego chwilę zastanawiałem się czy powinienem próbować dostać się do mieszkania numer dwanaście od razu czy odczekać. Zdecydowała aura. Na dworze było zimno i mokro, wcisnąłem więc odpowiedni przycisk w domofonie.
Po chwili usłyszałem lekko zaskoczony, dźwięczny głos asystentki Otisa.
- Jesteś za wcześnie. - Odkrywczo stwierdziła z wyrzutem.
- Wiem, ale na dworze jest nieciekawie, a ja nie chciałem się spóźnić - wytłumaczyłem się do domofonu.
- Ok., wchodź, ale musisz poczekać, aż się ogarnę - Sandra nie dała się długo prosić. Domofon zabrzęczał i mogłem wejść do środka.
Pod drzwiami z numerem dwanaście odczekałem kilka minut zanim zapukałem, chcąc dać czas polskiej Amerykance na wyszykowanie swojej osoby. Oczami wyobraźni widziałem ją, pospiesznie wciągającą na zgrabne ciało majtki i biustonosz. Ewidentnie coś było ze mną nie tak. Przyjechałem tutaj po to, aby dać się przyszpilić. Zamiast myśleć o tym co chcą mi zrobić, bo przecież tak naprawdę niewiele mi zdradzili i niewiadomych było całe mnóstwo, to we łbie miałem urocze krągłości panny Novak. Nawet profesor Jaroszyński, u którego byłem wczoraj nie potrafił mi wyjaśnić wszystkiego. Potwierdził jedynie, że Otis to światowy autorytet i powinienem zdać się na niego. Cóż zdałem się bez oporu, ale nie bez znaczenia było, że miał naprawdę seksowną asystentkę.
Zgodnie z tym, o czym rozmawiałem z nią ostatni raz w kawiarni starałem się powściągać fantazje, ale wszyscy święci mi świadkiem, że było to trudne. Kilkakrotnie mój dar mocno poszybował w stronę Sandry. Nawet teraz, stojąc pod jej drzwiami moje kosmate myśli błądziły wokół Amerykanki.
- No jestem gotowa - Drzwi otwarły się, zanim zdążyłem zapukać. - Miło z twojej strony, że poczekałeś.
- Zawsze do usług - skłoniłem się teatralnie, wdychając zmieszane zapachy szamponu i perfum. Nie do końca wysuszone włosy zdradzały, że wcześniej brała prysznic.
Wszedłem do środka i rozejrzałem się z podziwem.
- No, no, no! Niezłe lokum ci znaleźli - zawyrokowałem.
- Aż za bardzo. Przyznam szczerze, że chwilami ciężko mi sie skupić na zadaniach, które mi wyznaczono. - Z uśmiechem przyznała Sandra. - Czuję się jak na ekskluzywnych wczasach.
- Bez przesady! Warszawska Białołęka to nie Mauritius czy inne Seszele. - Prychnąłem rozbawiony. Z salonu doleciał mnie głos Davida Gahana z Depeche Mode. "Freelove". Fajny kawałek, też go lubiłem.
- W Waszyngtonie mam dużo pracy, wierz mi - stwierdziła, poważniejąc gospodyni. Gestem zaprosiła do wejścia głębiej. - Nie byłam na urlopie od trzech lat, a to sprawia, że w Warszawie czuję się lepiej niż w egzotycznych kurortach.
- Ok., rozumiem.
W salonie było nieprzyzwoicie elegancko. W powietrzu unosił się klimatyczny zapach. Wystrój był zapewne nabyty przez Sandrę, ale zapachowe świece dodała od siebie. Na niewielkim szklanym stoliku stała napoczęta butelka wina i napełniony w dwóch trzecich kieliszek białego wina. Na kanapie obok leżała niedomknięta książka. Olivia Cunning. "Za sceną". Nie kojarzyłem, ale to bez znaczenia.
- Ugościć cię czymś czy przechodzimy do konkretów? - zapytała Sandra. Odniosłem wrażenie, że była lekko spięta. - Wina ci nie proponuję, bo to niezbyt dobry pomysł przed zabiegiem.
Przyznam, że "przechodzimy do konkretów" w jej ustach skojarzyło mi sie jednoznacznie. Nie miałbym nic przeciwko temu, żeby legnąć na kanapie, która kosztowała pewnie więcej niż połowa mebli w mojej chacie i dobrać się do apetycznego ciała panny Novak. Z bólem odpędziłem od siebie rozkoszne myśli.
- Dajmy spokój konwenansom. Przejdźmy do powodu mojej wizyty - oznajmiłem, ulegając przyzwoitości.
- To przejdźmy do tamtego pokoju - zarządziła Sandra, wskazując najodleglejsze pomieszczenie.
Za drzwiami spotkał mnie kolejny szok. W przeciwieństwie do komfortowej i ekskluzywnej większości mieszkania ten pokój prezentował się ubogo i inaczej. Przypominał gabinet lekarski. W rogu stały dwie wąskie szafki, a na środku fotel przypominający trochę stomatologiczne narzędzie tortur.
- Nie wiem czy Otis objaśniał ci wszystko ze szczegółami - zaczęła Sandra narzucając na siebie nieskazitelnie biały kitel. - Zastrzyk jest nieco dłuższy niż standardowy i w mniej typowym miejscu.
- To znaczy? - zainteresowałem się bardziej.
- W tył głowy, lekko pod czaszką - Sandra obserwowała z uwagą moją reakcję. - Dlatego proponuje znieczulić cię tam, by ograniczyć do minimum dyskomfort i ból.
- Chciałem być bohaterski, ale skoro to tak nietypowo się przedstawia, to znieczulajmy - zgodziłem się, czując, że dopada mnie lekkie zdenerwowanie.
- Spokojnie! Nie masz się czego obawiać. Robiłam to wiele razy.
- Wierzę ci, ale obraz igły wbijającej się w moją głowę działa mi na wyobraźnię - wyznałem szczerze.
- Wiem, ale wyluzuj się. Wszystko będzie ok.. - Sandra uśmiechnęła się promiennie. - Siadaj wygodnie i pozwól mi działać!
Rozsiadłem się wygodnie na kosmicznym fotelu i oddałem w ręce asystentki Otisa. Panna Novak najpierw znieczuliła newralgiczne miejsce. Następnie przytwierdziła moje ręce do podłokietników, żebym podczas zastrzyku nie zerwał się niespodziewanie, robiąc nam obydwojgu niemiłą niespodziankę. Specjalnym uchwytem unieruchomiła mi też głowę. Po chwili kątem oka ujrzałem nietypową strzykawkę w dłoni Sandry zakończoną groźnie wyglądającą igłą. Nie boję się takich zabiegów, ale w tym momencie poczułem lekki niepokój. Było juz jednak za późno na odwrót. Musiałem wierzyć, że jestem w dobrych rękach. Myśląc intensywnie o szczęśliwych zakończeniach poczułem ukłucie z tyłu głowy. Nie było zbyt przyjemnie, ale dało się wytrzymać. Małe ostrze zagłębiło się głębiej, a zaraz potem poczułem, że Sandra uruchomiła tłok. Antidotum wniknęło w moje ciało. Po chwili było po wszystkim.
Nagle poczułem, że moją głowę ogarnia potworny żar. Towarzyszył temu rosnący ból. Skrępowany, zacząłem się trząść niczym w ataku febry. Strach zacisnął moje serce. Puste wnętrze pokoju wirowało mi nad głową.
Przed oczami mignęła mi twarz asystenki Otisa. Jej widok nie nastrajał mnie optymistycznie. Młoda kobieta ewidentnie była zaskoczona i przerażona.
- Co się dzieje? - wybełkotałem.
- Cicho, bądź cicho! Boże, nie mam pojęcia! - Sandra rzuciła się w stronę jednej z szafek.
Widok buszującej w szafce asystentki Otisa rozmazywał się coraz bardziej. Ból tężał. Jeszcze chwila, a moja głowa pęknie jak rozbijany melon. Ciemne plamy wirujące przed oczami były coraz większe. Niczym czarne, smoliste ćmy. W klatce piersiowej ktoś zacisnął mi imadło na mięśniu sercowym. Kurwa, chyba mam zawał, przeleciało mi przez głowę. Zaraz potem nastąpił niemożliwie silny atak bólu. Zacisnąłem mimowolnie powieki. Nie przyniosło to ulgi, wręcz przeciwnie. Powoli spowijała mnie ciemność. Nie miałem siły dłużej znosić tej tortury. Pragnąłem ulec i przerwać cierpienie. Wreszcie opuściła mnie świadomość.
C.d.n....