Adaś był historią krótką. Przeleciał przez moje życie z szaloną intensywnością i znikł, wypalił się, implodował pod ciśnieniem emocji. Popełnił błąd, ja również i tylko częściowo mogę się usprawiedliwiać, że byłem kim byłem – pracującą w burdelu dziwką, dla której udany dzień to kilka papierków otwierających drogę do tyłka. Adasia to przerosło.
Wizyta u pani Ewy miała być eksperymentem. Już od początku się oszukiwał. Miał czterdzieści jeden lat, za sobą rozwód a kolejny na horyzoncie. Karierę w sporcie zamienił na biznes, w którym również wybił się na gwiazdę. Wysoki, przystojny do bólu – dziewczyny zazdrościły tych spotkań – przez całe dotychczasowe życie spychał w głąb siebie pragnienie męsko-męskiej relacji. On, pedał? Ciota pierdoląca się z facetem? Był na imprezie, plotkowano o burdelach, ktoś kto zapewne nas odwiedzał wspomniał o duetach dodając, że chłopak spotyka się sam, w domu awantura z żoną, rano kac i wstręt do siebie, że wszystko nie tak, że można inaczej. Zadzwonił.
To nie był dobry dzień. Gdy w Adasiu, podgrzewana kacem dojrzewała myśl, by rozszerzyć skalę życiowych doznań ja byłem już po pierwszym spotkaniu. Dwie godziny, przedłużył, mordowania się z ulotną erekcją nie dającą szans na przejście do dania głównego. Cztery zmarnowane gumki, solidna dawka gimnastyki i szukania pozycji, w której cokolwiek się uda, palce, dildo, żel żeby było luźniej, wszystkie sztuczki, triki tylko po to, by w końcu wyciekł, skapnął na mój język trzepiąc półsztywne przyrodzenie.
Telefon jak telefon. Wypytał jak wyglądam, co można, ile, za ile, głos miał ciepły, głęboki, sensualny choć skłamał bym pisząc, że poświęciłem tej rozmowie szczególną uwagę. Dziewczyny, jeśli była taka możliwość, często przekazywały telefon w sprawie moich spotkań. Jeden z wielu, umówił się na szesnastą a ja pobiegłem ogarnąć się dla Mokrego Piotrusia.
Piotruś, czyli korpulentny pan Piotr z połową wieku na karku ulubieńcem nie był. Szczecina zarostu mało komfortowo drapała a wędrówki językiem pomiędzy nogi, moje i dziewczyn, stały w uczuciach nie był wypełniały większą część spotkań. Sapał przy tym, mlaskał i z fredrowską wprawą komentował widoki i smak. Spełnienie osiągał z trudem, tuż po odkręcał kranik. Chcąc nie chcąc na finałowe epizody trzeba było przenieść się do łazienki.
Od czternastej miałem przerwę. Nadal nie był to dobry dzień, zepsułem ekspres do kawy. Intencje miałem dobre, chciałem odetkać wylew. Plastik pokrywki ustępował opornie, aż pękł.
Adaś zjawił się punkt szesnasta. Wyglądał świetnie pomimo bagażu tremy. Markowe ciuchy, błyszczące półbuty, przewieszony z wystudiowaną nonszalancją przez ramię płaszcz. Poprosił kawę chyba nie wiedząc jak powiedzieć „czy możemy już iść na pokój”. Kawę podała Ewa prawie upuszczając filiżankę. Wieczorem w rozmowach Adaś był tematem numer jeden. Tylko ja nie wiedziałem, że on to ten właśnie on a ta jego żona..
Mężczyzna na kacu kochankiem jest umiarkowanym. Seks jak seks. Było dobrze, dość namiętnie. Rozluźnił się, po wszystkim leżałem obok błądząc palcami po jego piersi a on opowiadał o sobie, życiu, wkurzającym psie sąsiada i tych wszystkich drobiazgach ulewających się z myśli po orgaźmie.
Szczerze? Następnego dnia o spotkaniu z Adasiem nie myślałem. Było i już, w kolejce następne. Wrócił za dwa dni. W kolejnym tygodniu znów był dwa razy, ale drugie że spotkań z góry przedłużył. Martwiłem się? Nie. Atrakcyjny klient, sprawny w łóżku, czysty, inteligentny, zostawia napiwek, okazuje szacunek .. Klient ideał, nawet „dobrze Ci?” towarzyszące torującej sobie drogę w głąb mojej cipy główce fiuta nie brzmiało naiwnie. Lubiłem ten seks. Nie wymuszony, bez niepotrzebnej gimnastyki. Zwykły, dobry seks dla relaksu i odprężenia.
W następnych tygodniach widywaliśmy się co drugi dzień. Pani Ewa bardzo go polubiła. Nie dziwne, miała na nim dobry zarobek poza tym potrafił się zachować. Przyniósł jej kwiaty, dziewczyny dostały kosz słodyczy, chyba zepsuty bo choć każda deklarowała dietę zawartość wyparowała. Napiwki dla mnie uzupełniał prezentami o wartości częstokroć przewyższającej cenę, jaką płacił za mój czas. Zbyt pięknie, by trwało wiecznie. Zaczęły się schody.
Punktem zwrotnym był weekend na Mazurach. Jacht, rozmowy, slow-sex, nocna kąpiel w jeziorze. Zapłacił jak za zboże a ja zaoferowałem zbyt dużo szczerości. We wtorek, po powrocie pojawił się później. Poczuł, że już z kimś byłem, chyba nawet zapytał „nie jestem dziś pierwszy?” i spochmurniał słysząc odpowiedź „i nie ostatnim”. Od tamtego dnia odwiedzał mnie wcześnie, po otwarciu firmy lub rezerwował trzy ostatnie, wieczorne godziny. Zlekceważyłem.
Na spotkaniach coraz częściej pytał o innych. Czy są lepsi, gorsi, co robię. Dziś widzę, że pytania były jak samookaleczenie – ranił się wiedzą, że moje ciało nie jest wyłącznie dla niego. Od euforii spadał w depresję, żartował by po chwili mocno przytulić się kryjąc pod powieką łzy. Zaczęło mnie to męczyć.
Porozmawiałem z panią Ewą. Jej perspektywa była prosta. Płaci dobrze, rób swoje. Ze spotkań wychodziłem zmęczony. Proponował, że wynajmie mieszkanie, będzie mi płacić, że jak tylko się rozwiedzie razem zamieszkamy. W Krakowie, zabrał mnie na imprezę sportową, nie wytrzymałem. Siedzieliśmy w knajpce na Rynku. Gołębie plątały się pomiędzy nogami nocnych wędrowców, grupa Anglików darła się na cały głos celebrując kawalerskie.
- Posłuchaj, jestem dziwką. Nie szukam związku. Lubię naszą relację, nie chodzi nawet o kasę, ale nie szukam związku. Rozumiesz? Nie szukam.
- Będziesz tak żyć?
- Tak, teraz będę tak żyć. Nie wiem jak długo, nie wiem co wydarzy się jutro ale nie chcę na razie nic zmieniać.
- Ty i ja ..
- Ty i ja jest kiedy mnie odwiedzasz. Później są twoje i moje ja.
- Cały czas udajesz?
- Przy tobie nic udawać nie muszę.
- Ja.. ja cię chyba kocham.
- Widzę. Przepraszam.. nic z tego nie będzie.
Do apartamentu wróciliśmy milcząc. Wziął prysznic, nie mówiąc dobranoc położył się spać. Obejrzałem jakiś film, w łóżku chciałem się przytulić. Odwrócił się na drugi bok.
Wracaliśmy osobno. On jechał do Wiednia, ja wróciłem do Warszawy. Kontakt zamarł. Przez dwa tygodnie nie dzwonił. Wcześniej bywał tak często, że przedłużającej się nieobecności nie można było nie zauważyć. Dziewczyny plotkowały, pani Ewa wezwała na dywanik odpytując z ostatnich zdarzeń. Swoimi kanałami ustaliła jest, żyje. Było, minęło, są następni.
Przyszedł pijany. Nie zapowiadał się, szczęśliwie był już koniec dnia, ostatni klient Magdy wyszedł pół godziny wcześniej. Pijany i wulgarny.
- To burdel, chcę sobie poruchać. Po co tu jesteście? Dawać dupy!
Zwyzywał panią Ewę, tego był za wiele. Wyrzuciła go za drzwi. Usiadł na schodach. Płakał, uderzał w drzwi, wył. Dziesięć minut hałasu zakończone przez dwóch mężczyzn, którzy zaparkowali przy furtce, podeszli do Adasia i grzecznie, choć stanowczo zabrali go ze sobą. Nie wiem kim byli. Oglądana w telewizorku domofonu scena wyglądała nierzeczywiście.
Dwa lata później rozwód Adasia był kilkutygodniowym hitem prasy kolorowej. W tle był coming out – na zrobionych przez paparazzi zdjęciach był Adaś i młody chłopak. Dziewczyny stwierdziły, że podobny.