Po powrocie spod Monachium zachowałem z Iriną kontakt. Mailowy, czasem do siebie dzwoniliśmy. Dwa razy spotkaliśmy się w Pradze, raz na szybko – byłem z klientem, urwałem się na kawę w knajpce przy Rynku. Drugi raz spędziliśmy ze sobą wieczór, zatrzymałem się jadąc w Alpy. Spacer, kolacja, rozmowy, nic więcej. Kobiety były tematem w pracy, nic więcej. Skończyła studia i wyjechała do Australii. Wcześniej funkcjonowała w branży korzystając z kontaktów i referencji Tomasza. Zrozumieliśmy to później. Quasi rytuał w jego posiadłości był, poza wszystkim innym sprawdzeniem, oceną tego jak daleko potrafimy się posunąć. Zdaliśmy go oboje – rok temu nie zdała Aśka, która po nocy w klatce dostała histerii i wyleciała z roli gwiazdy spotkania. Przyznała się w drodze powrotnej.
Spałem dobrze. W sali był ciepło. Tylko raz przebudziłem się i skonsternowany poczułem swoją erekcję wciśniętą pomiędzy jej uda. Tego jeszcze brakowało, pomyślałem i odwróciłem się na drugi bok szybko zasypiając. Kolejne przebudzenie było inne. Ktoś stukał w kratę. Otworzyłem oczy widząc ponad sobą wsuniętego pomiędzy pręty fiuta. Sylwetka mężczyzny była niewyraźna. Ubrany, wyciągnął kutasa z rozporka i czekał, aż zareaguję. Obok, paląc papierosa stała kobieta. Obciągnąłem, doszedł szybko. Spermę miał kwaśną. Cała scena odbywała się bez słów. Irina nie przebudziła się. Kobieta poczekała, aż przełknę i nie bez trudu usiadła na klatce. Wskazała palcem pomiędzy swoje nogi. Absurd, jak mam ją wylizać? Chwyciłem się prętów próbując dociągnąć usta jak najbliżej lecz zanim cokolwiek zrobiłem strumień moczu uderzył mnie w twarz. Głupia cipa chciała się tylko odlać. Pryskające siki obudziły Irinę. Odruchowo skuliła się w rogu. Czekałem na koniec szczania i nie zauważyłem, kiedy ktoś jej podał przez kratę fiuta. Dwa fiuty. Kiedy uwolniłem się spod prysznica jednego doiła ustami a drugiego trzepała. Wszystko wskazywało, że poranek, zapewne przed śniadaniem, goście postanowili pozbyć się nadmiaru spermy lub tylko wysikać. Skończyło się równie gwałtownie jak zaczęło. Ktoś spuścił się na Irinę, wyszedł, zapadła cisza. Spojrzałem na nią. Wyglądała żałośnie. Ja nie lepiej. Jej włosy były mokre, pozlepiane. Plamy spermy na piersiach przypominały zasychający kisiel. Śmierdziała, tak jak ja. Śmierdziała cała klatka, naszym potem, spermą i szczynami które wypełniły płytką nieckę podłogi.
- Dobrze się czujesz?
Odtrąciła wyciągniętą rękę kryjąc się w rogu klatki. Płakała. Podkuliłem kolana i siedzieliśmy vis a vis zgubieni i obcy, obcy lecz tacy sami, zamknięci na kilku metrach kwadratowych nierzeczywistej scenerii. Z odrętwienia wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi i szybkie kroki.
- Oj dzieci, nie wyglądacie zbyt dobrze.
Jan najwyraźniej dobrze się bawił.
- A fe, jak tu śmierdzi. Trzeba było zawołać a nie szczać pod siebie.
Otworzył klatkę, nie ruszyliśmy się z miejsca.
- Kochani, biegiem do łaźni! Macie nie cała godzinę, żeby doprowadzić się do porządku. Ja w tym czasie tutaj posprzątam. Przy prysznicu zostawiłem wam śniadanie. Nie dużo, ale zawsze coś. Czas start. I naprawdę, pospieszcie się.
Wypełzłem z klatki i po raz pierwszy od wczoraj wyprostowałem. Mięśnie zareagowały bólem. Irina wyszła za mną, stała lekko chwiejąc się na nogach.
- No szybko .. tam!
Wskazał drzwi przez które wczoraj wprowadzono nas do sali.
O czym mogliśmy rozmawiać? Milczeliśmy. Każde z nas skorzystało z toalety, wzięliśmy prysznic, wypłukaliśmy się solidarnie odwracając od siebie wzrok. Na śniadanie były parówki, bułka z twarożkiem i pomarańcze. Woda z butelki nie zabiła smaku porannej dawki spermy.
- Wracamy?
- Tak.
Nie wiem jak to zrobił. Teraz wydaje mi się, że wstawił drugą klatkę. Po wszystkim co się wydarzyło nie było już śladu. Sucho, podłoga pachnąca drewnem, żadnych wspomnień.
- Udanego dnia.
Uśmiechnął się, klepnął dłonią w kratę i wyszedł
Czas wymaga punktów odniesienia. Kukania kukułki, dźwięku dzwonu z kościelnej wieży, ruchu słońca. Siedzieliśmy w klatce, panowała cisza. Na chwilę przysnąłem, gdy obudziłem się nadal nic się nie działo. Irina skulona w rogu – prawym, nie lewym, innych zmian brak. Sporadycznie przechodzący przez salę ludzie nie okazywali zainteresowania. Pół sen, pół jawa, leżąc obok siebie lub opierając się plecami, wszystko by uniknąć dotyku stalowych prętów krat naszego ciasnego więzienia. Przerwę oznajmiło pojawienie się znanych z wczoraj czterech, ubranych na czarno mężczyzn w maskach. Ponownie łaźnia. Odczekali dłuższą chwilę, zapewne pozwalając zebrać się gościom w sali i brutalniej niż za pierwszym razem powtórzyli rytuał ablucji. Oboje byliśmy zobojętniali, oderwani od płukanego ciała, palców smarujących lubrykantem, strumienia wody kaleczącego skórę lodowatą chłostą. Róbcie co chcecie, nie mam na to wpływu.
Powrót na salę, ceremonialne nadejście Tomasza, przemowa, toast, wszystko już było. Tłumek ludzi, maski. Tym co odróżniało wczoraj od dziś była stojąca na środku sali skrzynia i zielonkawy obraz stelaża w telewizorze. Zgadłem, że wnętrze skrzyni. Nie było aukcji, za to przeprowadzono coś na kształt losowania. Kula niebieska, kula biała.. Tomasz wyciągnął z czarnego woreczka białą i uniósł ją wysoko nad głowę. Mężczyźni pchnęli mnie w stronę skrzyni unosząc mocowaną na zawiasach górną część. Sprawnie wpięli do stelaża. Rybie oko kamery pulsowało błękitną diodą kilkanaście centymetrów od mojej twarzy. Tkwiłem w pudle, od pasa w górę, nachylony na tyle by tyłek, jak się domyśliłem prezentował wszystkie swoje walory kryjąc w skrzyni niepotrzebną do rżnięcia resztę korpusu. Żel i pierdolenie. Czasem dłonie trzepiące mojego kutasa, usta, chyba kobiece, delikatne, ciepło spermy lądującej na pośladkach i następne ciało uderzające biodrami o moje pośladki w ślad za torującym sobie drogę do środka kutasem. Wiedziałem, że widzą moją twarz. Grymas, spazm, ból, przyjemność, mikst emocji kreślonych pierdoleniem. Nagle wszystko ustało. Wieko uniosło się do góry, światło sali zmusiło do przymrużenia powiek. Odpięli mnie, ale zostałem przy skrzyni ustępując miejsca Irinie. Kobiece usta należały zapewne do niej, bo gdy zniknęła w pudle wskazano mi miejsce tuż pod jej kroczem. Obrazy na telewizorze zmieniały się. Jej twarz, zbliżenie na krocze, dalszy plan pokazujący jak robię laskę zanim mężczyzna uniesie się wyżej i wepchnie mocnym ruchem w jej cipę. Poprawiono mnie raz, gestem wskazano, że gdy bierze w tyłek mam się nieznacznie unieść, odchylić głowę i lizać opuchniętą, mokrą szparę jakbym pilnował, że każdy następny łatwo odnajdzie drogę do środka. Jej smak i zapach mieszał się ze ściekającą po pośladkach i udach spermą. Skończyli. Ktoś z Sali bił brawo gdy stanęliśmy obok siebie na chwiejnych nogach.
Pozwolono nam napić się wody. Zmieniano scenografię. Podest z pudełkiem wyjechał, jego miejsce zajął inny, z dwoma następnymi stelażami. Rozejrzałem się po sali. W koło trwała orgietka z gatunku soft. Lizanie, mizianie, nic wielkiego. Dostrzegłem Aśkę, siedziała na kolanach mężczyzny noszącego prostą, czarną maskę. Po jej powolnym, regularnym ruchu domyśliłem się, że piersi, którymi się bawił nie są jedynym z czego skorzystał. Nieco dalej Kamila, w towarzystwie dwóch panów co pozwoliło zająć dwie, zgodnie pracujące góra-dół dłonie. Pomiędzy jej udami klęczała rudowłosa kobieta szukając czegoś językiem.
Przyszła pora na stelaż. Pomogli, inaczej byśmy się tam nie wdrapali. Po dopięciu pasków pozycja przypominała kucanie, tyle że zawieszone wysoko ponad podestem. Jak ktoś zechce nas zarżnąć będzie musiał podstawić sobie taborecik. Scenariusz był inny.
Goście zebrali się dookoła podestu. Czułem niepokój, atmosfera widowiska gęstniała a ja nie rozumiałem o co w tym wszystkim chodzi. Na telewizorach pojawił się obraz. Dwie pary kamer lustrowały nasze twarze i w kontrze, a może uzupełnieniu wrażeń widzów krocza. Lubisz zakłady? Nie rozumiałem o co się zakładają. Trwała chora licytacja, spisywano typy, Aśka szeptała coś mężczyźnie na kolanach którego wciąż siedziała a ja wisiałem, absurdalnie kucając ponad podestem. Po minie Iriny widziałem, że rozumie tyle co ja .. czyli nic.
Znałem pompowane korki. Powiem więcej, lubiłem. Kiedy wysunęli we mnie pozornie niewinną zabawkę pomyślałem przerost formy nad treścią. Cholernie się myliłem. Zamiast sprężystego powietrza pompka tłoczyła wodę. Napełniali nas oboje. Raz, dwa, trzy .. przy osiem poczułem ból. Korek wypełniał, napęczniał uciskając tyłek lecz kształt nie pozwalał wypaść. Dziewięć .. dziesięć. Irina krzyczała. Ja .. też krzyczałem. Uczucie rozrywania, ból, ucisk na zwieracz były zbyt silne, by nie zapomnieć o sobie kryjąc się w wykrzyczanych bluzgach. Odczekali kilka minut. Ból układał się w głowie, ciało przyzwyczajało do ucisku. O to chodziło? Ktoś licytował osiem, inny dziewięć, było dziesięć, żyjemy , ten kto obstawił wygrał? Tak po prostu? Wtedy podczepiono pierwszą kulkę. Syknąłem z bólu, Irina krzyknęła. Obraz w telewizorze pokazywał srebrną kulkę kołyszącą się obok moich jąder. Sąsiedni ekran wypełniał naciągnięta dziura Iriny, czerń korka nie mogącego wyrwać się na zewnątrz i tik-tak wahadła srebrnej kulki. Druga. Trzecia. Dyndają pod nami jak choinkowa girlanda. Czwarta. Wyję. Chcę krzyczeć zostawcie mnie, mam w dupie wasze pomysły ale w dupie mam napełniony wodą balon który ciągnięty przez ciężarki próbuje utorować sobie drogę przez zwieracz. Pięć. Sześć. Irina przestała krzyczeć. Wyła. Na siedem wyliśmy oboje. Poczułem, że balon zaczyna ruch w dół. Powoli, rozwiera szukając swojej drogi, nie zwraca uwagi na to, że rozrywa, gwałci. Osiem. Wyrwał się ze mnie, na sali ktoś krzyknął, szybkie dziewięć, dziesięć pod kroczem Iriny, zaskowyła, balon korka uderzył w podłogę. Łapałem oddech. Tyłek pulsował bólem, nawet nie myślałem, że przegrałem chorą rywalizację. Ubrana w lateksową rękawiczkę anonimowa dłoń wcierała w moją dupę żel. Znów przyjmowano zakłady.
Skończyli po trzech rundach. Więcej wody, prawie tyle samo ciężarków, ja pierwszy, Irina jeden bądź dwa później. W sumie nie dziwne – częściej pracowałem dupą. Ostatni epizod wieczoru pominę. Raz, że naruszyłbym tabu dwa, że kilka paragrafów mogłoby spojrzeć złym okiem. Kładliśmy się spać w domu. Kiedy wyprowadzono nas z sali Tomasz znalazł chwilę na rozmowę. Podziękował. Rysy na biodrach i plecach bolały, tyle że ból tłumiła para przeciwstawnych odczuć – wstyd i coś jakby dumą, że oboje daliśmy radę, przeszliśmy obłęd gry wstępnej i do samego końca byliśmy tymi, których chcieli zobaczyć.
Ostatni dzień nie przypominał poprzednich. No dobrze, zrobiliśmy rozbity na zbliżenia w telewizorze pokaz ale przypominało to bardziej finałowy występ pary tancerzy mających już za sobą rywalizację na punkty. Resztę wieczoru spędziliśmy w towarzystwie Tomasza, przedstawiani gościom, rozmawiając, nie zwracając uwagi na otoczenie. Kłamię. Przechodząc obok Aśki skaczącej na czyimś fiucie poszukałem luki w wianuszku czekających na swoją kolejkę amantów. Cwałowała obsługując jednocześnie ustami następnego. Dostrzegła mnie. Puściłem jej oczko. Orzechy za kamienie – w tej krótkiej chwili musiała mnie nienawidzić.
23.03.2018 10:47