Spałem niespodziewanie dobrze. Bez snów, myśli, czerń nocy i przebudzenie o ósmej. Wczorajsze wydarzenia wydawały się być majakiem, czymś co przeszło obok nie będąc prawdą. Podczas śniadania Irmina milczała a pozostała trójka ignorowała naszą obecność. O dziesiątej wyszli zabawiać gości, cokolwiek to znaczyło.
Czas spędziłem w pokoju oglądając powtórki sportu. Nie wiem co robiła Irmina. Spotkaliśmy się dopiero, gdy o trzynastej przyniesiono racuchy i torbę z ciuchami. Jedliśmy nie rozmawiając, co pewien czas zerkając na torbę.
- Wyjąć rzeczy?
Skinęła głową. Mając w pamięci strój, w którym witaliśmy gości spodziewałem się następnego wynalazku. Nic z tego. W torbie były dwa komplety białych płóciennych spodni i dwie białe bluzy. Totalny unisex, w tym sam rozmiarze dla nas obojga za dużym.
- Rozumiesz coś z tego?
Wzruszyła ramionami, bez słowa zgarnęła jeden komplet i poszła do siebie.
Po czternastej wziąłem prysznic, wypłukałem się i założyłem na siebie białe szmatki. W kuchni czekała Irmina – oboje zaczęliśmy się śmiać na swój widok. Trudno o coś bardziej aseksualnego. Za duże, workowate spodnie i bluza ściągniętą ze starszego o dziesięć lat brata. Rękawy sięgały za palce, nogawki do ziemi, zacząłem mówić, że chyba chcą byśmy udawali duchy i wtedy weszli. Jan, ponownie w garniturze i czterech mężczyzn na widok których prawie parsknąłem. Ubrani byli w czarne, obcisłe golfy, czarne spodnie i pozbawione wyrazu maski. Golf jest dobry, kiedy o siebie dbasz – ale już nadmiar brzuszka do obcisłego golfy i ciasnych spodni zupełnie nie pasuje.
- Od teraz jesteście do ich dyspozycji. Wykonujecie ich polecenia. Słuchajcie się. To nie jest prośba. Jeżeli wszystko ma się dobrze skończyć traktujcie to poważnie.
Wyższy z mężczyzn gestem nakazał, żebyśmy wstali i poszli za nim. Jak orszak obłąkanych przeszliśmy przez dziedziniec wchodząc do dużego domu bocznym wejściem. Pierwsze skojarzenia są zawsze najlepsze. Pomyślałem rzeźniołaźnia. Łaźnie znałem, rzeźni nie.. ale mogą tak wyglądać. Poza jedną ze ścian z dużym lustrem całość wyłożono białymi kafelkami. Rury, haki, szlaufy, dziwne konstrukcje poskręcane z rur na środku, zimno. Nie zimno powietrza, zimno atmosfery, chłód obojętności odłożony przez lata w fugach pomiędzy kaflami.
Rozpięli nas za ręce na środku pomieszczenia, przodem do lustra. Szybko zrozumiałem, że to spektakl. Po drugiej stronie są goście, jest Asia, Peter, Kamila, patrzą na przyprowadzone na rzeź owce i może robią właśnie łaskę podnieconemu tym widokiem gościowi albo podają drinki i czyste popielniczki. Pieprzyć to. Ja, Irmina, czterech mężczyzn i chłód.
Zerwali z nas ubranie. Nie zdjęli – podarli i zerwali, szybko, sprawnie. Materiał łatwo się poddawał. Była w tym brutalność gwałtu, odarcie ciała z ochronnej bieli, brutalność gasząca jakikolwiek szacunek. Odkręcili wodę.
Z czym kojarzy ci się kąpiel? Zapraszające w letarg ciepło? Piana, świece i szampan? Żółta kaczuszka na regatach dookoła archipelagu wystających ponad taflę kolan? Zimny strumień wody uderzył w ciało. Krzyknąłem echem do krzyku Iriny. Darł skórę, metodycznie, centymetr po centymetrze wędrując w górę i dół, nie oszczędzając genitaliów. Zimno patrzyło, piętnowały skórę dotykiem lodu. Wyłem, nie zastanawiając się jak żałośnie muszę wyglądać – nagi, rozkraczony, szlochającą. Skończyło się równie nagle jak zaczęło. Nie, nikt nie podał ręcznika i nie zaprosił do nagrzanej sauny. Trzęsłem się, obok dygotała Irina bezsilnie zwieszona na rękach. Mężczyźni czekali w rogu pomieszczenia pozwalając nacieszyć się anonimowym widzom widokiem dwóch dygoczących ciał.
Najpierw odpięli ją. Po ręce doprowadzili przed jeden ze stelaży i opadła na niego bezsilnie. W powietrzu, jakby na czworaka, ciasno dopięta z tyłkiem uniesionym wysoko i rozwartymi układem nóg pośladkami. W obłędzie tej sytuacji wyglądała pięknie. Skóra jeszcze bielsza, napięta, twarde ciemno brązowe wisienki sutków, krople wody szukające drogi w dół w ślad za nitką grawitacji. Mężczyźni nie byli delikatni. Nie, że brutalni – w tym jak się zachowywali była obojętność. Realizowali nie znany nam plan, scenariusz, punkt po punkcie, nie zwracając uwagi na nasze emocje. Trzymany na smyczy wylądowałem na kolanach za Iriną.
Znów woda, teraz cieplejsza. Zalali jej usta, pomyślałem kurwa, utopią. Charczała, pluła, rzucała ciałem próbując wyrwać się ze stelaża. Później zalalij cipę. Powiedzieli mocniej, zrozumiała wylewając z siebie strumień. Mężczyzna, przy którym klęczałem podsunął mnie bliżej. Byłem teraz tuż za stelażem mając przed twarzą krocze, z którego w miarowych odstępach tryskała woda. Dopiero wtedy spostrzegłem, że jeden z mężczyzn trzyma w dłoni mała kamerę a obraz, w zasadzie zbliżenie jej cieknącej cipy, mojej zalewanej twarzy, wyświetla się na dużym ekranie za nami. Kamera, w zasadzie kilka kamer chwytających detale będzie nam towarzyszyć non stop. W pewnym momencie pisnęła, może wcześniej próbowała się powstrzymać, ale ciało rządzi się swoimi prawami i posikała się. Mężczyzna z kamerą szybko się zbliżył by uchwycić widowisko, którego scenariusz zapewne nie przewidywał.
Oszczędzono jej widok mojego tyłka. Klęczała w rogu, trzęsąc się a ja, dopięty w jej miejsce na stelażu chłonąłem i wyrzucałem z siebie fontanny wody. Byłem chyba mniej ciekawym widokiem, skończyli dużo szybciej. Nagich, tylko w obroży przeprowadzili do głównej sali. Dwa kozły-klęczniki na niewielkim podeście, w koło goście, w bieliźnie i różnych, jedni mniej, inni bardziej wyrafinowanych maskach. Wydawało mi się, że w tłumie dostrzegłem nagie postacie Joanny i Kamili, może to tylko przywidzenie. Przypięli nas sprawnie. Dłonie, kostki, podpórka pod brodą, bez zbędnych udziwnień. Bałem się? Tak. Mam tu leżeć i być dymany jak lalka? Ten tłum zrobi mi z dupy jesień średniowiecza.
Gwar przerwało wejście postawnego, wysokiego mężczyzny. Rozległy się brawa, on, ceremonialnie wszedł na podest. Nie rozumiałem co mówi. Powitanie? Przemowa? W pewnej chwili zorientowałem się, że prowadzi licytację – liczebniki są proste. Sala podbijała stawkę. Irinę wylicytowała para. Ona podeszła z przodu, usiadła na podstawionym krześle i dopchnęła twarz do krocza. On bez wstępu założył gumkę i wszedł, nie wiem gdzie. Patrząc na to widowisko pomyślałem, że licytacja dotyczyła tylko mnie ale nie, ktoś rozchylił moje pośladki, sprawdził palcem i wbił do środka. Szybko skończył, ten od Iriny dymał dłużej. Pierwsze koty za płoty.
Druga licytacja zmieniła tyle, że damska pizda wylądowała przed moją twarzą. Właścicielka musiała być po czterdziestce. Lało się z niej jak z suki. Chłeptałem, mlaskałem a jej partner długimi, mocnymi ruchami dopychał we mnie nie dużego raczej fiuta. Obok Irina komuś obciągała.
Myślałem, że .. nie, nie myślałem. Wpadłem w trans gubiąc się w bezsilności. Proszę bardzo, niech trwa całą noc .. Po piątym skończyli. Mężczyzna, który prowadził licytację – dziś wiem, gospodarz spotkania, pan Tomasz – skinął na mężczyzn, którzy odpięli nas i odprowadzili do jego fotela. Irina z prawej, ja z lewej. W sali zaczęła się regularna orgietka. Zmęczony siedział przy jego nogach nawet nie starając się uważnie oglądać rozgrywających się scen. Znów mignęła mi Aśka nakryta ciałami dwóch mężczyzn, widziałem Petera robiącego komuś łaskę, kołowrotek zdarzeń wirował. Dwie godziny? Jakoś tak. Ludzie powoli zaczynali rozchodzić się do pokoi i pomyślałem, że to koniec. W sumie miałem rację, tyle że koniec nie oznaczał powrotu do domu. Do pomieszczenia wjechała klatka. Nie duża, może dwa na półtorej na metr. Chwilę później oboje się w niej znaleźliśmy.
Impreza dogasała. Nikt nie zwracał na nas uwagi. Półleżeliśmy skuleni na drewnianej podłodze opierając się o stalowe pręty. Chciało mi się pić. Ostatni goście opuścili salę, zostaliśmy sami. Kilkanaście minut później przyszedł Jan. Sprzątał. Jakby przypadkiem podszedł do klatki, zlustrował nasze sylwetki, cofnął się do baru, przyniósł dwie butelki wody i powiedział :
- Podobaliście się. Zostajecie tu na noc. Macie wodę. Jutro, aż do wyjścia jesteście w klatce. Goście mogą mieć życzenia. Spełniacie je. Zrozumiano?
Irina była szybsza.
- Toaleta?
Jan wzruszył ramionami.
- Jak będzie śmierdzieć opłuczemy.
Wyszedł gasząc światło. Czułem zmęczenie. Leżeliśmy na twardych deskach obok siebie. Irina przekręciła się na bok. Głosem, w którym była nie ukrywana prośba powiedziała przytul mnie. Okręciłem się w jej stronę, objąłem ramieniem. Zasnęła.
23.03.2018 10:47