• Bywają dni, kiedy seria niepozornych, oderwanych od siebie zdarzeń gęstnieje w nieznośną papkę albo inaczej, zwiastuje coś nieoczekiwanego. Tak było wtedy, w piątek. Pani Ewa zadzwoniła mówiąc, że ma ważne spotkanie i przyjedzie popołudniu. Rzadko się komukolwiek tłumaczyła, więc samo w sobie było to dziwne. Dziewczyny pomieszały kalendarze fundując mi maraton czterech spotkań, trzy jedno po drugim i czwarte z kwadransem przerwy. Szybki prysznic, żeby nie śmierdzieć spermą i wpadam na kolejny pokój z dupą jeszcze cieknącą żelem po poprzednim rżnięciu. Pierdolony, całkiem dosłownie, przodownik pracy z czerwonym, rozciągniętym zwieraczem przypominającym chory sen chirurga eksperymentującego z botoksem.
W takie dni pamięć zapisuje każdy szczegół jakby przewidując, że choć nic tego nie zapowiada wydarzy się coś ważnego. Obrazy, odczucia zapisują się na taśmie i nawet dziś mogę swobodnie odtworzyć każdy szczegół. Pierwszy był „gimnastyk”, nie był u mnie wcześniej. Ślad na palcu zdradzał, że wyprawę do burdelu ukrywa przed żoną a męska dziwka będzie urozmaiceniem sypialnianej codzienności. „Gimanstyk”, bo nie przejmując się wątpliwą sprawnością ciała i oręża postanowił w półtorej godziny przerobić większość pozycji Kamasutry. Więcej wchodził i wychodził niż dymała. Dymanie też mizernie, za krótki, za miękki, chwila zrywu i plum. Skończył raz rozbawiając mnie szczerym „zajebiście było, prawda?”. Oczywiście, że zajebiście.
Drugi Edek Kuleczka. Edek bo Edek a Kuleczka .. nie był gruby, lecz okrągły. Kulisty. Fiuta miał za to solidnego. Odwiedzał lokal co tydzień. Od kiedy zacząłem pracę urozmaicał sobie wizyty u dziewczyn męsko-męskim seksem lub brał na pokój duet. Tamtego dnia byliśmy sami. Rozłożył się na krawędzi łóżka, zadarł krótkie nóżki i bez większych ceregieli bądź gry wstępnej zaordynował liż i ssij chłopcze, jak dobrze się sprawisz w nagrodę poruchachamy. Bezpośredniość mogłaby być drugim przezwiskiem. Uklękłem i zgodnie z prośbą zanurkowałem językiem pomiędzy pośladki. Uwielbiał to. Zza drugiej strony brzucha dolatywał jęk, mruczenie i chrapliwe dobrze dziecinko, wsadź języczek, ssij kurwo. Później jajka, krągłe i duże jak on cały. Na koniec ustnej robótki kutas, już gotowy, czekający na usta. Biorąc go do końca głowę opierałem o strome wzgórze podbrzusza. Spermę miał owocową. Nie żartuję. Każdy smakuje nieco inaczej i smak spermy mógłby być bohaterem nie jednej historii. Edek Kuleczka smakował letnimi owocami. Nie było nikotynowej kwaśności, zaduchu zmęczenia tylko rześkość, jakaś słodkość, lekkość. Tryskał długo i lubił by przytrzymać w buzi do końca, aż zmięknie. Z trudem się uniósł, klepnął mnie w tyłek i odroczył do łazienki na szybką ablucję. Wrócił, zaordynował poronosa i nadspodziewanie szybko pała sterczała strasząc grubością. Lubował się w komentarzach na temat swojego kutasa. Komplementy działały lepiej niż viagra. Kucnąłem ponad i przytrzymując go ręką nadziałem się do samego końca. Żadnego playbacku. Skacząc na nim skomlałem i jęczałem bez krzty udawania. Tego nie dało by się udawać. Chuj średnicy XXL i solidnej długości rozpierał, wbijał się głęboko, pozwalał na długi ruch w górę, bez obawy że umknie i solidne głębokie opadanie. Zza pleców leciały komentarze o urokach mojej dupy, pięknie szpary, ponaglenia, prośby, żeby wolniej a ja zanurzony w swoim świecie pierdoliłem się jego kutasem czując, że zaraz sam się spuszczę. Pod koniec chwila zabawy w wejście od pierwszego strzału – byłem już tak wyrobiony, że bez problemu wchodził do środka i dokończ ustami. Okręciłem się, zsunąłem gumę i po kilkunastu ruchach głową drugi raz poczułem smak owoców.
Z trzecim było zamieszanie. Dziewczyny zabawiały go na dole, ja błyskawicznie się opłukałem, koniec końców pięć minut spóźnienia z naszej winy. Miszka, przedstawiał się Michał. Mówił z zabawnym, wschodnim akcentem. Od dłuższego czasu mieszkał w Polsce, pochodził z Ukrainy czy Rosji, tego akurat nie pamiętam. Miszka był przytulaśny. Nawet będąc w środku poruszał się powoli, delikatnie i często pytał, czy jest w porządku. Lubił brać na pieska i udawałem powagę słysząc ciche już? mogę? tak dobrze? nie boli? Po Edku musiałbyś tam rękę włożyć, żebym coś poczuł, ale tego nie powiedziałem.
Po Miszy było piętnaście minut przerwy. Zjadłem batonik, napiłem się wody, opłukałem i znów na pokój. Facet był nowy, małomówny i speszony. Nawet nie potrafię ocenić, czy wychodził zadowolony. Był uni, tak myślę, bo liżąc go pobawiłem się paluszkiem i błyskawicznie doszedł. Nie prosił o nic więcej. Odpoczął, drugi raz kleił się marnie więc skończyło się na powtórce lodzika z wylizaniem okolic. Jedna rzecz bardziej charakterystyczna. Chciał popatrzeć, jak bawię się zabawką. Do wyboru było dildo i duże kulki. Jedna po drugiej wyskakiwały mi z cipy a on wkładał je z powrotem ubawiony. Jedyny moment kiedy się uśmiechał.
Po Miszy spokojnie posprzątałem pokój i zszedłem na dół, wprost w grobową atmosferę skończonej niedawno kłótni. „Idziemy do pani Ewy”. Aśka wyglądała, jakby w dupę uciął ją szerszeń. Nie pytałem – mam iść to idę. Większość rozmów odbywała się na stojąco. Prośba, żebyśmy usiedli brzmiała dziwnie. Po zachowaniu Aśki czułem, że coś wie sam jednak pozwoliłem sobie na łaskę nieświadomości.
- Mam dla was obojga propozycję.
Aśka nie wytrzymała.
- Mamy jechać do szkopa?
Intonacja nadała szkopowi mocno negatywny wydźwięk.
- Do pana Tomasza.
- Proszę bardzo, szkopa Tomasza.
- Joanno, tak nie będziemy rozmawiać. Skoro wiesz po co was tu zaprosiłam i nie jesteś zainteresowana to wyjdź. I zastanów się czy nasza współpraca ma sens. Nie będę tolerowała takich komentarzy. To twoja praca. Nie podoba ci się, do widzenia.
Spokój z jakim skomentowała wybuch Aśki zrobił wrażenie. Tajemniczy szkop Tomasz nadal był jednak zagadką. Milczałem. Wciskać się w kłótnię dwóch kobiet, z których jedna jest twoją szefową to pomysł z gruntu tragiczny.
- Joanno, mam kontynuować? Marcin nie wie o czym rozmawiamy i atmosfera, którą wprowadzasz na pewno mu nie pomoże.
- Tak. Słucham.
- Pan Tomasz to mój wieloletni przyjaciel. Odwiedzał nas i wszyscy mieli o nim bardzo dobrą opinię. Wiarygodny i rozsądny. Zgadza się Joanno?
- Tak.
- No właśnie. Co pewien czas organizuję dla swoich znajomych kameralne spotkania. Trzy, niekiedy cztery dni, w jego okolicach.
- Czyli gdzie?
Pierwszy raz się odezwałem.
- Okolice Monachium. Piękna okolica, prawda Joanno?
- Zbyt dużo nie widziałam.
- Nie przesadzaj. Piękna, górska okolica. I ten dom – wyjątkowy. No ale nie ważne, sami ocenicie. Oczywiście, jeżeli Marcin dołączy do tego przedsięwzięcia.
Później opowiedziała więcej. O domu, ludziach, pracy przez kilka dni, zasadach. Brzmiało to .. nie wiem, jak z książki? Taniego pornobooka o stronach śmierdzących trzepanym fiutem. Impreza na około trzydziestu osób, czworo do obsługi, praca non-stop : od początku do końca robimy wszystko czego się od nas oczekuje, bez grymaszenia, marudzenia i migania się.
- .. zresztą będąc na miejscu zrozumiesz, że słowo „nie” zostaje za drzwiami tego domu. Zainteresowany?
Trochę było tego za dużo. Dom, impreza, dziwne klimaty, mina Joanny ..
- Kiedy?
- Jeżeli nic nie ulegnie zmianie wyjedziecie we wtorek. Impreza zaczyna się w środę. W niedzielę będziecie już w Warszawie. Joanno, rozumiem że mogę na ciebie liczyć? Marcin?
- Ja tak.
Wypowiedziane słowa wyprzedziły myśli.
- Joanno?
- Pojadę ostatni raz.
- No i dobrze. Kto wie co się wydarzy. Do wtorku oboje macie wolne. Przyjdźcie na jedenastą. Asia to wie, więc informacja dla Ciebie. Nic szczególnego nie musicie zabierać, chyba że jakieś rzeczy ma drogę. I prośba do ciebie Asiu – nie nastawiaj Marcina, niech pojedzie, zobaczy i sam ocenić. Swoje nastroje zostaw dla siebie.
Komunikat był prosty – nawet nie mam o co jej pytać. Za sobotę i poniedziałek dostałem zapłatę z góry, jakbym miał po trzy spotkania. Stawka za wycieczkę do Monachium była jak miesięczne zarobki. Wróciłem do domu i umówiłem się ze znajomymi. Trzy dni bez pracy, myślenia i pierdolenia.
(c.d.n)
23.03.2018 10:47