Erotische Geschichten :: Przypadek Michała cz.X

****

Od dziś nie lubię stwierdzenia "ironia losu". Dlaczego? Już wyjaśniam.

Od rana było sucho i całkiem przyjemnie jak na przedostatni dzień października. Cieszyło mnie to, bo mieliśmy z Wiką obserwować jak Zuza wychodzi na umówione spotkanie. Moja sprytna blogerka, od pół roku szczęśliwa posiadaczka prawa jazdy, pożyczyła na ten dzień autko od tatusia, zdradzając mi swój przebiegły plan. Ja miałam warować pod blokiem Zuzy i pójść za nią, gdy sie pojawi. Gdy okoliczności będą tego wymagały miałem zadzwonić do Wiki, która dalej załatwi sprawę z auta. Lubię filmy sensacyjne, więc zaleciało mi tu znanymi z nich klimatami. Uśmiałem sie, bo po kiego grzyba uczniowie liceum mieliby bawić się w szpiegów obserwując koleżankę ze szkoły. Jednak mina Wiktorii oraz ryzyko popsucia naszych stosunków zdusiły we mnie chęć do dalszego nabijania się z tego projektu.

Tylko, że kiedy moja towarzyszka siedziała sobie w samochodzie, ja przytulony do drzewa pomstowałem na strugi deszczu lejące się z wieczornego nieba. Nie miałem parasola, bo nie chciałem się rzucać w oczy. Gdy zadzwoniłem do Wiki, żeby się trochę pożalić, usłyszałem, że to ironia losu. Pieprzyć "ironię losu" i inne zbiegi okoliczności! Chcę żyć w słonecznej Kaliforni!

Na szczęście ta ulewa nie trwała długo. Uspokoiła się, przeradzając w niewielki deszczyk. Kwadrans po siódmej zza drzwi na klatkę schodową wyszła Zuza Kownacka. Rozglądając się na boki ruszyła ulicą w stronę centrum miasta. Byłem chyba wystarczająco ostrożny, bo nie dostrzegła mnie przemykającego w pewnym oddaleniu. Spacer Zuzki nie trwał długo. Zatrzymała się na przystanku autobusowym. Wtedy dotarło do mnie o co chodziło z tym Sienkiewiczem. Miejsce to znajdowało się na ulicy nazwanej imieniem pisarza. Jeśli dalej podróż miał odbyć się autobusem potrzebowaliśmy środka transportu nieco szybszego niż odnóża. W duchu pochwaliłem Wikę za pomysł z samochodem. Zadzwoniłem do niej, by przyjechała jak najszybciej. Podjechała w tym samym momencie, gdy na przystanku zjawiła się Emilka.

- Witam panie Bond. - Przywitała mnie, całując w policzek.

- Strasznie śmieszne - Uszczypnąłem ją lekko w ramię.

Ledwie zdążyłem usadowić się wygodnie w fotelu pasażera, gdy przy chodniku, gdzie stały dziewczyny zatrzymało się znane mi auto. Skoda Fabia siostry pani Anity, a za kierownicą ona sama, we własnej osobie. Zuza z Emilią wsiadły na tylne siedzenie. Samochód ruszył przed siebie. No i kurwa, zrobiło się ciekawie!

- Ja pierdzielę - mruknęła Wiktoria. Silnik naszego samochodu ożył i podążyliśmy śladem Skody.

Dziesiątki pytań kołatało się w mojej głowie. Musiałem przyznać, że sprawa zaczęła wyglądać coraz bardziej tajemniczo. Po jaką cholerę Grześkowiak spotykała się z dziewczynami w tak konspiracyjny sposób? Ewidentnie robiły coś, czym nie chciały się chwalić. Emocje szarpały mi trzewia. Chciałem wiedzieć, co się za tym kryje.

- Tobie też wali tak serducho? - spytała Wiktoria.

Na moment odwróciła wzrok od trasy przed sobą. Oczy mojej sprytnej blogerki błyszczały blaskiem niemal zbliżonym do tego, który miała podczas seksu ze mną. Była tak jak ja, mocno podekscytowana tym co zobaczyliśmy.

- Jeszcze jak - odpowiedziałem z uśmiechem.

Umilkliśmy, bo samochód z nauczycielką i uczennicami zatrzymał się przed wysoką kamienicą. Po chwili trzy postacie zniknęły w bramie budynku.

- Tutaj prywatnych lekcji udziela Grześkowiak - cicho powiedziała Wika.

- Wiem, ale po co ciągnie tu dziewczyny? - Ciekawość zżerała mnie od środka. - W piątek nie ma zajęć, tym bardziej o takiej godzinie.

- Jakiś powód musi mieć - z przekonaniem stwierdziła Wiktoria. - Nasza głowa w tym, żeby sie tego dowiedzieć.

Było tyle pewności w jej głosie, że nie mogłem się nie uśmiechnąć. Poprawiłem niesforny kosmyk włosów, który przykleił sie do policzka blogerki. Cała sytuacja wywołała emocje. Miałem ochotę dać im upust. Wika czuła się pewnie podobnie. Wsunąłem rękę pod jej kurtkę, odnajdując drobne piersi.

- Przestań, bo nie wytrzymam napięcia i cię zgwałcę - mruknęła Wiktoria. - Musimy uważać panie Bond.

- Ok.. - W zasadzie się z nią zgadzałem. - Mogę być agentem zero - zero -siedem pod warunkiem, że ty będzie dziewczyną Bonda.

- Już nią jestem - Przypieczętowała zgodę pocałunkiem. - Tak mi z tym dobrze, że nieustannie jestem wstrząśnięta i zmieszana.

- To brzmiało trochę inaczej - uśmiechnąłem się lekko.

- Ciii, super agencie...

Palec na jej ustach uciszył mnie skutecznie. W bramie mignęły nam trzy znajome sylwetki. Z powrotem zapakowały się do auta, które po chwili ruszyło przed siebie.

Jechaliśmy za nimi kolejne piętnaście minut. Minęliśmy obrzeża naszego miasta i znaleźliśmy się na terenie, który oddzielał je od Warszawy. Po przejechaniu trzech kilometrów Skoda prowadzona przez panią Anitę zjechała z dwupasmówki, po czym kilkanaście metrów dalej zatrzymała przed bramą zamkniętego, strzeżonego osiedla. Przytulny Zakątek. Jedna z najbardziej wypasionych lokacji w okolicy. Podstarzały stróż nie robił żadnych problemów z wjazdem. Skoda wjechała na teren, na który nie mieliśmy szans się dostać.

- Wiesz, kto tu jest developerem? - spytała Wika, zatrzymując się na poboczu.

- Banaś, ale co z tego? - odparłem ze spokojem.

- W sumie nic. - Wika wzruszyła ramionami. - Wkurza mnie jego córeczka, więc może jestem przewrażliwiona.

- Bardzo prawdopodobne. - Przytaknąłem wesoło. - Co robimy, bo mam wrażenie, że to jest ich przystanek końcowy. Prędko stąd nie wyjadą.

- Co z ciebie za szpieg? - prychnęła Wiktoria. - Musimy być jak Tommy Lee Jones w "Ściganym".

Chciałem być, kto by nie chciał. Jeszcze bardziej jednak pragnąłem być jak Don Juan i Casanova razem wzięci. Dobrać się do ciepłego ciała Wiki. Zerżnąć ją w aucie tatusia. Po akcji ze śledzeniem byłem mocno pobudzony.
Jednak moja towarzyszka postanowiła chyba wystawić moją cierpliwość na próbę. Dopiero po godzinie słownych utarczek i gapienia się przed siebie, ona również dała za wygraną.

Wjechała z powrotem na dwupasmówkę i z powrotem pojechała w stronę naszej mieściny. Ujechała tylko kilometr, by skręcić w małą dróżkę donikąd na skraju niedużej kępy sosen. Miejsce nie było tak strasznie odludne, bo po drugiej stronie tego skromnego lasku widać było żarzące sie światło stacji benzynowej.

Gdy silnik zamarł Wiktoria chwyciła moją rękę i wsunęła głęboko pod swoje dżinsy. Najpierw poczułem materiał majtek, a potem palcami natrafiłem na mokre krocze. W jednej chwili zrobiło mi się gorąco.

- Zobacz co mi sie dzieje przy tobie - powiedziała Wika z udawanym żalem. - Ty i ta szpiegowska zajawka nieźle mnie nakręciliście.

Ściągnęła kurtkę i spodnie, a potem rozpięła koszulę. Pod nią dostrzegłem koronkę skąpego biustonosza. Ja również zdjąłem z siebie większość ubrania. Zostałem w bokserkach i rozchełstanej koszuli. Odchyliłem siedzenie prawie do oporu, przez co znalazłem się w pozycji półleżącej. Było trochę ciasno, ale Wice udało się znaleźć optymalną pozycję. Zręcznie doprowadziła mojego fiuta do pełnej twardości. Po chwili nabrzmiała żołądź zniknęła między bladymi wargami dziewczyny. Oralna zabawa trwała w najlepsze. W końcu ją przerwałem. Sięgnąłem po zapięcie biustonosza na plecach partnerki i po odrzuceniu go na bok, wtuliłem twarz w biust. Ssąc drobne sutki, jednocześnie pieściłem palcem cipkę Wiktorii. Kochanka wiła sie niczym kobra, gdy zwiększałem nacisk na guziczek łechtaczki. Wciśnięty między moje palce, był niczym atomy przycisk. Wystrzelił Wikę w szybkim tempie w kosmiczną rozkosz. Przygryzła wargę i usiadła na mi na kolanach, twarzą zwrócona do mnie.

- Ujeżdżę cię - jęknęła zachwycona.

Przez krótką chwilę szukała cipką sterczącego kutasa, a gdy poczuła go na wargach sromowych opadła, nadziewając się na twardą pałę głęboko. Pod moją czaszką rozbłysły magiczne fajerwerki. Miękkie wnętrze otuliło członka, mięśnie zacisnęły się na nim niczym wnyki na nodze zwierzęcia. Wiktoria wprawiła biodra w ruch. Tyłek dziewczyny kręcił się serwując mi kolejne porcje rozkosznej przyjemności.

Zanurzyłem sie w błogim letargu. Zagarnąłem gładkie wzniesienia piersi i na przemian ugniatając je i ssąc oddałem całą inicjatywę kochance. Wika niczym dziewczyna z Dzikiego Zachodu traktowała mnie jak narowistego ogiera, który w każdej chwili może wysadzić ją z siodła. Uczepiona mojej szyi nie pozwalała mi na wiele, sama wykonując większość roboty. Podniecona, kąsała zębami moje sutki, co było przejmująco przyjemnym i jednocześnie bolesnym doznaniem. Gdy rozkosz rozjątrzyła we mnie gorejącą ranę, jęcząc głucho oczekiwałem na rychły i mokry koniec. Nastąpił wkrótce, poprzedzony kilkoma gwałtownymi ruchami bioder Wiktorii. Gdy pierwsze spazmy targnęły mną od środka, zsunęła się z kutasa i przytrzymując go, nakierowała w górę. Po chwili zaczęła się inwazja perlistych strug na piersi i brzuch dziewczyny.

Zapadłem się bardziej w samochodowy fotel, czując, że ulotniła się cała moja energia. Nie mogłem pozostawić kochanki niespełnionej, wiem wykrzesałem resztki sił, by zająć się jej małą szparką. Kreśląc językiem kółka wokół brodawek piersi, równocześnie błądziłem palcem wokół meandrów łechtaczki. Trwało to trochę, ale kluczem do spełnienia okazał się niezawodny guziczek. Pocierając go palcami, sprawiłem, że Wika niemal zsuwała się z fotela. Pojękując, wygięła się w łuk i zastygła w przypływie ostatecznej rozkoszy. Gdy wreszcie poluźniłem ucisk na krągłym wyrostku, zwiotczała i dysząc ciężko spojrzała nieco nieprzytomnie w moją stronę.

- Kurczę, ty jesteś niesamowity - wymruczała pochwałę.

- Niech ci będzie. - Zgodziłem się łaskawie, całując wolne od spermy miejsce na piersi kochanki.

Daliśmy sobie kilka minut na ochłonięcie. Wskoczyliśmy z powrotem w ciuchy, a potem wróciliśmy do domu. Ja prowadziłem, bo Wice zbyt trzęsły się ręce. Siedząc obok patrzyła na mnie z błyskiem uwielbienia w oczach. Czułem, że moja duma pęcznieje jak balon.

****

Ciekawość zżerała mnie niczym korniki starą chatę. Co takiego wydarzyło się za bramą osiedla Przytulny Zakątek? Najprostszą metodą by sie tego dowiedzieć, było zapytać u źródła.
Od rana skupiałem się na Zuzce, eksploatując swój dar do granic możliwości. Potrzebowałem spotkania z panną Kownacką i tym razem nie krył się za tym tylko seks. Właściwie był dodatkiem. Narzędziem, które miało mi ułatwić dowiedzenie się czegokolwiek o tajemniczych relacjach uczennic z panią Anitą.

Po obiedzie wykonałem telefon do Zuzy, z zadowoleniem stwierdzając, że dziewczyna była odpowiednio nakręcona i chętna na małe co nieco. Spotkaliśmy się w połowie drogi między naszymi domami. Pomimo namiętnego pocałunku na przywitanie i blasku w oczach, nie uszło mojej uwagi, że na twarzy panny czaił się jakiś niepokój. Czyżby związany z wczorajszymi wydarzeniami?

- Pospacerujemy? - Uśmiech Zuzy był zniewalający.

- Czemu nie - zgodziłem się chętnie. - W jakimś konkretnym celu?

- Straszny wilku, może do chatki babuni - zaśmiała się moja towarzyszka.

- Niech będzie, tylko, gdzie twój czerwony kapturek? - Spodobał mi się żart Zuzy. Podobnie jak kuszący cel naszej przechadzki.

- Przestałam go nosić, gdy straciłam niewinność - odpowiedziała dziewczyna. Jednak tym razem ton jej głosu nie był wesoły. Określiłbym go raczej jako ponury.

- Jeśli za tym kryje się moja osoba, to wolę cię bez tego ciucha. - Próbowałem przywrócić radosny nastrój.

- Nie, nie chodzi o ciebie, ale... dajmy już temu spokój - Zuzka bladym uśmiechem, starała się przykryć swoją chwilową słabość.

Coraz bardziej byłem przekonany, że między niektórymi moimi koleżankami, a ponętną belferką od angielskiego dzieje się coś dziwnego. Najwyraźniej moja nowa kochanka miała ochotę uzewnętrznić się, ale coś ją blokowało. Chwilowo postanowiłem odpuścić, czekając na bardziej dogodny moment, ale zacząłem wierzyć, że dowiem się choćby części prawdy o nietypowych relacjach między panią Grześkowiak i wybranymi przez nią uczennicami.

- Jak chcesz. Zresztą i tak myślami jestem już przy znajomym tapczanie babci Reginy. - Mrugnąłem do Zuzy, oblizując przy tym usta jakbym miał skosztować najbardziej soczysty owoc na świecie.

- Świntuch jesteś - Parsknęła śmiechem dziewczyna. Moja reakcja wyraźnie ją rozbawiła. - Ciesz się, bo to akcja typu "last minute". Babcia wraca na początku przyszłego tygodnia.

Okazało się, że sprośne żarciki są dobre na kiepski nastrój. Resztę drogi spędziliśmy na niedwuznacznych żartach i żartobliwym dogadywaniu sobie nawzajem. Korzyści z tego faktu były dwie. Po pierwsze - Zuzce poprawił się humor, a po drugie - po przekroczeniu znajomej furtki, oboje byliśmy już mocno napaleni na baraszkowanie.

Pokój gościnny w babcinym domu wyglądał tak samo jak poprzednim razem. Ten sam tapczan i koc, te same święte obrazki na ścianach i zapach zupełnie identyczny. Ta sama była też dziewczyna u mego boku.

Smak ust Zuzki też był nieodmiennie słodki. Sam pocałunek był jednak inny. Pomimo, że żarliwy to nie łapczywy i bardziej niewinny. Bez wspomagania językiem, same ciepłe i drżące wargi. Ze zdumieniem odkryłem, że oczy Zuzy są szkliste od stojących w nich łez. Byłem zdezorientowany. Czy to dowody smutku czy szczęścia?

- Co się dzieje? - zapytałem cicho.

- To nic, jestem zbyt wrażliwa. - Wyznała Zuzka. Nie uwierzyłem w to tłumaczenie. Uznałem jednak, że nie pora na wątpliwości.

Panna Kownacka bowiem z wdziękiem zaczęła pozbywać się swojego odzienia. Powinienem zrobić to samo, ale zagapiłem się na swoją towarzyszkę. Celebrowanie odpinania guzików czy rozsuwania suwaka, a po chwili spektakl ze zdejmowaniem koszulki i spodni, podziałał na mnie stymulująco. W jednej chwili stwardniałem, nabierając ochoty na danie główne.

Zuza podeszła do mnie i w ten sam podniecający sposób zabrała się za guziki mojej koszuli.

- Mogę cię o coś prosić? - spytała.

- Jasne, o wszystko...

- Nie mam ochoty na rżnięcie - oznajmiła, a widząc moją zdumioną minę, dodała. - Chcę żebyśmy się kochali.

- Nie ma sprawy. - Przytaknąłem. Wyskoczyłem ze spodni, a zaraz potem zwarliśmy się w kolejnym pocałunku. Namiętnym, ale pozbawionym śladu lubieżności. Żywcem wyjętym z romansu dla dobrze wychowanym panien i kawalerów.

W bieliźnie położyliśmy się do łóżka. Drugi raz w przeciągu krótkiego czasu mebel doświadczał przygody, jakiej zapewne nie pamiętał od dawna. Choć biorąc pod uwagę niewątpliwy talent wnuczki, babcia mogła być namiętną staruszką. w duchu zaśmiałem się do tych głupot, które przelatywały mi po głowie. Powinienem bardziej skupić się na dziewczynie leżącej obok mnie.

Mieliśmy za sobą wspólne łóżkowe doświadczenie. Jednak niczym nieznani sobie wcześniej kochankowie poznawaliśmy tajemnice swoich ciał. Nasze dłonie na tyle, na ile pozwalało im podniecenie, badały się nawzajem. Poświęcaliśmy czas każdemu skrawkowi skóry, nie pomijając miejsc, których zwykle przez siłę żądzy nie dostrzegamy. Skóra Zuzy przyjemnie pachniała, chciało się ją smakować. Naturalny zapach dziewczyny w połączeniu z aromatem tropikalnych owoców pobudzał zmysły.

Gdzieś w międzyczasie, zupełnie niezauważenie pozbyliśmy się bielizny. Nagość dała pole do popisu dla kolejnych pieszczot. Ustami otuliłem sterczące sutki Zuzki, przesuwając je między wargami. Końcem języka wodziłem po brodawkach i małych guziczkach. Zgodnie z sugestią kochanki nie spieszyłem się i wyłączyłem gwałtowność. Gdy poczułem się znużony, ster przejęła Zuza, odwdzięczając się podobnymi pieszczotami. W życiu chyba mój brzuch i tors nie był tak dopieszczony przez dłonie oraz usta kobiety. Pożądanie rosło we mnie, burząc krew i nakręcając do bardziej wzmożonej aktywności. Skutecznie je tonowałem, by nie zaburzyć idei mniej szalonego miłosnego aktu, choć całym sobą pragnąłem zatracić się w szaleństwie.

Nie tylko ja miałem z tym problem. Czułem, że napierająca na mnie Zuzka drży na całym ciele. Oddech dziewczyny stawał się coraz płytszy i przyspieszony. Ją też żądza atakowała z mocą.

- Miało być wersja soft, ale chyba nie masz nic przeciwko małemu odstępstwu - mruknęła zadowolona Zuza, dłonią sięgając do mojego fiuta.

- Nigdy w życiu. - Przytaknąłem. Takie pomysły zawsze cieszą się moją aprobatą.

Kochanka objęła trzon kutasa i z w właściwym sobie talentem zaczęła go pieścić. Miałem okazję zapoznać się z umiejętnościami Zuzy, więc tym razem całą swoją percepcję skupiłem na odczuwaniu przyjemności. Darowałem sobie zaskoczenie i zdumienie. Wiedziałem, że członek znajduje się w dobrych rękach. I nie tylko tam, bo po chwili, gdy palce dziewczyny doprowadzały mnie do erotycznego uniesienia, przyszła pora na usta.
Zuzka prowadziła koniuszek języka między zwojami nabrzmiałych żyłek, celebrując każdy skrawek twardziela. Gdy dopieściła nim wszystkie zakamarki, wsunęła między wargi czerwonawą, nabrzmiałą żołądź. Umiejętnie połykała coraz większy fragment członka, bawiąc się nim niczym kot z myszą. Dla mnie była to wyśmienita okoliczność. Emocje buzowały we mnie, dając upust pożądaniu.
Pomimo wielkiego podniecenia Zuzka pamiętała o swojej prośbie. Jeśli po cichu liczyłem na głębokie przyjęcie mojego fiuta, to rozwiała te pomysły. Nie mogłem jednak narzekać. Przytrzymując fiuta przy nasadzie, ruchami głowy i dotykiem warg doprowadziła mnie niemal na szczyt. Na szczęście w porę zreflektowała się i nie zaliczyłem przedwczesnego wytrysku.

Teraz ja przejąłem inicjatywę. Zuza położyła się na boku, drżąc w oczekiwaniu na mój ruch. Przez chwilę syciłem wzrok widokiem nagiego ciała dziewczyny, by zaraz zająć pozycję za jej plecami. Wtuliłem się w nią, chłonąc zapach ciepłego ciała, seksu i potu. Mieszanka wybuchowo podziałała na moje, i tak już rozpalone zmysły. Gładząc i całując miękką skórę kochanki, sięgnąłem po soczysty owoc ukryty między jej udami.
Zuza była wilgotna i gorąca. Odnajdując palcami łechtaczkę, skupiłem się na niewielkim punkcie przy górnym zwieńczeniu. Mała żołądź pozwoliła mi szybko doprowadzić dziewczynę do stanu wrzenia. Jęcząc, drżała na całym ciele. Energicznym ruchem bioder odpowiadała na każdy kolejne poruszenie moich palców we wnętrzu cipki.

- Jeszcze chwila, a dojdę zanim we mnie wejdziesz - mruknęła półprzytomnie moja kochanka.

Uniosłem lekko jej nogę i podsunąłem kutasa bliżej krocza Zuzki. Przez chwilę szukałem wejścia do norki, a gdy poczułem miękkość warg sromowych na czubku członka, pchnąłem bez wahania. Mokra szparka gościnnie przywitała twardego gościa. Jeszcze mocniej naparłem na ciało dziewczyny. Złączeni w jedność, poddaliśmy się chwili, dając upust swoim żądzom. Same ruchy bioder wystarczyły, byśmy w kilka chwil doczekali spełnienia. Najpierw Zuza zamarła w bezruchu, wyprężając się w łuk. Orgazm wydobył z jej gardła głuchy, przenikliwy jęk. Dwa sztychy potem, ja zastygłem, czując moc zbliżającego się finału. Próbowałem wycofać się ze swoim kutasem, ale Zuza mi nie pozwoliła. Przytrzymała mój tyłek, a fala nasienia wylała się ze mnie do rozpalonej cipki. Wykonałem jeszcze dwa leniwie ruchy i oderwałem ciało od kochanki.

Dysząc jak dwa parowozy, leżeliśmy obok siebie w milczeniu. Próbowaliśmy delikatnych pieszczot, ale dłonie mieliśmy spętane spełnieniem. Wychodziło to nieporadnie i ostatecznie daliśmy sobie z tym spokój. Dopiero po chwili, Zuza przysunęła się do bardziej, przytuliła i oparła głowę na moim torsie.

- Pierwszy raz kochałam się w ten sposób. - Zuza przerwała ciszę wyznaniem.

- To znaczy, w jaki?

- Taki... romantyczny, zwykły... jakbyśmy byli zakochani w sobie - szepnęła zawstydzona swoją szczerością dziewczyna.

- Nie gniewaj się, ale daje się poznać, że masz już spore doświadczenie - stwierdziłem, zgodnie ze swoimi obserwacjami. - Mam uwierzyć, że poprzednie razy nie były romantyczne?

- Uwierz, nie były. - Głos Zuzki ociekał goryczą. - To co mnie spotykało wcześniej, to ... powiedzmy, że nie miałam szczęścia do miłości.

- Taka panna jak ty, wybacz, ale to ponad moje wyobrażenie. - Uśmiechnąłem się lekko. - Poza tym, sorry. mam nadzieję, że nie psuję chwili, ale ja nie jestem w tobie zakochany.

- Wiem głuptasie, ale jesteś cudowny. - Zuza skutecznie pompowała moje ego. - Dajesz mi to czego teraz najbardziej chyba pragnę. Chcę wierzyć, że...

- W co chcesz wierzyć? - Dociekałem.

- W swoją normalność, w to..., że jestem wartościową osobą - Gorycz w głosie dziewczyny pęczniała i narastała. Doskonały moment na pierwszy atak.

- Oczywiście, że jesteś! Co to za humor? - Prychnąłem. - Ostatnio widziałem cię taką w towarzystwie pani Grześkowiak, pamiętasz?

- Tak, pamiętam. - Twarz Zuzy stężała w jednej chwili. Cholera, czyżby ten nastrój był powiązany z osobą anglistki?

- Ma coś do ciebie? - spytałem.

- Nie, ostatnio tylko trochę u niej podpadłam - Usprawiedliwiła się Zuza pospiesznie. Jak dla mnie, za szybko. Chciała uciec od tematu. Nie mówiła prawdy. Ja natomiast chciałem ją poznać.

- Chyba jednak już po wszystkim. - Drążyłem temat. - Znajomy widział cię wczoraj z nią i Emilką w samochodzie, gdy wjeżdżałyście na osiedle Przytulny Zakątek.

Reakcja dziewczyny mnie zaskoczyła. Poderwała się gwałtownie i usiadła na skraju łóżka. Oczy migotały jej niepokojącymi blaskami.

- Co to ma znaczyć?! Szpiegujesz mnie?! - Wycedziła przez zęby.

- No co ty, przestań. Mówię ci przecież, że znajomy was widział. - Usiadłem koło niej, gładząc po ramieniu. - Skąd takie nerwy?

- To nic, to... coś o czym nie mogę mówić. - Zuza ciężko westchnęła. - Dajmy temu spokój, dobrze?

- No nie wiem. Widzę po tobie, że to coś poważnego - odparłem, z nie do końca szczerą troską. - Może mógłbym pomóc?

_ Ty?! Żartujesz chyba?! - Znów wróciło Zuzce poirytowanie. Nerwowo zaczęła się ubierać. - Odpuść pytania, to zbyt skomplikowane i trudne.

- Zuza, męczy cię to straszliwie i...

- Kurwa, zrozum, że ugrzęzłam! - Dziewczyna wybuchła. Szlochając, wpatrywała się we mnie z bólem. - Umiesz cofnąć czas?

- Nie, ale czuję, że mógłbym ci pomóc - Starałem sie, by mój głos brzmiał zdecydowanie. - I nie odpuszczę ci, bo mam nadzieję, że następne nasze schadzki będą weselsze. - Musiałem znaleźć jakieś wytłumaczenie.

- Uwierz, że chciałabym ci wszystko opowiedzieć, ale nie mogę... po prostu nie mogę. - Pocałowała mnie czule. - Brak mi odwagi i boję się konsekwencji.

- Lepiej się bać, niż coś z tym zrobić? - Nie odpuszczałem.

Zuza spojrzała na mnie błyszczącymi od łez oczami. W zestawie z zaczerwienionymi policzkami i rozmazanym makijażem prezentowała się nieco żałośnie. Wtuliła się we mnie i zacisnęła pięści na mojej koszuli.

- Boże, Michał nie masz pojęcia jak bardzo bym chciała cofnąć czas. - Łkając, wyrzucała z siebie pełne żalu słowa. - Jak bardzo chciałabym móc zrobić porządek w swoim posranym żuciu. Uwierz mi, że bardzo tego chcę, ale dziś cię proszę, nie pytaj więcej o te sprawy.

Determinacja na twarzy dziewczyny przekonała mnie, że nie warto zadawać kolejnych pytań, Przynajmniej, nie dzisiaj. Nie zamierzałem jednak odpuścić zupełnie. Jeśli miałem dowiedzieć się więcej o konszachtach dziewczyn i nauczycielki angielskiego, musiałem być gotowy do zadawania niewygodnych pytań.

Romantyczny nastrój prysł jak bańka mydlana. Odprowadzając Zuzę pod blok próbowałem żartować i rozmawiać o nieistotnych bzdetach, ale moja towarzyszka wyraźnie nie miała ochoty na pogaduszki. Szła zamyślona, zamknięta w sobie, tępo patrząc przed siebie. Była lata świetlne ode mnie. Pożegnała mnie najmniej namiętnym pocałunkiem świata. Zero namiętności i czułości. Niczym całus od gumowej lali.

Wracając do domu, myślałem o Zuzce. Obawiałem się, że moja dociekliwość może mieć nieprzyjemne konsekwencje.

c.d.n. ...


80%
6296
Hinzugefügt Iks 11.12.2017 09:18
Abstimmung

Komentarze (1)
Um einen Kommentar hinzuzufügen, müssen Sie eingeloggt.
SZCZUpak27 DRĄŻ DZIURĘ W BRZUCHU i DO CELU -
11.12.2017 15:21

Ähnliche Beiträge

Syn dyrektora

Po szalonych wakacjach, czas było wrócić do szkoły. Czekało na mnie wiele wyzwań i wiele nowych i ciekawych wydarzeń. Już na samym początku do klasy matematycznej zaczął uczęszczać syn dyrektora. Został wyrzucony z elitarnej prywatnej szkoły za jakieś rozróby, a że ojciec był dyrektorem to jego zachowanie było chamskie. Jeździł samochodem, parkował na miejscu dla nauczycieli palił przed samym wejściem do szkoły. Nie zrobił dobrego wrażenia na nikim. Jednak przechodząc... Weiterlesen...

Spotkanie

Spotkaliśmy się przypadkiem. Właściwie to on mnie zaczepił na ulicy, gdyby nie to, nawet bym go nie zauważyła. Uczyliśmy się razem w ogólniaku, ale z trudem sobie go przypomniałam, bo nie był wówczas w kręgu moich zainteresowań. Zaczęliśmy rozmawiać w stylu „jak żyjesz, co porabiałeś przez te lata”, czyli typowo w takiej sytuacji. I co? Ja byłam ledwie pół roku po rozwodzie, on rozwiódł się kilka lat wcześniej. W pewnej chwili zaproponował, abyśmy się spotkali... Weiterlesen...

Zdobycz

Siedziałem przy barze i piłem drinka. To już drugi, ale barman zerknął na mnie wymownie i zrozumiałem, że siedzę zbyt długo albo piję zbyt mało. Już wiedział, że na mnie nie zarobi. – Spadaj, chłopie. I tak walisz wszystkich na porcjach – powiedziałem w myślach, obserwując go ledwie kątem oka. Młody chłop, ale swoim wyglądem nie zachęcał do picia. Wręcz odwrotnie. Nie zamierzałem dużo pić. Lubiłem alkohol, chyba jak każdy, ale musiałem dbać o sylwetkę... Weiterlesen...