Moi drodzy, dziś chcę przetestować moje, nowe opowiadanie. W zamierzeniu ma to być humoreska S-F. Zdradzić jedynie mogę, że bohaterem będzie starzec, gej, który dzięki pewnemu zrządzeniu losu, przechodzi transformację i wędruje przez dziwny, okaleczony świat w poszukiwaniu erotycznych wyzwań, które zaprowadzą go, do odkrycia swojej innej strony.
Będzie ono się składało z trzech części. W pierwszej części przedstawię wam bohatera. Bedzie to rys świata w którym żyje, jak doszło do tego, że ten jego świat tak wygląda. Żeby to zrozumieć, trzeba będzie wędrować z bohaterem na podlaską wieś, do Warszawy, Londynu, Berlina. To próba portretu, jaki obraz z niego się wyłoni, tego nie zdradzę. Powiem tylko, że będą sceny brutalne, a także przepojone mocnym seksem.
ROK 2064
CZĘŚĆ PIERWSZA: „ZONA NUMER TRZY”
ROZDZIAŁ I - „NETTIVER MOJA MIŁOŚĆ”
Gdy masz osiemdziesiąt sześć lat, życie staje się udręką. Jednocześnie wiesz, że żyjesz, twoje ciało ciągle ci o tym przypomina. Nawet w nocy, podczas snu potrafi uzmysłowić ci, że nie jesteś trupem ale tak naprawdę stoisz już na granicy. Noc i sen to są słowa umowne. Nocny sen bez wspomagania, czyli tabletek jest krótki, za krótki, by się regenerować. Natomiast kiedy planujesz dzień, często ciało daje ci odpocząć w nieplanowanej drzemce. Oglądasz nettivie i zasypiasz podczas najatrakcyjniejszych filmów, transmisji czy wiadomości. Tak naprawdę ten nettivier można by wyrzucić na śmietnik. Nie dość, że jest to egzemplarz stary, z ograniczonymi funkcjami, to jeszcze przydzielony mi z opieki społecznej. No i na domiar złego został zainstalowany tylko w salonie. Jeżeli chciałbym mieć takie cacko w sypialni, to musiałbym zapłacić. Koszt takiego urządzenia przewyższa mój roczny limit utrzymania. Każdy kto mieszka w strefie drugiej i trzeciej, otrzymuje ten zestaw odbiorczo-nadawczy w ramach usługi społecznej za darmo. Nettivier to olbrzymi ekran grubości pół centymetra, instalowany na ścianie wraz z konsolą nawigacyjną, zespołem kamer, mikrofonów, czujników. To co najważniejsze by to wszystko prawidłowo działało, jest personalny chip, który wszczepia się w kark każdego obywatela. No oczywiście jest wybór, możesz zawsze uciec do strefy czwartej i pozbyć się tego. Jest jeszcze strefa pierwsza ale o niej tylko krążą legendy. Nikt tam nie był, więc trudno to werfikować.
Nettivier nadaje nieskończoną liczbę kanałów, chyba z całego globu. Nie gubisz się w tym tylko dzięki chipowi, który zbiera i przetwarza twoje impulsy mózgowe. Masz ochotę na sport i w tej sekundzie na ekranie pojawia się pełna paleta ofert sportowych: albo wizualizujesz numer propozycji, albo go wypowiadasz. Wtedy na ekranie pojawia się wybrana propozycja. Wadą mego urządzenia jest to, że nie mam dostępu do platform behawioralnych, czyli tych, które bym najchętniej oglądał. Kiedyś to nazywano porno. Te programy są legalne, oferują pełen zestaw ludzkich zachowań seksualnych. Oczywiście, dostęp do tych propozycji programowych jest cholernie drogi. No i jest jeszcze kategoryzacja, co także wiąże się z ceną. Kategoria pierwsza to solowe zabawy, rozbieranki i obnażanki wszelkiego typu, nagrania amatorskie i profesjonalne, druga to seks po bożemu, trzecia to jazdy swingersów. Wszystko oczywiście w hologramowym przekazie. Czwarty to zabawy BDSM. Nikt kogo znam, nie widział piątego poziomu. Więc trudno powiedzieć co oni tam nadają na ostatnim, dziesiątym, stopniu wtajemniczenia. Niby w swoim życiu widziałem tysiące przekazów pornograficznych ale staruszkowi, który już jest tylko widzem, zabrano możliwość podglądania tych ekscytujących ludzkich zachowań, młodych i zdrowych ciał. Zresztą mój nettivier nie ma przystawki robotycznej. Nowsze modele, oczywiście płatne mają ją wbudowaną. Wtedy jeszcze trzeba zakupić zestaw robotyczny.
Zestaw robotyczny to są skafandry, których działanie oparte jest na pneumatyce i automatyce. Skafander taki wewnątrz jest odpowiednio modelowany do twoich preferencji seksualnych. Posiadać może sztuczne waginy czy pneumatyczne chuje. Oczywiście hologramowe okulary, wziewna instalacja feromonalna czy urządzenia do imitacji wszelkiego typu wydzielin. Działanie takiej samopieprzącej maszyny znowu opiera się na sprzężeniach między mózgiem operatora, który pobudzany jest przez odpowiednio wybrany bodziec wizualny, a odbiornikiem i super centrum. Chip zbiera naszą burzę impulsów neuronalnych i wysyła je do centralnego układu sterowania. Tam ta informacja jest porządkowana i przetwarzana na nasze oczekiwania, które w formie elektronicznej pobudzają skafander. Niestety, nie jest to wyszukana wersja seksu robotycznego. Jeszcze piętnaście lat temu modne były humanoidy, ale po buncie maszyn inteligentnych zakazano ich produkcji i odebrano te maszyny społeczeństwu. Ponoć humanoidy obdarzone superinteligencją cierpiały, czuły się wykorzystywane seksualnie przez człowieka. Stąd przy stole rokowań z super-centrum, był to jeden z postulatów sztucznej inteligencji. Teraz wykorzystuje się jedynie proste maszyny, które nie czują dyskomfortu, płynącego z praktyk seksualnych człowieka.
Ja, niestety, zatrzymałem się na etapie zgrzebnego dildo, masażera prostaty, elektro-stymulatora prącia i, mojej perły w koronie, elektrycznej „Fuck-machine”. Nie liczę, oczywiście, kilku drobiazgów typu kulki analne i pierścienie. Teraz jedynie patrzę na te zabawki. Potencja odeszła w siną dal wraz z siedemdziesiątymi czwartymi urodzinami i, szczerze powiedziawszy, zamiast popersa powinienem używać pampersa. Z zabawami analnymi też dałem sobie spokój: kurewskie hemoroidy dwa razy podwiązywane i jedna operacja. Zresztą wraz z erą nettivera, nadeszła epoka permanentnej inwigilacji. Do jasnej cholery!!! Trzy panoramiczne kamery, z mikrofonami mam w samym kiblu. OK, OK, wiem, że to wszystko obserwuje jedynie maszyna. Jednak ja czuję, że nawet gdybym mógł, to by mi nie stawał, a bawić się maszynką do jebania, tak z wypiętą dupą? Gdy dildo penetruje cię po same uszy, a ty w amoku podkręcasz prędkość i moc na maksa, jaja ci latają między udami, a z kutasa kapie. No i masz świadomość, że nadajesz ze swojego domu, kibla, sypialni, salonu czy kuchni. Z drugiej kamery mają przebitkę na twój rozanielony pysk, bo przecież ci dobrze, jak ten silikonowy fiut o średnicy kieszonkowego pancerfausta ora ci dupsko. Wywalasz oczy na drugą stronę, pocisz się, sapiesz i jęczysz, tocząc ślinę z czerwonego ryja ale i cały czas nadajesz. No mówię, maszyna to ogląda. Pierdolona analizuje, zbiera dane, kataloguje. O nie, ta kurwa, jebana maszyna śmieje się do rozpuku. To ona wszystkie rozumy zjadła. To ona swymi miliardowymi oczyma śledzi wszystko. Każde wysrane gówno, każdy mocz, każdą palcówę. Analizuje, gromadzi, staje się z każdą sekundą mądrzejsza o nasze ludzkie doświadczenia. Jedno jest pewne: to pierdolona, ciekawska hipokrytka. No, bo co jej przeszkadzał seks z humanoidami?
Przed tą wojną z machinami, odkładałem sobie na model „Latino-Ricco 5 lux”. Wypasiony Latynos z trzydziestocentymetrowym zaganiaczem, z opcją wydłużania i pogrubiania. No, kurwa, czad! A tu dupa. Ta ciekawska pizda wywróciła świat do góry nogami. Trzy lata oszczędzałem, nie dojadałem, rzuciłem palenie, alkohol tylko na Nowy Rok. Każdy normalny gej marzy przecież o ostrym, głębokim rżnięciu przynajmniej raz na kwadrans, a humanoid był na pstryczek.
I dlatego niech ta cipa wie, że to jest mój protest. Kurwa, założyłem mój prywatny strajk okupacyjny na seks. Choć pewnie ona wie, że mi nie staje, a w dupie mam hemoroidy, więc kurwiszcze triumfuje w swej inteligencji o IQ powyżej słońca.
Siedzę w salonie, który pamięta początek wieku. Patrzę na prognozę pogody i zastanawiam się, na cholerę ją nadają? Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie spacerował po zonie trzeciej bez oddziału wojska albo wozu pancernego. Unoszę się ze starej, wysiedzianej sofy, podchodząc do otworu okiennego. Przez sito małych dziurek w pancernej okiennicy, staram się określić jaką faktycznie mamy pogodę. Chyba faktycznie jest słonecznie. Muszę ostro mrużyć oczy, by z tej plątaniny światła i niewyraźnych kształtów, ułożyć sobie obraz kiedyś znanej mi ulicy. Telford Way, króciutka uliczka między Shrewsbury Way, a Hope Street to zaledwie kilka domów. Większość z nich to dwa lub cztery małe mieszkanka, połączone ze sobą w mały budynek z podjazdem i namiastką trawnika. Wszędzie podobny układ mieszkania: maleńki hol, salon, kuchnia, spiralne schody prowadzące do sypialni i łazienki na piętrze. Mój „flat” ma nieco inny układ. Z salonu wąskiej kiszki, mam trzy drzwi, prowadzące do kuchenki, łazienki i sypialni. Całe szczęście wszystko na jednym poziomie. Nade mną jest bliźniacze mieszkanie, do którego prowadzą strome i wąskie schody. Mieszka w nim para starych Indusów. Czasem słyszę ich szuranie o podłogę albo zupełnie nieznany mi język. Cały budynek to są cztery takie mieszkania, które razem tworzą bryłę budynku z czerwonej cegły, ze stromym dachem pokrytym ciemnoszarą, cementową dachówką. Cały ten kwartał wybudowany został w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku i stanowił część robotniczej dzielnicy miasta Chester. Kompleks tych małych domków, wybudował tutejszy magistrat w ramach mieszkań socjalnych. Z czasem przez zasiedzenie lokatorzy wykupywali te mieszkania, po preferencyjnych cenach. Część z nich potem była wynajmowana, najpierw młodym Brytyjczykom, potem emigrantom różnej maści i narodowości. Dziś to jest ludzki śmietnik, strefa ludzi na utrzymaniu. Nikt z nas przecież nie pracuje. Wszystko otrzymujemy. Na poziomie dwudziestu tysięcy jednostek żywotnych rocznie. Wikt, opierunek, opiekę medyczną, twarde prawo i wszechobecną tv nettviwer, która wiecznie nas inwigiluje i bada.
Nie ma zieleni, wszystko zdechło. Kiedyś zielone „yardy” są tylko zgorzelą, która odsłaniała kamienistą glebę. Kikuty drzew i krzewów dawno zostały wycięte. Pustka i cisza, żadnego przechodnia. Czasem tylko przelatują zwiadowcze maszyny, śledzące nieustannie teren. Spoglądam jeszcze chwilę i siadam znowu na starej sofie by bezmyślnie, oglądać jakieś show. Ta moja okolica właściwie jest spokojna, nie to co inne części mojej strefy. Tu mieszkają sami starcy. Już od lat w zonie trzeciej nie ma sklepów, banków czy innych usług. Niebezpiecznie jest tam, gdzie mieszkają młodzi ludzie. Rozpiera ich energia, a są skazani na wiekuiste bezrobocie. Tylko mieszkańcy drugiej strefy są produktywni, oni mają pracę, serwisują pierwszą i trzecią zonę. Niestety, nigdy nie kwalifikowałem się na mieszkańca zdolnego do pracy. Nigdy nie było zapotrzebowania na słabych fryzjerów damsko-męskich. To teraz i tak załatwia robot domowy. Kurwa, co za świat! Masz być przyklejony do siedzenia i oglądać nettiver. Ciekaw jestem czy z tego powodu fabryka produkująca maści na odciski dupy Ma zwiększoną produkcję.
Wracając do młodych. Oni balansują na linie. Teraz za byle gówno możesz zostać unicestwiony przez drona lub oddziały szybkiego reagowania czyli mieszankę wojska i policji. Podobno tam, gdzie mieszkają ci młodsi, można dostać alkohol, dragi i po łbie. Nie ma pieniądza jako takiego, ale są, tak zwane, jednostki egzystencjalne. Więc wszystko odbywa się drogą wymiany. Towar za towar.
Po tym wszystkim co przeszliśmy i jak teraz żyjemy dziwię się, że ludzie decydują się na dzieci. Choć podobno prawie połowa rodzi się chorych lub zmieniona genetycznie. Takie dzieciaki są odbierane rodzicom i… no właśnie następna zagadka. Nikt nie zna ich losu.
Żeby żyć w zonie pierwszej trzeba mieć na koncie miliony jednostek egzystencjalnych. Tam ponoć jest wolność ale to ponoć, bo nikt nic nie wie na pewno. Światem i tak rządzi ta wredna, bezwstydna i ciekawska suka maszyna, super-centrum. No właśnie. Muszę położyć dłoń na konsoli, ona pobierze kroplę krwi i zbada różne parametry mego ciała jak puls, ciśnienie. Krew zostanie poddana analizie, wszystko zostanie zapisane, wnioski wyciągnięte, dane przesłane do suki numer dwa, mojej opiekunki społeczno-medycznej, Pegi Keith. No, a ja oczekuję jej co tygodniowej wizyty, zaraz powinna się tu zjawić z tym szwadronem śmierci. Ma ona lepszą obstawę niż były prezydent USA czy eskorta konwojująca pieniądze do banku. Tak ona jedyna mnie odwiedza, przywozi leki, żywność, ubrania i wszystko inne co niezbędne do życia, a co oferuje opieka społeczna
ROK 2064
CZĘŚĆ PIERWSZA: „ZONA NUMER TRZY”
ROZDZIAŁ I - „NETTIVER MOJA MIŁOŚĆ”
Gdy masz osiemdziesiąt sześć lat, życie staje się udręką. Jednocześnie wiesz, że żyjesz, twoje ciało ciągle ci o tym przypomina. Nawet w nocy, podczas snu potrafi uzmysłowić ci, że nie jesteś trupem ale tak naprawdę stoisz już na granicy. Noc i sen to są słowa umowne. Nocny sen bez wspomagania, czyli tabletek jest krótki, za krótki, by się regenerować. Natomiast kiedy planujesz dzień, często ciało daje ci odpocząć w nieplanowanej drzemce. Oglądasz nettivie i zasypiasz podczas najatrakcyjniejszych filmów, transmisji czy wiadomości. Tak naprawdę ten nettivier można by wyrzucić na śmietnik. Nie dość, że jest to egzemplarz stary, z ograniczonymi funkcjami, to jeszcze przydzielony mi z opieki społecznej. No i na domiar złego został zainstalowany tylko w salonie. Jeżeli chciałbym mieć takie cacko w sypialni, to musiałbym zapłacić. Koszt takiego urządzenia przewyższa mój roczny limit utrzymania. Każdy kto mieszka w strefie drugiej i trzeciej, otrzymuje ten zestaw odbiorczo-nadawczy w ramach usługi społecznej za darmo. Nettivier to olbrzymi ekran grubości pół centymetra, instalowany na ścianie wraz z konsolą nawigacyjną, zespołem kamer, mikrofonów, czujników. To co najważniejsze by to wszystko prawidłowo działało, jest personalny chip, który wszczepia się w kark każdego obywatela. No oczywiście jest wybór, możesz zawsze uciec do strefy czwartej i pozbyć się tego. Jest jeszcze strefa pierwsza ale o niej tylko krążą legendy. Nikt tam nie był, więc trudno to werfikować.
Nettivier nadaje nieskończoną liczbę kanałów, chyba z całego globu. Nie gubisz się w tym tylko dzięki chipowi, który zbiera i przetwarza twoje impulsy mózgowe. Masz ochotę na sport i w tej sekundzie na ekranie pojawia się pełna paleta ofert sportowych: albo wizualizujesz numer propozycji, albo go wypowiadasz. Wtedy na ekranie pojawia się wybrana propozycja. Wadą mego urządzenia jest to, że nie mam dostępu do platform behawioralnych, czyli tych, które bym najchętniej oglądał. Kiedyś to nazywano porno. Te programy są legalne, oferują pełen zestaw ludzkich zachowań seksualnych. Oczywiście, dostęp do tych propozycji programowych jest cholernie drogi. No i jest jeszcze kategoryzacja, co także wiąże się z ceną. Kategoria pierwsza to solowe zabawy, rozbieranki i obnażanki wszelkiego typu, nagrania amatorskie i profesjonalne, druga to seks po bożemu, trzecia to jazdy swingersów. Wszystko oczywiście w hologramowym przekazie. Czwarty to zabawy BDSM. Nikt kogo znam, nie widział piątego poziomu. Więc trudno powiedzieć co oni tam nadają na ostatnim, dziesiątym, stopniu wtajemniczenia. Niby w swoim życiu widziałem tysiące przekazów pornograficznych ale staruszkowi, który już jest tylko widzem, zabrano możliwość podglądania tych ekscytujących ludzkich zachowań, młodych i zdrowych ciał. Zresztą mój nettivier nie ma przystawki robotycznej. Nowsze modele, oczywiście płatne mają ją wbudowaną. Wtedy jeszcze trzeba zakupić zestaw robotyczny.
Zestaw robotyczny to są skafandry, których działanie oparte jest na pneumatyce i automatyce. Skafander taki wewnątrz jest odpowiednio modelowany do twoich preferencji seksualnych. Posiadać może sztuczne waginy czy pneumatyczne chuje. Oczywiście hologramowe okulary, wziewna instalacja feromonalna czy urządzenia do imitacji wszelkiego typu wydzielin. Działanie takiej samopieprzącej maszyny znowu opiera się na sprzężeniach między mózgiem operatora, który pobudzany jest przez odpowiednio wybrany bodziec wizualny, a odbiornikiem i super centrum. Chip zbiera naszą burzę impulsów neuronalnych i wysyła je do centralnego układu sterowania. Tam ta informacja jest porządkowana i przetwarzana na nasze oczekiwania, które w formie elektronicznej pobudzają skafander. Niestety, nie jest to wyszukana wersja seksu robotycznego. Jeszcze piętnaście lat temu modne były humanoidy, ale po buncie maszyn inteligentnych zakazano ich produkcji i odebrano te maszyny społeczeństwu. Ponoć humanoidy obdarzone superinteligencją cierpiały, czuły się wykorzystywane seksualnie przez człowieka. Stąd przy stole rokowań z super-centrum, był to jeden z postulatów sztucznej inteligencji. Teraz wykorzystuje się jedynie proste maszyny, które nie czują dyskomfortu, płynącego z praktyk seksualnych człowieka.
Ja, niestety, zatrzymałem się na etapie zgrzebnego dildo, masażera prostaty, elektro-stymulatora prącia i, mojej perły w koronie, elektrycznej „Fuck-machine”. Nie liczę, oczywiście, kilku drobiazgów typu kulki analne i pierścienie. Teraz jedynie patrzę na te zabawki. Potencja odeszła w siną dal wraz z siedemdziesiątymi czwartymi urodzinami i, szczerze powiedziawszy, zamiast popersa powinienem używać pampersa. Z zabawami analnymi też dałem sobie spokój: kurewskie hemoroidy dwa razy podwiązywane i jedna operacja. Zresztą wraz z erą nettivera, nadeszła epoka permanentnej inwigilacji. Do jasnej cholery!!! Trzy panoramiczne kamery, z mikrofonami mam w samym kiblu. OK, OK, wiem, że to wszystko obserwuje jedynie maszyna. Jednak ja czuję, że nawet gdybym mógł, to by mi nie stawał, a bawić się maszynką do jebania, tak z wypiętą dupą? Gdy dildo penetruje cię po same uszy, a ty w amoku podkręcasz prędkość i moc na maksa, jaja ci latają między udami, a z kutasa kapie. No i masz świadomość, że nadajesz ze swojego domu, kibla, sypialni, salonu czy kuchni. Z drugiej kamery mają przebitkę na twój rozanielony pysk, bo przecież ci dobrze, jak ten silikonowy fiut o średnicy kieszonkowego pancerfausta ora ci dupsko. Wywalasz oczy na drugą stronę, pocisz się, sapiesz i jęczysz, tocząc ślinę z czerwonego ryja ale i cały czas nadajesz. No mówię, maszyna to ogląda. Pierdolona analizuje, zbiera dane, kataloguje. O nie, ta kurwa, jebana maszyna śmieje się do rozpuku. To ona wszystkie rozumy zjadła. To ona swymi miliardowymi oczyma śledzi wszystko. Każde wysrane gówno, każdy mocz, każdą palcówę. Analizuje, gromadzi, staje się z każdą sekundą mądrzejsza o nasze ludzkie doświadczenia. Jedno jest pewne: to pierdolona, ciekawska hipokrytka. No, bo co jej przeszkadzał seks z humanoidami?
Przed tą wojną z machinami, odkładałem sobie na model „Latino-Ricco 5 lux”. Wypasiony Latynos z trzydziestocentymetrowym zaganiaczem, z opcją wydłużania i pogrubiania. No, kurwa, czad! A tu dupa. Ta ciekawska pizda wywróciła świat do góry nogami. Trzy lata oszczędzałem, nie dojadałem, rzuciłem palenie, alkohol tylko na Nowy Rok. Każdy normalny gej marzy przecież o ostrym, głębokim rżnięciu przynajmniej raz na kwadrans, a humanoid był na pstryczek.
I dlatego niech ta cipa wie, że to jest mój protest. Kurwa, założyłem mój prywatny strajk okupacyjny na seks. Choć pewnie ona wie, że mi nie staje, a w dupie mam hemoroidy, więc kurwiszcze triumfuje w swej inteligencji o IQ powyżej słońca.
Siedzę w salonie, który pamięta początek wieku. Patrzę na prognozę pogody i zastanawiam się, na cholerę ją nadają? Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie spacerował po zonie trzeciej bez oddziału wojska albo wozu pancernego. Unoszę się ze starej, wysiedzianej sofy, podchodząc do otworu okiennego. Przez sito małych dziurek w pancernej okiennicy, staram się określić jaką faktycznie mamy pogodę. Chyba faktycznie jest słonecznie. Muszę ostro mrużyć oczy, by z tej plątaniny światła i niewyraźnych kształtów, ułożyć sobie obraz kiedyś znanej mi ulicy. Telford Way, króciutka uliczka między Shrewsbury Way, a Hope Street to zaledwie kilka domów. Większość z nich to dwa lub cztery małe mieszkanka, połączone ze sobą w mały budynek z podjazdem i namiastką trawnika. Wszędzie podobny układ mieszkania: maleńki hol, salon, kuchnia, spiralne schody prowadzące do sypialni i łazienki na piętrze. Mój „flat” ma nieco inny układ. Z salonu wąskiej kiszki, mam trzy drzwi, prowadzące do kuchenki, łazienki i sypialni. Całe szczęście wszystko na jednym poziomie. Nade mną jest bliźniacze mieszkanie, do którego prowadzą strome i wąskie schody. Mieszka w nim para starych Indusów. Czasem słyszę ich szuranie o podłogę albo zupełnie nieznany mi język. Cały budynek to są cztery takie mieszkania, które razem tworzą bryłę budynku z czerwonej cegły, ze stromym dachem pokrytym ciemnoszarą, cementową dachówką. Cały ten kwartał wybudowany został w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku i stanowił część robotniczej dzielnicy miasta Chester. Kompleks tych małych domków, wybudował tutejszy magistrat w ramach mieszkań socjalnych. Z czasem przez zasiedzenie lokatorzy wykupywali te mieszkania, po preferencyjnych cenach. Część z nich potem była wynajmowana, najpierw młodym Brytyjczykom, potem emigrantom różnej maści i narodowości. Dziś to jest ludzki śmietnik, strefa ludzi na utrzymaniu. Nikt z nas przecież nie pracuje. Wszystko otrzymujemy. Na poziomie dwudziestu tysięcy jednostek żywotnych rocznie. Wikt, opierunek, opiekę medyczną, twarde prawo i wszechobecną tv nettviwer, która wiecznie nas inwigiluje i bada.
Nie ma zieleni, wszystko zdechło. Kiedyś zielone „yardy” są tylko zgorzelą, która odsłaniała kamienistą glebę. Kikuty drzew i krzewów dawno zostały wycięte. Pustka i cisza, żadnego przechodnia. Czasem tylko przelatują zwiadowcze maszyny, śledzące nieustannie teren. Spoglądam jeszcze chwilę i siadam znowu na starej sofie by bezmyślnie, oglądać jakieś show. Ta moja okolica właściwie jest spokojna, nie to co inne części mojej strefy. Tu mieszkają sami starcy. Już od lat w zonie trzeciej nie ma sklepów, banków czy innych usług. Niebezpiecznie jest tam, gdzie mieszkają młodzi ludzie. Rozpiera ich energia, a są skazani na wiekuiste bezrobocie. Tylko mieszkańcy drugiej strefy są produktywni, oni mają pracę, serwisują pierwszą i trzecią zonę. Niestety, nigdy nie kwalifikowałem się na mieszkańca zdolnego do pracy. Nigdy nie było zapotrzebowania na słabych fryzjerów damsko-męskich. To teraz i tak załatwia robot domowy. Kurwa, co za świat! Masz być przyklejony do siedzenia i oglądać nettiver. Ciekaw jestem czy z tego powodu fabryka produkująca maści na odciski dupy Ma zwiększoną produkcję.
Wracając do młodych. Oni balansują na linie. Teraz za byle gówno możesz zostać unicestwiony przez drona lub oddziały szybkiego reagowania czyli mieszankę wojska i policji. Podobno tam, gdzie mieszkają ci młodsi, można dostać alkohol, dragi i po łbie. Nie ma pieniądza jako takiego, ale są, tak zwane, jednostki egzystencjalne. Więc wszystko odbywa się drogą wymiany. Towar za towar.
Po tym wszystkim co przeszliśmy i jak teraz żyjemy dziwię się, że ludzie decydują się na dzieci. Choć podobno prawie połowa rodzi się chorych lub zmieniona genetycznie. Takie dzieciaki są odbierane rodzicom i… no właśnie następna zagadka. Nikt nie zna ich losu.
Żeby żyć w zonie pierwszej trzeba mieć na koncie miliony jednostek egzystencjalnych. Tam ponoć jest wolność ale to ponoć, bo nikt nic nie wie na pewno. Światem i tak rządzi ta wredna, bezwstydna i ciekawska suka maszyna, super-centrum. No właśnie. Muszę położyć dłoń na konsoli, ona pobierze kroplę krwi i zbada różne parametry mego ciała jak puls, ciśnienie. Krew zostanie poddana analizie, wszystko zostanie zapisane, wnioski wyciągnięte, dane przesłane do suki numer dwa, mojej opiekunki społeczno-medycznej, Pegi Keith. No, a ja oczekuję jej co tygodniowej wizyty, zaraz powinna się tu zjawić z tym szwadronem śmierci. Ma ona lepszą obstawę niż były prezydent USA czy eskorta konwojująca pieniądze do banku. Tak ona jedyna mnie odwiedza, przywozi leki, żywność, ubrania i wszystko inne co niezbędne do życia, a co oferuje opieka społeczna.