Ruszamy, nareszcie … na dzisiaj wystarczy już mi krzywych akcji. Zajmuje to samo miejsce co wcześniej, dzięki czemu w drodze powrotnej zwiedzam drugą stronę drogi , an samym początku chciałem iść spać żeby odpocząć od dzisiejszych sytuacji, na szczęście szybko odpuściłem ten pomysł i jak się okazało to była dobra decyzja, mam wrażenie ze po tej stronie jest o wiele ładniej, pełno zabytków, jezior, w oddali widać jakieś ruiny zamków, mogę spokojnie powiedzieć że kocham podróżować… ale mnie nie stać, więc każdy taki wyjazd mnie cieszy. Z głośników słychać męski głos, który informuje nas że za 15 minut robimy 30 minutowy postój cieszę się, być może uda mi się skoczyć na jakiegoś Fast fooda. Dojeżdżamy na stacje, okazuje się że jesteśmy w jakimś zadupiu oprócz stacji, nie ma dosłownie nic, same pola, łąki a kilka kilometrów dalej lasy … super, zapowiada się rewelacyjny postój, a miałem nadzieje że może i teraz uda mi się zwiedzić choć troszeczkę jakiegoś miasteczka.. trudno muszę nacieszyć się hot dogiem ze stacji i podziwianiem setki hektarów pól…
Trudno… zjem i lecę do ubikacji, bo od dobrej godziny chce mi się lać jak cholera. Zostały mi dwie minuty do odjazdu więc się spieszę, robie co mam robić a kiedy chce wyjść, okazuje się że drzwi nie chcą ze mną współpracować… chudy nie jestem, a nawet powiedziałbym że wyglądam dość muskularnie, jestem fajnie zbudowany ale to chyba po tacie, do tego jeszcze doprawiam się kilka razy w tygodniu siłownią więc mam i kaloryfer, dość porządnego bicepsa, ale nawet moja muskulatura nie działa na te uparte drzwi, ubikacja jest na zewnątrz … po 5 minutach jestem zdenerwowany na tyle że zaczynam krzyczeć, bałem się że autobus mógł już ruszyć .. ale nawet krzyk nie pomaga.. zaczynam trzaskać w drzwi, mija jakieś kolejne 5 minut, kiedy drzwi kluczykiem otwiera mi jakaś pani, która mówi że bardzo przeprasza ale ostatnio drzwi coś się często psują.. odpowiadam ironicznym „zauważyłem…” biorę plecak i wybiegam na parking. Za późno… nie wierzę, stoję jak wryty. Parking jest pusty a mojego busa już nie ma … zaczynam panikować, przeliczać pieniądze w portfelu i dzwonię do taty udając że nic się nie stało i po prostu dzisiaj nie wrócę do domu, przez 15 minut daje mi kazanie o tym że jutro mam szkolę i żebym sobie nie żartował… zaczynam mówić poważnie że uciekł mi autobus, ale wszystko w porządku jestem już w hotelu.. w to uwierzył, na szczęcie… Chodzę w kółko, zaczynam się pocić ze strachu bo od domu jestem jakieś 400 km. Nie dzwonie do mamy, nie chce jej teraz niepotrzebnie straszyć. Jedyna opcja to iść na stopa… albo chociaż iśc w stronę domu. Dzień zaraz się kończyć w końcu to listopad.. trudno, jakoś sobie poradzę. Wychodzę na drogę i zaczynam iść w stronę domu, sądziłem że droga jest bardziej ruchliwa, złapanie kogoś na stopa będzie cudem, ale się nie poddaję, po ponad godzinie jestem już wkurzony, głodny i trochę zmarznięty, zrobiło się dość ciemno więc nawet nie wiem kto jedzie w aucie i czy jest sens zatrzymywać… macham rękoma w każdą stronę ale bezskutecznie i tak przez następną godzine aż w końcu ktoś się lituje, udało mi się zatrzymać tira, wiem że to jest niebezpieczne , ale ryzykuje. Podchodzę i otwieram drzwi, widzę mężczyznę tak przystojnego że aż zapominam co chce powiedzieć i gdzie jadę… około 40 lat, zadbany, widać że umięśniony bo ma obcisły t-shirt, mocno piwne oczy, i kilkudniowy zarost – to co kocham, do tego wszystkiego w krótkich dresowych spodenkach.
- yyyy, pan może w stronę Wrocławia ?
- jadę na granice niemiecka, więc wsiadaj będę przejżdzał koło Wrocławia.
- dziękuje, już wchodzę. Mówię to i nie mogę przestać się na niego patrzyć, pięknie zadbany uśmiech, jego usta są tak piekielnie podniecające że nie potrafię ogarnąć mojego małego w spodniach.
- a po co ty chcesz aż do Wrocławia jechać ? – pyta
- Mieszkam na przedmieściach Wrocławia, także można powiedzieć że jadę do domu.
- to co ty tutaj młody robisz ?! tak ubrany, na środku jakiegoś pustkowia?
- wracałem autobusem z Ukrainy i kilka kilometrów wcześniej zatrzymał się na stacji, w ubikacji zatrzęsły mi się drzwi i pech chciał że autobus mi uciekł … a jakoś do domu trzeba wrócić.
- o kurde, widzę że nieciekawa sytuacja, ja wracam z Rosji, jadę już 9 godzinę.. i powiem Ci że jestem okropnie zmęczony… dwa razy przebita opona, chcieli ukraść mi ładunek jak ruszałem, kontrola na granicy się średnio udała, tak więc obydwoje dzisiaj mamy pechowy dzień, pocieszył mnie i tym że jedzie idealnie tam gdzie chce i tym że nie tylko ja mam pecha. Nasza rozmowa trwa i trwa, poruszamy tysiące tematów, dogadujemy się jak najlepsi koledzy, opowiadamy sobie żarty. Mija godzina, i Tomek bo tak się nazywał, na chwile przerywa rozmowę bo mówi że lanie go ostro ciśnie a do najbliższej stacji mamy kilkadziesiąt kilometrów, żebym chwile poczekał tylko się wyleje i wraca. Wychodzi z tira, widać że daleko nie chce odejść więc podchodzi do nadkola po swojej stronie, widzę tylko ramiona, szyje i twarz, kręci się widać że ma problem, jesteśmy na innej o wiele bardziej ruchliwszej drodze i cały czas ktoś przejeżdża wiec przechodzi na moją stronę, pobocza, jest w obrócony tak że idealnie widzę cały krok… zaczynam się zastanawiać czy serio będzie lał w moją stronę, nie zdążyłem dobrze pomyśleć a on wyciągnął swojego kutasa… ogromnego kutasa z lekkim ale gęstym zarostem i zajebiście dużymi jajami, twarz ma cały czas skierowaną dół, więc mam okazję żeby się przyjrzeć jego dorodnemu kutasowi, trochę mnie to zastanawia bo od strony mojego nadkola, gdzie teraz sika jakieś kilka metrów dalej są krzaki … ale może nie chce mu się chodzić w końcu to tylko lanie, tłumacze tą dziwną sytuacje. Wsiada jakby nigdy nic, klnie tylko na taki tłok na drodze… szybko wracamy do poprzednich tematów, znów zaczynamy się śmiać i omawiać rożne tematy, co chwile klepie mnie po udzie, kiedy cos bardzo entuzjastycznie opowiada ,albo jak się śmieje, to też sobie tłumacze że często jak ludzie sobie coś opowiadają to klepią się po kolanach czy coś.. dojeżdżamy do Katowic ze świetnym humorem, ale Tomek uświadamia mnie że jest już tak cholernie zmęczony że nie da rady już dalej jechać bo oczy mu się zamykają, więc chyba musze sobie zmotać coś innego do jazdy, albo jak chce to żebym z nim przespał jedną noc w hotelu i rano ruszymy dalej w trasę…
- nie mam żadnej większej kasy przy sobie oprócz 20 zł, na jakiegoś jedzenie…
- nie masz co się martwić, zrobimy tak że kupie pokój jedno osobowy, pracowniczy, mam tutaj zaprzyjaźniony hotel w którym często nocuje jak jadę w dalekie trasy, damy rade, łóżko nie jest takie małe.
Zaczyna mnie bardzo namawiać, że nie ma sensu teraz w tak dużym mieście iść na stopa bo prędzej mnie jacyś naćpani pobiją albo coś z tych rzeczy…
Ten argument mnie namówił.
- no i super, przynajmniej wyśpimy się jak ludzie, to trzymaj się bo zjeżdżamy z trasy.
w dobrych humorach dojechaliśmy do hotelu, czekała nas wspólna nocka…
31.10.2015 18:03